110918
Kamping
stoi w ładnym, cichym miejscu, pod jaworem. Przez otwarte drzwi
widzę zielone liście prześwietlone lampą uliczną, jednak dużo
już opadło, uschniętych. Moje kroki szeleszczą jesiennie, ale
właśnie minął kolejny gorący i słoneczny dzień. Noc też nie
jest jesienna, a ciepła i pachnąca, chociaż przyznać powinienem,
iż na poły jesienne są jej zapachy.
Karuzele
stoją w niewielkim parku, któremu króluje duża i ładna lipa
szerokolistna. Liście ma zwinięte w trąbki, chyba wody jej
brakuje. Z przyjemnością stałem przy jej pochyłym, grubaśnym
pniu i gapiłem się na rozłożystą koronę.
Miałem
już być w bazie, ale koniec jednego sezonu i początek drugiego
przesunęły się o tydzień. Dopiero w przyszłym tygodniu będę
przenosić wszystkie swoje rzeczy do zimowego pokoju i na nowo
przypominać sobie, gdzie co mam schowane; na nowo będę wyrabiać
odruchy sięgania we właściwą stronę po nóż czy cukier. O
tydzień odwleka się ta chwila, gdy klęknę przy szafie, wybiorę
dwie albo trzy pary butów górskich, przeniosę je pod fotel i
siedząc zacznę uważnie oglądać, jakbym nie znał każdej ich
ryski. Wiem też, że te oglądanie jest wstępem, ułatwieniem
podobnym otwarciu rodzinnego albumu (kto go jeszcze ma?), ponieważ
zapach tych butów, szczegóły ich wykonania, owe ryski na nich,
mają przedziwny dar przenoszenia mnie daleko – na szlak.
Przez
dwie godziny szukałem nazwy drzewa rosnącego w żagańskim parku.
Zwróciłem uwagę na jego nietypową korę, łuszczącą się
cienkimi… nie płatami, a jakby włóknami oderwanymi od tkanki pnia.
Po obejrzeniu mnóstwa zdjęć poddałem się. Najbardziej podobną
ma cedr czerwony, ale nie jest taka sama, no i żagańskie drzewo nie
ma czerwonego odcienia, jest ciemnoszare. Żałuję, że zauważyłem
je późno, ponieważ przy oglądaniu zdjęć uświadomiłem sobie,
jak mało zauważyłem innych szczegółów. Właściwie wiem tylko,
że igliwie ma podobne do cisowego.
Może
ktoś zna ten gatunek?
130918
Za
murem zauważyłem grupę brzóz, a gdy podszedłem do nich,
zatrzymałem się zdziwiony, a po chwili niepewny
rozpoznania gatunku. Takie liście u brzozy??
Wieczorem
dowiedziałem się, że pewien biolog nazwał tę odmianę brzozy
mianem strzępolistna, a nazwę łacińską ustalił na betula
pendula delacarlica, przyjęła się jednak inna nazwa: betula
pendula laciniata.
Szczerze
powiedziawszy nie mam serca do tych zawiłości taksonomicznych,
chciałem tylko widzianej brzozie przydać miano, nazwać ją,
wiedzieć, na jaką patrzę. A patrzyłem długo i nie raz. W ciągu
tych kilku dni w Głogowie wiele razy przechodziłem obok tych brzóz,
rośnie ich trzy przy alejce łączącej lunapark z parkingiem, na
którym stał mój kamping. Bywało, że widząc je w słońcu nieco
inaczej niż wcześniej, wracałem po aparat by zrobić tej
najzgrabniejszej, najwyższej, kolejną serię zdjęć. Pozowała mi
– w co chciałbym wierzyć – nie tylko cierpliwie, ale i z
przyjemnością. Myślę jednak, że moja była większa, ponieważ
ta brzoza wydała mi się najładniejsza z wszystkich widzianych.
