Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdrowie. Pokaż wszystkie posty

środa, 19 kwietnia 2023

Oblicze ludzkości

 190423

Kupiłem parę książek w antykwariacie; do przesyłki dołączona była ulotka i list od prywatnej fundacji zajmującej się pomaganiem dzieciom w Afryce.

>>Polska Fundacja dla Afryki zbiera na dożywianie 1700 głodnych dzieci na Madagaskarze.

Praca dla dzieci oznacza jedzenie. Podejmują więc każdą: noszenie cegieł, piasku czy kamieni na budowie. Gdy się przyjdzie na targ o 3 rano, to można się nająć do noszenia worków z ziemniakami, ryżem. Około 5 rano można zarobić, zanosząc zakupy klientom do domu. Można pracować nosząc wodę od pompy do czyjegoś domu.

Zarobią przez dzień 1-2 zł, a za to nie da się kupić jedzenia na cały dzień. Zwłaszcza że zwykle ci, którzy pracują, mają na utrzymaniu młodsze rodzeństwo.<<

Fragment otrzymanego listu:

>>Ostatnio napisałem maila do współpracownika z Madagaskaru z pytaniem: Co u was słuchać? Odpowiedział mi: Ten tydzień był u nas dobry, bo nikt nie zmarł z głodu…

Zdesperowane matki karmią dzieci wodą z cukrem, bo – same niedożywione – nie mają wystarczająco pokarmu. Do naszych przychodni trafiają roczne dzieci ważące mniej niż 5 kg.<<

Na stronie fundacji przeczytałem sprawozdanie za ubiegły rok:

>>W 2021 roku dzięki Państwa darowiznom przekazaliśmy na pomoc Afryce ok. 8,6 mln zł. To ogromna kwota, biorąc pod uwagę, ile dobrego można zdziałać na kontynencie, na którym za jedną złotówkę można uratować ludzkie życie (w Togo tyle kosztuje porcja soli leczniczej, wstrzymującej biegunkę u dzieci).<<


Jedna rakieta Javelin służąca do niszczenia czołgów kosztuje 80 tys dolarów. Niemiecki czołg Leopard kosztuje 6 milionów, a amerykański Abrams ponad 8 milionów dolarów.

Zadałem Google pytanie: „Ile świat wydaje na zbrojenia?”.

Oto odpowiedź:

>>Globalne wydatki na zbrojenia sięgnęły w 2021 roku rekordowego poziomu 2,11 bln dol. – mówią wyliczenia sztokholmskiego instytutu SIPRI. Państwa z całego świata zwiększyły wydatki zbrojeniowe w 2021 r. o 0,7 proc., co było siódmym rokiem wzrostowym z rzędu. <<

2110 miliardów dolarów w ciągu roku, a więc 5780 milionów dziennie. 67 tysięcy dolarów w każdej sekundzie doby, tygodnia i miesiąca. Przez cały rok, a w każdym kolejnym więcej i więcej. W czasie czytania przez was tych kilku zdań, ludzkość wyda na maszyny do zabijania kilkanaście milionów dolarów. W tym czasie (trzech minut) umrze trzydzieścioro dzieci, które można było uratować gdyby nie brak pieniędzy, o czym dowiedziałem się na stronie UNICEF.

Ludzie są bardzo różni. Są wśród nas filantropi, ludzie poświęcający się dla dobra innych ludzi, są też skrajni egoiści i nawet ludobójcy, a jako całość, jako ludzkość, jesteśmy barbarzyńcami, bo nie dobro, a zło bardziej jest widoczne w naszych działaniach.

Wpłaciłem pieniądze, ale mocuję się z wyrzutami sumienia. W weekend pojadę na parodniową włóczęgę po Roztoczu wydając na nią kilkaset złotych, a powinienem wydać te pieniądze na głodne dzieci. Bronię się przed samym sobą tłumacząc, że przecież nie uratuję świata. Nie uratuję, ale mogłem więcej obiadów opłacić.

Mogłem. Mogę.

Będę wpłacał.  Tyle mogę zrobić.





Zdjęcia skopiowałem ze strony UNICEF, link jest wyżej.

poniedziałek, 10 stycznia 2022

Oblicza współczesności

 080122

Ryan T. Anderson jest filozofem, dziennikarzem i prezesem amerykańskiego Centrum Etyki i Polityki Publicznej, prywatnego stowarzyszenia zajmującego się propagowaniem tradycyjnej moralności. Jest też pisarzem. Jego książka „Kiedy Harry stał się Sally” była, jak gdzieś czytałem, sprzedawana przez Amazon, do czasu wycofania się korporacji z jej dystrybucji. Właśnie ta wiadomość zwróciła moją uwagę na książkę.

Kupiłem ją nie tyle dla poznania ideologii gender i transpłciowości, bo wystarczy mi tych strzępów informacji, które docierają do mnie mimo chęci i wbrew zasadzie dozowania niektórych informacji, co dla poznania mechanizmów jej funkcjonowania i sposobów osiągnięcia tak wielkich wpływów. Wiadomo, że w miliardowym mrowisku każda idea znajdzie zwolenników, ale też wiadomo, że aby uzyskała znaczną siłę polityczną, muszą być spełnione pewne warunki. Jakie one były w przypadku gender i transpłciowości? Od razu napiszę, że dowiadując się dużo, akurat takich informacji wiele nie znalazłem. Potrzebna byłaby porządna praca socjologa.

Autor zajmuje się ruchem transpłciowości w Stanach Zjednoczonych, opisując poglądy ideologów i ich przeciwników, do których sam się zalicza. Wyjaśnia, posiłkując się cytatami, status quo i jego skutki, wskazując na feminizm jako praprzyczynę ideologii gender i transpłciowości.

Wypada w takim razie napisać o dalekiej drodze, jaką przeszedł feminizm od walki o pełną równość kobiet, do obecnego kształtu ruchu transpłciowości. Książka daje wyobrażenie o tym, jak wiele na tej drodze zagubiono.

Warto jeszcze napisać o wzmiankowanej przez autora eskalacji stanowisk ideologów. Wymownym przykładem jest zmiana w nazywaniu osób transpłciowych: wcześniej pisano o mężczyznach uznających się za kobiety, ale później stwierdzono, że tacy ludzie po prostu są kobietami. Wśród ideologów wypracowany został związek między radykalnością twierdzeń i żądań, a uznawaniem ideologii za bardziej postępową i moralniejszą, co przypomina licytowanie na aukcji: im więcej kategoryczności, tym więcej nowoczesności.

Niewątpliwie swój udział mają media i wyjątkowo wyraźna obecnie u ludzi skłonność do przyjmowania poglądów wyłącznie z powodu ich popularności, zwłaszcza jeśli mają przypięte wielkie etykiety takie jak postęp, swoboda, brak ograniczeń, wolność czy samostanowienie. Teraz poglądy przyjmuje się nie po dogłębnym zapoznaniu się z nimi, nie na podstawie wiedzy i przemyśleń, a z powodu mody, konformizmu i pragnienia bycia trendy.

Co jednak wypchnęło tę ideologię na szczyty wpływów tak wielkich, że sięgających rządów stanowych i administracji federalnej w USA? Dlaczego rozlała się na pół świata? Dlaczego wielkie korporacje, jak Google czy Facebook, tak mocno są zaangażowane w jej popieranie? Przecież nie z powodu konformizmu, skoro same mogą kształtować opinie ludzi, co często robią. Czy jest im to na rękę? Służy zwiększeniu ich wpływów?

Przyznam się tutaj do nieco wstydliwej (w moim rozumieniu) myśli, która odpychana wraca niczym bumerang: korporacjom ta ideologia jest potrzebna, ponieważ odciąga uwagę ludzi od spraw naprawdę ważnych. Nie wiem, jakich. Czasami odnoszę wrażenie stania świata przed wielkimi i głębokimi przemianami.

Daje się zauważyć pewną prawidłowość w wielkich procesach społecznych. Cóż stało się ze szlachetnymi ideałami Jezusa z Nazaretu, co ze słusznymi przecież lewicowymi żądaniami równości społecznej oraz godziwych warunków pracy i życia ponad sto lat temu? Czy ideologie gender i transpłciowości nie wykazują pewnych podobieństw w swoich przemianach do tamtych idei?

Wracając do książki przyznam, że lektura pozwoliła mi znacznie pogłębić wiedzę o ruchach transpłciowości oraz uświadomić sobie skalę zagrożeń i wielkość niepokojących przemian kulturowych.

>>Ostatnie doniesienia medialne doskonale ilustrują kulturowy regres w ocenie realiów dotyczących różnic płci.<<

To jeden z wniosków, do których i ja doszedłem niezależnie od autora, co wcale nie świadczy o mojej wnikliwości. Trudno o inny pogląd po zapoznaniu się tą ideologią. Na poparcie tych słów wkleję tutaj swoją perełkę, wyjątkowy cytat doskonale potwierdzający wniosek.

