Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wąwozy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wąwozy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 maja 2024

Korzenie nad głową

 050524

Chciałem odwiedzić znane i lubiane miejsca, ale nie mogłem się zdecydować gdzie jechać. Wzrokiem biegałem po mapie chcąc być w kilku miejscach, w końcu pojechałem tam, gdzie jeszcze nie byłem: w pobliże Kraśnika, czyli na sam początek Roztocza. Przypomnę, że ta kraina zaczyna się przy tym mieście a kończy się pod Lwowem, czyli dla nas praktycznie na granicy z Ukrainą. Rzadko ustalam dokładniejszą trasę dnia. Zwykle szukam na mapie otwartych przestrzeni, patrzę na drogi i decyduję w jakiej wiosce zaparkować. Po żniwach już nie zważam na układ dróg chodząc na przełaj, teraz byłoby to wchodzenie w szkodę. Czy ktoś, nota bene, pamięta jeszcze znaczenie tych słów? Jeśli jadę w znane okolice, nic nie ustalam, po prostu idę, a na rozstajach dróg skręcam tam, gdzie chwila mi podpowie.

Czasami nie obywa się bez wchodzenia w zalesione wąwozy. Bywa, że celowo, z ciekawości, albo po prostu z powodu mnogości takich miejsc; prędzej czy później trzeba przez nie przejść jeśli nie chce się zawracać. Na mapce niżej widać, jak duże bywają skupiska wąwozów. Wszystkie zaznaczone zielonym kolorem lasy o wydłużonych i nieregularnych kształtach porastają wąwozy, a trzeba jeszcze wiedzieć, że część istniejących nie jest na mapie zaznaczona, oraz że są też wąwozy w większych masywach leśnych.

 Okolica jest typowa dla zachodniego Roztocza, czyli z licznymi wyraźnie zaznaczonymi wzgórzami, wąskimi i stosunkowo głębokimi dolinami między nimi, z piętrowymi miedzami, czasami krętymi niczym ciało węża, stromo opadającymi polami i uskokami porośniętymi zagajnikami tam, gdzie maszyny rolników nie wjadą.






Poznałem kolejne jasne i wygodne do przemierzania dzikie wąwozy, ale też widziałem ciekawy wąwóz z utwardzoną drogą na dnie. Jego wyjątkowość w drzewach rosnących na krawędziach pionowych ścian; są wśród takie, które dosłownie stoją w powietrzu podpierając się plątaniną długich korzeni. Widać wyraźnie efekty ich szukania ziemi na oślep: jedne od razu skręcają w stronę skarpy i nikną w lessowej ścianie, inne wiszą w powietrzu albo schodzą parę metrów aż do dna wąwozu. Jakim cudem utrzymują w pionie drzewa ważące nawet parę ton i poddawane naciskom wiatrów – nie wiem, ale stoją i wrażenie czynią niemałe. W końcu ile razy zdarzyło się nam widzieć wiszące korzenie parometrowej długości? Albo całe drzewo dosłownie nad głową? Na Roztoczu nie jest trudno o taki widok.




 Moje zdjęcia nie oddają gry światła na liściach i pniach drzew ani głębi ich kolorów, nienaturalnie widać mozaiki cieni i jasnych plam słońca; zdjęcia nie mogą nic powiedzieć o wilgotnym aromatycznym chłodzie. Mówiąc krótko: tam jest znacznie ładniej niż sądzić można po obejrzeniu moich fotografii.

Kiedy jestem w pięknym miejscu, kiedy świeci słońce i jest ciepło, czasami mam ochotę już nie iść dalej, tylko usiąść w cieniu brzozy na parę godzin, ale nigdy tak nie zrobiłem. Coś mnie goni. Może spodziewanie zobaczenia dalej jeszcze ładniejszych widoków albo po prostu innych, a może droga woła mnie w ten sposób. Iść by zobaczyć co jest za tym wzgórzem, później jeszcze dalej, a zobaczone wcale nie musi ładniejsze od już widzianego. To ciekawość i pragnienie drogi. Moim ideałem jest być u celu przez cały czas wędrówki, a więc za cel mieć po prosty zobaczenie jak najwięcej jak najbliżej, albo inaczej: przeżycie miłego dnia. Nie dojdę gdzieś, gdzie dojść zamierzałem? Nie zobaczyłem wszystkiego w okolicy? Nic to! Dojdę i zobaczę przy innej okazji.


Droga skończyła się na brzegu pola. Stałem na wysokiej między pod szczytem wzniesienia i patrzyłem na odległe wzgórza. Podobały mi się ich urozmaicone formy. Za parę dni wrócę i pójdę tam – obiecałem sobie.

Obrazki ze szlaku


 
Na wioskowej uliczce leżało mnóstwo skrzydlaków wiązu górskiego. Ledwie parę razy widziałem kwitnienie tych wiązów, a w słoneczny dzień wyglądają zjawiskowo pięknie. Zdjęciem nie mogę się pochwalić, opublikowane skopiowałem z tej strony. Ilość opadłych nasion budzi zdumienie. Ileż wysiłku wkłada drzewo by zostawić potomka! Wszak z tych kroci tysięcy, może nawet z milionów, średnio jedno nasiono ma szansę stać się drzewem i dorosnąć.


