Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obyczaje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą obyczaje. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 listopada 2025

Sudeckie kamieniołomy, część I

 031125

Bazalt jest jedną z najtwardszych, najbardziej odpornych na obciążenia mechaniczne i czynniki atmosferyczne skał, dlatego od dawna był dobywany i używany do budowy dróg i domostw. Istnienie złóż bazaltu świadczy o działaniu wulkanów w odległej przeszłości, jako że skała ta powstaje z magmy wylewającej się z wnętrza Ziemi i stygnącej na powierzchni jako lawa. Dla lubujących się w nazewnictwie geologów to ważne rozróżnienie: magma to roztopiona skała wewnątrz Ziemi, a po wypłynięciu na powierzchnię nabywa nową nazwę, staje się lawą. W Sudetach wiele jest działających kopalń tego minerału, a śladów po dawnych kamieniołomach są, bez przesady, setki. Od wielkich wyrobisk z których wywieziono miliony ton skały, po małe, użytkowane przez okolicznych mieszkańców na ich potrzeby, a teraz zarośniętych drzewami, ukrytych w lasach. Wiele takich miejsc widziałem w czasie swoich sudeckich wędrówek. Czasami specjalnie je szukałem, zaciekawiony znakami na mapie, częściej natrafiałem na nie przypadkowo, idąc lasami lub zaglądając między drzewa śródpolnych zagajników. Po tych małych i najstarszych niewiele śladów zostało, tylko uważne oko jest w stanie zauważyć nienaturalnie ukształtowane garby i doły przysypane liśćmi starego już lasu, natomiast większe i nowsze nie znikają tak dokładnie, chociaż i one ulegają sukcesji. Mam w pamięci chwile wędrówek lasami dębowo-grabowo-lipowo-bukowymi, prastarymi lasami liściastymi Sudetów, i nagle pojawiający się uskok terenu – skalne urwisko. Jeśli poświęci się miejscu trochę czasu, dostrzec można kształt podkowy ze śladami drogi z otwartej strony. Czasami o jej istnieniu świadczy już tylko równiejszy pas porosły drzewami. Miejsca takie upodobały sobie rzadkie rośliny, na przykład storczyki. Pod pewną wioską w Górach Kaczawskich znam, nota bene, miejsce nieznane ludziom, gdzie rośnie mnóstwo lilii złotogłów, ale uświadomiony przez kolegę, miłośnika storczyków, o niebezpieczeństwie dla tych nadzwyczaj rzadkich kwiatów, nie napiszę, jak tam trafić.

Najdłużej, ale i najbardziej spektakularnie, zmieniają się w sposób naturalny wyrobiska największe i najgłębsze. Na ich dnach często tworzą się stawy będące rezultatem naruszenia systemu wód gruntowych. Jeszcze nim znikną ludzie, pojawiają się brzozy. Tym drzewom wystarczy garść marnej ziemi, a nawet tylko pęknięcia w skalnym podłożu albo rysy na pionowym urwisku. Później dołączają do nich inne drzewa, sporo widuję dębów, a w podmokłych miejscach iwy i olsze. Brzegi stawów zarastają szuwarami: pojawia się pałka wodna, trzcina, trawy. Z czasem te rośliny wchodzą coraz głębiej na otwartą toń stawów, a za nimi przesuwa się skraj wody – rezultat stopniowego wypierania wody przez rośliny i ich martwe szczątki, które tworzą najpierw mokradła, później coraz bardziej stabilny grunt na którym wyrasta las. Z czasem stawy zasiedlane są przez ryby (zdaje się, że z pomocą ludzi) i ptactwo wodne. W ciągu paru dziesiątków lat z ponurego miejsca przemysłowej działalności ludzi, z głębokich ran zadanych Ziemi, natura tworzy miejsca urokliwe, urozmaicone morfologicznie i pełne życia.

