Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kwisa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kwisa. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 listopada 2023

Na Pogórzu Izerskim i w gościnie

 051123

Na Pogórzu Izerskim, między Gryfowem Śląskim a Leśną, kilkanaście kilometrów na północ od Świeradowa Zdroju, są dwa sąsiadujące ze sobą jeziora utworzone dzięki spiętrzeniu zaporami wód Kwisy: są to Jezioro Złotnickie i Jezioro Leśniańskie. Byłem tam z Jankiem prawie dwa lata temu; przekonaliśmy się wtedy, że w jeden dzień nie ma szans zobaczyć wszystkich miejsc wartych poznania, bo jest ich tam naprawdę wiele. Dzisiaj wróciliśmy nad Kwisę, widzieliśmy wiele ładnych bądź ciekawych miejsc, a na koniec dnia uznaliśmy, że trzeba nam będzie jeszcze kilka razy wracać by poznać całą okolicę.

Zaparkowałem przy ośrodku Złoty Sen (nazwa nawiązuje raczej do minionych czasów) i ruszyliśmy ku zaporze drogą biegnącą przez dwa tunele wykute w skałach schodzących niemal pionowymi ścianami do wody zalewu. Zrobiły na mnie wrażenie, bo chociaż nie imponują wielkością, czuć jeszcze, mimo ucywilizowania drogą, ich dzikość i pierwotną niedostępność. Nie tylko przy zaporze: mimo że byliśmy na pogórzu, wiele widzieliśmy naprawdę trudnych do przejścia poza szlakiem skalnych stromych zboczy górskich najeżonych żywymi i martwymi drzewami. Widzieliśmy strumienie kaskadami spadające po kamieniach i urwiska, a na krawędzi jednego z nich zobaczyliśmy dziwny zamek, ale o nim później.


 


Po paru latach remontów nareszcie otwarto przejście przez Zaporę Złotnicką, i mogliśmy dokładnie, z góry i z dołu, zobaczyć zaporę i elektrownię. Kwisa jest niepokaźną rzeczką kilkumetrowej szerokości, ale że czasami budzi się w niej dzikie zwierzę, postawiono wspomniane zapory, a spiętrzone wody napędzają turbiny dwóch elektrowni. Dzisiaj poznana zapora tworząca Jezioro Złotnickie ma zadziwiająco duże rozmiary: wysokość ponad 30 metrów i długość 170 metrów. Sama elektrownia też jest większa niż się spodziewałem: trzy jej zespoły prądotwórcze mają łączną moc 4,4 MW, czyli są w stanie dać prąd dla paru tysięcy mieszkań. Cała budowla, kamienna, solidna, została postawiona sto lat temu przez Niemców. Dla mnie to właśnie jest ekologia w najczystszej postaci: owszem, budowa kosztowała mnóstwo pracy, zapewne trzeba było wyciąć wiele drzew, ale działa od wieku, daje prąd bez emisji CO2 i odpowiednio zadbana, dawać będzie kolejne sto lat. Te fakty skojarzyły mi się z motoryzacją: produkowane w końcu XX wieku samochody dobrych marek jeździły 30 lat, a produkowane teraz mają zaplanowane kilkuletnie życie. Ten paskudny zwyczaj powoduje zaśmiecanie Ziemi i marnotrawienie jej zasobów na ogromną skalę. Wracając nad Kwisę dodam jeszcze, że jednym z powodów budowy zapór na górskich rzekach jest ich nieobliczalny i niebezpieczny charakter: potrafią bardzo szybko podnosić swoje wody i zalewać okoliczne pola i miejscowości. Mając zbiorniki mieszczące miliony ton wody i możliwości regulowania tempa jej przepływu, zabezpieczamy się przed powodziami, a prąd mamy niejako przy okazji.

Powierzchnia wody jeziora jest wysoko, pod szczytem zapory.