Roztoczańska wioska: zadbane domy, ulica, chodnik. Zupełnie inne wioski Lubelszczyzny pamiętam z dzieciństwa i wczesnej młodości.


 Zdjęty z dachów eternit, częsty widok we wsiach. Czeka na wywiezienie do utylizacji. Zdaje się, że niektóre takie stosy długo już czekają.

 Pozostałość po zeszłorocznej uprawie – korzenie kukurydzy. Ilekroć je widzę, kojarzą mi się z… ośmiornicą.

 Brzózko, ciebie też kiedyś wytną tak, jak wycięli sąsiada. Dobrze, że nie wiesz o tym.

 Ten rów w poprzek drogi przypomniał mi podobne widziane w dzieciństwie na podlubelskiej wsi. Takie rowy miały swoją wymowę: to moja droga i nikomu nie pozwolę nią jeździć, także sobie!

 Ten wąski koniec dużego pola ma szerokość trzech kroków, a mimo tego jest wykorzystywany. Piszę o tym w związku opisywaną już wcześniej dążnością rolników do wykorzystywania każdego skrawka ziemi.

 Gwiazdnice przy drodze. Takie zwykłe, a tak niezwykłe.

 Pole dmuchawców. Spóźniłem się; gdybym był tutaj wcześniej, zobaczyłbym morze kwiatów mniszka.

 

Grób pod lipą, na rozstaju dróg. Kto ufundował ten pomnik bezimiennemu żołnierzowi radzieckiemu? Nie jestem przeciwny, po prostu się dziwię. A przy okazji: warto by pokazywać takie miejsca Rosjanom i pytać, czy oni tak dbają o groby Polaków u siebie.


 
Przydrożny krzyż wśród pięknych, masywnych buków.


Po raz pierwszy widziałem krzyż ocieniony klonami jaworami.


Wejście do roztoczańskich dołów. Nie tylko aparat widział niemal całkowicie ciemną czeluść, moje oczy też dopiero w chwilę po wejściu przejrzały. Zmiana oświetlenia była tak duża, że poczułem się nieswojo i odruchowo obejrzałem się. Słoneczny świat był, nie zniknął – patrzyłem na oślepiająco jasne wejście.

 Jezus... zabetonowany?

 Klasyczny jar.

Trasa: początek w Antolinie na zachodnim Roztoczu, a dalej: Piłatka, pobliże Pasieki i Wierzchowisk Drugich, Węgliska, Antolin.

Statystyka: przeszedłem 19 km, na szlaku byłem 11,5 godziny, a suma podejść wyniosła 680 metrów.


















wtorek, 23 kwietnia 2024

Podleśny Zdebrz

 130424

Chciałbym częściej jeździć na Roztocze, więcej zobaczyć tak szybko przemijającego kwitnienia, ale nierzadko coś mi staje na drodze, a na dokładkę ostatnio aura nie jest sprzyjająca. Niskie temperatury nie przeszkadzają, ale chciałoby się patrzeć na wiosnę w słoneczny dzień. Na dzisiaj prognozowano pełne zachmurzenie, ale zdecydowałem się jechać gnany głodem drogi. Chmury były, owszem, ale już przed południem się przejaśniło i do wieczora z niewielkimi przerwami świeciło słońce. W ten sposób synoptycy mogliby się mylić zawsze.

W planie miałem zobaczenie czereśni. Nie jakiejś, a tej jednej, mojej czereśni rosnącej na zboczu uroczego obniżenia zwanego przez miejscowych Podleśnym Zdebrzem. Niżej zamieszczam kilka zdjęć tej dość często spotykanej formacji. Akurat ten zdebrz mam za jedno z najładniejszych miejsc Roztocza; zresztą, oceńcie sami, bo w przewodnikach nic o nim nie znajdziecie. W nich opisywane są najpopularniejsze miejsca, niekoniecznie najładniejsze.









 

Moja czereśnia już przekwita; krótkie są gody tych i wielu innych drzew. Po sąsiedzku rośnie druga, w pełni kwitnienia. Może wcale nie jest spóźnialską, a po prostu czekała na mnie? Wiem, że nie, ale miło tak pomyśleć. 


 Innych celów dzisiejszej wędrówki nie miałem, więc po prostu szwendałem się po okolicy długo i bez pośpiechu.

Kwitną grusze i jabłonie. Nie chciałbym ujmować innym drzewom owocowym ani odrobiny urody ich kwitnienia, jednak aby być w zgodzie z samym sobą muszę przyznać pierwszeństwo jabłoniom. Ich kwitnienie jest najpiękniejsze, ale niewykluczone, że któregoś dnia zauroczą mnie kwiaty innego gatunku.