Tak, wiem, wkrótce zobaczę inną, niekoniecznie odmiany laciniata,
i ją mianuję księżniczką urody, ale teraz ona jest
najpiękniejsza. Chciałbym zobaczyć ją jesienią, gdy przebierze
się w swoją żółtą szatę, ponieważ chodzi po internecie fama o
szykowności jej jesiennej kreacji.
Do
szosy, którą setki razy przejeżdżałem jadąc w góry, jest w
linii prostej nie więcej jak 200 metrów. Tej jesieni zboczę z
trasy i odwiedzę nowo poznaną laciniatę, chociaż widzieć ją
będę mógł tylko w nocy, przy świetle ulicznych lamp.
Gdy w końcu oderwałem wzrok od tej ślicznotki, w głębi skweru zauważyłem
kilka brzóz już na pierwszy rzut oka różniących się od znanych
betuli. Wyszukiwarka podsunęła mi setki zdjęć, ale wiadomo, że
nadmiar informacji jest równie utrudniający znalezienie odpowiedzi
jak jej niedobór.
Liście
duże, wcale nie brzozowe, w czym podobne są te drzewa do wierzb
iw, które też mają niewierzbowe liście. Podobne ma brzoza
Maksymowicza, ale chyba większe, no i jej kora jest wyraźnie inna.
W końcu, po wielu porównaniach i wyjaśnianiu wątpliwości,
uznałem, że patrzę na Betule papyrifera, brzozy papierowe. Liście
tych brzóz opisane są jako jajowate. Przeczytawszy ten opis, z
latarką, jako że była już noc, poszedłem pod drzewo raz jeszcze
obejrzeć liście, co dowodzi dalszych moich niepewności. Boże
drogi – spojrzałem na liście – jakim cudem ten kształt kojarzy
się komuś z jajkiem?? Już prędzej z potocznym wyobrażeniem
serca, ale tak naprawdę kształt tych liści jest klasycznie
liściasty, nie jajowaty.
Kora
robi wrażenie swoim łuszczeniem i kolorystyką, w której biel
ustępuje miejscami… zastanawiałem się chwilę, ale przecież to
róż, blady, ale jednak róż. Wracałem do tych brzóz także z
powodu koloru; i dobrze, bo blady róż pojawia się rzadko, tylko na
niektórych drzewach. Na ogół jest to kolor… beżowy? Niech mnie
ktoś poprawi, bom kolorystyczny ślepiec.
Przy ziemi pnie tych drzew wyglądają jakby miały założone obcisłe rajstopy albo postawione były nie na swoich korzeniach:
Na
pewno gęsty las tych drzew wyglądałby wielce oryginalnie i ładnie.
Wspominam tutaj czystą i gęstą brzezinę na stoku Schodów na
Pogórzu Kaczawskim, obiecując sobie i tamtym brzozom powrót.
Czasami
na brzozie widać cienkie jak drucik patyczki. Oto jak się
one tworzą:
Na
koniec żarcik. Jeśli zauważycie takie harpuny (tak je nazywam),
wiedzcie, że gdzieś obok rośnie kasztanowiec, nawet jeśli leżą
one wśród dębowych liści. To szypułki, na których wisiały
zielone kolczaste kule z kasztanami.
Może
słowo z filozofii? To proszę:
– A
jeżeli natrafię na jakąś przeszkodę zewnętrzną?
– Nie
natrafisz na taką, która by ci uniemożliwiała postępować
sprawiedliwie, roztropnie i rozważnie.
Marek
Aureliusz.
Ta
oczywista konstatacja
warta jest
zapamiętania
z powodu uderzającej trafności, jednak w jej wysłowieniu
dostrzegam błąd stylistyczny;
odpowiedź powinna brzmieć raczej tak:
– Nie
natrafisz na taką, która by ci uniemożliwiała postępowanie
sprawiedliwe, roztropne i rozważne.
A
poza tym przypominam, że nie należy kupować produktów
reklamowanych.