Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prawo i sądy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą prawo i sądy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 25 lipca 2024

Tragedia i absurd

 250724

Parę dni temu przeczytałem w serwisie informacyjnym Infopiguła taką wiadomość:

>>Na polecenie szwedzkiego sądu, polski sąd odebrał polskiej rodzinie na terenie RP czworo dzieci i odesłał je do Szwecji do rodzin zastępczych, gdzie dziewczynki rozdzielono.

Rodzina pracującego tam do niedawna polskiego specjalisty toczy desperacką walkę o dzieci. Powód odebrania: nastoletnia córka poskarżyła się kuratorowi, że rodzice znęcają się nad nią psychicznie. Miało chodzić o podstawowe obowiązki domowe.<<

Zamieszczono też link do filmu na YT, ten właśnie: kliknij.

Od tych paru dni nie mogę się uspokoić, bo ilekroć wspomnę to okropne zdarzenie, cholera jasna mnie bierze. Oto polskie władze na podstawie papierku przysłanego z obcego państwa, bez sprawdzenia zasadności, siłą, z użyciem policji, zabiera polskim rodzicom dzieci i wysyła za morze! Państwo polskie wystąpiło przeciwko swoim obywatelom, przeciwko rodzinie i dzieciom! Tym, które chronić winno najbardziej! Biurokratyczną maszynę uruchomiła kartka z obcego kraju, więc maszyna ruszyła i bez emocji, bez refleksji, bezdusznie rozjechała rodzinę, no bo przecież miała włączony tryb pracy. I my tym ludziom płacimy!!

Jeśli wszystko działo się zgodnie z umowami zawartymi między Polską a Szwecją, albo z międzynarodowymi umowami do których Polska przystąpiła, to kto, na Boga, podpisał umowy zezwalające na siłowe zabieranie dzieci i wywożenie ich do innego kraju!?

Wszyscy zamieszani w ten haniebny czyn oczywiście umywają ręce, mają się za niewinnych, wszak był nakaz sądowy. Guzik prawda! Nie ma czegoś takiego jak sąd, poza tabliczką na ścianie budynku. Człowieka osądza drugi człowiek. Ludzie ci są wybierani na funkcje sędziów nie z powodu ich moralności, etyki, prawości czy zwykłej ludzkiej przyzwoitości, nie. Głównym kryterium, oprócz studiów, jest pochodzenie z rodziny prawniczej. Człowiek od dziecka wychowywany w przekonaniu należenia do elity i bycia w przyszłości sędzią czy prokuratorem, dostaje później władzę nad innymi, dostaje immunitet i w pewnej mierze staje ponad prawem. A jaki werdykt wydaje, to widać tutaj: haniebny! Czy włos mu z głowy spadnie za traumę dzieci, za drogę do szybkiego zawału ojca, za prochy łykane przez matkę by móc usnąć? Nie! Dalej będzie z siebie zadowolony i przekonany o przynależności do elity.

Co na to nasze władze? Nie wiem, ale najwyższy przełożony tego bezdusznego typa zwanego sądem, szef Ministerstwa Niesprawiedliwości, powinien pojechać do Szwecji i nie wracać bez dzieci. Za towarzysza może zabrać premiera.

Może niech tylko przyślą dzieci i tam zostaną. Będzie korzyść dla Polski.

W tej tragedii, w tym absurdzie obnażającym stan prawa i poziom sędziów w naszym kraju, jest druga strona: pierwotna przyczyna, a jest nią obecny sposób wychowywania dzieci. Jak zwykle początki były słuszne, chodziło o chronienie dzieci przed krzywdą ze strony dorosłych, także rodziców, ale na tym nie poprzestano i doprowadzono do obecnego absurdalnego stanu, w którym dzieci nie mają żadnych obowiązków a za to mnóstwo praw. Doprowadzono do sytuacji, w której rodzic z byle powodu, albo i bez niego, wszak tutaj wystarczyło pomówienie leniwej małolaty, może być pozbawiony praw rodzicielskich. Doprowadzono do praktycznej bezradności nauczycieli w szkołach. Wpojono do głów dzieciom i dorosłym, że to w trosce o dzieci, że tak się godzi, że tak jest zgodnie ze współczesnymi standardami. Czym skutkuje takie wychowanie, wiemy nie tylko na tym przykładzie.

