Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą błędy oprogramowania blogera. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą błędy oprogramowania blogera. Pokaż wszystkie posty

środa, 11 maja 2022

Dwie czereśnie

050522

Dwie czereśnie

Dzisiaj zawiesiłem plany poznawania zachodnich granic Roztocza i cofnąłem się nieco na wschód, do wsi Tokary. Pola na północ od wioski mam za jedne z najładniejszych na Roztoczu, a widziałem je i podziwiałem w czasie kolorowych dni jesieni. Chciałem zobaczyć je teraz, w piękny czas pani Flory, a już zwłaszcza chciałem odwiedzić pewną czereśnie rosnącą na między, która pewnego wczesnojesiennego dnia minionego roku wyłoniła się zza grzbietu wzgórza i po prostu oczarowała mnie swoją urodą.

 


Z drogi widać jedynie szczyt korony drzewa rosnącego na między, ale od jesieni wiem, gdzie trzeba skręcić na pola, by dojść do niej. Uśmiechnąłem się widząc ją wystrojoną w kwiaty, odpowiedziała uśmiechem. Pod nią miałem pierwszą i najdłuższą dzisiaj przerwę. Rozglądając się, zobaczyłem drugą czereśnię, równie dużą i ładną sąsiadkę tej „mojej”. Czereśniowego drobiazgu, nader licznego, już nie liczę. Mam więc na Roztoczu miejsce dwóch czereśni.

 





Okolica jest tak ładna, że nie chciało mi się iść dalej, po prostu wystarczyło mi siedzieć i patrzeć. Oczywiście w końcu poszedłem, a jak chodziłem, widać na mapie. Kluczyłem, zawracałem i powracałem. Nie z powodu szukania dróg, bo tamtejsze znam nieźle, a można powiedzieć, że wprost przeciwnie.

Specjalnie zszedłem w dolinę i wspiąłem się na wzgórza po drugiej stronie, by stamtąd zobaczyć czereśnie, a będąc tam, ponownie poszedłem do nich. Zwlekałem z odejściem, a kiedy w końcu odchodziłem, odwracałem się patrząc, jak powoli ta wyższa czereśnia znika zakrywana garbem ziemi. Poza właścicielami sąsiednich pól nikt o nich nie wie, są tylko moje.

 


  Przy głównej drodze, częściowo wyasfaltowanej (ale naniesiona ziemia i resztki roślin nadają jej pozór drogi gruntowej) rosną trzy duże lipy. W przeciwieństwie do czereśni, te drzewa są widoczne z całej okolicy. Górują nad innymi, przeciągają wzrok. Pod każdą stoi stary drewniany krzyż, a pod dwoma są kapliczki. Krzyże są spróchniałe, oparte o drzewa, mało widoczne. Wydaje mi się, że zwyczaj zabrania wyrzucania ich na śmietnisko lub palenia, mają tam stać do ostatecznego swojego końca. Może faktycznie tak być powinno. 




 Chyba już pisałem o napisach na kapliczkach, na obu jest fragment modlitwy „Od powietrza, głodu, ognia i wody zachowaj nas, Panie.” Słowa jednoznacznie kojarzące mi się ze wspaniałym hymnem Kasprowicza „Święty Boże, Święty Mocny”. Piszę o tych pięknych słowach z powodu pisowni: otóż na obu kapliczkach napisano „zahowaj”. Są i drobniejsze błędy. Dziwi mnie taka niedbałość, szczególnie na obiektach kultu.


 Lipy rosnąc samotnie, wykształciły niską i gęstą koronę, jak na swoją wielkość są w dobrej kondycji. Nad kapliczką ze zdjęcia rośnie ich dwie, a tuż przy nich strzelisty, mimo rośnięcia na polu, modrzew; dziwne połączenie, ale teraz, gdy modrzew jest zielony a lipy jeszcze nie, wyglądają ciekawie.

 


 Obrazki ze szlaku.

Jest ich wiele. Na przykład grab ogłowiony niczym wierzba, a w innym miejscu szereg drzew tego gatunku. Grabowy żywopłot mam za najładniejszy i chyba też najtrwalszy. Znalazłem też okaz wyjątkowy: grab o niemal metrowej średnicy pnia, co wyczynem jest nie lada dla tego gatunku. Ten robił wrażenie budową pnia – pokręconego i pobróżdżonego latami i wiatrami niczym stary tragarz dźwiganymi ciężarami.

W wielu miejscach widziałem kępy gwiazdnicy, ale nie udało mi się zrobić żadnego dobrego zdjęcia. Białe małe kwiatki na tle ciemniejszej zieleni widziane są przez aparat jako jaskrawe plamy. Szkoda, bo szczegóły budowy tych pospolitych kwiatów zadziwiają kunsztem zdobniczym i precyzją ręki pani Flory. W paru miejscach sąsiadami gwiazdnic były maleńkie fiołki trójbarwne, polne śliczności ukrywające się wśród traw i niełatwe do zauważenia.

