Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obyczaje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obyczaje. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 sierpnia 2024

Rozpieszczony umysł

 210824

Czytam książkę „Rozpieszczony umysł” napisaną przez duet autorów Grega Lukianoff i Jonatana Haidt. Podtytuł książki jest bardzo znamienny: „Jak dobre intensje i złe idee skazują pokolenia na porażkę”.

O swoim pojmowaniu wychowania dzieci i młodzieży wspominałem na tym blogu wiele razy, na przykład tutaj.

W tej książce znalazłem potwierdzenia swoich wniosków. Najkrócej i najogólniej pisząc: dawanie dzieciom wszystkiego, co rodzice mogą materialnego im zapewnić, usuwanie przed dziećmi wszelkich utrudnień, obowiązków i ograniczeń, nie spowoduje wykształcenia zrównoważonego i szczęśliwego w dorosłym życiu człowieka, a wprost przeciwnie. Dorastając, człowiek musi doświadczać negatywnych stron życia aby się z nimi oswoić i umieć sobie z nimi radzić. Ten, który nie miał takich możliwości, dozna wstrząsów w życiu dorosłym jako skutku obcowania ze światem odmiennym od cieplarnianych warunków stworzonych przez rodziców. O skutkach takiego wychowywania dzieci jest ta książka.

Słowa nie ograniczone znakami >>  << są moje, a tak (...) oznaczałem skróty oryginalnego tekstu. Pogrubienie fragmentu tekstu jest moje.

* * *

>>Układ odpornościowy to prawdziwy diament inżynierii ewolucyjnej. Ponieważ nie ma szans przygotować się na wszystkie patogeny i pasożyty – zwłaszcza w przypadku tak mobilnego i wszystkożernego zwierzęcia, jakim jest człowiek – został „zaprojektowany” (w drodze doboru naturalnego) w taki sposób, by jak najszybciej uczyć się na bazie poprzednich doświadczeń. Układ odpornościowy to złożony, dynamiczny system potrafiący dostosować się do nowego otoczenia i zmieniać razem z nim. Aby stworzyć odpowiednią reakcję immunologiczną na rzeczywiste zagrożenia (na przykład bakterie wywołujące infekcję gardła) i nauczyć się ignorować niegroźne substancje (na przykład zawarte w orzeszkach ziemnych proteiny), musi on zetknąć się z szerokim zakresem produktów spożywczych, bakterii a nawet pasożytów. W taki sposób działają szczepionki. Zaszczepione dzieci są zdrowsze nie dlatego, że mamy nagle mniej zagrożeń na świecie (…), a dlatego, że mają kontakt z tymi zagrożeniami w małych dawkach, dzięki czemu ich układy odpornościowe zyskują okazję, by nauczyć się radzić sobie z nimi w przyszłości.

Właśnie na tej tej podstawie sformułowano hipotezę higieniczną, która jest obecnie najbardziej wiarygodnym wyjaśnieniem rosnącej liczby przypadków alergii w krajach o rosnącym dobrobycie i lepszym przestrzeganiem zasad higieny – jest to kolejny skutek uboczny postępu. Psycholożka rozwoju, Alison Gopnik (tutaj o niej) w zwięzły sposób wyjaśnia wspomnianą hipotezę, jednocześnie łącząc ją z motywem przewodnim naszej książki:

Dzięki lepszej higienie, antybiotykom i ograniczeniu zabawy na zewnątrz, dzieci są dziś mniej narażone na styczność z mikrobami niż kiedyś. Może to skutkować rozwinięciem się układów odpornościowych wytwarzających nadmierną reakcję immunologiczną na substancje, które w rzeczywistości nie stanowią zagrożenia. Na tej samej zasadzie chroniąc dzieci przed każdym możliwym niebezpieczeństwem, możemy nauczyć je przesadnej reakcji na sytuacje, które wcale nie są niebezpieczne, i uniemożliwić im przyswojenie sobie umiejętności, które będą musiały opanować, gdy dorosną.

(…) Oczywiście aforyzmu Nietzschego: „Co cię nie zabije, to cię wzmocni” nie wolno brać dosłownie. Niektóre rzeczy mogą nas wprawdzie nie zabić, ale za to trwale okaleczyć. Jednak nauczanie dzieci, że porażka, zniewaga i bolesne doświadczenia pozostawią po sobie trwałe ślady, jest samo w sobie krzywdzące. Człowiek potrzebuje stresujących bodźców, wyzwań fizycznych i psychologicznych. Bez nich jego kondycja ulega pogorszeniu. <<

>>Zdecydowanie najbardziej zasłużony w kwestii uświadamiania ludzi, że unikanie stresorów, ryzyka i małych dawek bólu działa na ich szkodę, jest Nassim Nicholas Taleb. (…)

Oto definicja (przepisana z Wikipedii) antykruchości, pojęcia wprowadzonego przez N. Taleba:

>>Niektórym rzeczom służą wstrząsy; rozwijają się i rozkwitają pod wpływem zmienności, przypadkowości, nieładu i stresu; przygody, ryzyko i niepewność to ich żywioł. Te rzeczy Taleb nazywa antykruchymi.<<

>>Taleb twierdzi, że do rzeczy antykruchych zaliczają się mięśnie, kości i dzieci:

Miesiąc spędzony w łóżku (…) skutkuje zanikiem mięśni; na tej samej zasadzie złożone systemy pozbawione stresorów słabną albo umierają. Nasz nowoczesny, ustrukturyzowany świat szkodzi nam w dużej mierze odgórnie narzuconymi prawami i rozmaitymi ustrojstwami, które działają w ten sposób: są zniewagą dla antykruchości systemów Na tym polega tragedia nowoczesności: podobnie jak neurotycznie nadopiekuńczy rodzice, często najbardziej szkodzą nam ci, którzy starają się pomóc.<<

>>Kiedy tylko pojmiemy koncept antykruchości, głupota nadopiekuńczości stanie się dla ans oczywista. Jako że ryzyko i stresory są naturalną, nieodłączną częścią życia, rodzice i nauczyciele powinni pomagać dzieciom uczyć się stawać silniejszymi dzięki takim doświadczeniom. Jak mówi stare powiedzenie: „Przygotuje swoje dziecko do drogi, nie drogę do dziecka”. Tymczasem wydaje się, że dziś postępujemy dokładnie odwrotnie: usuwamy z ich drogi wszystko, co mogłoby im zaszkodzić (…). Chroniąc dzieci przed stresującymi doświadczeniami, zwiększamy prawdopodobieństwo, że kiedy wyjdą spod rodzicielskiego klosza, nie będą w stanie poradzić sobie z nimi w dorosłym życiu. Naszym zdaniem panująca współcześnie obsesja na punkcie ochrony młodych ludzi przed „poczuciem zagrożenia” jest jedną z przyczyn gwałtownego wzrostu liczby przypadków depresji, nerwicy i samobójstw u dorosłych.<<