>>(…) prokurator generalna Loretta Lynch zasugerowała, że uzależnienie dostępu do danej łazienki/toalety lub szatni od przynależności do konkretnej płci biologicznej jest tak samo odrażające, jak uzależnianie takiego dostępu od kolory skóry.<<

W związku z regresem kulturowym wspomnę jeszcze o prawach obowiązujących w niektórych stanach USA, w myśl których leczenie psychiatryczne dysforii płciowej może być uznane za nielegalne, w przeciwieństwie do chemii i skalpela używanych wobec młodych ludzi, nierzadko nieletnich. Warto zastanowić się chwilę nad wymową tych praw i ich skutków. Także o przemianie idei Hipokratesa.

Skoro zamieściłem pierwsze cytaty, powinienem wyjaśnić, że wszystkie są wyróżnione znakami >><<. Słowa poza nimi są moje. Nierzadko wewnątrz znaków cytatów są jeszcze cudzysłowy. Są one oryginalne, to znaczy użyte przez autora z powodu cytowania słów innych osób. W kilku miejscach zamieszczam w nawiasach wyjaśnienia, dodając KG – moje inicjały. Czasami pomijam część zdania, miejsce zaznaczając kropkami ujętymi w nawiasy.

W tekście książki wiele jest słów niedawno utworzonych bądź fachowych. Uznałem, że skoro ja miałem z niektórymi kłopot, to i inni mogą mieć, dlatego poniżej zamieszczam słownik. Wyjaśnienia są moje, o ile nie zaznaczyłem źródła.

Mężczyzna (chłopiec) transpłciowy, inaczej transmężczyzna. To osoba o kobiecym ciele ale umyśle męskim, lub kobieta uważająca się za mężczyznę.

Kobieta transpłciowa, transkobieta – osoba o męskim ciele a umyśle kobiety lub mężczyzna mający się za kobietę.

W Wikipedii podane są inne definicje:

„Mężczyzna transpłciowy to mężczyzna, któremu przypisano płeć żeńską przy urodzeniu, i który postanawia żyć w zgodzie z odczuwaną przez niego męską tożsamością płciową.” Warto zwrócić uwagę na wyrażenie „płeć przypisana przy urodzeniu”, powszechnie od niedawna używanym. Myślę, że autor definicji wie o ustaleniu naszej płci w procesie zapłodnienia, jednak tutaj pisze o chwili narodzin, ponieważ wtedy określa się płeć na podstawie zewnętrznych narządów płciowych (urodziłaś dziewczynkę!!), co – według ideologów transpłciowości – nie jest właściwe, ponieważ to sam człowiek ma zdecydować, czy jest chłopcem, czy dziewczynką. Zwraca uwagę wyjątkowa, nigdzie indziej niespotykana, moc wewnętrznego przekonania: uważam, że jestem kobietą (mężczyzną), to tym samym nią (nim) jestem. W tym wyrażeniu ukryte jest twierdzenie o wyższości przekonania nad biologią.

– Osoba transpłciowa to człowiek mający poczucie swojej płci niezgodne z płcią ciała.

Tranzycja w ogólnym znaczeniu jest procesem przejścia z jednego stanu do drugiego. Tutaj słowo jest używane na określenie zmiany płci we wszystkich aspektach, zarówno społecznych, jak i prawnych oraz medycznych.

Detranzycja to powrót do swojej płci pierwotnej, po jej wcześniejszej zmianie.

Transfobia – „pojęcie obejmujące szereg negatywnych postaw, uczuć i działań wobec osób transpłciowych lub transpłciowości jako takiej.” Cytat z Wikipedii.

Dysforia płciowa jest stanem, w którym odczuwa się dyskomfort lub cierpienie z powodu niezgodności między płcią biologiczną a tożsamością płciową.

– „Cispłciowość, lub cisseksualizm, często w skrócie: cis – spójność pomiędzy czyjąś płcią przypisaną przy narodzinach a jego tożsamością płciową; cis mężczyźni i cis kobiety to „osoby nietranspłciowe”. Cytat z Wikipedii.

Tożsamość płciowa jest wewnętrznym przekonaniem człowieka o posiadaniu określonej płci, czasami niezgodnej z płcią biologiczną.

– Mizoginia to silna niechęć do kobiet.

– Solipsyzm: istnieję tylko ja sam, a ludzie, rzeczy, wszystko co widzę i czego doświadczam, są wytworami mojego umysłu. Cały świat i cała rzeczywistość tworzone są we mnie.

Wspomnę jeszcze o staranności autora we wskazywaniu źródeł: przypisy i adresy zajmują 40 stron. Wymowny fakt w książce nie będącej dziełem ściśle naukowym.

Niemal zawsze przepisuję ciekawe, piękne czy bulwersujące fragmenty czytanych książek; nie inaczej było przy lekturze tej książki. Nie wiedziałem jednak, że nazbiera się ich tak wiele. Cytaty starałem się posegregować tematycznie dodając stosowne informacje.

* * *

Łazienkowe boje.

W książce opisywany jest przypadek stanu Północna Karolina, gdzie wydano zarządzenie o dostępie do łazienek i podobnych miejsc głównie według płci biologicznej. Stan został za to podany ostracyzmowi prawnemu ze strony rządu federalnego oraz ekonomicznemu ze strony korporacji.

>>(…) prokurator generalna Loretta Lynch zasugerowała, że uzależnienie dostępu do danej łazienki/toalety lub szatni od przynależności do konkretnej płci biologicznej jest tak samo odrażające, jak uzależnianie takiego dostępu od kolory skóry.<<

To fragment komentarza autora: >>Jest to kwestia uwarunkowana biologią, a nie wewnętrznym poczuciem tożsamości płciowej. Oddzielne obiekty są zaprojektowane po to, by zapewnić nam prywatność w zależności od naszej budowy fizycznej.<<

>>W przypadku wspomnianych wycieczek, które wiążą się z noclegami poza domem, „szkoła ma obowiązek uszanować prywatność (transpłciowego) ucznia i nie może ujawniać, ani też wymagać ujawnienia jego transpłciowości pozostałym uczniom lub ich rodzicom”. Oznacza to, że dziewczęta nie zostaną wcześniej powiadomione o tym, że chłopiec identyfikujący się jako dziewczyna, ale który ma wszystkie typowo męskie części ciała, będzie z nimi korzystał z szatni, prysznica i dzielił pokój w hotelu. Z drugiej strony kwestie dotyczące prawa do prywatności uczniów nietranspłciowych nie są w ogóle podejmowane i zostały zdegradowane do poziomu „niewygodnej” kwestii.<<

Słowa aktywisty transpłciowości:

>>”zmuszanie osoby transpłciowej do korzystania z wydzielonej łazienki/toalety to wyraźny komunikat, że ta osoba nie jest prawdziwym mężczyzną lub kobietą, lub jest osobą przynależącą do jakiejś nieokreślonej >innej< grupy osób”. (…) „ogranicza potencjał tej osoby do zintegrowania własnej tożsamości i kwestionuje sam proces tranzycji społecznej”.<<

Dalej łazienkowe zalecenia specjalistów od transpłciowości:

>>”Każdy uczeń, który nie czuje się komfortowo dzieląc toaletę z uczniem transpłciowym, powinien mieć możliwość korzystania z innej, bardziej ustronnej, takiej jak łazienka w gabinecie pielęgniarki, przy czym uczeń transpłciowy nigdy nie powinien być zmuszany do korzystania z innych toalet, tylko dlatego, by inni uczniowie poczuli się komfortowo”.<<

W tłumaczeniu na język polski oznacza to, że jeśli dziewczyna nie zechce korzystać z łazienki razem z chłopakiem uważającym się za dziewczynę, to ona, a nie ten chłopak, powinna iść do innej łazienki.