Słyszałem wilgi, widziałem jaskółki, najwdzięczniejsze, najweselsze ptaki. Zaczyna kwitnąć rzepak, ale na razie są to pojedyncze kwiaty na polach.

Zatrzymywał mnie zapach czeremch albo widok prześwietlonych słońcem nisko wiszących listków brzóz płaczących; ich słonecznie zielony kolor wspominam w zimie jak baśń z lepszego świata.

Widziałem dwie stare grusze polne, a przy nich malutką sierotkę, czereśnię wystrojoną garstką swoich kwiatów, może pierwszych w życiu. W innym miejscu w cieniu dużej kwiecistej czereśni rośnie mały krzaczek tarniny; też kwitnie, chce się podobać. Może wie, że wygląda nieszczególnie okazale, ale przecież i on warty jest chwili mojego czasu i pochwały.

Mijając plantację malin ponownie zwróciłem uwagę na wykorzystanie roślin w sposób... nie wiem, jak opisać to, co przychodzi mi do głowy. Przecież nie mogę napisać o przedmiotowym, użytkowym ani tym bardziej o nieludzkim traktowaniu tych roślin, a przecież tak czuję. Szkoda mi tych roślin. Czy ktoś widział nowoczesny "przemysłowy" sad? Drzewa zniekształcone nie do poznania przycinaniem i naginaniem gałęzi? Podobnie wyglądają plantacje malin.

 


 Oglądałem kiście żółtych drobnych kwiatów rośliny mającej wąskie ząbkowane liście; czy ją kiedyś widziałem? Na pewno, tylko nie zwróciłem na nią uwagi. Później dowiedziałem się, że patrzyłem na kwiaty bzu koralowego. 



 Właśnie zwracanie uwagi na szczegóły krajobrazu, na rośliny, drobne kwiaty, na kolory, charakteryzują moje wędrówki w ostatnich latach. Im jestem starszy, tym bardziej to wszystko, co widzę w przyrodzie, jest dla mnie ładniejsze, bardziej mi potrzebne, cenniejsze.

Tyle mogę zrobić w odpowiedzi na opadanie płatków kwiatów: wyjeżdżać kiedy tylko mogę.

Czuję coś podobnego do łapczywości. Pójść, zobaczyć, poczuć, zapamiętać. Mało, za mało.

Czuję nienasycenie.


Trasa.

Nie było żadnej trasy, po prostu kręciłem się w pobliżu Tokar. Gdyby nie zapiski smartfona, nie potrafiłbym odtworzyć szczegółów na mapie.

Przeszedłem blisko 20 km w czasie dziesięciu i pół godziny.

PS

Na myśl o publikacji posta czuję irytację. Nie mogę pojąć, po jaką cholerę zepsuto tak dobrze działające oprogramowanie blogera. Najbardziej dokucza mi konieczność zapisywania w systemie zdjęć na raty, a nie jak można było kiedyś: wszystkie naraz i szybkie ich rozmieszczenie we właściwych miejscach. Może ktoś znalazł sposób jak to zrobić? Jak uniknąć powtarzanych w kółko dziesiątek kliknięć? Kiedyś jeśli się zamieszczało kilka zdjęć naraz, o ich kolejności decydowała kolejność ich zaznaczeń, teraz chyba przypadek. Czasami zależność jest odwrotna, to znaczy zdjęcie ostatnio zaznaczone zamieszczane jest w poście jako pierwsze, ale częściej jest na chybił trafił. Kiedyś wystarczyło kursorem zaznaczyć miejsce wklejenia zdjęcia, teraz trzeba tekst rozsunąć, bo nie zawsze wklejane zdjęcie zrobi to samo, wtedy system zamieści zdjęcia nie we wskazanym miejscu, a na dole tekstu.

Namnożyło mi się tagów zbyt dużo. Owszem, wyświetlane są podpowiedzi, ale po napisaniu pierwszych liter, a kiedyś wyświetlała się lista z której jednym kliknięciem można było wybierać właściwe. Teraz w drugim oknie przeglądarki otwieram bloga i przełączając się wiele razy, sprawdzam tagi. Kiedyś można było sprawdzić działanie aktywnego linku, teraz nie znajduję takiej funkcji, a o formatowaniu tekstu już lepiej nic nie będę pisał.

Dość marudzenia. Trzeba mi się brać za publikację czyli za klikanie, klikanie, klikanie… Chyba jestem za stary by docenić tego rodzaju postęp.

PS II

Jeśli gdzieś pomyliłem nazwy roślin, proszę o komentarz.