>>Sejfityzm to kult bezpieczeństwa – obsesja na punkcie eliminowania zagrożeń (prawdziwych i wyobrażonych) do takiego stopnia, że ludzie nie są skłonni do ryzykowania bezpieczeństwa w codziennych sytuacjach, nawet wtedy, gdy wymaga tego zdrowy rozsądek. Sejfityzm pozbawia młodych ludzi doświadczeń niezbędnych dla ich antykruchych umysłów, tym samym czyniących ich bardziej kruchymi, lękliwymi i skłonnymi podstrzygać siebie w charakterze ofiary.<<

>>Kultura sejfityzmu, w której emocjonalny dyskomfort jest przyrównywany do fizycznego zagrożenia, to kultura, która zachęca nas do wzajemnej ochrony przed doświadczeniami wpisanymi w codzienne życie, dzięki którym stajemy się silniejsi i zdrowsi.(…)

Pojęcie „sejfityzmu” odnosi się do kultury czy systemu przekonań, w którym bezpieczeństwo stało się rzeczą świętą. Oznacza to, że w obliczu codziennych wyzwań, tak praktycznych, jak i moralnych, coraz rzadziej jesteśmy gotowi z niej rezygnować. „Bezpieczeństwo” ponad wszystko, bez względu na to, jak znikome lub mało prawdopodobne jest zagrożenie. Wychowywanie dzieci w kulturze sejfityzmu, a więc wpajanie im, by były zawsze „emocjonalnie bezpieczne”, i jednocześnie chronienie ich przed każdym możliwym zagrożeniem, może doprowadzić do zamkniętego koła: dzieci stają się bardziej kruche i mniej odporne, przez co dorośli zwiększają ochronę, a to sprawia, że stają się one jeszcze bardziej kruche i jeszcze mniej odporne.<<

Odpowiedź Van Jonesa, byłego doradcy Trampa i obrońcy praw obywatelskich, na zadane mu pytanie o właściwą reakcję studentów na wystąpienie prelegenta, którego poglądy uważają za złe. Poniżej nieco skrócony cytat z książki:

>>Bezpieczną przestrzeń można interpretować na dwa sposoby: jeden jest dobry, drugi fatalny. Pierwszy to założenie, że na kampusie uniwersyteckim jesteśmy bezpieczni w sensie fizycznym – nie grozi nam przemoc fizyczna, napastowanie seksualne, a do tego nie jesteśmy atakowani bezpośrednio, indywidualnej, na przykład za pomocą mowy nienawiści, słowami typu „Ty czarnuchu”, i z tym jak najbardziej się zgadzam. Istnieje jednak drugi, okropny pogląd, który jak wynika z moich obserwacji, zyskuje na popularności, że „muszę być bezpieczny w sensie ideologicznym. Muszę być bezpieczny w sensie emocjonalnym. Muszę przez cały czas cieszyć się dobrym samopoczuciem, a jeśli ktoś powie coś, co mi się nie spodoba, wszyscy dookoła muszą zareagować, w tym również administracja uczelni.”

Nie chcę, żebyście byli bezpieczni ideologicznie. Nie chcę, żebyście byli bezpieczni emocjonalnie. Chcę, żebyście byli silni. To co innego. Nie zamierzam usuwać wam kłód spod nóg. Zakaszcie rękawy i nauczcie się radzić sobie z przeciwnościami losu. Nie będę wynosić ciężarów z siłowni, przecież na nich opiera się ich sens. To jest wasza siłownia.<<

PS

Nie chcąc przeszkadzać Helenie, mojej wnuczce, siedzę w jadalni lokalu agroturystycznego, kilka kilometrów od Ustrzyk Górnych, a więc w Bieszczadach. Jutro wczesnym rankiem wyruszamy na Tarnicę, najwyższy szczyt tych gór. Niżej zamieszczam parę zdjęć z dzisiejszej trasy.







wtorek, 13 sierpnia 2024

Klimatyzm

 130824

>> „Zmiany klimatyczne rządzone są przez setki parametrów oraz zmiennych i sama myśl, że możemy w sposób możliwy do przewidzenia zarządzać zmianami klimatycznymi przez marginalną manipulację jednym politycznie wybranym czynnikiem (CO2) jest zwyczajnie błędna. To naukowy nonsens” – stwierdził emerytowany profesor Uniwersytetu Londyńskiego, Philip Stott. <<

Na wędrówki jeżdżę w dni wolne od zajęć domowych czy innych obowiązków, jak chociażby wizyty u lekarzy, ale i zwracam uwagę na prognozy pogody. Parę dni temu pojechałem na Roztocze mając wolny dzień i obietnicę synoptyków słonecznej pogody. Miało być bez opadów, z niewielką ilością chmur. Troszkę pokropiło, a słońce widziałem może godzinę przez cały dzień.

Nie piszę o tym by marudzić, w końcu każdy wie, że pewnej prognozy, nawet na jeden dzień, nie ma, a im dłuższego okresu czasu dotyczą, tym mniej są prawdopodobne. Wiadomo, że prognozowanie pogody na dwa tygodnie to w istocie wróżenie z fusów. Chodzi mi o prognozy dotyczące klimatu. Na pogodę ma wpływ szereg dynamicznie zmiennych czynników, ale na klimat wpływa ich znacznie więcej. Aktywność słońca nie zmieni trafności prognozowania pogody na przyszły tydzień, ale na klimat za kilkanaście lat owszem, wpłynie – a to tylko przykład, jeden z bardzo wielu.

Jednak są tacy, niekoniecznie wśród rzetelnych klimatologów, którzy nie to, że prognozują, a wprost „wiedzą”, jak się zmienią temperatury za 10 czy 20 lat. „Wiedzą”, że obniżenie emisji CO2 o określoną ilość procent spowoduje spadek temperatury wyliczany przez nich z dokładnością do dziesiątych części stopnia! „Wiedzą” tym więcej, im mniej mają pojęcia o tym, co mówią, albo im bardziej się im ta „wiedza” opłaca. Nie zwróciliście uwagi na te rzucające się w oczy fakty?