Nie jedyny to przykład zmiany słusznych początków w paranoję, że wspomnę początkowe żądania akceptacji przez mniejszości seksualnych do obecnego cyrku mnożenia płci i swobodnej jej zmiany. Od jakże słusznej dbałości o Ziemię i środowisko naturalne, do destrukcyjnego i nieskutecznego Zielonego Ładu. Od ludzkiego traktowania imigrantów, do dawania im więcej praw i pieniędzy, niż ma niejeden pracujący obywatel. Od możliwości wyrażenia swojego odmiennego zdania, do hejtu i coraz większego zamordyzmu (plany karania "mowy nienawiści"). Wczoraj przeczytałem o bardzo licznych anonimowych skargach na rolników składanych w różnych instytucjach z powodu prac żniwnych. Kupi jeden z drugim działkę na wsi, między polami, a później wielce jest oburzony, bo wieczorem albo i w nocy kombajn hałasuje i kurzy. Dowiedziałem się, że te anonimy stały się plagą z powodu liczebności, a zgodnie z prawem wszystkie należy sprawdzić. Boże drogi, dlaczego rozpatrywane są anonimy?

Widzę związek między tragedią tamtej rodziny a zachowaniami tych anonimowych głupków, a brzmi on tak: mamy prawa, obowiązków nie mamy. Inni muszą o nas zadbać, my nie musimy. My i nasze potrzeby są najważniejsze. Gdyby mama tej dziewczyny sama sprzątała jej pokój, nie byłoby sprawy. Gdyby rolnik wyjeżdżał na pole gdy mieszczuch jest w pracy (i gdy zamknął wszystkie okna żeby mu się nie nakurzyło), nie było donosów.

Na świecie przybywa popapranych ludzi i takich idei. Krzywe nazywane jest prostym, czarne – białym, głupota – mądrością, bezprawie – prawem. Zło uznawane jest za dobro, absurd zajmuje miejsce logiki, ideologia staje się nauką. Kto się nie zgadza, jest seksistą, homofobem, płaskoziemcą i zwolennikiem Putina.

Czasami odczuwam ulgę na myśl o swoich latach.

PS

Jestem na Roztoczu. Zobaczywszy tę kapliczkę, znowu pomyślałem o rodzinie rozbitej przez własne państwo. Kto wierzy, niech się za nią pomodli. Ja też spróbuję, chociaż wprawy nie mam.




środa, 11 października 2023

Wybory

 111023

Omijam tutaj temat polityki nie tyle z powodu małego nią zainteresowania, co głównie przez uznawanie tej dziedziny ludzkiej działalności za szkodliwą dla zwykłych obywateli, a samych polityków za ludzi niegodnych bardziej, niż niegodnymi są komornicy. Zawód alfonsa, zwykle uznawany za niegodny, w moim uszeregowaniu godności stoi wyżej od polityka, zwłaszcza, jeśli alfons rzeczywiście dba o swoje podopieczne. Nie chcę babrać się w gnoju, jednak obecna sytuacja jest wyjątkowa: za parę dni zdecydujemy o przyszłości Polski.

Miałem napisać rodzaj felietonu o swoim widzeniu obecnej sytuacji, ale po zapoznaniu się ze stanowiskiem autora tego materiału uznałem, że nic nawet podobnie celnego nie napiszę. Proszę więc o jego wysłuchanie i głosowanie. Niekoniecznie „za” inną partią, ale „przeciw” partii obecnie rządzącej.

Proszę o oddanie głosu za bycie Polski w Unii, za jej normalność, za prawo i sprawiedliwość, a więc przeciwko temu, co się obecnie dzieje.


niedziela, 14 listopada 2021

Szczepienia a nasza wolność

 071121

W związku ze szczepieniami, zwłaszcza przeciwko covid, często słyszę głosy oburzeń i protestów, a nawet twierdzenia o oszustwie. Niedawno widziałem duży profesjonalnie wydrukowany plakat na ulicy, była na nim fotografia dziewczynki i napis: „Mamo, tato, nie pozwól mnie zaszczepić. Oni nas oszukują.”

Nie wiem, czy „oni” oszukują nas w kwestii istnienia wirusa, czy skuteczności szczepionki, ale w zasadzie różnica jest niewielka. Jeśli to oszustwo istniałoby, trzeba by uznać, że władze pospołu z koncernami farmakologicznymi zmuszają całe społeczeństwa do nieracjonalnych zachowań, świadomie rujnują gospodarki, a nade wszystko że zmuszają ludzi do udziału w dziwacznych i nieuzasadnionych praktykach medycznych – w domyśle dla władzy lub pieniędzy.

Mam bardzo złe zdanie o politykach, jednak od uznawania ich za miernoty bogacące się kosztem społeczeństwa, do oskarżenia ich o działania skutkujące hekatombami ofiar, droga jest daleka. Większość tych ludzi, raczej zdecydowana większość u nas, to nieudacznicy, cwaniacy i kombinatorzy, ale nie ludobójcy. Że nie wiedzą o knowaniach korporacji? A ty, szary człowieku, wiesz? Oni mają do dyspozycji agencje wywiadowcze, laboratoria i specjalistów, i nie wiedzą o światowym spisku, a ty wiesz?? Dobrze, Polska to dziwny kraj, może akurat nasze władze nie wiedzą, ale przecież taka sytuacja jest na sześciu kontynentach. Na całym świecie przekupiono lub oszukano milion wysokich urzędników oraz lekarzy i laborantów mogących w laboratoriach dojść prawdy? A może wszyscy dobrowolnie zgodzili się wziąć udział w zamachu na ludzkość?

