Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

środa, 29 maja 2024

Dwa skrajnie odmienne tematy

 290524

Czytam artykuły lub słucham podcastów o gospodarce, trochę też o polityce, i cholera mnie bierze na siebie samego, bo przecież dbałość o zdrowie nakazuje omijać kisnące bagna, a stamtąd przebija, mimo bariery ekranu, smród przekupstwa, złodziejstwa, głupoty i szalonych żądz. Machnąłbym na to wszystko ręką, ale siedzący we mnie obywatel tego kraju, Polak do szpiku kości, nie pozwala mi zajmować się tylko przyjemnościami. Zamieszczam kilka linków na strony poświęcone tematom imigracji, klimatu, energetyki, zielonego ładu i polityki w nadziei na pogłębienie wiedzy u chociaż paru osób. Ze względu na wykształcenie i wiele lat wykonywaną pracę nieźle się znam na elektryce, a tym samym w pewnej mierze i energetyce, dlatego kiedy słyszę o obecnych pomysłach władz nie naszych i niestety naszych, włos mi się na głowie jeży. Toż tam wszystko na głowie postawione i zmierza prosto do katastrofy, czyli do biedy i kłopotów z dostępnością prądu. A to tylko przykład...

Nie będę się rozpisywał; kto będzie zainteresowany, wiele się dowie z proponowanych stron. Zapraszam.

O klimacie:  tutaj,  tutaj,  i tutaj.

Imigracja: tutaj,  tutaj,   tutaj

 Energetyka a zielony ład: tutaj.

Polityka i politycy: tutaj,  tutaj.

Jako drobną odtrutkę proponuję kilka możliwych znaczeń słowa „generowanie”. Piszę o odtrutce, ponieważ te dziwadła słowne traktuję jako ciąg dalszy popularnej kiedyś serii dowcipów „Ze szkolnych zeszytów”. Podobna w nich nieporadność i śmieszność. Zajrzyjcie tutaj, nie pożałujecie.

>>Wygenerowanie ekscytujących doznań (z jazdy samochodem).

Chiny wygenerowały popyt.

Ja sama wygenerowałam wyniki…

Obywatel… włamał się… generując 100 tys zł strat.

Czy złoża są w stanie wygenerować tyle gazu?<<

Nagrodę Wielkiego Kulfona otrzymują ode mnie ex aequo autor informacji o generującym włamywaczu i pani, która sama sobie wygenerowała.


Pod czereśnią

 240524

Nadal poznaję nowe dla mnie drogi w pobliżu Janowa Lubelskiego. Ten wyjazd jest bodajże szóstym w maju, czyli na Roztocze jeżdżę częściej niż zwykle, a powód jest jeden i niezmienny: w miarę upływu lat coraz szybciej mijają mi słoneczne, zielone i w każdym następnym roku urokliwsze dni. Czas mnie goni i nienasycenie. Chciałem zobaczyć jak najwięcej nim przyjdą szarugi ogałacające drzewa, bo co prawda zimę obłaskawię i jak zwykle nawet znajdę w niej ładne drobiny, to przecież trzeba chodzić póki chodzić mogę; patrzeć póki widzę; brać z Natury ile tylko udźwignę.

Na mapie widać spory obszar na północny wschód od Branew (czy ja dobrze odmieniłem nazwy tych wiosek?) pocięty lasami rosnącymi nad wąwozami. Chciałem poznać tę okolicę, liczyłem na urozmaicone krajobrazy, ale okazało się, że jest ich tam mniej niż się spodziewałem. Gwoli sprawiedliwości dodam, że miłośnik dzikich wąwozów i dołów roztoczańskich miałby tam wiele do zobaczenia. Parę razy wszedłem między drzewa, częściej widziałem plątaninę dołów niż wąwozy, a i one potrafią kusić. Nawet myślałem o dokładniejszym ich poznaniu, ale jak zwykle przeważył urok otwartych słonecznych przestworzy.

Poszedłem dalej grzbietem długiego pasma wzgórz, wszak Roztocze jest wielkie i wiele ma oblicz. W szerokiej dolinie widziałem domy Chrzanowa, a za nimi i nad nimi drugie, równoległe pasmo wzgórz; na zdjęciach wydają się odleglejsze i niższe niż są naprawdę. Siedziałem na miedzy pod wysoką czereśnią i patrząc w dal, na tamte wzgórza, odruchowo szukałem dogodnych przejść. Wypatrzyłem tam swoje ślady, ale i sporą białą plamę. Widząc samotne drzewa obiecywałem sobie zobaczenie ich z bliska i wtedy uświadomiłem sobie, że będąc tam, zobaczę tę właśnie czereśnię na odległym widnokręgu jako małą ciemną kropkę na jasnym pasiaku pól. Myśl ta, zwykła przecież konstatacja, wydała mi się tak kusząca, że gdyby nie pora dnia, poszedłbym tam od razu. Pójdę za kilka dni, a później znajdę sobie inny cel, inne miejsca do poznania bądź odwiedzin.