Poniżej zamieszczam cytaty z książki Zielone oszustwo autorstwa Marco Morano. Tutaj i tutaj są informacje i opinie o tej książce, tutaj o autorze.

Filmik z YT o książce i autorze: tutaj.

Zwracam uwagę na ograniczony zakres wyszukiwania autora i książki przez Google; jest przetłumaczona na język polski, ale nie jest wyświetlana.

Na stronie Biblionetki nic nie jest wyświetlane, nawet oceny.

To charakterystyczne dla obecnych czasów coraz większej cenzury: możesz myśleć co chcesz, możesz mieć zdanie jakie chcesz, ale masz nam przytakiwać albo milczeć. Taka postawa jest obecnie nazywana troską o demokratyczne prawa. Szczerze mówiąc mam pewne obawy w związku z publikacją tego tekstu. Czy znowu ktoś nie opluje mnie, jak to się już zdarzyło, albo czy Google nie uzna, że sieję nienawiść, ale zaryzykuję. Mój blog ma tak mało wyświetleń, że liczę na niezauważenie przez możnych tego świata i ich nie tylko cyfrowych sługusów.

Oddaję głos autorowi. Wyróżnienia i kursywa są oryginalne, a cytaty ujęte takimi znakami: >> <<.

* * *

>>Richard Lindzen, klimatolog z MIT, nazwał rzekomy konsensus obejmujący 97 procent naukowców „propagandą”.

Dr Lindzen:

Oni tak naprawdę nie precyzują, z czym się zgadzają. To propaganda. Wszyscy naukowcy zgadzają się, że teraz jest prawdopodobnie cieplej niż pod koniec małej epoki lodowej. Niemal wszyscy naukowcy zgadzają się, że jeśli zwiększyć ilość CO2, nastąpi ocieplenie. Może bardzo niewielkie ocieplenie. Ale jest już propagandą interpretowanie tego jako niebezpieczeństwo, w związku z którym musimy zredukować emisję CO2 itd.

W 2017 roku emerytowany profesor fizyki z Princeton, William Happer, zauważył podobieństwo do siedemnastowiecznego „konsensusu” w sprawie czarownic. „Nie widzę dużej różnicy między konsensusem w sprawie zmian klimatycznych a konsensusem w sprawie czarownic. Wszyscy sędziowie prowadzący rozprawy w Salem byli studentami Harvardu. Wszystko było jakoby w stu procentach poparte naukowo. Jeden czy dwaj ludzie, którzy powiedzieli, że nie ma czarownic, zostali natychmiast powieszeni. Wiele się od tamtej pory nie zmieniło”, zażartował Happer. <<

>>W 1989 roku Organizacja Narodów Zjednoczonych próbowała sprzedać publice swoją narrację o „punkcie krytycznym”. Według artykułu Associated Press z 1989 roku „Urzędnik ONZ wysokiego szczebla twierdził, że całe kraje mogą zostać starte z powierzchni Ziemi na skutek podniesienia poziomu mórz, jeśli utrzymujący się trend globalnego ocieplenia nie zostanie powstrzymany przed rokiem 2000. Zalewanie obszarów przybrzeżnych i klęski nieurodzaju spowodują migrację >uchodźców klimatycznych<, grożąc politycznym chaosem.”

Trudno się połapać, czy od klimatycznej apokalipsy dzielą nas godziny, dni, miesiące czy lata. Oto kilka przykładów alarmistycznych wypowiedzi przepowiadających „punkty krytyczne” w różnych terminach.

Godziny – wspomnienie z marca 2009 roku: „Zostały nam godziny, by zapobiec katastrofie klimatycznej”, oznajmiła Elizabeth May z Kanadyjskiej Partii Zielonych.

Dni – wspomnienie z października 2009 roku: „Premier Wielkiej Brytanii, Gordon Brown, ostrzega przed >katastrofą< globalnego ocieplenia. Zostało nam tylko >50 dni na uratowanie świata<.

Miesiące – wspomnienie z lipca 2009 roku: Książę Karol stwierdził z lipcu 2009 roku, że punkt krytyczny nastąpi za dziewięćdziesiąt sześć miesięcy.

Lata – wspomnienie z 2009 roku: James Hansen z NASA oświadczył, że Obama „ma cztery lata na uratowanie Ziemi.

Dekady – wspomnienie z 1982 roku: urzędnik ONZ Mostafa Tolba (…) ostrzegł, że „świat stoi przed groźbą katastrofy ekologicznej równie ostatecznej jak wojna atomowa, która nastąpi w ciągu kilku dziesięcioleci, jeśli rządy światowe nie zareagują od razu.

Tysiąclecie – wspomnienie z czerwca 2010 roku: (…) guru zielonych, James Lovelock stwierdził, że „zmiana klimatu może nie nastąpić tak szybko, jak sądziliśmy i możemy mieć 1000 lat, by uporać się z tym problemem.

Być może najlepszym podsumowaniem fenomenu punktu krytycznego jest wypowiedź autorstwa brytyjskiego naukowca Philipa Stotta: „generalnie rzecz biorąc, Ziemia regularnie dostawała dziesięcioletnie ostrzeżenia przed zmieszczeniem od jakichś pięćdziesięciu lat. Jesteśmy seryjnie skazywani na zagładę.<<

Były fizyk Uniwersytetu Harvarda, dr Lubos Motl, skrytykował Europejski Zielony Ład i jego „obłąkańczo samobójczy cel zerowego poziomu netto emisji gazów cieplarnianych”.

W 2020 roku Motl napisał: „To niesamowite, jak oni mieszają te nienaukowe rojenia o zmianach klimatycznych z masą innych tematów, które nie mają nic wspólnego z klimatem ani ze sobą nawzajem […]. Tak więc dowiadujemy się, że celem >Zielonego Ładu< jest w gruncie rzeczy standardowo bzdurny marksistowski plan >likwidacji różnic społecznych<. Słowo >gender< pojawia się 9 razy w tym dokumencie, który udaje, że dotyczy klimatu.”<<

>>„Prawa natury dają do zrozumienia, że klimat nie jest i nigdy nie był stabilny […] Czy unijni aparatczycy albo Grety pozwą wulkany? Oceany? Jowisza i Księżyc za wkład do cykli Milankovicia? Drogę Mleczną? Naturę w całości? A może wybiorą sobie jakieś czarownice odpowiedzialne za zjawiska naturalne i ukażą je w zamian? Co tu się, do cholery, wyrabia?