Na Pogórzu Izerskim, między Przecznicą a Nową Kamienicą, pasem długości około dziesięciu kilometrów występują duże złoża bazaltu. Było tam kilka kamieniołomów, a wyrobisko największego, 2 km na wschód od wsi Kłopotnica, ma długość 400 metrów, do stu szerokości i głębokość około pięćdziesięciu. Na dnie utworzył się malowniczy staw okolony stromymi, tarasowymi ścianami szarego bazaltu. 

 





Widok tej kopalni czyni wielkie wrażenie. Wydaje się być snem surrealisty, zadziwiającym połączeniem skutków destrukcyjnych działań człowieka i delikatności
ale i siły oraz nieustępliwości natury. Rozmawiałem z kolegą, który wybrał się tam z pontonem, opowiadał o niesamowitych wrażeniach pływania między skalnymi ścianami.  

 

Będąc tam widać, jak szybko pojawiają się brzozy; o tej porze roku ciepłe żółcie ich liści radykalnie zmienia wygląd surowych ciemnoszarych ścian kanionu. Co prawda wyrobisko kanionem nie jest, jednak ta nazwa bardzo pasuje do formacji utworzonej tam działalnością ludzi i natury. Na ścianach widać kierunkowość stygnięcia i pękania lawy zastygłej w bazalt. Wyraźne jest podobieństwo do róży bazaltowej – kolejna atrakcja dla miłośników geologii.  

 


T
eren szybko sam się rekultywuje. Jedyne, co zrobiłbym mogąc decydować, to zniwelował górki usypane na obrzeżach wyrobiska.

Byłem w czterech nieczynnych kamieniołomach w tamtej okolicy. Widziałem je w różnym stadium przejmowania i przekształcania przez naturę, a pokrótce opisanego wyżej.

 




W trzech nie były prowadzone poważne prace rekultywacyjne, nikt na szczęście nie „rewitalizował” tych starych kamieniołomów, zrobiła to natura i to tak udanie, że okolicznym mieszkańcom przybyły kolejne ładne miejsca do spacerów, a chyba też
pływania i wędkowania. O ile oczywiście nie ogrodzi się tych miejsc setkami metrów barier i nie zepsuje widoków dziesiątkami tablic z ostrzeżeniami i zakazami, co mam za plagę ostatnich lat.

Ostatni poznany kamieniołom jest na wschód od Przecznicy, na tablicy informacyjnej określany jest jako kamieniołom w Rębiszowie, ten był rekultywowany, niestety. 

 




Niewielka część jest wyrównana, na pozostałej są górki i dołki. Ponury widok poprzemysłowych bezdrzewnych terenów, chwasty, i podmokłe miejsca. Zmieniające się lokalizacje rozlewisk wskazują na nieuregulowany obieg wód. Okoliczni mieszkańcy mówią o skrytym, pod ochroną nocy i strażników, przywożeniu tam nieznanych substancji i zasypywaniu nimi wyrobisk a następnie przykrywaniu ich gruzem. Miały tam być utworzone łąki izerskie, jest szarość i brzydota, a firma, która miała przywrócić to miejsce naturze, już nie istnieje. Po co dalej działać, skoro pieniądze już zmieniły właściciela? Reasumując: wystarczyło wyrównać doły, zniwelować pryzmy gruzu, rozebrać budynki i zabrać śmieci, a resztę zostawić naturze, jednak za publiczny grosz stan pogorszono. Co dalej? Nic.
Idę o zakład, że wszystkie powiatowe VIPy są z siebie wielce zadowolone, a ewentualne konsekwencje ukrytych w wyrobiskach śmieci i tak spadną na okolicznych mieszkańców.

Wspomnę jeszcze o motocyklistach. 

 

W wielu miejscach widziałem ślady ich maszyn, a w pobliżu największej kopalni, tej z dużym stawem, jest spory teren z pokaźnymi górami zepchniętego kruszywa i ziemi, walają się tam duże bloki skalne, stoją betonowe konstrukcje. Z niechęcią o tym myślę, ale skoro motocykliści są, niech tam jeżdżą, nie po lasach. Wydzierżawić im ten poprzemysłowy teren za symboliczną złotówkę, ale pod jednym warunkiem: mają pilnować, aby ich miejsce i sąsiednie wyrobisko nie stały się wysypiskiem śmieci. A za jeżdżenie po lasach surowo ich karać. Ukarać włodarzy za stan kamieniołomu w Rębiszowie się nie da, bo „politycy” są ponad prawem. Taki stan nazywany jest (prawem kaduka) demokracją.