Obrazki ze szlaku



 Droga i brzoza. Brzozy uznaję za najpiękniejsze nasze drzewa, polne drogi od zawsze mam nie tylko za urokliwe, ale i budzą we mnie tęsknotę za wędrówką, a w połączeniu, zwłaszcza kiedy świeci słońce, tworzą duet mający magiczny na mnie wpływ. Bywa, że specjalnie zmieniam trasę aby zobaczyć brzozę przy drodze pamiętaną z poprzednich wyjazdów, i jeśli tylko jest to możliwe, pod nimi urządzam przerwy; nim usiądę, robię brzozie i drodze prawdziwą sesję zdjęciową. Później, kiedy w domu porządkuję zdjęcia, bywa, że toczę ze sobą boje o zachowanie jak największej ich ilości nie licząc się z pojemnością pamięci.

 Porzeczki i maliny już mają zielone owoce. Dzisiaj widziałem pierwsze dojrzałe truskawki, niedługo zaczerwienią się czereśnie. Mimo że w maliniakach nie znajduję już kwiatów, nadal słyszę i widzę tam dużo pszczół. Może one sprawdzają, czy owoce dobrze dojrzewają?

 A propos: widziałem dwie duże pasieki; na zdjęciu widać mniejszą, z około sześćdziesięcioma ulami; drugą oglądałem przez wąską szparę w wysokim ogrodzeniu i oszacowałem ilość uli na ponad sto. Już dwukrotnie tej wiosny wracałem do samochodu z plecakiem ciężkim od słoików z miodem. Oczywiście zeszłorocznym, ale myślę, że następnym razem kupię miód z tego roku. Z pewnym niepokojem uświadamiam sobie mijanie szczytu kwitnienia miodnych roślin. Zakwitną lipy i gryka, a później już tylko drobiazgi jak wrzosy czy nawłoć. Stanowczo za szybko dzieją się te przemiany.

 



 

Oczywiście nadal kwitną gwiazdnice w różnych odmianach, dzwonki i wiele innych drobnych roślinek, choćby przetaczników; coraz więcej widzę chabrów i rumianków, ale zdaje się, że pszczoły nie mają z nich pożytku. Ja mam i to niemały.


 Jednak są rośliny miododajne wśród pospolitego drobiazgu rosnącego na przydrożach: oto trybula leśna. Nie podoba mi się nazwa tej rośliny, ale jej kwiaty owszem, są ładne.

Trasa: z Branwi Szlacheckiej w stronę Chrzanowa i Chrzanowa Kolonii na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: trasa miała 20,5 km długości, szwendałem się 11,5 godziny, a pod górę szedłem 710 metrów.































niedziela, 26 maja 2024

Dzień róż

 190524

Niewiele zmieniłem miejsce parkowania w stosunku do dwóch poprzednich, czyli po raz trzeci byłem na zachodnich krańcach Roztocza, blisko Janowa i Kraśnika.

Szedłem długimi drogami i szedłem, wszak dzień długi i świeciło słońce, aż okazało się, że jestem blisko miejsc znanych z zeszłorocznych wędrówek. Uznałem wtedy, że powinienem je odwiedzić, więc szedłem dalej. Z paroma przywitałem się, na przykład z tym uroczym zagłębieniem pól ozdobionym wysokimi miedzami.

 

Oczywiście później trzeba było wrócić, w rezultacie wyrównałem rekord długości trasy sprzed paru lat. Nie pisałbym o tym mając 20 lat mniej, ale teraz owszem, fakt ten odnotowuję z pewną satysfakcją, zwłaszcza, że nazajutrz wstałem nie odczuwając żadnych oznak przemęczenia, czym zapewne wprowadziłem w zakłopotanie mojego (niechcianego i uprzykrzonego) kumpla Parkinsona.

Kiedyś na zboczu Dudziarza w Górach Kaczawskich rosło dużo róż; piszę w czasie przeszłym, bo komuś przeszkadzały. Odkąd zobaczyłem ten różany lasek w pełni kwitnienia czekałem na czerwiec, na czas dzikich róż, na powrót tamtych chwil oczarowania ich wyglądem i zapachem. Oczywiście i na Roztoczu rośnie ich dużo, ale nie widziałem takich skupisk jak tam. Lubelska kraina kojarzy mi się bardziej ze śliwami tarninami niż różami. Dzisiaj po raz pierwszy w tym roku i nie bez zaskoczenia zobaczyłem różane kwiaty, przynajmniej dwa tygodnie wcześniej niż w poprzednich latach. Widziałem je przy drogach i na miedzach; widziałem duże, rozrosłe krzewy i malutkie krzewinki z paroma ledwie kwiatami; pojedyncze i całe grupy obsiadłe przydroża. Dzięki kwiatom rozpoznawałem je z daleka, a raz czy dwa pokazały mi się nagle, gdy po ominięciu drzewa zobaczyłem tuż przed sobą wiszącą nad drogą ukwieconą gałązkę.