Dr Lubos Motl <<

>>Zielony Nowy Ład jest efektem europejskiego zaangażowania w Porozumienie Paryskie ONZ. Tym, kto korzysta na tym zielonym samobójstwie, które popełnia Europa i w które ponownie mogą się zaangażować Stany Zjednoczone (zależnie kto będzie prezydentem) są Chiny.<<

>>Klimatolog z MIT, Richard Lindzen, tłumaczył, jak doszło do tego, że klimatologia stała się apokaliptyczna. „Przed końcem lat osiemdziesiątych XX wieku klimatologia nie była alarmistyczna” – pisał Lindzen. „Zmieniło się to w latach 1988 – 1994, gdy badania koncentrujące się na dwutlenku węgla i globalnym ociepleniu otrzymały piętnastokrotne zwiększenie funduszy w samych Stanach Zjednoczonych. Nagle okazało się, że istnieje duża motywacja finansowa do wynajdywania alarmujących scenariuszy dotyczących globalnego ocieplenia.”<<

>>(…) to spostrzeżenie ekonomisty Thomasa Sowella jest wyjątkowo wartościowe:

Ekspertów zazwyczaj wzywa się nie po to, by podali informacje oparte na faktach albo służyli obiektywną analizą na potrzeby podejmowania decyzji przez odpowiedzialnych urzędników, tylko po to, by stanowili polityczną przykrywkę dla decyzji dawno podjętych z kompletnie odmiennych względów.<<

>>Brain C. Joondeph, fizyk z Denver, napisał:

Zarówno problem klimatu jak i COVID mają wspólną cechę w postaci kontroli rządu. Od rozporządzeń w kwestii samochodów elektrycznych i oszczędności paliwa, do niszczącego gospodarkę Zielonego Nowego Ładu, >łaskawy< rząd chce kontrolować wszystkie aspekty naszego życia. Widać wiele podobieństw między COVID a polityką klimatyczną. W obydwu przypadkach generują strach, osiągając poziom histerii, przed końcem świata i olbrzymią skalą śmierci i zniszczenia wywołanymi przez ocieplającą się planetą albo agresywny wirus grypy. Zakwestionuj dogmat wirusa albo ruchu klimatycznego i przygotuj się na to, że twoje życie zostanie albo poważnie zakłócone, albo zrujnowane. Na obydwie sprawy jest tylko jeden politycznie słuszny punkt widzenia<<

>>Thomas Lifson na stronie American Thinker dodał:

Po prostu poczekajcie na nagłówki w stylu „Miliony zabite przez zmianę klimatu” i „Rośnie żniwo śmierci zmian klimatycznych”. Gdzie krew, tam nagłówki. Upolityczniona nauka to teraz rzeczywistość zachodniego świata, podważająca fundamenty postępu materialnego i technologicznego, który uwolnił większość ludzkości od permanentnego ubóstwa, będącego normą, zanim rewolucja naukowa i przemysłowa nie zmieniły oblicza cywilizacji.(...)<<

>>Żaden naukowiec pragnący uzyskać pieniądze rządu na badania, nie podpisze się pod publikacją, która stoi w sprzeczności z politycznie akceptowalnymi poglądami na COVID albo zmianę klimatu.<<

>> „Zmiany klimatyczne rządzone są przez setki parametrów oraz zmiennych i sama myśl, że możemy w sposób możliwy do przewidzenia zarządzać zmianami klimatycznymi przez marginalną manipulację jednym politycznie wybranym czynnikiem (CO2) jest zwyczajnie błędna. To naukowy nonsens” – stwierdził emerytowany profesor Uniwersytetu Londyńskiego, Philip Stott. <<


>> (…) prowadzimy teraz wojnę mającą na celu powstrzymanie katastroficznych zmian klimatu, więc pieniądze, poświęcenie i wywołany zamęt są nieistotne. << – słowa działaczy klimatycznych, wyjaśnienie KG.

piątek, 7 czerwca 2024

O fanatyzmie, wyrachowaniu i hańbie

070624

O unijnym zielonym ładzie słyszał chyba każdy, ale mniej osób zdaje sobie sprawę z katastrofalnych dla gospodarek i naszych kieszeni skutków jego wprowadzenia. O tym, jak niewiele w tego rodzaju działaniach sensu, jak bardzo temat zmian klimatu jest zafałszowany, pisze Bjorn Lomborg w swojej książce Fałszywy alarm.

Parę słów o autorze; informacje podaję z zakładki książki: profesor w Instytucie Hoovera w Stanford, współpracownik wielu najwybitniejszych naukowców, autor artykułów ukazujących się w kilkudziesięciu prestiżowych czasopismach. „Time” nazwał go jedną ze stu najbardziej wpływowych osób na świecie.

Książkę dopiero zacząłem czytać. O jej nasyceniu treścią niech świadczy fakt przepisania poniższych cytatów z pierwszych 20 stron książki. Autor wcale nie zaprzecza istnieniu zmian klimatycznych, wskazuje tylko na znaczące, a nawet rażące przekłamania oraz niewłaściwe, bo nieskuteczne, wydawanie ogromnych pieniędzy na „walkę” o klimat. Pisze też o negatywnych skutkach straszenia społeczeństw zmianami klimatu oraz o problemach biedniejszych krajów.

Informacje zawarte w książce są poparte bardzo szczegółowymi przypisami i bibliografią, które zajmują łącznie 70 stron książki.

Zapraszam do lektury cytatów, ale i namawiam do przeczytania całej książki. Co prawda autor pokazuje (raczej niechcący, bo przy okazji) bezmiar ludzkiej głupoty, fanatyzmu, wyrachowania i cynizmu, ale też jednym czytelnikom otworzy oczy i da nadzieję, innym pewność wiedzy: nasze dzieci i wnuki nie spłoną razem z Ziemią.

Cytaty oznaczyłem tak: >> <<

* * *

>>Żyjemy w epoce strachu, zwłaszcza strachu przed zmianami klimatycznymi. Zwięzłym ujęciem tego czasu jest dla mnie obraz dziewczyny trzymającej transparent ze sloganem:

Ty umrzesz ze starości,

ja z powodu zmiany klimatu.