A rodzice? Mało są ważni: >>”personel szkoły nie może ujawniać żadnej informacji, które mogą niepotrzebnie wyjawić status transpłciowy danego ucznia innym osobom, w tym jego rodzicom lub opiekunom”, z zastrzeżeniem sytuacji, gdy byłoby to bezwzględnie wymagane przepisami prawa.<<

>> wytyczne zalecają m.in. że należy używać preferowanego przez ucznia imienia i zaimków w klasie, ale już w komunikacji z rodzicami posługiwać się oficjalnym imieniem i standardowymi zaimkami określającymi jego biologiczną płeć, aby nie ujawnić im społecznej tranzycji dziecka.<<

>>Aby uzyskać dostęp do toalet i szatni zgodny z deklarowaną płcią, wystarczy, że dany uczeń jedynie zadeklaruje sprzeczność „wewnętrznego poczucia płci” z jego płcią biologiczną. (…) Innymi słowy, wybrana płeć na podstawie ustnego oświadczenia staje się faktem.<<

Z listu rodziców niezgadzających się z ideologią transpłciowości:

>>Czy zgodzimy się na sterylizację naszych dzieci, czy będziemy cierpliwie prowadzić je drogą akceptacji własnego ciała? Czy będziemy leczyć problemy naszych dzieci za pomocą podwójnej mastektomii, czy będziemy żądać od lekarzy prawdziwego remedium?<<

>>Po pierwsze, szkoły będą uczyły dzieci akceptowania ideologii, która opiera się na kłamstwie, zgodnie z którym płeć biologiczna gra drugie skrzypce wobec samozwańczej, subiektywnej tożsamości płciowej i że płeć cielesna jest zmienna lub nawet nieistotna. (…) Nieuchronnie, takie podejście obejmie wszystkie obszary funkcjonowania szkoły i wywrze głęboki wpływ na rozwijające się umysły dzieci. Na przykład dziewczęta, zgodnie z regresywnymi nakazami polityki antyprzemocowej i polityki integracji płciowej, musiałyby nazywać chłopców w swojej szatni „dziewczynami”, co skutecznie pozbawiłoby je należnych praw do wolności słowa i zachowania intymności przed osobnikami płci przeciwnej. (…) Ideologia transpłciowości w programie nauczania jest zatem uświęconym kłamstwem, kreowanym na prawdę.<<

Słowa kobiety:

>>Od ponad roku nie wchodzę do żadnej damskiej szatni. Zanim uchwalono waszyngtońskie prawo, okoliczność, w której jakiś mężczyzna pojawiłby się w damskiej toalecie lub szatni, wywołałaby natychmiastową reakcję administracji obiektu, personelu, policji i obecnych tam ludzi, aby chronić moją prywatność i zapewnić bezpieczeństwo. Teraz to już przeszłość.<<

>>(…) jeśli istnieją kobiety lub dziewczyny, które przebywając w toaletach z biologicznymi mężczyznami czują się niekomfortowo, to nie da się takiej reakcji nazwać bigoterią.<<

>>Trudniej jest udowodnić lubieżne zamiary w sytuacji, gdy prawo dostępu do obiektów przeznaczonych dla danej płci wynika jedynie ze zgłaszanej przez siebie tożsamości płciowej (...)<<

Działania ideologów transpłciowości.

>>Stał się (jeden z lekarzy zajmujących się badaniami nad tożsamością płciową – wyjaśnienie KG) celem nagonki za przekonanie, że w przypadku dzieci występuje szczególny rodzaj dysforii płciowej oraz że bezrefleksyjne zachęcanie ich do tranzycji może w dłuższej perspektywie nie okazać się korzystne dla ich dobrostanu. Za ten grzech został pozwany przez szpital (...) i osądzony w pokazowym procesie.<<

>>Jeśli jeden z czołowych światowych ekspertów w dziedzinie dysforii płciowej może być w taki sposób odstawiony na boczny tor, oznacza to, że agenda ideologiczna poważnie zagraża praktykowaniu medycyny. Nie jest to bynajmniej stabilny i spójny zbiór przekonań, lecz ideologia, która zmienia się w zależności od potrzeb politycznych. Co więcej, wszelkie braki w logicznej spójności tej ideologii nadrabiane są bezkompromisową gorliwością zwolenników.<<

>>Co więcej, klinicyści zajmujący się transpłciowością są przekonani o swojej skuteczności w rozróżnianiu dzieci „naprawdę transpłciowych” od tych, przechodzących tylko fazę, z której kiedyś wyrosną. Na podstawie podobnych stwierdzeń ugruntowały się idee zachęcające do podejmowania tranzycji w możliwie najmłodszym wieku.<<

Myśli aktywistów transpłciowości:

>>Transpłciowy chłopiec jest chłopcem, a nie dziewczynką, która identyfikuje się jako chłopiec.<<

>>(…) ludzie są takiej płci, jakiej pragną.<<

>>Z medycznego punktu widzenia, właściwym wyznacznikiem płci jest tożsamość płciowa.<<

>>(…) każda terapia, która nie jest terapią wspierającą tranzycję, jest nieetyczna.<<

>>zawsze należy zachęcać dzieci, by te zachowywały się w sposób zgodny z ich samoidentyfikacją (niezależne od tego, jaka ona jest), natomiast wszelkie próby pomagania dziecku, by zaczęło się czuć komfortowo w swoim ciele, są nieetyczne i prawdopodobnie szkodliwe.<<

>>Blokery (tutaj: specjalne substancje chemiczne – wyjaśnienie KG) dojrzewania płciowego i hormony płciowe mogą być stosowane w „najlepszym interesie dziecka”, jak twierdzą aktywiści. Ich zdaniem „działają one jak przycisk pauzy i dają młodym ludziom możliwość zgłębienia swojej tożsamości płciowej, bez doświadczania stresu wynikającego z pojawiania się trwałych, nieodwracalnych zmian fizycznych płci przypisanej w chwili urodzenia”.<<

>>Z medycznego punktu widzenia, blokery dojrzewania (…) nie szkodzą. Normalny proces dojrzewania może zostać wznowiony w dowolnym okresie życia dziecka, po ich odstawieniu.<<

>>Zgodnie z tezami z raportu CNN na ten temat z 2016 roku, tożsamość i ekspresja płciowa „mogą się zmieniać każdego dnia, a nawet co kilka godzin” (...)<<

>>Zucker cytuje jednego z ekspertów, który twierdzi, że: „Próba zmiany tożsamości płciowej dziecka wydaje się tak samo odrażająca z etycznego punktu widzenia, jak wybielanie skóry czarnoskórym dzieciom, by poprawić ich relacje społeczne wśród białych dzieci.”<<

>>posiadanie „preferencji genitalnych” jest transfobiczne oraz że „preferowanie kobiet z waginami od kobiet z penisami może być częściowo uwarunkowane wpływem cispłciowo nastawionego społeczeństwa.<<

O nielogicznościach ideologii.

>>Jeśli kategorie „mężczyzny” i „kobiety” są na tyle obiektywne, że ludzie mogą identyfikować się jako mężczyźni lub kobiety – i być nimi, to w jaki sposób płeć może być określana jako spektrum, w którym ludzie deklarują przynależność do obu płci, żadnej z nich lub ulokować się gdzieś pośrodku? (…) skąd ktoś może wiedzieć, czy „czuje się” jak płeć przeciwna, czy jak żadna z nich, a także – jak czuje się osoba mająca obie? (…) <<

>>”Skąd mężczyzna może wiedzieć, jak to jest czuć się jak kobieta?”. (…) Niemożliwe jest przecież doświadczalne poznanie tego, jak to jest być kimś, kim się nie jest. Twierdzenie biologicznego mężczyzny, że jest „kobietą tkwiącą w męskim ciele” zakłada, że ktoś, kto ma męskie DNA, męskie ciało, męskie narządy płciowe, męski mózg, musi wiedzieć, jak to jest być kobietą.<<

>>Dlaczego samo poczucie, że się jest mężczyzną (cokolwiek to znaczy) miałoby zrobić z kogoś mężczyznę? Dlaczego nasze odczucia mają determinować rzeczywistość w kwestii płci, choć w wielu innych aspektach już nie? Nasze uczucia nie są wyznacznikiem naszego wieku, ani wzrostu. (…) A co z ludźmi, którzy identyfikują się jako zwierzęta? Co z osobami zdrowymi, które identyfikują się jako niepełnosprawne? Czy wszystkie te samozwańcze tożsamości determinują rzeczywistość? Jeśli nie, to dlaczego? I czy ci ludzie powinni być poddawani terapii przekształcającej ich ciała z sposób zgodny z ich odczuciami?

>>U podstaw tej ideologii leży radykalny pogląd, że uczucia determinują rzeczywistość. Z tej właśnie idei wywodzą się ekstremalne żądania, by społeczeństwo przystało na subiektywne twierdzenia o rzeczywistości.<<

>>Dopuszczanie do sytuacji, w której każdy, kto tylko zakomunikuje, że czuje się kobietą, zostaje automatycznie za nią uznany, sprawia, że w porządku prawnym prawdziwe znaczenie słowa kobiecość zaczyna właściwie zanikać.<<

W kilku stanach USA >>uchwalono ustawy, które zabraniają placówkom medycznym stosowania praktyk, mających na celu zmianę orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej nieletnich (…) Zatem lekarz, który pomaga młodemu chłopcu w społecznej i hormonalnej tranzycji w „dziewczynkę”, nie narusza prawa, ale lekarz, który pomaga chłopcu w identyfikacji i afirmacji własnego ciała, może działać niezgodnie z prawem.<<

>>(przepisy prawa – KG) obligują także innych do ich popierania i wspierania. Nie są zatem wykorzystywane jako tarcze ochronne przed dyskryminacją, ale jako środki do narzucania obywatelom nowej ortodoksji seksualnej. Penalizują ludzi za to, że decydują się nie ułatwiać takich procederów lub w nich nie uczestniczyć (jak operacje zmiany płci), uznając je całkiem zdroworozsądkowo, za szkodliwe lub niemoralne.<<