Paranoja i tą konstatacją zakończę temat spisku.

* * *

Nie wiem, na ile szczepionki są skuteczne, bo że są, to wiadomo od lat. Zainteresowani niech poczytają sobie o chorobach dziesiątkujących ludzi, zwłaszcza dzieci, przed czasem powszechnych szczepień.

Nie wiem, czy metody walki z covidem są najlepiej dobrane, mam co do tego wątpliwości, ale też nie znam wszystkich uwarunkowań ani nie jestem fachowcem od pandemii. Nie o tym chciałem napisać, a o protestach i twierdzeniu o ograniczaniu naszej wolności. Tak, jest ograniczana, i to od bardzo dawna. Prawdziwej wolności, czyli niczym nieskrępowanej, nie mamy od wielu wieków i mieć nie będziemy, ale z przyczyn zupełnie niezwiązanych z jakimikolwiek knowaniami kogokolwiek.

Przez dziesiątki tysięcy lat żyliśmy w małych grupach ludzi znających się i często spokrewnionych, a w promieniu wielu kilometrów nie było nikogo, ale nawet wtedy jakieś ograniczenia były, bo żadna grupa ludzi nie może funkcjonować bez zakazów i nakazów, niechby regulujących prawa własności czy ustalających tabu.

Teraz na kilometrze mieszka nawet kilka tysięcy ludzi, więc abyśmy mogli żyć i funkcjonować w nienaturalnym dla siebie środowisku, konieczne stało się unormowanie naszych zachowań prawem coraz bardziej drobiazgowym. To proces trwający przez tysiąclecia i nie zakończony w naszych czasach.

Przynależność do społeczeństwa jest przymusowa w tym sensie, że jeśli żyjesz wśród ludzi, nie masz prawa nie uznawać ich praw. To nie wymysły korporacji ani żadne spiski, a prawa istniejące od dawna i na całym świecie.

Zaczęło się prawdopodobnie od zastrzeżenia tej włóczni i tej kobiety jako czyichś własności, później uznano, że w nocy ma być cicho by inni mogli spać, a za naruszenie tabu należy topić w bagnie. Ostatnio nakazano nam wolniejszą jazdę, zapinanie pasów, jeżdżenie w kaskach i pośrednio (poprzez różne ograniczenia) szczepienia. Zakazują stosowania starych pieców, jeżdżenia dymiącymi samochodami, wycinania lasów, a żeby postawić dom na swojej ziemi, ktoś inny musi wyrazić zgodę. Listę można znacznie wydłużyć, ponieważ ograniczeń jest coraz więcej, jednak każde z nich ma swoje konkretne powody wynikające z życia w dużych już nie grupach, a mrowiskach ludzkich, w świecie uprzemysłowionym i zurbanizowanym.

Żyjąc w dużych skupiskach skazujemy się na szereg ograniczeń i nakazów. Nie ma innej możliwości, chyba że ktoś kupi sobie wyspę albo osiedli się na Antarktydzie, chociaż i tam mogą obowiązywać pewne prawa. Chyba trzeba by całkowicie odciąć się od cywilizacji, ale wtedy czekałby nas los aborygena.

Właściwie czemu nie?…

Szczepienia, kaski, pasy, ograniczenia szybkości i wiele innych przepisów mają na celu zmniejszenie ilości kalectwa i śmierci, co leży w interesie społeczeństwa ponoszącego rozliczne koszta finansowe.

My, jako społeczeństwo, płacimy za kształcenie młodych ludzi aż do studiów włącznie, pomagamy rodzicom (różnie w różnych krajach, wiadomo), pokrywamy znaczną część kosztów leczenia dzieci i ludzi dorosłych, ale tak naprawdę, jeśli sięgnąć do praprzyczyn, okaże się, że nie robimy tego bezinteresownie. Społeczeństwo spodziewa się, że człowiek czterdziestoletnią pracą i odbieraniem mu części jego dochodów spłaci dług oraz będzie łożył na bieżące potrzeby wspólne, jak obrona czy drogi. Inwestujemy w młodego człowieka, dlatego bronimy swoich interesów zakazując obywatelom, a więc swoim członkom, tego i tamtego oraz nakazując to i owo. Nie jedź szybko, bo zabijesz siebie lub kogoś, zaszczep się, bo jeśli zachorujesz, my wszyscy poniesiemy stratę – oto finansowy powód wprowadzanych ograniczeń i przymusów.