Oto przekaz, który media wbijają nam do głowy: zmiany klimatu niszczą naszą planetę i stanowią dla wszystkich śmiertelne zagrożenie. Ten język przybiera ton apokaliptyczny – w serwisach informacyjnych mówi się o „nieuchronnym spaleniu planety” (...)<<

>>Wpływowe książki wzmacniają to przekonanie.<<

>>Ten strach ma realne konsekwencje. Ludzie rezygnują na przykład z dzieci. Jedna z kobiet powiedziała dziennikarzowi: „Wiem, że ludzie są zaprogramowani na prokreację, ale coś mi mówi, że teraz lepiej będzie uchronić moje dzieci przed okropnościami przyszłości, dlatego nie wydam ich na świat”. (…) „Jak zdecydować się na dziecko, gdy zmiany klimatyczne przemienią całe życie na Ziemi?”.<<

>>Badania naukowe przeprowadzone w 2012 roku na dzieciach w wieku od dziesięciu do dwunastu lat z trzech szkół w Denver pokazuje, że 82% z nich wyraziło strach, smutek i złość podczas omawiania swoich odczuć dotyczących środowiska, a większość podzielała apokaliptyczne poglądy na temat przyszłości planety. Znamienne, że dla 70% dzieci źródłem katastroficznych poglądów były telewizja i filmy. (…) I tak – jako symbol autentycznego przerażenia swojej generacji – młoda dziewczyna trzyma w rękach transparent z napisem „Umrę z powodu zmian klimatu”.<<

>>Ton rozmów prowadzonych na mój temat zmienił się jednak diametralnie w ostatnich latach. Retoryka dotycząca zmian klimatycznych staje się coraz bardziej ekstremalna i coraz mniej łączy ją z nauką. Nauka pokazuje nam, że obawy przed klimatyczną apokalipsą są bezpodstawne. Globalne ocieplenie jest realne, ale to nie koniec świata. To problem, z którym można sobie poradzić. Mimo to prawie połowa dzisiejszej populacji wierzy, że zmiany klimatyczne doprowadzą do zagłady ludzkości.<<

>>Ta szczególna obsesja na punkcie zmian klimatu oznacza, że przechodzimy obecnie od marnowania miliardów dolarów na nieefektywne strategie do marnowania bilionów. Jednocześnie ignorujemy coraz więcej palących i o wiele bardziej możliwych do opanowania wyzwań, jakie stawia nam świat. Zamiast tego bezmyślnie straszymy dzieci i dorosłych, co jest nie tylko niewłaściwe pod względem faktograficznym, ale i moralnie karygodne.<<

>>Wmawia się nam, że musimy od razu zrobić wszystko co w naszej mocy. Obiegowa opinia, powtarzana ad nauseam w mediach głosi, że na rozwiązanie problemów związanych ze zmianą klimatu mamy czas tylko do 2030 roku. Tak właśnie mówi nauka!

W rzeczywistości jednak nauka mówi co innego, a przemawia do nas polityka.<<

>>Nie jesteśmy na skraju nieuchronnej zagłady. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie. Ciągłe mówienie o zbliżającej się katastrofie podważa absolutnie zasadniczą kwestię: w prawie każdym aspekcie, który możemy zbadać, życie na Ziemi jest teraz lepsze niż kiedykolwiek w historii.<<

>>Dla większości sektorów gospodarczych wpływ zmian klimatu będzie niewielki w porównaniu z wpływem innych czynników, (takich jak) zmiany populacji, wieku, dochodów, technologii, cen względnych, stylu życia, regulacji, zarządzania i wielu innych aspektów rozwoju społeczno-gospodarczego.<<

Jednak z powodu zamętu panującego wokół zmiany klimatycznej do większości ludzi nie docierają dobre wiadomości. Jesteśmy przekonani, że zmiana klimatu jest znacznie większym wyzwaniem niż w rzeczywistości, więc wiele krajów wydaje coraz więcej na walką z nią i to w coraz mniej rozsądny sposób.<<

Jedną z największych ironii dzisiejszego aktywizmu na rzecz zmiany klimatu jest to, że wielu najbardziej zagorzałych zwolenników tego ruchu jest równocześnie zaniepokojonych nierównością na świecie. Umyka im jednak to, że koszty strategii politycznych, których realizacji się domagają, poniosą w nieproporcjonalnym stopniu najubożsi. Dzieje się tak dlatego, że tak duża część polityki klimatycznej sprowadza się do ograniczania dostępu do tanich źródeł energii. (…) Nic dziwnego, że niedawne badanie konsekwencji wdrożenia porozumienia paryskiego wykazało, że w rzeczywistości te działania zwiększą poziom ubóstwa.<<

>>Żądając natychmiastowego i dramatycznego obniżenia poziomu dwutlenku węgla na całym świecie, aktywiści klimatyczni opowiadają się zasadniczo za ograniczeniem prędkości do 5 kilometrów na godzinę.<< Dopisek mój, KG: w innym miejscu autor wspomina o problemie zredukowania do zera ilości ofiar ruchu drogowego. Pisze, że w zasadzie jest tylko jeden sposób: ograniczyć prędkość samochodów do 5 km/godz.

>>Z przeprowadzonych symulacji wynika, że każdy dolar zainwestowany w badania i w rozwój zielonej energii pozwoliłby zaoszczędzić 11 dolarów na szkodach klimatycznych. Byłoby to kilkaset razy skuteczniejsze niż obecna polityka klimatyczna. (…) Niestety, obecnie tego robimy. (…) Dlaczego? Ponieważ zakładanie niewydajnych paneli słonecznych cieszy oko oraz daje poczucie że coś robimy – dofinansowanie jajogłowych jest trudniejsze do zwizualizowania.<<

>>Standardowa polityka ograniczania paliw kopalnych będzie potrzebowała dekad na wdrożenie i pół wieku na wywarcie jakiegokolwiek zauważalnego wpływu na klimat.<<

Musimy wziąć głęboki oddech jako kolektyw i zrozumieć, czym jest, a czym nie jest zmiana klimatu. To nie jest coś w rodzaju ogromnej asteroidy zmierzającej w kierunku Ziemi – nie musimy wszystkiego rzucać i mobilizować globalnej gospodarki, aby zapobiec końcowi świata. Jest to raczej długotrwały, przewlekły stan przypominający cukrzycę – problem, który wymaga uwagi i skupienia, ale z którym możemy żyć. Kiedy sobie to uświadomimy, będziemy mogli iść dalej i zająć się wieloma wyzwaniami, które ostatecznie będą miały o wiele większe znaczenie dla naszej przyszłości.<< Niż zmiany klimatu – dopisek mój, KG.