Wypowiedzi ludzi, którzy poddali się medycznym zabiegom zmiany płci:

>>W czasie jej przeprowadzania żaden lekarz ani psycholog nie próbował mnie od tego odwieść. Nikt nie przedstawił innych rozwiązań. Nie zrobiono nic, by mnie przed tym powstrzymać.<<

>>Cari stwierdza, że nasza kultura, a w szczególności terapeuci ruchu gender, stwarzają atmosferę dyskomfortu u osób niezadowolonych z własnego ciała, przedstawiając tranzycję jako jedyne remedium. (…) Cari pragnie również, by aktywiści przestali ignorować fakt, że coraz więcej osób decyduje się na detranzycję. (…) Jestem zwykłą 22-latką z blizną na klatce piersiowej, z męskim głosem i lekkim zarostem, a to dlatego, bo kiedyś nie mogłam dać sobie rady ze świadomością, że wyrosnę na prawdziwą kobietę. Taka jest moja rzeczywistość i takie są rezultaty tranzycji.<<

>>Max krytykuje aktywistów transpłciowych, którzy „uważają, że pomysły radzenia sobie z dysforią bez udziału leków bądź zabiegów chirurgicznych właściwie nie mają sensu”. Co więcej, ich zdaniem wszelkie inne formy terapii, które nią są nastawione na potwierdzanie i wzmacnianie tożsamości płciowej odczuwanej przez daną osobę, to właściwie odbieranie jej godności.<<

>> „Czego mogę oczekiwać, gdy im powiem (lekarzom prowadzącym zabiegi zmiany płci – wyjaśnienie KG), że zdecydowałam się na tranzycję, bo prześladowano mnie za bycie lesbijką, bo przeżyłam traumę spowodowaną samobójstwem mojej mamy?”<<

Kolejna osoba:

>>Moje ciało było mi obce. Jednak moment, w którym zauważyłam z jaką nonszalancją personel medyczny traktuje ciała osób doświadczających dysforii płciowej sprawił, że wkurzyłam się na dobre. (…) Teraz wiem, że ówczesne emocje, interpretowane jako objaw dysforii płciowej, były tak naprawdę efektem długotrwałej traumy, której nigdy nie przepracowałam. Fantazjowałam więc o życiu, w którym byłabym mężczyzną. (…) Jestem pewna, że osoby poniżej 18. roku życia nie powinny mieć prawa do podejmowania decyzji powodujących nieodwracalne skutki zdrowotne. Jeśli ja w wieku 30. lat mogłam nabrać przekonania, że wszystko zacznie się układać, gdy stanę się facetem trans, a niedługo potem uświadomiłam sobie, że to był jednak błąd, to jak dać wiarę nastolatkowi, że wie co robi?<<

Jedna z przyczyn kłopotów ludzi ze swoją płcią we wczesnej młodości.

>>Moja babcia nie chciała zaakceptować tego, że byłem chłopcem, więc przebierała mnie za dziewczynkę (…) Przebieranki zaszczepiły we mnie myśl, że być może urodziłem się w niewłaściwym ciele.

Doktor zdiagnozował u niego (a był wtedy po czterdziestce – dopisek KG) „ewidentną dysforię płciową” i stwierdził, że „jedynym wyjściem przynoszącym ulgę w cierpieniu byłaby chirurgiczna zmiana płci” (…) Postanowiłem skontaktować się z „normalnymi” specjalistami, którzy nie interpretowali wszystkich zaburzeń płci przez pryzmat transpłciowości.<<

Osoby po detranzycji:

>>Jednym z wielu powodów, dla których zdecydowałyśmy się na tranzycję była trauma. Mamy za sobą straszne wydarzenia, które zniszczyły poczucie własnego ja, dlatego stworzyliśmy nową osobowość, aby dać sobie radę z tym wszystkim i przetrwać. Tym ja była nasza tożsamość: trans, męska lub genderqueer. Poddałyśmy się tranzycji, bo byłyśmy ofiarami gwałtów, kazirodztwa, bo bycie lesbijką było wystarczającym powodem do przemocy, bo zamykano nas w oddziałach psychiatrycznych, bo jedno z naszych rodziców popełniło samobójstwo. (…) traumy i mizoginia sprawiły, że pogrzebałyśmy naszą kobiecość i zdecydowałyśmy się na tranzycję. (…) Tranzycja była aktem autodestrukcji napędzanym przez lekarzy, którzy podobno „pomagali” nam odnaleźć prawdziwe ja. (…) Wiele z nas zrozumiało, że „opieka”, której doświadczyłyśmy była czymś nieetycznym, a nawet pewną formą nadużycia medycznego. (…) Nauka o akceptacji ciała i osiągnięciu z nim pełnej zgodności to skuteczny sposób na leczenie dysforii u wielu osób.<<

Zmiany sposobów leczenia dysforii.

>>Hormony zaczął przyjmować po zaledwie dwóch sesjach z terapeutą, który zupełnie nie miał pojęcia, co stało za jego przekonaniem, że byłby szczęśliwszy jako kobieta.<<

>>Moim zdaniem, problemem jest łatwość z jaką terapeuci, kierują ludzi na zabiegi tranzycji.<<

Inna osoba po hormonalnych i operacyjnych zabiegach zmiany płci pisze:

>>”Wtedy za standard uchodziło przynajmniej dwanaście sesji terapeutycznych przed podjęciem decyzji o podaniu środków hormonalnych. Teraz ten wymóg nie obowiązuje. Wiele osób zaczyna terapię hormonalną po jednej, dwóch lub trzech sesjach. To, co w przeszłości uznawano za szkodliwe, obecnie stało się systemową praktyką wśród lekarzy.” (…) Co więcej, zauważam, że werbalizowane przez was wątpliwości zagłuszane są przez docierający z zewnątrz intensywny doping, zachęcający do tranzycji, a to jest już naprawdę niebezpieczne.”<<

Medycyna i filozofia o płci.

>>Podstawą męskości i kobiecości jest rozróżnienie ról reprodukcyjnych płci. (…) Nie istnieje żadna inna powszechnie akceptowana biologiczna klasyfikacja płci.<<

>>Tak naprawdę od bardzo niedawna – i tylko w odniesieniu do gatunku ludzkiego – samo pojęcie płci stało się zawiłe i pełne kontrowersji.<<

>>Myśliciele postmodernistyczni dążą do podważenia samego pojęcia normatywności i ukrycia faktu, że istnieje pewien naturalny porządek rzeczy. Zamiast prawidłowego i zaburzonego rozwoju człowieka, mielibyśmy po prostu wielość kierunków, którymi może podążać rozwój człowieka. (…) Rozróżnienie pomiędzy prawidłowym i zaburzonym rozwojem opiera się na zrozumieniu celu i funkcji w układach tworzących organizm. (…) Nie mówi o „różnicach” w rozwoju serca. Serce, które nie pompuje dobrze krwi, nie jest „inne”, jest po prostu chore.<<

>>We wszystkich przypadkach punktem wyjścia jest akceptacja faktu, że myśli i uczucia nie są tożsame z rzeczywistością. „Psychiatrzy muszą wreszcie rzucić wyzwanie solipsystycznej koncepcji, że to, co jest w umyśle, nie może być kwestionowane” – powiada McHugh. „Zaburzenia świadomości stanowią przecież domenę psychiatrii. Ich odrzucenie oznaczałoby właściwie jej koniec.” I ma rację. Specjaliści od zdrowia psychicznego nie mogą tak po prostu wspierać pacjentów w utrzymywaniu przekonań, które akurat w danym momencie prezentują. Zamiast tego powinny wspomagać ich w akceptacji prawdy, pracując jednocześnie nas głębszymi problemami, maskowanymi fałszywymi przekonaniami.<<

>>”Zmiana płci jest metafizyczną niemożliwością, ponieważ jest biologiczną niemożliwością.” Chirurdzy nabierają coraz większej zręczności w tworzeniu i „doszywaniu” nowych narządów płciowych, ale tego rodzaju „dodatki” nie zmieniają przecież biologicznej płci pacjenta.<<

>>Krótko mówiąc, badania nad mózgiem, o których głośno w popularnych mediach, w rzeczywistości nie potwierdzają tego, co głoszą aktywiści transpłciowi. Nie ma żadnych naukowych poglądów na potwierdzenie tezy, że tożsamość transpłciowa jest uwarunkowana biologicznie. (…) Zamiast tego „dowody naukowe w przytłaczającym stopniu popierają tezę, że fizycznie i rozwojowo normalny chłopiec lub dziewczynka jest tym, kim wydaje się być w momencie urodzenia. Dostępne dowody z obrazowania mózgu i genetyki nie wskazują, by rozwój tożsamości płciowej jako różnej od płci biologicznej był wrodzony.”<<

O celach medycyny:

>>(…) czy posiadanie uczuć i przekonań, które są całkowicie oderwane od rzeczywistości, jest dobre, złe, czy neutralne? Czy powinniśmy traktować odczucia jako autentyczne i ostateczne, czy też warto postarać się zrozumieć ich przyczyny i naprawić, albo przynajmniej złagodzić ich negatywne skutki? (…) Dr. Cretella podkreśla, iż opieka nad zdrowiem psychicznym powinna kierować się normami ugruntowanymi w rzeczywistości, łącznie z rzeczywistością cielesnego ja. (…) Niestety wielu specjalistów postrzega opiekę zdrowotną, a w szczególności opiekę nad zdrowiem psychicznym, przede wszystkim jako narzędzie do spełniania żądań pacjenta.<<

>>(…) „dowód solidarności” oznaczający dawanie pacjentowi wszystkiego, czego sobie zażyczy, niezależnie od tego, czy leży to w jego najlepszym interesie, czy też nie, jest standardem postępowania dalekim od tradycji Hipokratesa.<<

>>Przekonanie człowieka, że jest kimś (lub czymś), kim nie jest, jest w najlepszym przypadku oznaką błędu myślowego, a w najgorszym – urojeniem. To, że ktoś coś myśli lub czuje, nie sprawia, że to staje się rzeczywistością.<<

>>Nie podano zasadniczej informacji, że zdecydowana większość dzieci z dysforią płciową – od 80 do 95 procent – wyrasta z niej w sposób naturalny o ile nie będzie zachęcana do zabiegów zmiany płci.<<

Dziewczyna cierpiąca na anoreksję wyznaje uporczywe, błędne przekonanie, że jest otyła. Osoba z cielesnym zaburzeniem dysmorficznym (BDD) jest głęboko przeświadczona o swojej brzydocie. Osoba z zaburzeniem tożsamości w integralności cielesnej (BIID) identyfikuje się jako osoba niepełnosprawna i czuje się uwięziona w pełni sprawnym ciele. Osoby z BIID są często tak przygnębione swoim sprawnym ciałem, że dążą do chirurgicznej amputacji zdrowych kończyn lub przerwania przez chirurga zdrowego rdzenia kręgowego. Dr Anne Lawrence, która sama jest transpłciowa, twierdzi, że BIID wykazuje wiele podobieństw do dysforii płciowej.<<

>>Jednak dostosowanie wyglądu ciała do fałszywego wyobrażenia za pomocą hormonów i operacji nie uwalnia z więzów dysforii, tak jak liposukcja (odsysanie tłuszczu – wyjaśnienie KG) nie leczy anoreksji.<<

>>Centralnym punktem debaty nad leczeniem osób z dysforią płciową jest kwestia, czy terapia powinna koncentrować się na umyśle, czy też na ciele.<<


O chemicznym opóźnianiu dojrzewania:

>>Jednocześnie aktywiści twierdzą, że efekty blokowania dojrzewania płciowego za pomocą leków są w pełni odwracalne. Takie podejście do sprawy wywraca wszystko do góry nogami, ponieważ w okresie dojrzewania właściwie każda część ciała rozwija się zgodnie ze specyfiką danej płci, a przechodzenie przez ten proces w wieku 18. lat nie może odwrócić skutków dziesięciu lat jego blokowania.<<

>>Istnieje naturalna kolejność rzeczy, w której wiele procesów zachodzi wraz z dojrzewaniem ciała, a gdy pewne zjawiska dzieją się poza nią, rozwój nie przebiega prawidłowo. Jeśli z powodu interwencji medycznej dziecko nie rozwinie pewnych cech w wieku 12 lat, to ich wywołanie w wieku 18 lat nie będzie „odtworzeniem procesu”, ponieważ sekwencja została już zakłócona. (…) „Tożsamość płciowa kształtuje się w okresie dorastania, gdy ciała młodych ludzi różnicują się płciowo i osiągają dojrzałość.” (…) Lekarze stosujący blokery dojrzewania płciowego w leczeniu dysforii płciowej bez właściwej rozwagi, przeprowadzają gigantyczny eksperyment, który nie spełnia nawet minimalnych standardów etycznych wymaganych w innych dziedzinach medycyny.<<

>>Zablokowanie dojrzewania wiąże się z ryzykiem zmniejszenia szans na zaakceptowanie swojej biologicznej płci, a tym samym zwiększa prawdopodobieństwo, że osoba poddana zabiegowi zdecyduje się na przeprowadzenie tranzycji.<<

O dzieciach.

>>Dziecko ma powierzchowne pojęcie o różnicach między płciami: chłopcy lubią się bawić w chowanego, a dziewczynki w dom. Zatem łatwo jest mu wydedukować, że: „nie lubię energicznej rozrywki, a większość moich towarzyszy zabaw to dziewczynki, mające podobne upodobania, a więc skoro lubię się bawić w dom, tak jak moje koleżanki, to ja też muszę być dziewczynką.” (…) Przebieranie go za dziewczynkę, nadawanie żeńskiego imienia, a w końcu podawanie środków blokujących dojrzewanie, a potem – hormonów płciowych nie jest rozważnym postępowaniem. Skuteczna psychoterapia powinna pomóc mu dostrzec prawdę, że wrażliwy chłopiec to zupełnie normalny chłopiec.<<

>> To prawdziwe historie dzieci, które zostały przyprowadzone do kliniki z powodu nasilonej dysforii płciowej. Gdyby zostały skierowane do innej kliniki – stosującej obecne standardy leczenia zaburzeń płci – ich rodzicom prawdopodobnie zalecono by rozpoczęcie tranzycji społecznej, a następnie podawanie blokerów dojrzewania.<<

>>Dla dzieci, wykształcenie zdrowego rozumienia własnego ciała i seksualności jest trudnym i delikatnym przedsięwzięciem (…) Ideologia transpłciowości znacznie utrudnia ten proces poprzez destabilizację tego, co David Cloutier nazywa „seksualną ekologią”. Podważa ona bowiem powszechną zgodności między płcią biologiczną a społeczną tylko dlatego, że niewielka liczba osób ma problemy z pogodzeniem się ze swoją cielesnością. „Destabilizacja normalnej zgodności ciała i duszy”, pisze Cloutier, „to pozwolenie, by wyjątki stanowiły regułę”.<<

O źródłach ideologii:

>>Feminizm pierwszej fali był ruchem mającym na celu wyzwolenie kobiet z przesadnie restrykcyjnej koncepcji płci, aby mogły swobodnie realizować się w swojej kobiecości i człowieczeństwie. Jednak z czasem feminizm przekształcił się w ruch dążący do osiągnięcia całkowitego zrównania, graniczącego z identycznością obu płci. Od przekłamanych sztywnych stereotypów, nasza kultura wyewoluowała w kierunku kolejnego błędu, choć o przeciwnym wektorze, jakim było zaprzeczenie wszelkim istotnym różnicom pomiędzy kobietami a mężczyznami.<<

>>Dekonstrukcja pojęcia płci rozpoczęła się od zanegowania biologicznych podstaw różnic płciowych. W tym kontekście niektóre pozornie sprzeczne idee okazały się mieć wspólne korzenie, a samo zaprzeczenie jest zaszłym ogniwem łączącym ruch transpłciowy z radykalnym feminizmem.<<

>>Według McCarthy’ego ideologia gender opiera się na „postrzeganiu ciała jako problematycznej granicy wolności – wolności pojmowanej jako czyste i pojawiające się z wewnątrz samostanowienie.”<<

>>Jeśli nauka nie popiera takiego sposobu leczenia dzieci, to dlaczego te „drastyczne i eksperymentalne środki” są obecnie lansowane jako norma? (…) Tam, gdzie wiedza jest szczątkowa, wkracza ideologia. Głównym napędem dla szerokiej akceptacji leczenia tranzycyjnego u dzieci jest dziś polityka. Singal stwierdza:

Najzwyczajniej w niektórych kręgach zdecydowano, że kategoryczne deklaracje dziecięcej dysforii płciowej to przejaw ich prawdziwej tożsamości i jako taki musi być respektowany. W pewnym sensie jest to zrozumiałe: przez dziesięciolecia dorosłe osoby transpłciowe musiały stawiać czoła dehumanizacyjnym przeszkodom w postaci społecznej negacji, posądzania o choroby psychiczne czy dewiacje seksualne etc. Rzecz w tym, że istnieją solidne dowody naukowe – może nie bezwyjątkowe, ale solidne – wskazujące, że dzieci nie powinny być traktowane tak jak osoby dorosłe.<<

>>Trudno oprzeć się wrażeniu, że nadrzędnym motywem promowania tranzycji społecznej, a następnie stosowania blokerów dojrzewania, jest „utrwalenie” tożsamości transpłciowej.<<

Różności.