Dobrze, że mam gdzie uciekać.


 












Niżej trzy zdjęcia najbardziej zarośniętego, a więc prawdopodobnie najstarszego, kamieniołomu. Teraz trudno znaleźć tam ślady ludzkiej działalności.




 

 

czwartek, 19 czerwca 2025

Psia Dziura i Lisie Jamki

 120625

Tym razem słońce świeciło niemal cały dzień, chociaż do prawdziwego lata brakowało letniej temperatury. W drogę ruszając przed siódmą miałem na sobie dwa swetry, a wiatrówkę nosiłem cały dzień.


 Wybrałem się pod wsie Gorajec (jest ich kilka o tej nazwie), na rozległe łagodne wzgórza z mozaiką pól i gęstą siatką długich polnych dróg. Ilekroć tam jestem, zawsze sporo uzbieram kilometrów, ale tego właśnie chciałem. Oczywiście w planach miałem odwiedzenie paru znajomych miejsc, na przykład Psią Dziurę. Te zalesione niewielkie doły urokliwe nie są, ale… mnie się podobają. Pierwszy raz widziałem Dziurę z sąsiedniego wzgórza w słoneczny, kolorowy dzień października parę lat temu, i wtedy miejsce, wystrojone brzozami i jesiennymi barwami, zrobiło na mnie duże wrażenie. Zdjęcie widoczne niżej zrobiłem tamtego dnia, dzisiaj (drugie zdjęcie) nie mogłem podejść bliżej z powodu zapory z gęstego rzepaku.

 
Ważne jest pierwsze wrażenie, i ta prawda znalazła tutaj potwierdzenie. Psię Dziurę i jej okolicę widzę taką, jaką zobaczyłem po raz pierwszy. Tamto zauroczenie odnawia się we mnie nie zważając na upływ czasu i zmiany.






Doszedłem na wydłużone, rozległe szczyty pasma wzgórz, a że były zalesione, skręciłem w inną drogę obiecującą wyprowadzić mnie na otwarte przestrzenie. Nim tam doszedłem, uznałem, że akurat tutaj jest dobre miejsce na przerwę. Siedziałem na brzegu drogi nie wiedząc, że przy dwóch topolach rosnących obok zaczynają się jedne z najładniejszych i najbardziej zróżnicowanych morfologicznie roztoczańskich dołów – Lisie Jamki. Niemal pionowe ściany krętych wąwozów mają w niektórych miejscach ponad 10 metrów wysokości, czyli sięgają drugiego piętra. Wrażenie robiły też nagłe uskoki dość równej wierzchowiny i drzewa pochylone nad urwiskami. Zdjęć zrobiłem dużo, ale właściwie na żadnym nie widać dobrze różnic poziomów. Mam nadzieję wrócić tam.






 Nie wiedziałem, po co poszedłem tą drogą, wszak miałem iść w inną stronę, ale będąc już na niej, szybko się dowiedziałem: dla tych kwiatów! Na przydrożu rosły duże kępy chabrów i rumianków, oraz gwiazdnice w ilości niepoliczonej. Te drobne ślicznotki rosły pasem długości pewnie ze sto metrów, a było ich milion albo i dwa, naprawdę! Trudno mi było odejść stamtąd; starym zwyczajem odchodziłem i wracałem zachęcany, czy naglony myślą o przyszłym roku: czy je zobaczę? Ot, takie znamię mojego czasu. A może zachłanność, może nienasycenie, albo ta dziwna a uporczywie powracająca myśl o dostrzeżeniu tajemniczego czegoś, ukrywającego się pod pierwszym wrażeniem? Właśnie pomyślałem o platońskiej idei piękna. To jej szukam? Nie wiem. 
Patrzę i staram się wziąć dla siebie ile tylko potrafię.