>>Ludzie panikują na myśl o zmianie klimatu w dużej mierze dlatego, że media i aktywiści nam to wmawiają, politycy wyolbrzymiają ich prawdopodobne skutki, a badania naukowe są często przedstawiane bez kluczowego kontekstu. Nagminnie jest nim najbardziej oczywisty fakt ze wszystkich – ludzie dostosowują się do zmieniającej się Ziemi. Tak było przez tysiąclecia i tak będzie nadal. Wszelkie prognozy dotyczące wpływu zmian klimatycznych, które tego nie uwzględniają, są nierealistyczne. Ludzie mają solidną motywację, by opowiadać jak najstraszniejsze historie o zmianie klimatu. Media uzyskują więcej kliknięć i wyświetleń dzięki przerażającym historiom. Działacze zyskują uwagę i fundusze. Naukowcy, którzy przedstawiają się jako osoby zajmujące się zagrożeniami w wymiarze apokaliptycznym, zyskują większą uwagę, uznanie dla swoich uczelni i więcej możliwości finansowania w przyszłości. Politycy, którzy kreślą przerażające scenariusze, obiecują, że nas uratują, a przy okazji otrzymują prawo dysponowania znacznymi środkami na rozwiązanie problemu. (…) Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy się martwić potencjalnie poważniejszymi problemami. (…) Powinniśmy jednak być należycie sceptyczni, ponieważ nagłaśnianie problemu zmiany klimatu do rangi Armagedonu jest również bardzo korzystne dla wszystkich tych grup.<<

**********************************************

Dopisek nie na temat, ale bardzo ważny.

Dowiedziałem się o zakuciu w kajdanki żołnierzy odpierających atak imigrantów-przestępców na granicy oraz o śmierci żołnierza rannego kilka dni temu. Jestem tymi faktami bardzo poruszony.

Mam nadzieję na niezapomnienie poniewierki zatrzymanych żołnierzy i śmierci rannego; mam nadzieję na obudzenia się Polaków. Trzeba nam pogonić tych wszystkich popaprańców, którzy rządzą nami od tak wielu lat. Są winni tych zdarzeń, są winni przedkładania interesów osobistych, partyjnych i obcych nad interes Polski. Powinni być skończeni jako politycy.

Hańba generałowi jednostki w której służą sponiewierani i skuci żołnierze! Hańba dowódcy, który nie broni swoich żołnierzy wykonujących niebezpieczne zadania! Nie powinien być oficerem, a tym bardziej generałem!



środa, 29 maja 2024

Dwa skrajnie odmienne tematy

 290524

Czytam artykuły lub słucham podcastów o gospodarce, trochę też o polityce, i cholera mnie bierze na siebie samego, bo przecież dbałość o zdrowie nakazuje omijać kisnące bagna, a stamtąd przebija, mimo bariery ekranu, smród przekupstwa, złodziejstwa, głupoty i szalonych żądz. Machnąłbym na to wszystko ręką, ale siedzący we mnie obywatel tego kraju, Polak do szpiku kości, nie pozwala mi zajmować się tylko przyjemnościami. Zamieszczam kilka linków na strony poświęcone tematom imigracji, klimatu, energetyki, zielonego ładu i polityki w nadziei na pogłębienie wiedzy u chociaż paru osób. Ze względu na wykształcenie i wiele lat wykonywaną pracę nieźle się znam na elektryce, a tym samym w pewnej mierze i energetyce, dlatego kiedy słyszę o obecnych pomysłach władz nie naszych i niestety naszych, włos mi się na głowie jeży. Toż tam wszystko na głowie postawione i zmierza prosto do katastrofy, czyli do biedy i kłopotów z dostępnością prądu. A to tylko przykład...

Nie będę się rozpisywał; kto będzie zainteresowany, wiele się dowie z proponowanych stron. Zapraszam.

O klimacie:  tutaj,  tutaj,  i tutaj.

Imigracja: tutaj,  tutaj,   tutaj

 Energetyka a zielony ład: tutaj.

Polityka i politycy: tutaj,  tutaj.

Jako drobną odtrutkę proponuję kilka możliwych znaczeń słowa „generowanie”. Piszę o odtrutce, ponieważ te dziwadła słowne traktuję jako ciąg dalszy popularnej kiedyś serii dowcipów „Ze szkolnych zeszytów”. Podobna w nich nieporadność i śmieszność. Zajrzyjcie tutaj, nie pożałujecie.

>>Wygenerowanie ekscytujących doznań (z jazdy samochodem).

Chiny wygenerowały popyt.

Ja sama wygenerowałam wyniki…

Obywatel… włamał się… generując 100 tys zł strat.

Czy złoża są w stanie wygenerować tyle gazu?<<

Nagrodę Wielkiego Kulfona otrzymują ode mnie ex aequo autor informacji o generującym włamywaczu i pani, która sama sobie wygenerowała.


sobota, 11 maja 2024

Wielkość i wolność

 110524

Od kiedy nabrałem bladego pojęcia o dokonaniach starożytnych Greków, a wśród nich zwłaszcza Ateńczyków, w dziedzinie sztuk i nauki, nie przestaję się dziwić, jak wiele dokonał ten mały i biedny naród. Grecy stworzyli dzieła do dzisiaj poruszające i wspaniałe, jak chociażby rzeźbę Nike z Samotraki; rozwinęli albo stworzyli od podstaw wiele dziedzin nauki, że wspomnę tylko historię, wcześniej nieistniejącą w obecnej formie i rozumieniu, a to wszystko w kraju wielkości naszego województwa, kraju, w którym posiadanie konia było oznaką zamożności. Jakim cudem?

Ta zagadka intrygowała i starożytnych. Oto zachowane wyjaśnienie liczące dwa tysiące lat, czyli z czasów świetności Rzymu, gdy Grecja była już tylko małą prowincją imperium. Ograniczony znakami >> << cytat (i tytuł) jest z książki „Estetyka starożytna” W. Tatarkiewicza.

>>Jeden z traktatów estetycznych, jakie się zachowały ze starożytności, pochodzący z I wieku naszej ery traktat Pseudo-Longinosa „O wzniosłości” stawia w ostatnim rozdziale szczególne pytanie: dlaczego jego epoka nie wydała wielkich ludzi? (…)

Psudo-Longinos daje temu dwojakie wyjaśnienie. Po pierwsze, jak pisze powołując się na bezimiennego filozofa: nie ma wielkich ludzi, bo nie ma wolności życia. „My, ludzie dzisiejszej epoki, jesteśmy od dzieciństwa wychowankami despotyzmu… i nie pijemy z najpiękniejszego i najwydatniejszego źródła… z wolności. Każdy despotyzm, choćby był najsprawiedliwszy, jest jakby klatką i powszechnym więzieniem”. Drugie wyjaśnienie autor daje od siebie: nie ma wielkich ludzi, bo nie ma wolności wewnętrznej. Ludzie są opanowani namiętnościami i żądzami, przede wszystkim żądzą bogactwa, chciwością. „Chciwość, na którą wszyscy w swym nienasyceniu chorujemy, i żądza użycia robią z nas niewolników.” <<

Dlaczego obecnie tak żałośnie mało, biorąc pod uwagę liczebność społeczeństw, jest wybitnych ludzi? Nadal aktualnej odpowiedzi udzielił przed dwudziestoma wiekami nieznany filozof umownie zwany Psudo-Longinosem.