* * *

Obejrzałem parę filmików z granicy z Białorusią. Odczucia miałem różne, tutaj napiszę o zdumieniu na wyobrażenie sobie kosztów, które my wszyscy ponosimy. Na administrację i jej biura też płacimy, niestety.

* * *

Słyszę głosy o rezygnacji z takich czy innych wymogów związanych z epidemią, bo nie można ludzi zmuszać, a jeśli ktoś zachoruje, niech płaci za leczenie. Też uważam, że tak byłoby najlepiej, ale co z tymi, którzy nie mieliby żadnego ubezpieczenia ani pieniędzy, a tacy byliby na pewno? Pozwolić im umrzeć? Problem w tym, że tak czy inaczej mamy przymus: albo wywierany na jednostkę (ubezpiecz się, bo nie będziemy za ciebie płacić), albo moralny przymus wywierany przez chorą jednostkę na społeczeństwo: leczcie mnie, bo nie mam pieniędzy!

Procedury medyczne są drogie i coraz droższe. Żadnego społeczeństwa, nawet w najbogatszych krajach, nie stać na zapewnienie wszystkim swoim obywatelom najlepszych z dostępnych na świecie metod leczenia. Czytałem o paroletnim chłopcu mającym poważną wadę rdzenia kręgowego. Można go wyleczyć niedawno opracowanym lekiem, ale koszt jest ogromny, idący w miliony. Co robić wobec ograniczonych środków finansowych? Uratować tego chłopca, czy sfinansować kilka drogich operacji innym chorym?

W związku medycyny z finansami tkwią nieistniejące wcześniej dylematy moralne. Sama medycyna swoim istnieniem tworzy takie dylematy.

Aby je zmniejszyć, a więc nie dopuścić do pozostawienia bez pomocy tamtego chorego a nieubezpieczonego, społeczeństwo finansuje jego leczenie, ale trzeba pamiętać, że dzieje się to kosztem tych, którzy nie tylko płacili składki, ale i dbali o siebie zgodnie z zaleceniami lekarzy. Dla nich zostaje mniej pieniędzy, a tym samym możliwości leczenia, dlatego mamy prawo, jako społeczeństwo, wymagać od ludzi, nawet pod rygorem prawa, zabezpieczenia swojego zdrowia. Ubezpieczyciel prywatny nie zapłaci odszkodowania, gdy dowie się, że nie stosowaliśmy się do przepisów BHP obowiązujących w pracy, natomiast od ubezpieczyciela społecznego, czyli od nas wszystkich, oczekuje się finansowania leczenia każdego chorego, nawet tego, który nie stosował się do najoczywistszych reguł.

Płacimy na leczenie częścią swoich dochodów, jednak składka dopasowana jest do naszych dochodów, a nie potrzeb wynikających z zapewnienia najlepszej z możliwych opieki medycznej. W finansowaniu służby zdrowia działa prawo wielkich liczb: osoba mało chorująca więcej wpłaci pieniędzy na potrzeby leczenia niż ich wykorzysta; u ludzi chorowitych jest odwrotnie. Póki wahania ilościowe mieszczą się w pewnym przedziale, wszystko funkcjonuje przy określonym dofinansowaniu ze skarbu państwa, ale jeśli ilość koniecznych usług medycznych wzrasta, jak obecnie, albo gdy społeczeństwo się starzeje, jak u nas, służba zdrowia więcej kosztuje, a nawet staje się niewydolna. Skarb, czyli my wszyscy, musi lukę uzupełnić. Można zabrać innym, można rozwodnić walutę drukując jej wielkie ilości, jak to teraz robi się na całym świecie, ale tak czy inaczej w ostateczności płacą członkowie społeczności podwyżkami cen i podatków, stratą wartości oszczędności, niepewnością o przyszłość i wahaniami na rynkach.

Jest jeszcze możliwość ubezpieczeń prywatnych, ale tę kwestię i jej pochodne zostawię na boku, bo nie o wadach obecnego systemu finansowania służby zdrowia miałem pisać, a o ograniczeniach jednostki żyjącej w społeczeństwie.

* * *

Jeśli uważamy, że rządzący działają na naszą szkodę, powinniśmy wybrać do rządzenia innych, a nie dla marnych srebrników głosować na obecnie rządzących. Zmienić władze i prawa zgodnie z procedurami, ponieważ alternatywą jest anarchia. Rzymianie mówili „Dura lex, sed lex”. Może dałoby się wymyślić lepszy i bardziej sprawiedliwy system finansowania naszego leczenia, ale mamy taki, jaki mamy. Podobnie z prawem, któremu jesteśmy podlegli bez względu na naszą ocenę jego jakości.

