010723
Siedem dni spędziłem na sudeckich wędrówkach. Wstawałem o piątej, na szlakach byłem 11-12 godzin, wracałem do hotelu, robiłem coś wokół siebie, ładowałem bateryjki (jest ich coraz więcej!), i wcześnie się kładłem. Przed wyjazdem w Sudety obawiałem się nieco stanu mięśni nazajutrz rano, ale dobrze było. W ostatnie dni na konserwy patrzyłem niechętnym okiem, ale szkoda mi było czasu na restauracje.
Sześć dni chodziłem po Górach Wałbrzyskich, ale jako cel pierwszego wyjazdu wybrałem masyw Okola i Leśniaka w Górach Kaczawskich; może dlatego, że poprzednio byłem tam kilka lat temu.
Podejście z Chrośnicy na szczyt Okola ma ponad 250 metrów, dowiedziałem się oglądając mapę. Matko Boska, aż tyle?! – pomyślało mi się odruchowo. Na Roztoczu tyle podejść miewam przez cały dzień, a tutaj – w najniższych sudeckich górach – mam na dzień dobry.
Wiele się tam zmieniło z sposób całkowicie naturalny: wygodne kiedyś ścieżki zarosły krzakami, znikły punkty widokowe zasłonięte wysokimi drzewami albo gęstymi młodniakami, ale skały, bardzo liczne w tym masywie, były dokładnie takie, jakimi pamiętałem je sprzed lat, chociaż dostęp do części z nich jest trudniejszy. Może na skutek zarośnięcia drzewami, ale nie wykluczam drugiego powodu: skutków mojego wieku. Część widocznych na mapie śladów mojego niezdecydowania jest zwykłym u mnie kręceniem się w rodzaju „zajrzę jeszcze tam”, część jest śladami szukania dróg pamiętanych innymi, niż są teraz.
Próbowałem
wejść na szczyt Pańskiej Wysoczki, niewielkiego wybrzuszenia na
dużym zboczu Okola. Kilka lat temu była tam poręba, a z niej ładny
widok na Przełęcz Widok, końską rodzinę (wzgórza Źróbek,
Kobyła i Ogier) i masyw Skopca, a dzisiaj drogę zagrodził mi
zwarty młodniak świerkowy. Nic to, las ważniejszy jest niż
widoki. Niech rośnie.
Na
szczytowych skałach Okola jest półeczka, na której kiedyś
spotkałem… malarza malującego dobrze widoczną stamtąd Przełęcz
Widok i Łysą Górę, dzisiaj widziałem z niej jedynie niewielkie
fragmenty Widoku. W zamian przełęcz można zobaczyć ze zbudowanej
kilka lat temu platformy widokowej stojącej blisko szczytu.
W masywie od dawna było dużo leśnych dróg i ścieżek (widać je na załączonej mapie), a w ciągu ostatnich kilku lat przybyło ich dużo. Część z nich, na przykład te biegnące zygzakami po zboczach, to szlaki rowerowe zwane obecnie z angielskiego single tracks. Ich istnienie zwiększyło, nie tylko na Okolu, ilość ludzi w górskich lasach. Bywa teraz, że zagapiony człek stojący na ścieżce w lesie jest z niej przepędzany dźwiękiem dzwonka rowerowego albo okrzykiem rowerzysty – jakby stał na chodniku ruchliwej ulicy w mieście.
Pod platformą widokową stoi tablica informująca o celu budowy samej platformy i ścieżek: ma nią być mniejsza antropopresja na środowisko, czyli, pisząc po polsku, zmniejszenie negatywnego oddziaływania ludzi na dziką przyrodę. Problem w odwrotnym skutku: budowa punktów widokowych, zwłaszcza w postaci wież, oraz budowa licznych ścieżek dla pieszych i rowerzystów, zwiększa presję, nie zmniejsza, bo tam, gdzie więcej ludzi, tam i więcej śmieci oraz hałasu, a mniej zieleni.
Odwiedziłem część skał w masywie, a są one tam bardzo liczne i malownicze, aczkolwiek wielkich nie ma. Niektóre mają swoje nazwy, na przykład Orle Skały, Kęśniak, Sołtysie Skały, jednak zdecydowana większość jest bezimienna. Nierzadko stojące gdzieś na uboczu, ukryte wśród drzew, coraz bardziej zarośnięte, trwają w zapomnieniu, i tylko od czasu do czasu zabłąkany albo dociekliwy człowiek stanie pod nimi, spojrzy i być może dostrzeże ich nierzucającą się w oczy urodę. Przy tej okazji ma szansę zobaczy albo poczuć coś, co w zasadzie nie ma oblicza: czas liczony milionami lat.
Parę uwag o wyposażeniu.