Wiersz Leopolda Staffa o Nike z Samotraki:

W wietrznych falach twych wiotkich szat słyszę muzykę
Lotu, którego żadne nie prześcigną ptaki,
Czarująca bogini triumfu, o, Nike,
Co od wieków zdyszana lecisz z Samotraki!
Pośpiech potężnych skrzydeł twych powietrze chłoszcze,
Niosąc zwycięstwo, sław liście laurowe.
Nie pragnę ich. I temu jedynie zazdroszczę,
Dla którego w porywie swym straciłaś głowę.

A tutaj świetny tekst o tym rzeźbiarskim arcydziele.




Słowa Cycerona cytowane przez profesora Tatarkiewicza:

Ja jednakże mam to przekonanie, że w żadnym rodzaju nie ma rzeczy tak pięknej, iżby od niej nie była piękniejsza inna, która dla tamtej byłaby wzorem, jak oblicze dla wizerunku. Wzoru tego nie można postrzec wzrokiem ani słuchem, ani żadnym innym zmysłem, lecz obejmujemy go jedynie myślą i umysłem. A chociaż wśród posągów nie ma doskonalszego nad posąg Fidiasza, a wśród obrazów nad te, które wymieniłem, to jednak możemy myśleć o doskonalszym. Kiedy ów rzeźbiarz tworzył kształt Jowisza lub Minerwy, to na pewno nie patrzył na nikogo, do kogo by swe dzieło upodabniał, lecz w umyśle jego mieścił się pewien znakomity wzór piękna, na który patrząc i w którym zatopiony, naśladując go kierował swą sztuką i ręką. Tedy w kształtach i figurach jest coś doskonałego, do czego jako ujmowanego myślą wzoru odnosimy to, co podpada pod oczy… Platon, ten najpoważniejszy pisarz i nauczyciel nie tylko myślenia, ale także mówienia, nazywał te formy ideami i mówił, że są odwieczne i wieczne, w umyśle i rozumie zawarte.”

poniedziałek, 29 kwietnia 2024

Ziarno i miód

 210424

Tym razem synoptycy nie pomylili się: zapowiadali chmurny dzień z mało przejrzystym powietrzem – i taki był. Ranek był ciemny, zamglony i szary, mimo świeżej zieleni na drzewach. 

 


Było też zimno. Z dna szafy wyciągnąłem polar, czapkę i rękawice mające leżeć tam do jesieni. Zimny wiatr tak chłostał kark, że szedłem z naciągniętym na głowę kapturem. Nie pamiętam zimniejszego dnia spędzonego na roztoczańskich drogach, ale musiałem pojechać. Po prostu musiałem.

Niewiele poznałem nowych dróg, ledwie fragmenty ominięte w czasie poprzednich wędrówek, ale jeszcze trwa u mnie witanie się ze znanymi miejscami, na nowe przyjdzie czas.

W okolicach wsi Cieślanki byłem parokrotnie, mam tam swoje miejsca i drzewa, na przykład to:


 



Przy ocenie jego walorów proszę wziąć pod uwagę dzisiejszą aurę i moje nader średnie umiejętności fotografowania. To miejsce na wysokiej miedzy, między dwoma brzozami, nie tylko ja sobie upodobałem, co widać na jednym ze zdjęć. Wybierając się tam ponownie chyba wezmę torbę na śmieci.

Trudno mi znosić widok wyrzucanych śmieci, szczególnie w ładnych miejscach. Czuję nie tylko złość na ludzi tak okrutnie i bezmyślnie traktujących Ziemię, naszą ojczyznę, polskie pola i lasy, ale i niechęć do nich, rozgoryczenie i potrzebę odsunięcia się. Przecież te moje sudeckie i roztoczańskie włóczęgi są także ucieczką przed ludźmi, a ściślej barbarzyńskim postępowaniem części z nich. Gdzie się chować, skoro nawet w miejscach odległych od popularnych szlaków są ich ślady? 

 Sarnę zobaczyłem w odległości może stu metrów. Pasła się, po chwili podniosła głowę i spojrzała na mnie. Zatrzymałem się, nie uciekała, więc powoli ruszyłem w jej stronę. Patrzyliśmy na siebie. Wydało mi się, że zwierzę zatrzymuje ciekawość. Powoli wyciągnąłem aparat i zrobiłem zdjęcie. Sarna bez paniki pobiegła gdy byłem od niej o trzydzieści kroków, czyli blisko. Szkoda, bo idąc ku niej pomyślałem, że opisane kiedyś zaprzyjaźnienie się z sarną może w końcu stanie się faktem przestając być fantazją.

 Proszę uważnie przyjrzeć się temu zdjęciu. Pole na zboczu pagóra ma niewielkie nachylenie, ale na przedłużeniu uskoku jest bardzo strome. Aż trudno wyobrazić sobie pracę maszyn na tej pochyłości, a dodam jeszcze, że często widuję wąskie krańce pól zaorane i obsiane do ostatniego metra, gdzie tylko traktor wjedzie. Na tym zdjęciu widać, jak blisko urwiska, dosłownie pół metra od jego krawędzi (za nią są typowe dla Roztocza strome doły), jechał traktorzysta z siewnikiem.

 Zwykłe widoki, można pomyśleć, ale to nieprawda. Widoki tamtych zakątków pól i tego zaoranego stromego skrawka pola wiele mówią o polskich rolnikach, o zwyczaju z dawnych lat wykorzystania każdego skrawka ziemi. Tej, która ma rodzić bez względu na trudności i okoliczności. Mówią o dbałości o płodność ziemi i jej plon – ziarno. Ten zaorany uskok przypomniał mi scenę z „Bolesława Chrobrego” Gołubiewa: dwóch zmęczonych uciekinierów wojennych znajduje na drodze worek ziarna. Jeden z nich ładuje go sobie na plecy, drugi odradza, wszak i tak mają ciężko. Wtedy słyszy argument znany, a na pewno rozumiany przez właściciela pola ze zdjęcia, jednak zupełnie obcy politykom i zdecydowanej większości młodych ludzi.