Trasę ustalił Janek, a koniecznie chciał zobaczyć zamek Rajsko, który okazał się dziwną budowlą. Mimo że niewiele wiem o architekturze, i ja zobaczyłem szczególną i znaną cechę tej budowli: jej styl jest tak określony, jak rasa Reksia podwórkowego. Piaskowe obramowania okien i portali nie pasują do murów, a i te były budowane z tego, co murarz miał pod ręką, ale całość wygląda sympatycznie. Nie mogliśmy wejść do środka, a chciałoby się zobaczyć widok z górnych okien albo z wieży. Na pewno jest imponujący, skoro zamek stoi na wysokim urwisku, kilkadziesiąt metrów nad Kwisą. Wyobrażenie widoków mieliśmy stojąc nieco niżej zamku, na krawędzi skalnego uskoku opadającego spiętrzonymi skałami do rzeki. Między konarami licznie tam rosnących buków widzieliśmy Kwisę zmieniającą się w Jezioro Leśniańskie. Szum szybkiego strumienia pędzącego niżej nas do Kwisy, słońce rozpłomieniające wody i liście buków, skały przysypane bukwią i zarośnięte mchem, wyżej wielki buk z mocarnymi korzeniami spływającymi po skałach, i jeszcze raz słońce pod błękitem. Kamienny mur ogrodzenia zamku jak zawsze budził skojarzenia miłe i wielorakie – o wiekach za nami, o stabilności, bezpieczeństwie i spokojnie upływającym czasie.


 


To urocze miejsce i nawet gdybym nic więcej dzisiaj nie widział, uznałbym dzień za udany, a przecież były i inne widoki, inne ciekawe miejsca.

Chcieliśmy iść dalej, wracać inną drogą, ale okazało się, że… nie ma mostu, tak więc zamek Rajsko Misz Masz był punktem zwrotnym trasy. Nic to, wszak prawda to powszechnie znana, że droga widziana przy powrocie zwykle ukazuje się znacznie zmieniona.

Pojechaliśmy na południe, do Gierczyna, wioski u stóp izerskiego Blizbora, na spotkanie z Anią Kruczkowską. Przywitała nas tak ciepło, jak chyba tylko ona potrafi. W czasie rozmowy o ekologii powiedziała słowa, które swoją celnością i jednocześnie prostotą zrobiły na mnie wrażenie: że zachowania proekologiczne związane z zakupami bywają nie do odróżnienia od biedy lub sknerstwa. Tak, tak, i – dodam od siebie – zapewne w tej cesze tkwi jakaś część trudności z ich przyjęciem i stosowaniem przez wielu ludzi. No bo dlaczego pan Janusz ma nie wymienić spodni czy telewizora (mimo że są dobre) skoro go stać; wszak on biedny nie jest i dlatego sobie kupi nowe coś. Parę godzin rozmów minęło zbyt szybko; może gdybyśmy mieli czas do północy, poruszylibyśmy wszystkie interesujące nas tematy, ale pewności nie mam.

Aniu, dziękuję za poczęstunek i pogaduchę. Zupa z białych warzyw była naprawdę dobra!

Przywiozłem mnóstwo zdjęć i jak zwykle miałem kłopot z wybraniem tych do zachowania. Odczuwam niechęć graniczącą z chytrością na myśl o ich kasowaniu. Mam dziesiątki tysięcy fotografii dokumentujących wędrówki i nadal przybywa ich w szybkim tempie. Jak wiele się zmieniło od czasów mojej młodości i tradycyjnych aparatów na klisze, gdy każde zdjęcie było robione po zastanowieniu, a przywiezienie z wędrówki kilkudziesięciu wydawało się rozrzutnością!

Trasa: z parkingu przy ośrodku Złoty Sen przy Jeziorze Złotnickim na zaporę elektrowni wodnej na Kwisie. Dalej niebieskim szlakiem prowadzącym przy rzece do zamku Rajsko w pobliżu Jeziora Leśniańskiego. Powrót tą samą drogą.