 Widoków dali nie brakowało mi dzisiaj.

Obrazki ze szlaku

 


Lessowe skarpy. Tak, pokazywałem je wiele razy i zapewne będę pokazywał, po prostu mi się podobają.

 Droga do nieba.

 Koniec drogi. Dalej jest przyjazd tylko dla wojskowych transporterów.

 Poziomki. Bardzo aromatyczne, ale mało słodkie. Szczerze mówiąc były kwaśne.

 Na chodniku w wiosce zobaczyłem scenkę, która zrobiła na mnie wrażenie. Po betonowej kostce pełza mała zielona gąsienica. Usiadła na niej osa (chyba, pewności nie mam), gąsienica zaczęła się wić, po chwili zamarła, a z jej ciała wypłynęła zielona ciesz. Drapieżnik upolował dla siebie, a może i dla swoich dzieci, obiad, gąsienica straciła życie. Zdarzenie powtarzane miliony razy dziennie na całym świecie, ale widziane na własne oczy czyni wrażenie. Powróciła do mnie odczuwana w podobnych sytuacjach świadomość patrzenia na obcy świat – nieznany i funkcjonujący według swoich reguł. Świat oddzielony od naszego obojętnością, brakiem uwagi i niezrozumieniem, mimo wzajemnego przenikania się ich granic fizycznych.

 



Znajomy dąb.









Drogi. 

 


Parking przy kościele, najbezpieczniejsze miejsce na całodniowy postój samochodu.

Kwiaty

 

Pierwsze w tym roku kurzyślady. Zwykła roślinka, ale jest jedną z nielicznych, które rozpoznaję, a przez to jest dla mnie ładniejsza. Najczęściej widuję ją na ścierniskach, dlatego kojarzy mi się z drugą połową lata.

 Dom wśród kwiatów. Stoi na uboczu, przy ładnej zielonej dróżce. 


 Mały krzewik różany, ma tylko kilka gałązek, a zwróciłem na niego uwagę, bo spóźnił się nieco z kwitnieniem. Przechodząc obok niego rano, widziałem tylko kilka kwiatów i sporo pąków. Tak się złożyło, że popołudniu przechodziłem ponownie, a zauważyłem wtedy, że kwiatów przybyło. Rano widziane pąki przeszły swoją uroczą metamorfozę.




 
Mnóstwo kwiatów jest na polach i przydrożach: chabry, rumianki, gwiazdnice, tu i ówdzie maki. Liczne białe kropki na ostatnim zdjęciu to gwiazdnice.

Cel wędrowania o tej porze roku opisać można krótko: patrzeć.

Patrzeć, podziwiać i zapamiętywać, aby w krótkie i chmurne dni zimy przywoływać te obrazy i budząc tęsknotę łagodzić smutek.

Trasa: pola, drogi i doły na zachód od wsi Podborcze, Gorajec Stara Wieś i Gorajec Zastawie.

Statystyka: szwendałem się po polach i dołach 12 godzin i kwadrans, a przeszedłem 22 km.

PS

W związku z obecnie toczonymi wojnami zacytuję D. Eisenhowera, generała w czasie II Wojny i późniejszego prezydenta USA.

Każda wyprodukowana broń, każdy zwodowany okręt wojenny, każda wystrzelona rakieta, oznaczają w ostatecznym rozrachunku kradzież tym, którzy są głodni i nie mają na jedzenie. Tym, którym jest zimno i którzy są nadzy. Świat w opałach nie wydaje pieniędzy jako takich. Wydaje rezultaty potu swojej pracy, geniuszu naukowców, nadzieje swoich dzieci. Nie jest to w żadnym wypadku styl życia w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Pod chmurami wojny ludzkość wisi na żelaznym krzyżu.”

Gdy wszystko inne zawiedzie, zabiorą cię na wojnę.”

 Źródło