* * *

Dla jasności dodam, że nie jestem zwolennikiem ingerencji rządów w życie ludzi ani w gospodarkę. Ich rola powinna być zminimalizowana, a prawa powinny być przejrzyste i ograniczone do minimum. Staram się tylko uzasadnić konieczność istnienia wielu obowiązków jednostek wobec społeczeństwa. Nie piszę o obowiązkach wobec władzy, ponieważ ta zmieniająca się grupa ludzi powinna być traktowana jak wynajęci specjaliści do wykonania pewnych zadań, a nie jak VIPy. Wynajmującym i decydującym o wszystkim, co istotne, winno być właśnie społeczeństwo. To, co u nas stanowczo niedomaga, to niemożność odwołania wybranych przed upływem kadencji oraz system z gruntu partyjny, w którym nasi wybrańcy postępują tak, jak im szef partii nakaże, a nie jak chce suweren, czyli my wszyscy. Problem, i to bardzo poważny, tkwi także w braku elementarnej wiedzy u znacznej części członków społeczeństwa mających prawo wyborcze, co wykorzystują rządzący do umocnienia swojego poparcia.

* * *

Wspomniałem tutaj o wielkich firmach farmakologicznych, więc może zaznaczę, że one, jak właściwie wszystkie duże i zamożne firmy, modelują rynek pod swoje potrzeby, przy pomocy wszechobecnych reklam wmawiając ludziom korzystne dla nich zachowania. Cóż, sposób na nich mam prosty: nie kupować rzeczy tylko dlatego, że jest trendy i jakaś aktualna gwiazdka reklamuje, a tak postępuje większość ludzi. Jeśli ten sposób wzmocnimy drugim, mianowicie obywaniem się niewielką ilością dóbr wszelakich, korporacje stracą wpływ na nas. Dobrze byłoby zabronić reklamowania leków, żeby nie było tak wielu tak szkodliwych reklam, w których kogoś nagle powala ból, a ona lub on bierze ibuprom i po sekundzie znowu biegnie zdobywać szczyty. Na przykładzie tego typu reklam widać, jak nam wmawiają nasze „potrzeby” i jak podatni jesteśmy na prymitywne filmiki i hasełka.

* * *

Pozwolę sobie raz jeszcze podkreślić swoją naczelną tezę: żyjąc w wielkich ludzkich mrowiskach, w nienaturalnym dla nas zagęszczeniu populacji, nie ma najmniejszych szans na pełną wolność jednostki – i trzeba ten fakt przyjąć bez sprzeciwu jako coś naturalnego i immanentnego dla określonej sytuacji. Wolność tak naprawdę jest stanem ducha i chociaż ze światem zewnętrznym może się utożsamiać, to jednak może niewiele mieć z nim wspólnego. Inaczej mówiąc, milioner latający po świecie własnym samolotem może odczuwać więcej przymusów i ograniczeń niż smolarz z Bieszczad.

* * *

Uwaga językowa: słysząc o „wyszczepieniu” społeczeństwa wzdrygam się z obrzydzenia. Wyszczepić, o ile w ogóle, to można stado bydła, nie ludzi.

* * *

Jeśli już wspomniałem o moralności, napiszę o swoim widzeniu tragicznej śmierci młodej kobiety zmarłej w szpitalu na skutek zaniechania usunięcia jej patologicznej ciąży.

Jestem człowiekiem wartościującym tradycyjnie. W moim rozumieniu młoda kobieta ma wielką wartość dla społeczeństwa, a ściślej dla jego przyszłości. Jest skarbem, i doprowadzenie do jej śmierci jest zbrodnią większą, niż śmierć mężczyzny.

Kto za nią odpowiada? Lekarze? Sądzę, że bali się odpowiedzialności wobec obowiązywania u nas paranoicznego prawa. Twórcy tegoż prawa? Owszem, ale kto konkretnie? Sejm? Tej instytucji nie da się pociągnąć do odpowiedzialności, bo właśnie ona tworzy prawo. Szara eminencja rządząca tym krajem od lat? On chciał się tylko przypodobać właściwemu sprawcy tragedii, a może spłacić dług. Jest organizacja, która od wieków wpaja społeczeństwom swoje fobie seksualne, organizacja na wskroś niemoralna. Właśnie na naszych oczach do milionów swoich ofiar dodała kolejną, nie ostatnią.


wtorek, 27 października 2020

Aborcja

 

261020

W obecnym nader trudnym czasie, gdy władze państwa powinny się skupić na zapobieganiu skutkom epidemii, gdy nie powinno się podejmować działań kontrowersyjnych, dzielących społeczeństwo, nasi „polytycy” wyciągają sprawę aborcji. To nieodpowiedzialność, którą trudno wytłumaczyć, chyba że wywiązaniem ze zobowiązań powyborczych wobec pewnej wpływowej organizacji.