 Stojąc przy kwitnących drzewach słyszałem buczenie pszczół. Biedne one są – pomyślałem. Teraz, kiedy należałoby zwolnić by mieć czas na kontemplowanie kwietnej wiosny, one są najbardziej zapracowane, wszak u nich akurat trwają żniwa. A później przyjdzie taki wielki stwór i zabierze mi zapasy dając jakąś ledwie zjadliwą papkę. Te biedne owady spotyka więc podwójna niesprawiedliwość!

Byłem na Drodze Trzech Lip. Tak nazywam kilometrowy odcinek wąskiej asfaltowej dróżki prowadzącej na pola, a to z powodu trzech grup starych lip ocieniających krzyże i kapliczki; nieco dalej, przy innej drodze, stoi czwarta lipa, największa. Wszystkie dźwigają swoje krzyże – dosłownie i bez przesady. Po prostu drewniane krzyże spróchniały, i albo same oparły się o konary drzewa, albo ktoś im w tym pomógł chcąc uniknąć ich przewrócenia. Na pierwszym zdjęciu widać lipy z daleka.


 







Znalazłem ładne i nawet niezaśmiecone doły! Dodatkowo wyróżnia je brak krzaków, są więc jasne, a na zboczach rosną piękne buki.

 




Nie mam pewności, jak powstają takie ukształtowania terenu. Raczej nie są to wyrobiska, a efekt działań... deszczy? Spójrzcie na to zdjęcie. Widać na nim głęboką jamę o pionowych ścianach, niewątpliwie wypłukaną przez deszcze, których wody znalazły ujście gdzieś dołem. Z czasem jej ściany nabiorą pochyłości i utworzy się… dół. Może właśnie tak powstają roztoczańskie doły? Dość, że obok zdebrzy spotyka się je dość często na Roztoczu.

 Skręciłem w boczną polną drogę bo… jest ładna, a ja zajęty byłem realizacją swojego planu włóczenia się cały dzień; doprowadziła mnie do wyjątkowego lasu. Kręciłem się tam chyba z godzinę, bo trudno mi było tak po prostu zawrócić, a powód wyjaśniają zdjęcia. Oto buczyna roztoczańska w słoneczny dzień wiosny.





Obrazki ze szlaku


 
W wiecznym uścisku: klon i graby oraz dwa graby.

 Kilkanaście grabów obejmujących (a może więżących) czereśnię.



 
Zaczynają kwitnąć truskawki i rzepak, jeszcze kwitnie zawilec gajowy.

 Oczywiście kwitnie polny drobiazg: tasznik, rzodkiewnik i pokazana na zdjęciu wiosnówka. Nie potrafiąc zmusić aparatu do właściwego ustawienia ostrości, roślinę wyrwałem (a nie lubię tego robić) i sfotografowałem na rękawie. Ma kwiaty nieco podobne do gwiazdnicy: mikroskopijnych rozmiarów białe płatki, głęboko wcięte i wygięte we wdzięczny łuk, jednak jest ich cztery, nie pięć.

 A tutaj właśnie gwiazdnica wielkokwiatowa. Zaczyna kwitnąć, tydzień temu jeszcze nie widziałem jej kwiatów. Ta piękna roślina jest dla mnie litościwa: długo kwitnie.

 Klasyczny wąwóz. Takie formacje, bardzo charakterystyczne dla Roztocza, są w znacznej mierze ukształtowane przez człowieka. 

 Znajoma brzoza. Jedna z „wypustek” na linii wyznaczającej trasę jest śladem moich odwiedzin.


 Czy to jest plantacja malin, czy raczej stokrotek? :-)

 Napis na tej kapliczce powinno się uzupełnić. Moja propozycja:

„Od powietrza, głodu, ognia, wojny i nas samych zachowaj nas, Panie”. Przy okazji poprawiłoby się błąd ortograficzny. Pisanie słowa „Pan” właśnie tak, czyli wielką literą, jest teraz jaskrawo nadużywane, ale w odniesieniu do Boga jak najbardziej poprawne.

 Spójrzcie na to zdjęcie. Lipa ocienia kapliczkę, a w jej dziupli są śmieci. Nawet ja, ateista, uważam, że takie miejsca są pod szczególną ochroną, i nie wypada mi, na przykład, oddawać tam moczu, ale wierzący (najprawdopodobniej) właściciel sąsiedniego pola uznaje, że to miejsce można olać dla zaoszczędzenia paru złotych.

 Stara, zapomniana i samotna jabłoń rosnąca na miedzy okazała się być wyjątkowym drzewem: ma okno. To nie iluzja perspektywy, a faktycznie rozdzielony i wyżej ponownie zrośnięty konar.

Trasa: zwykła włóczęga między Hutą Turobińską a Tokarami na zachodnim Roztoczu.

Statystyka: na szlaku długości 18,5 km byłem 12 godzin; w tym czasie mieszczą się przerwy trwające łącznie 4,5 godziny.