>>(…) wysoko rozwinięte kraje wykazują największe różnice między płciami z uwzględnieniem różnych typów osobowości. Mało prawdopodobna jest zatem teza, by wyjaśnieniem tego stanu był patriarchat i władza mężczyzn. Wydaje się raczej, że „dobrobyt i równość przynoszą większe możliwości samorealizacji” (…) „Bogactwo, wolność i wykształcenie dają mężczyznom i kobietom możliwość bycia tym, kim są”.<<

Gdzieś czytałem o nadal istniejącym w Norwegii podziale na zawody tradycyjnie uznawane za kobiece i męskie, a przecież w tym kraju od wielu lat bardzo się dba o równe szanse kobiet. Wyjaśnienie wydaje się proste.

>>„Droga prowadząca dziewczynkę do kobiecości jest mniej wyboista, niż chłopca stającego się mężczyzną, ponieważ potencjał macierzyństwa wyrażony jest w sposób oczywisty w formie jej ciała”, podczas gdy chłopiec „musi stać się mężczyzną”. Rozwój fizyczny, psychiczny i intelektualny chłopca trwa dłużej, niż rozwój dziewczynki.<<

Słowa te przypomniały mi rozmowę z koleżanką w pracy. Odbyła się ponad 40 lat temu, a jej tematem było dorastanie. Moja rozmówczyni nie była osobą wykształconą, a mimo tego różnice w dorastaniu chłopców i dziewczyn widziała wyraźnie i tak jak autor. Dobrze pamiętam jej słowa, ponieważ zrobiły na mnie wrażenie. Widziała lepiej niż obecni doktorzy, którym zaślepienie, obawa o swoją karierę zawodową lub zwykły konformizm utrudnia widzenie.

>>Odpowiednie kształtowanie chłopców jest szczególnie istotne w momencie, kiedy nasza kultura – jak zauważa Esolen – zdaje się przeżywać kryzys męskości.<<

>>”Żyjemy otoczeni wygodami, o których jeszcze do niedawna najbogatsi arystokraci nie mogli nawet pomarzyć, a jednak twierdzimy, że jesteśmy zbyt biedni, by mieć więcej niż jedno lub dwoje dzieci. Prawda jest zupełnie inna: jesteśmy zbyt bogaci, aby mieć więcej niż jedno lub dwoje dzieci, zbyt pochłonięci pracą zawodową i zdobywaniem prestiżu”.<<

>>”Gdy tożsamość płciowa wygrywa, zawsze przegrywają kobiety”.<<

>>Mojego przyjaciela uznano za transfoba i cisseksistę tylko dlatego, że umawia się wyłącznie z biologicznymi kobietami.<<

* * *

Parę uwag o przekładzie na język polski.

>>(…) a niektóre badania dowodzą o niekorzystnych następstwach tych operacji.<<

>>My, integrujemy te praktyki z przepracowaniem traumy, która spowodowała oderwanie się od naszych ciał.<<

Tłumacz się nie popisał. Może miał zbyt mało czasu, a może tekst, rezultat jego pracy, jest zobrazowaniem przemian w naszym języku.

Dziwnie stawiane są przecinki, czasami i cudzysłowy, a konstrukcji z użyciem słów „że” i „które, który, których” jest tak dużo, że szybko zaczynają nużyć, a pod koniec książki nawet irytują. Wiele przykładów znaleźć można w cytatach, tutaj dodam dwa.

>>Mimo tego, że pojawiają się wstępne dowody na to, że nasilenie dysforii płciowej (...)<<

Czyż nie lepiej brzmi taka wersja?: „Mimo pojawiania się wstępnych dowodów na nasilenie dysforii płciowej (...).”

>>Byłem niezwykle szczęśliwy, że miałem okazję poprowadzić forum dyskusyjne (...)<<

„Byłem niezwykle szczęśliwy mając okazję poprowadzić forum dyskusyjne (…).”

„Że” staje się słownym wytrychem, uniwersalnym sposobem na ominięcie kłopotów z budową zdania, ale o tym może innym razem.

Dotarliście do końca tekstu? Więc gratuluję!


niedziela, 14 listopada 2021

Szczepienia a nasza wolność

 071121

W związku ze szczepieniami, zwłaszcza przeciwko covid, często słyszę głosy oburzeń i protestów, a nawet twierdzenia o oszustwie. Niedawno widziałem duży profesjonalnie wydrukowany plakat na ulicy, była na nim fotografia dziewczynki i napis: „Mamo, tato, nie pozwól mnie zaszczepić. Oni nas oszukują.”

Nie wiem, czy „oni” oszukują nas w kwestii istnienia wirusa, czy skuteczności szczepionki, ale w zasadzie różnica jest niewielka. Jeśli to oszustwo istniałoby, trzeba by uznać, że władze pospołu z koncernami farmakologicznymi zmuszają całe społeczeństwa do nieracjonalnych zachowań, świadomie rujnują gospodarki, a nade wszystko że zmuszają ludzi do udziału w dziwacznych i nieuzasadnionych praktykach medycznych – w domyśle dla władzy lub pieniędzy.

Mam bardzo złe zdanie o politykach, jednak od uznawania ich za miernoty bogacące się kosztem społeczeństwa, do oskarżenia ich o działania skutkujące hekatombami ofiar, droga jest daleka. Większość tych ludzi, raczej zdecydowana większość u nas, to nieudacznicy, cwaniacy i kombinatorzy, ale nie ludobójcy. Że nie wiedzą o knowaniach korporacji? A ty, szary człowieku, wiesz? Oni mają do dyspozycji agencje wywiadowcze, laboratoria i specjalistów, i nie wiedzą o światowym spisku, a ty wiesz?? Dobrze, Polska to dziwny kraj, może akurat nasze władze nie wiedzą, ale przecież taka sytuacja jest na sześciu kontynentach. Na całym świecie przekupiono lub oszukano milion wysokich urzędników oraz lekarzy i laborantów mogących w laboratoriach dojść prawdy? A może wszyscy dobrowolnie zgodzili się wziąć udział w zamachu na ludzkość?

Paranoja i tą konstatacją zakończę temat spisku.

* * *

Nie wiem, na ile szczepionki są skuteczne, bo że są, to wiadomo od lat. Zainteresowani niech poczytają sobie o chorobach dziesiątkujących ludzi, zwłaszcza dzieci, przed czasem powszechnych szczepień.

Nie wiem, czy metody walki z covidem są najlepiej dobrane, mam co do tego wątpliwości, ale też nie znam wszystkich uwarunkowań ani nie jestem fachowcem od pandemii. Nie o tym chciałem napisać, a o protestach i twierdzeniu o ograniczaniu naszej wolności. Tak, jest ograniczana, i to od bardzo dawna. Prawdziwej wolności, czyli niczym nieskrępowanej, nie mamy od wielu wieków i mieć nie będziemy, ale z przyczyn zupełnie niezwiązanych z jakimikolwiek knowaniami kogokolwiek.

Przez dziesiątki tysięcy lat żyliśmy w małych grupach ludzi znających się i często spokrewnionych, a w promieniu wielu kilometrów nie było nikogo, ale nawet wtedy jakieś ograniczenia były, bo żadna grupa ludzi nie może funkcjonować bez zakazów i nakazów, niechby regulujących prawa własności czy ustalających tabu.

Teraz na kilometrze mieszka nawet kilka tysięcy ludzi, więc abyśmy mogli żyć i funkcjonować w nienaturalnym dla siebie środowisku, konieczne stało się unormowanie naszych zachowań prawem coraz bardziej drobiazgowym. To proces trwający przez tysiąclecia i nie zakończony w naszych czasach.

Przynależność do społeczeństwa jest przymusowa w tym sensie, że jeśli żyjesz wśród ludzi, nie masz prawa nie uznawać ich praw. To nie wymysły korporacji ani żadne spiski, a prawa istniejące od dawna i na całym świecie.

Zaczęło się prawdopodobnie od zastrzeżenia tej włóczni i tej kobiety jako czyichś własności, później uznano, że w nocy ma być cicho by inni mogli spać, a za naruszenie tabu należy topić w bagnie. Ostatnio nakazano nam wolniejszą jazdę, zapinanie pasów, jeżdżenie w kaskach i pośrednio (poprzez różne ograniczenia) szczepienia. Zakazują stosowania starych pieców, jeżdżenia dymiącymi samochodami, wycinania lasów, a żeby postawić dom na swojej ziemi, ktoś inny musi wyrazić zgodę. Listę można znacznie wydłużyć, ponieważ ograniczeń jest coraz więcej, jednak każde z nich ma swoje konkretne powody wynikające z życia w dużych już nie grupach, a mrowiskach ludzkich, w świecie uprzemysłowionym i zurbanizowanym.

Żyjąc w dużych skupiskach skazujemy się na szereg ograniczeń i nakazów. Nie ma innej możliwości, chyba że ktoś kupi sobie wyspę albo osiedli się na Antarktydzie, chociaż i tam mogą obowiązywać pewne prawa. Chyba trzeba by całkowicie odciąć się od cywilizacji, ale wtedy czekałby nas los aborygena.