W czasie tego tygodnia przeszedłem 140 km, przewyższeń nie liczyłem, szacuję je na 4-5 km; program rejestrujący trasy podaje ponad 8 km, ale on zawyża różnice wysokości. Na szczęście zakwasów mięśni ani obtarć na stopach nie miałem. Zakładałem dwie pary skarpetek i chodziłem na przemian w dwóch parach butów średniej twardości (klasa B), zakładając je co drugi dzień (aby dobrze się przewietrzyły) ze skórzanymi wkładkami własnej roboty. Niektóre fabryczne wkładki są niezłe na upały, ale nie ma lepszych nad płat kruponu grubości 3 mm, natomiast zakładanie dwóch par skarpet znacznie zmniejsza prawdopodobieństwo obtarć, zwłaszcza na piętach. Używałem cienkich (jako pierwszych) i drugich nieco grubszych skarpet, jedne i drugie z przewagą włókna coolmax bardzo dobrze izolującego stopę od wilgoci. Uważam, że zwykłe skarpety są znacznie gorsze, ponieważ łatwo się przesuwają; trekingowe natomiast mają w odpowiednich miejscach dodatkowe zgrubienia i ściągacze. Trudno się je zakłada i jeszcze trudniej zdejmuje, ale nie wałkują się na stopach, co sprzyja obtarciom. Buty oczywiście w pełni skórzane, także od środka, bez membran uszczelniających ani innych plastików. Mają one swoje wady, na przykład w skrajnych sytuacjach przemokną, są cięższe od nowomodnych wynalazków, ale zapewniają najlepszy komfort stopom. Dwa ostatnie dni były upalne, temperatura przekraczała 30 stopni, a ja nie czułem parzenia w stopach, a jedynie umiarkowane, niedokuczliwe ciepło. Gorzej było z plecakiem: swoje ważył, skoro samych napoi (herbaty i wody) zabierałem 3-4 litry, a miał, jak chyba wszystkie plecaki, paskudny zwyczaj czynienia podkoszulka na plecach mokrym od potu. Nieprzyjemny był dotyk przepoconych pasów nośnych plecaka; nie wiem, czy ktoś coś poradził na to. Nosiłem białą czapkę z daszkiem; trzymam ją specjalnie na letnie wędrówki, ponieważ w upalne dni jest najlepszą ochroną głowy. Gdybym chodził tylko często używanymi drogami, mógłbym założyć krótkie spodnie, ale nie nadają się one na marsz niekoszoną łąką z trawami sięgającymi twarzy, tym bardziej na przedzieranie się przez kępy pokrzyw, co zdarza mi się właściwie każdego dnia. W rezultacie najgoręcej było mi w… Tak, właśnie tam.
Obrazki ze szlaku
Mglisty
ranek.
Orla
Ścieżka – chyba przesadzono z tym orlim przymiotnikiem, skoro
ścieżką przejdzie przedszkolak pod opieką dziadka. Ta i wiele
innych tabliczek zamocowana jest plastikową „trytką”. Czy
rosnąc, drzewa zdołają rozerwać opaski?
Mała
choinka na skalnej ścianie – zawsze ujmujący widok.
Buk okrywający swoimi konarami szczytową skałę Leśniaka potwierdza „leśną” nazwę góry.
Znana i pamiętana zgrabna wierzba iwa już tak zgrabną nie będzie.
Obiekt monitorowany. Tak, dzikie czereśnie niewątpliwie trzeba monitorować!
Ładna
roślinka: przytulia pospolita.
Na
zboczu góry, w jasnym niewielkim zagajniku, znalazłem kilka kęp
kurek. Były grube, duże, mięsiste. Stałem nad nimi szukając
sposobu na ich zagospodarowanie. Próżno szukałem i w rezultacie
odszedłem bez grzybów. Byłem zły, chociaż nie wiem na kogo.
Jakie
to kwiaty? Mądrutka strona do rozpoznawania podsuwa mi szereg nazw,
czyli po prostu nie wie. Ja też nie wiem.
Kupki kamieni przy szlaku, zwyczaj pamiętany z dawnych wędrówek tatrzańskich. O takich kopczykach jest tutaj dobrze i ciekawie napisany artykuł.
Trasa w Górach Kaczawskich: Chrośnica, Pańska Wysoczka, Okole, Leśniak, powrót południowymi zboczami masywu i ponowne wejście pod Pańską Wysoczkę. Powrót do Chrośnicy.
Statystyka: około 20 km przeszedłem w czasie siedmiu godzin i kwadransa, przerwy trwały dodatkowe 3,5 godziny. Długość trasy podałem w przybliżeniu, ponieważ program rejestrujący w telefonie zbuntował się i przez parę godzin nie działał. Później coś mu się odmieniło i liczył dalej, ale luki nie uwzględnił.
PS
Dzisiejszą wędrówką rozpocząłem trzecią setkę dni spędzonych na kaczawskich drogach i bezdrożach.