– To jest ziarno, rozumiesz!?

A pamiętacie ostatnie dni Niechcica, jego wyjście na pola i patrzenie na nie jak na traconą miłość?

Teraz ludzi tak przywiązanych do pracy na swojej ziemi jacyś nawiedzeni urzędnicy z Unii chcą pozbawić opłacalności siania i zbierania ZIARNA!

Przez wiele lat byłem gorącym zwolennikiem Unii. Byłem.

Wypowiedzi prawnika a propos tutaj  i tutaj.

Obrazki ze szlaku

 Kwiaty na posesji. Jednak nie tylko tuje ludzie mają wokół domów.



 

Chyba największa kępa niezapominajek jaką widziałem. Nie miałem możliwości zrobić jednego zdjęcia wszystkim kwiatom, a było ich przynajmniej drugie tyle. Kilka godzin później widziałem innego rekordzistę – wysoką i gęstą kępę taszników wyglądających niczym wielka szczotka.

 Ta dziwna kora należy do kasztanowca. Przyznam, że po samej korze tego drzewa nie byłbym w stanie rozpoznać gatunku, mimo łatwego rozpoznawania kasztanowców w zimie, bez liści.

 


Duże nory i pokaźne górki wyrzuconej ziemi. Kto jest lokatorem?

 Pole z resztkami łodyg po zeszłorocznej uprawie rzepaku. Co tutaj niezwykłego? To samo, co widać w lesie: na polach nie przybywa pozostałości po poprzednich zbiorach, w lasach nie toniemy w liściach. Dba o to niepoliczone mnóstwo najróżniejszych małych i bardzo małych żyjątek. To właśnie jest niezwykłe.

 Jasnota różowa swoim kolorem wśród zielonych źdźbeł zboża przyciąga wzrok. Jeśli mylnie rozpoznałem gatunek, proszę pisać.

 

Samotne drzewo w oddali kusiło mnie. Następnym razem zobaczę je z bliska.





Kiedyś niewątpliwie ładny opuszczony dom, obok stoi kilka budynków gospodarczych w podobnym stanie. Zapewne starzy właściciele zakończyli uprawę ziemi, a nowych nie ma. Dom oglądałem rok czy dwa lata temu, a ten miniony czas odcisnął się destrukcyjnym śladem. Widziałem dziurę w dachu i zapadnięty sufit. Jego los jest przesądzony. Szkoda.

Iglica pospolita. Przyznam się do trudności w rozróżnianiu iglic i bodziszków. Może ktoś mnie poprawi, jeśli się mylę.


 Kwitnące jabłonie. Wspaniała jest metamorfoza różowych pąków w kwiaty o dużych a delikatnych płatkach, których biel zachowuje wspomnienie wcześniejszego różu.

 Bez, drewniany stary płot i okno domu. Takie połączenie, taki widok, przenosi mnie na wieś, której już nie ma. Pod drewniane małe domy schowane za bzami i ogrodzone płotami ze skrzypiącą furtką. W czas mojego dzieciństwa; czas tym droższy, im odleglejszy.

 Pokręcone, niskie jabłonie. W widoku tych zniekształconych drzew jest coś, co budzi mój sprzeciw. Bezradny i trochę irracjonalny, przyznaję, ale odczuwany.

 W mijanej wiosce zobaczyłem plakat takiej treści: „Bez pszczół nie ma życia!”.

Cytat z tej strony:

„Co prawda pszczoły kojarzą się głównie z produkcją miodu, ale ekolodzy podkreślają, że produkcja 30 proc. żywności i 90 proc. owoców zależy od zapylania przez owady pszczołowate.”
Na tej stronie dowiedziałem się, że jedna pszczoła wytwarza przez całe swoje życie płaską łyżeczkę miodu! Czyli każdego dnia zjadam owoce pracy kilku pszczół!

Przy okazji: pszczoła nie jest producentem i nic nie produkuje, tak jak ogrodnik nie produkuje owoców, rolnik nie produkuje zboża, a my nie produkujemy wydalanych substancji. Ten wyraz jest nadużywany i nierzadko głupio stosowany.
Zaznaczam, że wyrażam tutaj swoją opinię, niekoniecznie zgodną z praktyką, o czym świadczy chociażby ta definicja:

Słowo „produkcja” mam za termin techniczny, właściwy dla procesów zachodzących w przemyśle, czyli w znaczeniu opisanym w pierwszym punkcie z wyłączeniem kultury. Nazywanie przetwarzania przez pszczoły nektaru na miód, albo, jak w punkcie trzecim, uznawanie dzieł malarza czy kompozytora za produkcję, mam za stanowczo niewłaściwe, ponieważ wtedy produkcją można nazywać właściwie wszystko. Czy ludzie produkują wrażenia i piękno? No bo skoro zgodnie z definicją Bach produkował kantaty…

Podobnie jest ze słowem „generowanie”, które teraz stosowane jest wszędzie i do określenia wszystkich procesów technicznych i społecznych. Spotkałem się nawet z nazwaniem drukarki „urządzeniem generującym”, a starzejące się społeczeństwo za „nie generujące poborowych”. Cóż, skoro sadownik produkuje jabłka a pszczoła miód, to prokreacja i miłość erotyczna mogą być generowaniem, ale i dla niektórych ludzi może być odwrotnie: sadownik generuje jabłka, a dwoje ludzi produkuje przyszłych poborowych.

Jeszcze ciekawostka o odżywianiu królowej pszczół:

Trasa: typowa włóczęga wokół wsi Cieślanki na zachodnim Roztoczu. Odwiedzenie znanych ładnych miejsc.

Statystyka: kwadransa zabrakło do 11 godzin na szlaku długości 21,5 km. Przerwy trwały łącznie 3,5 godziny. Wiedziony ciekawością zainstalowałem inny program do rejestracji trasy, ponieważ poprzednio używany ewidentnie zawyżał wysokość podejść. Ten nowy podał 695 metrów jako ich sumę, stary sporo ponad kilometr. Siedemset metrów różnic wysokości? Trudno mi uwierzyć, ale ta wielkość na pewno jest bliższa prawdy niż tamta większa. Na dzisiejszym szlaku miałem kilka podejść mierzących, oczywiście na oko, jakieś... 30 metrów, ale dużo mniejszych. Właściwie większość droga była z górki lub pod górkę, może więc faktycznie pokonałem ponad dwieście pięter, ale jeśli tak było, to… jestem zaskoczony.