Właściwie czemu nie?…

Szczepienia, kaski, pasy, ograniczenia szybkości i wiele innych przepisów mają na celu zmniejszenie ilości kalectwa i śmierci, co leży w interesie społeczeństwa ponoszącego rozliczne koszta finansowe.

My, jako społeczeństwo, płacimy za kształcenie młodych ludzi aż do studiów włącznie, pomagamy rodzicom (różnie w różnych krajach, wiadomo), pokrywamy znaczną część kosztów leczenia dzieci i ludzi dorosłych, ale tak naprawdę, jeśli sięgnąć do praprzyczyn, okaże się, że nie robimy tego bezinteresownie. Społeczeństwo spodziewa się, że człowiek czterdziestoletnią pracą i odbieraniem mu części jego dochodów spłaci dług oraz będzie łożył na bieżące potrzeby wspólne, jak obrona czy drogi. Inwestujemy w młodego człowieka, dlatego bronimy swoich interesów zakazując obywatelom, a więc swoim członkom, tego i tamtego oraz nakazując to i owo. Nie jedź szybko, bo zabijesz siebie lub kogoś, zaszczep się, bo jeśli zachorujesz, my wszyscy poniesiemy stratę – oto finansowy powód wprowadzanych ograniczeń i przymusów.

* * *

Obejrzałem parę filmików z granicy z Białorusią. Odczucia miałem różne, tutaj napiszę o zdumieniu na wyobrażenie sobie kosztów, które my wszyscy ponosimy. Na administrację i jej biura też płacimy, niestety.

* * *

Słyszę głosy o rezygnacji z takich czy innych wymogów związanych z epidemią, bo nie można ludzi zmuszać, a jeśli ktoś zachoruje, niech płaci za leczenie. Też uważam, że tak byłoby najlepiej, ale co z tymi, którzy nie mieliby żadnego ubezpieczenia ani pieniędzy, a tacy byliby na pewno? Pozwolić im umrzeć? Problem w tym, że tak czy inaczej mamy przymus: albo wywierany na jednostkę (ubezpiecz się, bo nie będziemy za ciebie płacić), albo moralny przymus wywierany przez chorą jednostkę na społeczeństwo: leczcie mnie, bo nie mam pieniędzy!

Procedury medyczne są drogie i coraz droższe. Żadnego społeczeństwa, nawet w najbogatszych krajach, nie stać na zapewnienie wszystkim swoim obywatelom najlepszych z dostępnych na świecie metod leczenia. Czytałem o paroletnim chłopcu mającym poważną wadę rdzenia kręgowego. Można go wyleczyć niedawno opracowanym lekiem, ale koszt jest ogromny, idący w miliony. Co robić wobec ograniczonych środków finansowych? Uratować tego chłopca, czy sfinansować kilka drogich operacji innym chorym?

W związku medycyny z finansami tkwią nieistniejące wcześniej dylematy moralne. Sama medycyna swoim istnieniem tworzy takie dylematy.

Aby je zmniejszyć, a więc nie dopuścić do pozostawienia bez pomocy tamtego chorego a nieubezpieczonego, społeczeństwo finansuje jego leczenie, ale trzeba pamiętać, że dzieje się to kosztem tych, którzy nie tylko płacili składki, ale i dbali o siebie zgodnie z zaleceniami lekarzy. Dla nich zostaje mniej pieniędzy, a tym samym możliwości leczenia, dlatego mamy prawo, jako społeczeństwo, wymagać od ludzi, nawet pod rygorem prawa, zabezpieczenia swojego zdrowia. Ubezpieczyciel prywatny nie zapłaci odszkodowania, gdy dowie się, że nie stosowaliśmy się do przepisów BHP obowiązujących w pracy, natomiast od ubezpieczyciela społecznego, czyli od nas wszystkich, oczekuje się finansowania leczenia każdego chorego, nawet tego, który nie stosował się do najoczywistszych reguł.

Płacimy na leczenie częścią swoich dochodów, jednak składka dopasowana jest do naszych dochodów, a nie potrzeb wynikających z zapewnienia najlepszej z możliwych opieki medycznej. W finansowaniu służby zdrowia działa prawo wielkich liczb: osoba mało chorująca więcej wpłaci pieniędzy na potrzeby leczenia niż ich wykorzysta; u ludzi chorowitych jest odwrotnie. Póki wahania ilościowe mieszczą się w pewnym przedziale, wszystko funkcjonuje przy określonym dofinansowaniu ze skarbu państwa, ale jeśli ilość koniecznych usług medycznych wzrasta, jak obecnie, albo gdy społeczeństwo się starzeje, jak u nas, służba zdrowia więcej kosztuje, a nawet staje się niewydolna. Skarb, czyli my wszyscy, musi lukę uzupełnić. Można zabrać innym, można rozwodnić walutę drukując jej wielkie ilości, jak to teraz robi się na całym świecie, ale tak czy inaczej w ostateczności płacą członkowie społeczności podwyżkami cen i podatków, stratą wartości oszczędności, niepewnością o przyszłość i wahaniami na rynkach.

Jest jeszcze możliwość ubezpieczeń prywatnych, ale tę kwestię i jej pochodne zostawię na boku, bo nie o wadach obecnego systemu finansowania służby zdrowia miałem pisać, a o ograniczeniach jednostki żyjącej w społeczeństwie.

* * *

Jeśli uważamy, że rządzący działają na naszą szkodę, powinniśmy wybrać do rządzenia innych, a nie dla marnych srebrników głosować na obecnie rządzących. Zmienić władze i prawa zgodnie z procedurami, ponieważ alternatywą jest anarchia. Rzymianie mówili „Dura lex, sed lex”. Może dałoby się wymyślić lepszy i bardziej sprawiedliwy system finansowania naszego leczenia, ale mamy taki, jaki mamy. Podobnie z prawem, któremu jesteśmy podlegli bez względu na naszą ocenę jego jakości.

* * *

Dla jasności dodam, że nie jestem zwolennikiem ingerencji rządów w życie ludzi ani w gospodarkę. Ich rola powinna być zminimalizowana, a prawa powinny być przejrzyste i ograniczone do minimum. Staram się tylko uzasadnić konieczność istnienia wielu obowiązków jednostek wobec społeczeństwa. Nie piszę o obowiązkach wobec władzy, ponieważ ta zmieniająca się grupa ludzi powinna być traktowana jak wynajęci specjaliści do wykonania pewnych zadań, a nie jak VIPy. Wynajmującym i decydującym o wszystkim, co istotne, winno być właśnie społeczeństwo. To, co u nas stanowczo niedomaga, to niemożność odwołania wybranych przed upływem kadencji oraz system z gruntu partyjny, w którym nasi wybrańcy postępują tak, jak im szef partii nakaże, a nie jak chce suweren, czyli my wszyscy. Problem, i to bardzo poważny, tkwi także w braku elementarnej wiedzy u znacznej części członków społeczeństwa mających prawo wyborcze, co wykorzystują rządzący do umocnienia swojego poparcia.

* * *

Wspomniałem tutaj o wielkich firmach farmakologicznych, więc może zaznaczę, że one, jak właściwie wszystkie duże i zamożne firmy, modelują rynek pod swoje potrzeby, przy pomocy wszechobecnych reklam wmawiając ludziom korzystne dla nich zachowania. Cóż, sposób na nich mam prosty: nie kupować rzeczy tylko dlatego, że jest trendy i jakaś aktualna gwiazdka reklamuje, a tak postępuje większość ludzi. Jeśli ten sposób wzmocnimy drugim, mianowicie obywaniem się niewielką ilością dóbr wszelakich, korporacje stracą wpływ na nas. Dobrze byłoby zabronić reklamowania leków, żeby nie było tak wielu tak szkodliwych reklam, w których kogoś nagle powala ból, a ona lub on bierze ibuprom i po sekundzie znowu biegnie zdobywać szczyty. Na przykładzie tego typu reklam widać, jak nam wmawiają nasze „potrzeby” i jak podatni jesteśmy na prymitywne filmiki i hasełka.

* * *

Pozwolę sobie raz jeszcze podkreślić swoją naczelną tezę: żyjąc w wielkich ludzkich mrowiskach, w nienaturalnym dla nas zagęszczeniu populacji, nie ma najmniejszych szans na pełną wolność jednostki – i trzeba ten fakt przyjąć bez sprzeciwu jako coś naturalnego i immanentnego dla określonej sytuacji. Wolność tak naprawdę jest stanem ducha i chociaż ze światem zewnętrznym może się utożsamiać, to jednak może niewiele mieć z nim wspólnego. Inaczej mówiąc, milioner latający po świecie własnym samolotem może odczuwać więcej przymusów i ograniczeń niż smolarz z Bieszczad.

* * *

Uwaga językowa: słysząc o „wyszczepieniu” społeczeństwa wzdrygam się z obrzydzenia. Wyszczepić, o ile w ogóle, to można stado bydła, nie ludzi.