Statystyka: 9 km przeszliśmy w 4,5 godziny, a blisko trzy godziny wałkoniliśmy się na szlaku.

 






































niedziela, 22 stycznia 2023

Jezioro Złotnickie

 150123

Kilka dni przed wyjazdem obiecałem sobie nie jechać jeśli będzie prognozowany deszcz, ale w piątek, wiedząc już o deszczowej aurze, szkoda mi się zrobiło dnia. Zadzwoniłem do Janka chcąc namówić go na wyjazd, ale nie musiałem, bo też nie chciał rezygnować. Pojechaliśmy, i ani chwili nie żałowaliśmy. Mile minęła nam niedziela na brzegach pięknego Jeziora Złotnickiego na Pogórzu Izerskim.

 Tworzą go wody Kwisy, ale o ile rzeka ma dziesięć albo niewiele więcej metrów szerokości, to jezioro, utworzone przez spiętrzenie wody na zaporze, ma szerokość dwustu do trzystu metrów przy długości przynajmniej sześciu kilometrów. Po obu stronach wznoszą się pasma wzgórz; ich zbocza, niekiedy bardzo strome, schodzą wprost do wody. Dookoła biegnie wygodna ścieżka z oznakowanym szlakiem, najczęściej tuż przy brzegu, a jej łączna długość przekracza 12 kilometrów. Na niemal całym swoim biegu wiedzie lasem, nierzadko przy skałach malowniczo porośniętych nie tylko mchem. Ilość roślinek rosnących na nich zwraca uwagę nawet takiego laika jak ja i po prostu zadziwia. Patrząc na nie, widzi się fascynującą siłę życia. Przemożny imperatyw istnienia.




 Lasy są mieszane. Przeważają świerki i klony jawory, sporo jest oczywiście buków, ale rosną także klony pospolite, sosny i brzozy. W paru wyjątkowo stromych miejscach stoją lub leżą kikuty uschniętych drzew, tworząc zapory nie do przejścia. Patrząc na takie miejsca, odruchowo szukałem przejść; bardzo wyczerpująca byłaby wspinaczka tamtędy na szczyty, a miejscami niemożliwa. Ładny las, warty zobaczenia wiosną i latem; albo w październiku, gdy pyszni się swoimi barwami jesieni.

Szlak jest zadbany, wyrównany, tu i ówdzie wysypany drobnym tłuczniem, umocniony na stromych brzegach, z ławkami w widokowych miejscach. Do jeziora wpadają strumienie, tworząc u ujścia malownicze zatoczki, a szlak przekracza je po drewnianych mostkach. Strumienie są klasycznie górskie: szybkie, głośne, spływające po kamieniach; w paru miejscach widziałem niewielkie kaskady z bielejącą wodą.


 


Na zaporze spiętrzającej wodę Kwisy jest elektrownia wodna, ale nie było nam dane jej zobaczyć, ponieważ trwa remont mostku przy zaporze, i przejście zamknięte jest na pokaźną kłódkę. Dlatego właśnie nie przeszliśmy planowanej pętli wokół jeziora. Dodam jeszcze, że w pobliżu elektrowni są dwa tunele wykute w skałach; wiedzie nimi wąska szosa do zapory. Warto je zobaczyć, bo czynią niemałe wrażenie: jezdnia znika w ciemnych tunelach przygniecionych masywnymi, spiętrzonymi skałami stromo opadającymi wprost do wody. W ten chmurny dzień skały wiszące nad tunelami wydawały się większe i cięższe, masywniejsze. Może stoczą się zaraz? Czy tunel wytrzyma ich ciężar?