Nie wiem, od której chwili można mówić o człowieku mając na myśli rozwijający się płód, ale nazwanie nim zapłodnionego jaja, zygoty, mam za niewłaściwe i przedwczesne. Mikroskopijny strzępek białka człowiekiem? Tkwi w nim potencjał, możliwość rozwoju i stania się człowiekiem, ale to wszystko w przyszłości, in spe, nie teraz. To trochę tak, jakby mówić, że zjadło się kurczaka po zjedzeniu jaja kurzego. Może nie da się konkretnie sprecyzować chwili stania się płodu człowiekiem, a tym samym chwili objęcia go ochroną prawną; myślę, że to raczej niemożliwe, ale na pewno stanie się niemożliwe, jeśli dylemat będzie rozpatrywany z pozycji religijnych.

Ze zdumieniem czytam komentarze naszych „reprezentantów”. Jeden z nich powiedział, że jeśli dziecko urodzi się niezdolne do życia, to umrze, oraz, że są sposoby na humanitarne uśmiercenie urodzonego dziecka z wadami. Przecież to paranoja. Po takiej wypowiedzi (a są i inne wypowiedzi znanych ludzi, wcale nie mądrzejsze) ten człowiek powinien być skończony jako polityk z powodu nieznajomości podstawowych zasad nie tylko moralności, ale i zwykłej przyzwoitości.

Nikt nie mówi o kobiecie zmuszonej donosić ciążę i urodzić, mimo wiedzy o poważnych wadach płodu. Nikt nie zastanowi się nad jej traumą w takiej sytuacji, nad sprowadzaniem do roli inkubatora, nad skrajnym jej uprzedmiotowieniem. Nade wszystko nikt nie powie, że decyzje należy zostawić kobiecie, skoro dotyczy jej organizmu.

Sama nazwa tego rodzaju aborcji jest kłamliwa, ponieważ jawnie i wprost nawiązuje do eugeniki, a przez nią do znanych i strasznych hitlerowskich praktyk, a przecież nie o poprawę rasy tutaj chodzi.

Działania władz nie liczące się z opiniami społeczeństwa, a już zwłaszcza tej połowy ludzkości, której bezpośrednio dotyczą, arogancja, pycha, przekonanie o swojej nieomylności i posiadaniu wyłączności na prawdę, moralność i etykę, każą mi widzieć tutaj kolejny, destrukcyjny wpływ religii na życie ludzi i społeczeństw. Nie znajduję zasadniczej różnicy między tymi, którzy z taką zajadłością dążą do wprowadzenia zakazu w życie, a tymi, którzy czują się w obowiązku ukarać ludzi nie okazujących oczekiwanego przez nich szacunku ich bogowi.

Zwłaszcza starcy w sukienkach powinni zamilknąć, ponieważ kpiną z ludzi znających historię ich organizacji i jej wpływ na ludzkość, jest mianowanie się specjalistami od prawdy i moralności. Elementarne poczucie tego, co się godzi robić, powinno kazać im zostawić brzuchy młodych kobiet, a zająć się dzieleniem włosa na cztery w sprawach swojego Boga.

W wolnych chwilach mogą się zająć własnymi przerośniętymi prostatami.

 Późniejszy dopisek.

Moja zgoda na aborcję wynika z nieuznawania zarodka za „kogoś”, za człowieka. Jest częścią organizmu kobiety, niemożliwą do życia poza macicą. Rozwój płodu nie jest zwykłym rośnięciem mikroskopijnego bobaska do wielkości rodzącego się niemowlaka, a jego tworzeniem, stawaniem się od niemal zera, bo od jednej komórki. Jedyne, w czym zapłodnione jajo przypomina człowieka, to genom. W niczym więcej, jeśli nie liczyć wspomnianych wyżej możliwości.

Trudno nie zauważyć specyficznego zachowania się funkcjonariuszy Kościoła: najsilniej protestują przeciwko kontroli ilości ciąż i ich usuwaniu, oczywiście, jak twierdzą, w obronie życia. Jednakże gdy to życie zacznie już samo oddychać, jakby mniej byli nim zainteresowani. Słyszał ktoś o ich protestach przeciwko wydawaniu pieniędzy na armaty, a nie na głodujące dzieci?

Czy nie ma tutaj korelacji ich zainteresowania z odległością od vaginy? Gdy ta znika z pierwszego planu, ci panowie wykazują dużo mniejsze zainteresowanie dziećmi.

UNESCO ratuje od głodu dzieci w najbiedniejszych krajach, standardowy koszt wyżywienia wynosi jeden dolar dziennie. Za równowartość jednego luksusowego samochodu księcia Kościoła ile dzieci można uratować? A ile za pieniądze uzyskane ze sprzedaży chociaż jednego z tak licznych dzieł sztuki zdobiących ich pałace, a już zwłaszcza pałace pierwszego z nich?

