20 lutego.
Byłem w górach. Ostatni,
pożegnalny raz poszedłem na moje zbocze. Im wyżej, tym las piękniejszy, bo
okryty grubszą warstwą zamarzniętej mgły, która drzewa czyniła baśniowymi w
swym uroku. Gdy już dotarłem na tamtej ścieżki trawersującej niemal pionową
ścianę skalną i zadarłem głowę do góry, na to ogromne zwalisko kamieni, na
bajecznie wystrojony las, który wydawał się wznosić pionowo w górę ponad moją
głową, zrozumiałem, dlaczego nasi przodkowie w takich właśnie miejscach
budowali ołtarze swoim bogom. Bo tutaj, wśród dzikiej przyrody, obecny jest Majestat.
Tutaj czuje się potęgę bóstw przyrody. Miałem łzy w oczach i czułem chęć
padnięcia przed nimi na kolana, a w kościele nigdy nie odczuwałem takiej
potrzeby. Myślę o tych dawnych czasach, gdy jeszcze tam bywałem; bardziej
interesowały mnie organy z tyłu, czy witraże w oknach, niż Bóg, bo i gdzie go
tam było szukać? W kościele, wśród ozdób, obrazów, świateł i tłumu ludzi,
trudno o bliskość z sacrum, podczas gdy na tej górze świętość była przy mnie.
Miałem czas i mogłem iść na
sam szczyt Skrzycznego, ale zawróciłem z powodu przemakającego lewego buta.
Dopiero po powrocie, w pokoju, zobaczyłem, że but ma pękniętą podeszwę, więc
musiał przemakać. A ja już myślałem, że nie potrafię z nim rozmawiać...
22 marca.
To nieprawda, że zima trwa 3
miesiące! Ona trwa pół roku i jest coraz dłuższa, bo z tym ocieplaniem się
klimatu to jakaś bujda. Czeka nas jego oziębienie - nie, on już się oziębia! Z
wielkim niepokojem myślę o następnych latach, bo może przyjść ten rok, w którym
zetknie się koniec jednej zimy z początkiem następnej i na Polskę nasunie się,
jak kiedyś, lodowiec. Wszak wszystko się powtarza.
Ziemia zmienia swoją orbitę i
odsuwa się od naszej gwiazdy. Dni są coraz krótsze, słońce coraz bledsze i
kiedyś zapadnie ciemność, która nie będzie miała końca.
Wieczna noc.
Niech ją jasna cholera!
Co nas wtedy spotka? Los
neandertalczyków, którzy przegrali swoją walkę o życie? Czy znowu będzie
rządzić prawo lepiej przystosowanego i wygra silniejszy?
Co z nami będzie w tym zimnym
świecie? Ile ciepła trzeba w nas, aby go ogrzać?
8 kwietnia.
W zimny, wczesnowiosenny
zmierzch, jest taka chwila, gdy przedmioty tracą barwy zyskując wyrazistość.
Ich kontury stają się ostro rysowane, wydają się ciężkie, masywne – jak te
granatowe niebo nad nimi. W chwilę później barwy wędrują w górę, gdzie świecą
odcieniami czerwieni. Ta chwila to tylko minuty, bo później wszystko ciemnieje,
gaśnie, zamiera i znika w ciemności. Jeszcze tylko schodząca w dół jasność
nieba przypomina o dniu, a później już nic.
Zapatrzenie.