 Widzieliśmy parę ośrodków wypoczynkowych. Są zadbane, co świadczyłoby, zwłaszcza wobec widocznego wydeptania ścieżki szlaku, o popularności Jeziora Złotnickiego w lecie. Nie dziwię się, skoro obiecałem sobie wrócić tam latem. Poznaliśmy kolejne ładne miejsce w Sudetach, więc cieszę się z decyzji wyjazdu mimo deszczu. Owszem, padał przez pół dnia, ale nie był obfity, a że zbocza wzgórz ochraniały nas od wiatrów, niewiele zmokliśmy. Szło się dobrze, a kanapki smakowały wyjątkowo. A propos: Janek poczęstował mnie bardzo dobrą pastą rybną własnego wyrobu.

Zatrzymaliśmy się na szczycie ostrego łuku jeziora, mając dobry widok w stronę odległego krańca. Wijąca się długa tafla wody omijała coraz mniej wyraźne, coraz bardziej szare lesiste cyple wchodzące w wodę, a w końcu ginęła w mglistym powietrzu. Owszem, szary, zimowy widok niemal bez kolorów, ale jakże urokliwy i budzący tęsknotę za dalą i nieznanym, także za wędrówką, którą nasycić się trudno. Tak jak pięknem.


Obrazki ze szlaku.

 Na co ja się gapiłem?

 


Nie, to nie tak, pozory mogą mylić. Ja tylko robiłem zdjęcie.

 Buk i brzoza w objęciach. Chyba im dobrze…

 A tutaj rosną sobie dwaj jaworowi bracia.

 Szczerze odpowiedzmy na pytanie: po co nieść butelkę, skoro jest pusta??

 

Tutaj świerk hoduje chmiel; może z myślą o warzeniu piwa?

 

Te buki mogą sobie drwić z wiatrów.


 Okazuje się, że drzewa przyzwyczajają się do „swoich” kamieni, a może nawet je lubią. Jak widać, nawet po śmierci nie chcą się z nimi rozstać.

 Janka coś dziwnie wybuliło z przodu, a przecież wiele nie jadł.

 Nie tylko ludzie morsują, oto dowód.



 
Zgodnie z tradycją zrobiłem sesję zdjęciową kropelkom wody na gałęziach, a to z powodu ich niewątpliwej urody.

 Ponieważ zakończyliśmy wędrówkę i jechaliśmy do domu, mogło się rozpogodzić. Łuna zachodu była bardzo czysta, intensywnie kolorowa i znacznie ładniejsza niż na zdjęciu.

Trasa: wzdłuż południowych brzegów Jeziora Złotnickiego na Pogórzu Izerskim.

Statystyka: 12,5 km przeszliśmy w niespełna 7 godzin, a to znaczy, że w porywach osiągaliśmy prędkość ślimaka zmęczonego życiem, ale gdzie się spieszyć, skoro tak ładnie wokół? Oczywiście były i przerwy; na szlak wyszliśmy gdy się rozwidniło, wróciliśmy pół godziny przed nocą.

PS I

Po raz pierwszy po wyjątkowo długiej przerwie, bo po miesiącu, wysłuchałem kilku kantat Bacha. Żadne dźwięki nie brzmią tak pięknie, jak aria śpiewana sopranem i żadne nie działają na mnie silniej.

PS II

Otrzymałem list od firmy Play.

>>Dzień dobry,

dziękujemy, że korzystasz z oferty na kartę, cieszymy się, że jesteś z nami.<<

Nie dziękujemy „że” ani nie cieszymy się „że”. Nie i nie. Dziękujemy za coś i cieszymy się z czegoś lub czymś; ewentualnie „na coś”, jeśli mowa o czasie przyszłym. No i ta powszechna mania pisania listu małą literą… Niestety, ten zwyczaj już się utrwalił i zostanie z nami. Jeszcze jedna uwaga: nie jestem z nimi, ja tylko jestem ich klientem.

Wczoraj zanotowałem takie zdanie. „Powodem było to, że sześciu reprezentantów wstrzymało się od głosu.” Po co tak paskudnie pisać? Czy nie lepiej, płynniej i logiczniej brzmi takie zdanie: „Powodem było wstrzymanie się od głosu sześciu reprezentantów.”?