Uszanowałbym ich stanowisko, gdyby tak właśnie robili, to znaczy gdyby swoje majętności oddali za życie dzieci, ale ich najbardziej zajmuje to wszystko, co w związku z poczęciem dzieje się wokół babskiego tyłka. Każdy, kto chociaż trochę zna historię tej organizacji, wie, że zawsze mieli, i mają nadal, skrzywienie na punkcie ludzkiej seksualności.

Za ich fobie kobietom każe się płacić.

Wystarczającą tamą ograniczającą ilość aborcji jest psychika kobiet, prawo nie ma prawa mieszać się do ich decyzji, niemal zawsze trudnych i bolesnych.

środa, 22 stycznia 2020

Tajemnicza aura, telefony i sądy

220120

Po sześciu tygodniach nieobecności wszedłem do swojego zimowego pokoju w bazie firmy, zapaliłem światło i rozejrzałem się po tym moim lokum. Poczułem zimno, obcość i odpychanie, mimo że wokół widziałem swoje rzeczy. Miałem chęć wyjść.
Mając techniczny i rzeczowy umysł, trudno mi określić to wrażenie, tak wiele razy odczuwane przy wejściu do długo niezamieszkałych pomieszczeń, ale ono jest, i to wyraźne. Czasami myślę, że wnętrza oswajają się z nami, może przejmują od ludzi jakąś cząstkę ich ducha. Chyba właśnie dlatego miewam nieco podobne odczucia wchodząc do pokoju hotelowego, a w mojej pracy niemało nocy spędziłem w hotelach. Tam też czuję obcość, ale inaczej zabarwioną: jest to obcość wynikła z pomieszania. Wyczuwalne są ślady tłumu ludzi nocujących w tych pokojach przede mną, z których każdy zostawił swój maleńki odcisk. Ich suma i różnorodność, tworzy mieszankę tak charakterystyczną dla atmosfery hoteli.
Ta nasza tajemnicza aura wypełnia nie tylko przestrzeń wnętrz, ona zostaje i na naszych przedmiotach – tym silniejsza, im częściej i dłużej mamy z nimi do czynienia.
Nawet nie staram się wytłumaczyć tych zjawisk, ponieważ jedyne, które przychodzi mi do głowy, racjonalne nie jest: coś z nas emanuje. Coś, co dla każdego człowieka jest charakterystyczne i tylko jemu właściwe.
* * *
Byłem w szpitalu i tam dane mi było przeżyć chwile odczuwania wyjątkowo intensywnego, mianowicie zrywania paznokcia. Dla odpędzenia strachu przed bólem (tak, przyznaję się do strachu) rozmawiałem z chirurgiem o butach górskich; temat on zaczął, widząc moje buty z czerwonymi sznurówkami. Założyłem je, ponieważ będąc większe, mniej uciskały. Rozmowa pomogła, ledwie zauważyłem wielkie szczypce, którymi sięgał do mojego palca. Dużo wyraźniej zauważyłem powabne kształty nachylonej ku mnie pielęgniarki, co traktuję jako dowód mojego powrotu do zdrowia.
Na drzwiach wszystkich gabinetów zauważyłem kartki z poleceniem wyłączenia telefonów, a wypisane były wielkimi literami i dodatkowo podkreślone wykrzyknikami. Nie dziwię się, ponieważ używanie telefonów stało się plagą. Wielu ludzi w niemal każdej możliwej chwili, a czasami i w niemożliwej, sięgają do telefonów. Patrzą na ekran przechodząc przez jezdnię, przerywają rozmowę sięgając po dzwoniący telefon, w tłumie ludzi prowadzą głośną rozmowę o swoich prywatnych sprawach.
Kiedyś w Atenach precyzowano definicję człowieka. Jedna z propozycji określała nas jako nieowłosioną istotę dwunożną. W odpowiedzi, pewien dyskutant przyniósł na drugi dzień oskubanego koguta.
Mam swoją propozycję: dwunożna, dwuręczna i jednosmartfonowa istota, chociaż dopuszczam odmiany dwusmartfonowe.
* * *
Z dala trzymam się od polityki, trendów, reklam, telewizorni, prasy i radia, dlatego o wielu aferach czy zdarzaniach niewiele wiem, a bywa, że nic nie wiem. Stan taki bardzo mi odpowiada, chociaż wiem, że dawny Ateńczyk nazwałby mnie nieprzydatnym obywatelem. Nie muszę nim być, ponieważ żyję dla siebie, nie dla społeczności czy tym bardziej państwa. Temu płacę podatki i tyle wystarczy.