* * *

Jeśli już wspomniałem o moralności, napiszę o swoim widzeniu tragicznej śmierci młodej kobiety zmarłej w szpitalu na skutek zaniechania usunięcia jej patologicznej ciąży.

Jestem człowiekiem wartościującym tradycyjnie. W moim rozumieniu młoda kobieta ma wielką wartość dla społeczeństwa, a ściślej dla jego przyszłości. Jest skarbem, i doprowadzenie do jej śmierci jest zbrodnią większą, niż śmierć mężczyzny.

Kto za nią odpowiada? Lekarze? Sądzę, że bali się odpowiedzialności wobec obowiązywania u nas paranoicznego prawa. Twórcy tegoż prawa? Owszem, ale kto konkretnie? Sejm? Tej instytucji nie da się pociągnąć do odpowiedzialności, bo właśnie ona tworzy prawo. Szara eminencja rządząca tym krajem od lat? On chciał się tylko przypodobać właściwemu sprawcy tragedii, a może spłacić dług. Jest organizacja, która od wieków wpaja społeczeństwom swoje fobie seksualne, organizacja na wskroś niemoralna. Właśnie na naszych oczach do milionów swoich ofiar dodała kolejną, nie ostatnią.


wtorek, 16 marca 2021

O bólu

160321

Organizm jest mną, ale działa jakby w tle, niezupełnie na poziomie świadomości. Po prostu funkcjonuje. Robi to, czego od niego oczekuję i co sam bez mojej wiedzy ma robić. Teraz jest inaczej. Zagnieździł się w nim wróg. Słucham mojego ciała z podejrzliwością i niepewnością, czasami z obawą, nadzieją, lub rezygnacją, a nawet ze złością zamienianą w poczucie beznadziei w czasie najgorszych chwil, ponieważ ono nie jest już tylko moje i nie w pełni jest mi posłuszne. Siedzi w nim przyczajony ból, chwilami daje o sobie znać lekkim uderzeniem, jakby chciał mi przypomnieć o swojej obecności. Jestem, nie zapomnisz o mnie – tak mówi. Pamiętam.

Od pierwszego ataku minęło dwadzieścia lat, ale pamiętam i poznałem go w pierwszej chwili pojawienia się we mnie. Wrócił.

Wiem, że nic nie pomoże szukanie pozycji, w której mniej będzie bolało, ale nie potrafię spokojnie leżeć. Pościel jest wymięta, przesycona potem, a ja przekręcam się, właściwie miotam w tych bezradnych i nieskutecznych, a ciągle powtarzanych próbach znalezienia ulgi.

Za oknem czasami jest jasno, czasami ciemno – zupełnie bez sensu, bo bez związku z moją aktywnością wyznaczaną jedynie kolejnymi falami bólu.

Czas i pory dób nic nie znaczą. Godzina jest bezmiarem czasu, minuta godziną. Nie wiem, kiedy przestanie boleć, może za godzinę, może za kilka. Jak wytrwać bezmiar wypełniony bólem?

Ból wypełnił nie tylko moje ciało, ale i świadomość. Rozpycha się w niej wypierając inne myśli. Tylko czasami i tylko na chwilę zalęgnie się w głowie coś, co nie jest związane z bólem, ale zaraz znika gaszone jego odczuwaniem. Pojawia się myśl o potrzebie oderwania się od bólu, zajęcia czymkolwiek – nie dla pokazania sobie bycia ponad fizyczne dolegliwości, tak daleko w ogóle nie sięgam, a po prostu w nadziei na ulżenie. Próbuję pomóc sobie pewnym przykładem z antyku, utwierdzam siebie w możliwości i skuteczności takich starań, ale jeśli nawet udaje się zapanować nad myślami i pokierować nimi, to tylko na chwilę. Jestem bezradny. Chciałbym zwinąć się w kłębek i wyłączyć świadomość.

Uświadamiam sobie, że od dwóch dób nie jadłem. Nie odczuwam potrzeby. Stanąłem na wadze, schudłem dwa kilo, od młodości nie ważyłem tak mało – 73 kilo. To moja waga sprzed niemal półwiecza.

Chodzę zgięty w pół. Czy wtedy mniej boli? Z wysiłkiem prostuję się i wtedy zauważam, że nie boli bardziej, ale muszę wysilać wolę chcąc utrzymać wyprostowaną pozycję. Nie wiem, dlaczego. To jakiś prastary odruch, każący się kulić, przyjmować bezpieczną pozycję płodu chronionego ciałem matki.

Wiercę się w łóżku, mimo woli stękam, w końcu zauważam, że w jednej pozycji leżę dłużej, że myśli nie są już tak przykute do bólu i zaczynają swoje wędrówki.

Nie wiedząc kiedy – usnąłem.

Obudziłem się i czujnie nasłuchiwałem wiadomości z mojego ciała. Nie boli. Mogę wyprostować się i po prostu leżeć nie odczuwając bólu. Co za fantastyczne odczucie! Nieufność jednak została, dlatego na myśl o zmianie pozycji pojawiła się obawa: a czy nie zacznie boleć? Nie mogę w pełni się odprężyć, chłonąć cudowności chwil bez bólu, odruchowo czekając na jego powrót, na te pierwsze oznaki ostrego kłucia pod żebrem.

Patrząc na zegarek myślę, gdzie byłbym i co robiłbym, gdyby nie ból. Przecież dzisiaj miałem spotkać się z Jankiem i wspólnie pojechać do Ani i Darka. Tak długo odwlekane, z trudem ustalone spotkanie nie doszło do skutku z powodu wroga w moim ciele. Z powodu bólu.


Wracam myślami do pewnej książki z zakresu ewolucji, był tam rozdział o bólu jako czynniku podtrzymującym nasze życie, pomagającym je chronić. Autor udowadniał konieczność tak silnego odczuwania bólu – po prostu aby nie było możliwości jego ignorowania. Rozumiem te mechanizmy i potrzeby, jednak cóż nam przychodzi z tej niemożności lekceważenia silnego bólu, skoro jego przeżywanie nie przyśpieszy wyzdrowienia, a powoduje jedynie wicie się w łóżku? Tak, ból kazał mi wstać w nocy i pojechać do szpitala. Tam przyjął mnie lekarz. Przez telefon. I co dalej? Do czego jeszcze ten ból miałby mi się przydać? Jednocześnie wiem, że nasze odczuwanie bólu faktycznie jest pożyteczne. Ci nielicznie ludzie, którym natura poskąpiła bólu, z reguły nie żyją długą.


Pierwszej i drugiej nocy byłem, zgięty w pół, w szpitalnym oddziale wieczornej i nocnej pomocy medycznej. Warto było nagrać moją ekwilibrystykę przy ubieraniu się, przy wsiadaniu i wysiadaniu z samochodu! Przyjął mnie lekarz, a jakże!: przez telefon, radząc wziąć no-spę forte (która okazała się być na receptę) i wysyłając do lekarza rodzinnego. Przypisany przez niego lek przeciwbólowy nie działał. Na trzecią dobę sekretarka szefa wygoniła mnie do SORu, czyli na pogotowie szpitalne. Tam kazano mi iść do lekarza rodzinnego, a lekarz, który jednak w końcu przyszedł, śmiał się na wieść o trzeciej dobie moich zmagań z bólem – że skoro dopiero teraz przychodzę, to chyba tak bardzo nie boli. Przez półtorej godziny czekałem pod gabinetem, z którego nikt nie wychodził ani do którego nikt nie wchodził, a miałem silny atak bólu. Już miałem wracać, gdy jednak lekarz przyjął, a nawet zarządził podanie mi kroplówki. Ból minął po paru minutach. Po badaniu ultrasonografem dali mi dokumentację, receptę, skierowanie do specjalisty i wysłali do domu.

Ogarnia mnie poczucie absurdu w kontaktach ze służbą zdrowia. Wystarczy, że ktoś, jak ja, pójdzie do szpitala po pomoc z dala od swojego miejsca zameldowania, i cały ten „system” się rozsypuje, ponieważ opiera się na podstawie kontaktu z lekarzem rodzinnym. A SOR?

Na drzwiach gabinetu wisiała tablica informująca o funkcjach Szpitalnego Oddziału Ratunkowego.

Ratują zdrowie i życie w nagłych przypadkach ryzyka ich utraty. Mój ból spowodowany przemieszczaniem się kamieni w moczowodach nie mieścił się w tej definicji, więc powinienem przejść klasyczną ścieżkę zaczynającą się pod drzwiami lekarza rodzinnego. Kiedy doczekam się skutecznej pomocy, jeśli atak zacznie się w piątek wieczorem?

Boli? Cóż, taki człowieczy los.

PS

Od dwudziestu godzin nie odczuwam bólu. Czekam.

Dobrze, że pisaniem reaguję na wiele zdarzeń mojego życia. Kiedy piszę, jest mi lepiej.