 Roztoczańskie róże podpatrzyły te sudeckie i jak one wspinają się wysoko na sąsiednie drzewa. Na tym zdjęciu widać, jak chwyciwszy się gałęzi czarnego bzu sięgnęły do czubka drzewka. Róże dają ucztę moim zmysłom i pożytek pszczołom: wokół krzewów wre praca, unosi się zapach kwiatów i słuchać ciche, ale głębokie buczenie. Pszczoły chaotyczne i niezdecydowane, tak się wydaje, latają między kwiatami, siadają na moment i znowu podrywają się do lotu. One najwyraźniej się spieszą jakby wiedziały, że kwitnienie trwa krótko. Jaki miałby zapach i smak miód różany? Czy można taki kupić?








Zapach kwiatów jest inny niż znanych mi różanych perfum. Jest taki, jak same kwiaty: delikatny, subtelny, świeży, skromny, bez śladu natarczywego chwalenia się sobą.

W drodze powrotnej kilka razy miałem wrażenie bycia tutaj. Mijany zakręt drogi, rozstaje dróg z krzyżem, tamte drzewa na zboczu wzgórza, wydały mi się znajome. Takie francuskie deja vu. Jednak dopiero gdy zobaczyłem dużą, charakterystyczną lipę, przypomniałem sobie wędrówkę do niej sprzed roku czy dwóch, a szedłem wtedy od jednej z moich ulubionych brzóz rosnących pod szczytem pokaźnego wzgórza. Odwróciłem się i od razu, ale dopiero teraz, zobaczyłem ją na odległym horyzoncie. Faktycznie, byłem tutaj. Na zdjęciu nie widać tej brzozy odległej o 5 km, dodałem więc drugie, powiększone, ze strzałką.

 

Nie pierwszy raz okazywało się, że gdzieś, gdzie miałem być po raz pierwszy, byłem już wcześniej. To rezultat rozległości Roztocza, mnogości polnych dróg, podobieństwa krajobrazów, ale i mojego zapominalstwa. Z biegiem czasu, a ściślej z ilością przemierzonych dróg, wrażenie deja vu będzie zanikać, jak to się działo w moich górach. Jeśli już wspomniałem o Górach Kaczawskich dodam, że rzadko, ale jednak, widziane tutaj drzewa, droga, zarys zbocza, wydają mi się tak podobne do widzianych tam, że rozglądając się oczekuję potwierdzenia bycia w Sudetach.

 Przede mną na horyzoncie zbierały się burzowe chmury. Były coraz ciemniejsze, bliższe, groźniejsze. Zdążę dojść do samochodu? Miałem w nogach ponad dwadzieścia kilometrów i wydłużanie kroku kiepsko mi się udawało. Deszcz dopadł mnie dosłownie 200 metrów przed samochodem. Przemoczyć ubrania nie zdążył.

Obrazki ze szlaku



 Domy Godziszowa. Szedłem przez wioskę ponad kilometr, a widziałem może trzy zaniedbane posesje. Ponownie zamieszczam takie zdjęcia nie mając zamiaru chwalić rządzących czy bycia w Unii; jeśli już chwalić, to raczej zaradność i pracowitość rodaków. Po prostu konstatuję: nigdy w naszej historii nie byliśmy tak zamożni, jak jesteśmy obecnie. Nie pozwólmy odebrać sobie tego, na co pracowaliśmy przez wiele lat.

 Ładne i oryginalne kwiaty kaliny koralowej.



 Tarasowe pola Roztocza. W pewnym barze chińskim, gdzie czasami bywam, wisi na ścianie zdjęcie wysokich wzgórz z wąskimi, tarasowymi poletkami na zboczach. Te na zdjęciach nieco je przypominają. Jedne i drugie utworzył głód ziemi. Nasze są częścią tradycji, polskości. Nie można pozwolić na ich zniknięcie jako skutku obcych zarządzeń.

Kwitnie żarnowiec miotlasty. Zwykła, niepozorna roślina, ale przecież jej kwiaty są ładne.

 Nieużywana, zarastająca droga polna. Czasami w takich miejscach czuję smutek opuszczenia. Mój on, czy przychodzi do mnie od zapomnianych dróg?… To irracjonalne, powiadacie? Owszem, ale odczuwane.


 
Nie, nie! To nie są księżycowe skały ani nawet Wielki Kanion Kolorado, a lessowe ściany roztoczańskiego wąwozu.

Trasa: między Godziszowem Trzecim a Zdziłowicami Trzecimi na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: przeszedłem 26 km, na szlaku byłem 11 godz 40 minut, a pod górę szedłem 760 metrów.