Będąc niedawno w domu, usłyszałem o zagrożeniu niezawisłości sędziów. Poruszył mnie ten temat, ponieważ nie mówi się o najważniejszym aspekcie, decydującym o jakości wymiaru sprawiedliwości, traktując ową niezależność sędziów jako gwaranta dobrego sądownictwa. W moim przekonaniu tak nie jest, a stwierdzam tak nie tylko na podstawie osobistych doświadczeń, ale też mojej praktycznej, zbieranej przez całe życie, wiedzy o ludziach i ich psychice.
Zacznę od zadania kłamu powszechnemu przekonaniu i twierdzeniu o sądzeniu ludzi przez sąd. Tak nie jest. Sąd to ogólna nazwa instytucji państwowej, a ta nie sądzi. Oskarżonego osądza drugi człowiek, nie sąd. Człowiek, któremu państwo dało prawo sądzenie drugiego człowieka.
Dając mu takie prawo, wyniosło go ponad zwykłych obywateli. Sędzia i prokurator są trochę ponad prawem, będąc inaczej traktowani przez organa władzy państwowej. Oni mają swoisty immunitet. W połączeniu z prawem sądzenia, daje im to niemałą władzę i vipowskie przywileje.
Już dwa tysiące lat temu Rzymianie stwierdzili, że władza deprawuje tym silniej, im jest większa. Ta prawidłowość aktualna jest i teraz, ponieważ wynika z cech ludzi, nie z aktualnego ustroju czy organizacji państwa.
Nie da się zmienić istniejącego stanu rzeczy, czyli wydawania sądów przez ludzi, dlatego bardzo ważna powinna być staranność w wyborze kandydatów na sędziów, a tak nie jest. Tajemnicą poliszynela jest istnienie cechy najważniejszej, omalże decydującej o przyjęciu w poczet sędziów: jest nim pochodzenie kandydata z rodziny prawniczej. Wszyscy o tym wiedzą, i żadna z osób mogących coś tutaj zmienić, nic nie robi, uważając taki stan za normalny. Nie jest normalnym, będąc paranoicznym i po prostu szkodliwym dla sprawiedliwości.
Osoba mająca otrzymać prawo sądzenia ludzi powinna być człowiekiem ze wszech miar prawym, być jednostką moralnie wyjątkową, niepodlegającą niszczącym wpływom władzy, skromną i potrafiącą pochylić się nad każdą sprawą. Osobą dostrzegającą człowieka, którego może skrzywdzić, ale też osobą stosującą prawo bezstronnie, także bez uwzględniania swoich prywatnych sympatii.
A jak jest? Jak może być, skoro syn prawników ma znacznie łatwiejszą drogę do togi, niż ludzie spoza tej grupy zawodowej? Skoro od dzieciństwa mówi się mu o karierze w sądownictwie, o byciu elitą?
Owszem, sprawdza się kandydatów, ale jak! Czy nie był karany i czy dzielnicowy ma o nim dobrą opinię. Pominąłem coś? Testy psychologiczne? Te schematyczne, prościutkie pytania, mające na celu określić jego osobowość? Jakże łatwo postawić ptaszka we właściwej rubryce!
No i mamy sędziego czy sędzinę, którzy ubrani w tradycyjne stroje i w swoje przekonanie o byciu kimś stojącym ponad tłum zwykłych ludzi (przecież muszą wstać, gdy ich zobaczą), wchodzą na salę i sądzą, praktycznie nie ponosząc odpowiedzialności za swoje decyzje, nawet te ewidentnie błędne.
Nie widzę możliwości zmienienia tego stanu rzeczy, ponieważ nie wiem, kto miałby wybierać sędziów. Powołać grupę autorytetów moralnych do dokonywania wyborów po wszechstronnym i długim poznawaniu kandydatów? A kto ich z kolei powoła? A kto jest tym zainteresowany? Kto na to pozwoli i kto zapłaci?
Ta grupa pytań aktualna jest i wtedy, gdy myśli się o kontrolowaniu sędziów, czy wpływaniu na ich decyzje. Ani oni sami, we własnej, dość szczelnej i dlatego elitarnej grupie tego nie zrobią, ani tym bardziej nie zrobi tego polityk zmieniający się co parę lat na stanowisku ich przełożonego. A swoją drogą, czyż nie dziwny układ mamy tutaj: sędzia ma posadę państwową, czyli państwo jest jego pracodawcą, a reprezentantowi pracodawcy (ministrowi) odmawia się prawa ich kontrolowania.
Żeby jeszcze bardziej zagmatwać i tak trudną sprawę, przyznam rację obu stronom: nie polityk powinien decydować o pracy sędziów, ale też sędziowie nie powinni zostać bez nadzoru, sami sobie.
Sytuację mam za patową. Sąd był i jest instytucją, którą zwykły obywatel powinien unikać, bo jeśli dostanie się w jej tryby, łatwo może zostać zgnieciony, przeżuty i wypluty.
A wtedy nikt nawet nie spojrzy na ludzki łach leżący pod murem sądu.