150921
Może pojechać dalej, w nieznane jeszcze rejony Roztocza? – myślałem oglądając mapę. Wybór padł na Józefów. Ma mapie zobaczyłem sklep Biedronka, i wiedząc, że przy nim będzie parking, zdecydowałem tam pojechać. Wybór okazał się niezbyt optymalny, bo w sumie kilka kilometrów szedłem ulicami i asfaltem, ale zwiad zrobiłem i wiem, gdzie jechać w następne dni. Samo miasteczko wydało mi się takie… zwyczajne. Zabudowa jednorodzinna, sporo domów starszych, ale na ogół zadbanych, chociaż oczywiście zdarzają się perełki wyjątkowo ładne, i, na przeciwnym biegunie, domy dające wyobrażenie o wyglądzie tego wschodniego miasteczka przed wiekiem – jak te dwa na zdjęciu.
Lasy są tam inne: jasne, z przewagą sosen, mniej zachwaszczone, po prostu ładniejsze. Ich odmienność ma związek, jak mi się wydaje, z piaszczystą ziemią, i zapewne dlatego więcej jest tam nieuprawianych pól. Niektóre wyglądają jak typowe nieużytki czy dzikie łąki, wiele zarasta drzewami. Widoki są bardziej urozmaicone, ale mniej jest dróg polnych, chcąc więc polować na ładne widoki, będzie się częściej chodzić bezdrożami, nierzadko, jak się okazało, także zaroślami.
Pierwszym moim celem była Góra Młynarka, pokaźne wzgórze ze stokiem narciarskim. Uliczka w miasteczku skończyła się, idąc jakimiś zaułkami, a dalej szosą, wszedłem do wioski, ścieżką za stodołą wyszedłem na zarastające pole, przekroczyłem tory i wszedłem w las. Wrócę się na chwilę: na torach widziałem łosia. Stał nieruchomo i patrzył na mnie, a ja na niego.
Teren pod Młynarką jest prywatny i ogrodzony, jak się okazało. Ogrodzenie jednak jest tylko przy bramie, dalej żaden napis nie zabrania wejścia, więc poszedłem na szczyt. W porównaniu do toru narciarskiego w pobliżu wsi Chrzanów, ten jest niewielki i gorzej wyposażony, wzgórze jest też niższe ale brzydszym nie jest, a widoki ze szczytu są po prostu ładne. Miejsce warte zapamiętania i powrotu.
Z Góry Młynarka na zbocza Gór Halińskich (tak, tak, są takie na Roztoczu, chociaż górami zwą się na wyrost) mogłem dojść tylko okrężną trasą, jeśli miałbym się trzymać dróg, ale zachciało mi się iść najkrótszą. Problem w braku dróg, bo te istniejące, nader nieliczne, biegną w poprzek mojego kierunku. Poszedłem więc na przełaj. Pierwsze setki metrów były wygodne, a nawet widokowe. Zboczyłem do czereśni rosnącej na polu, bo jakże ominąć drzewko tak ładne i samotne?
Kusiła droga biegnąca opodal, ale oparłem się jej zakusom i idąc w poprzek pól doszedłem do następnej poprzecznej drogi, jednak za nią była ściana lasu. Wszedłem między drzewa, widząc na zdjęciach pola ledwie sto metrów dalej. Obyło się bez przedzierania chaszczami, wyszedłem na wyraźną drogę ze znakami czarnego szlaku. Za nią znowu był las. Może jednak iść szlakiem, okrężną drogą? Oglądając zdjęcia Google, wypatrzyłem nieodległą przerwę w ścianie lasu, a nawet jakby ślad pasującej mi przecinki. Poszedłem tam, pole wciskało się w las, ale za nim jedyny wypatrzony dukt wiódł w niepasującą mi stronę. Wszedłem w las trafiając na gęste zarośla tarniny i nawłoci. Już miałem zawracać, gdy zobaczyłem szukaną drogę. Właściwie nie droga to była, a podwójny ślad wygnieciony przez sporadycznie przejeżdżające tędy ciągniki rolnicze.
Las się skończył, byłem na nieuprawianym zarastającym polu. Za nim, na brzegu świerkowego lasu, nie znalazłem śladów, a że na zdjęciach widziałem bliski jego koniec, poszedłem lawirując między drzewami i pilnując słońca. Ze spodziewanych stu metrów zrobiło się dwieście, ale w końcu zajaśniało między drzewami. Jeszcze tylko przeszedłem przez pas paproci sięgający piersi, i zatrzymałem na odkrytym zboczu wzgórza. Byłem w Górach Halińskich.Na zdjęciu satelitarnym szukana droga jest dość wyraźna, ale w rzeczywistości jest inaczej, ponieważ zdjęcia były robione około osiem lat temu. Widoczne pojedyncze drzewka zarastających pól są teraz gęstwinami młodniaków, paproci i nawłoci.
Powinienem tam zostać, poznać okolicę, ale kusiły widoki czekające na mnie dalej.
Na mapie jest zaznaczona budowla opisana jako „Figurka Na Granicy Pól”. Wielkie litery sugerują nazwę, ale teraz coraz częściej ludzie piszą zwykłe słowa wielką literą, więc nie wiem, czy to nazwa, czy po prostu opis, tym bardziej, że jak się później okazało, figurki tam nie ma. Po dojściu polami do drogi, skręciłem w stronę „figurki”, ale nim do niej doszedłem, zobaczyłem tak ładną drogę, że poszedłem nią. Zielona i równa, wiodła przez widny lasek sosnowy, obok prześwietlonych słońcem uroczych zagajniczków brzozowych. Właśnie takie miejsca, taką grę kolorów, wspominam w zimie niczym piękny sen, który wydaje się być marzeniem, nie wspomnieniem.
Oczywiście myszkowałem między drzewami, bo przecież zawsze jest dobry czas na poszukanie grzybów; oprócz kilku starych i nadjedzonych kozaków i maślaków, znalazłem zdrowego sporego prawdziwka. Przy ostatniej kępie brzóz, na zboczu z widokiem na wieś Nowe Górniki, zrobiłem przerwę. Jakże one są odmienne od parominutowych przerw zimowych! Nierzadko na stojąco, szybko żeby nie zmarznąć, a zaraz po wypiciu herbaty rusza się dalej. Teraz siedząc na trawie, bez pośpiechu, celebruje się zwykłe czynności patrząc na niezwykłe, bo letnie widoki.
Wieś Nowe Górniki jest ładną, zadbaną miejscowością. Nowy, szeroki chodnik, gustowne przystanki autobusowe, wiele nowych domów, niektóre naprawdę ładne.
Znowu wspomniałem o dążeniu obecnej władzy do wyprowadzenia Polski z Unii i o jej popieraniu przez emerytów i wielu rolników. O ile tych pierwszych jeszcze jakoś można tłumaczyć rozdawnictwem obecnego rządu, to poparcia drugich wytłumaczyć się nie da, chyba że ich głupotą. Wszak na wyjściu z Unii właśnie rolnicy stracą najwięcej, bo możliwość eksportu bez ograniczeń i bez podatków granicznych; stracą też dopłaty unijne. Cóż, zapewne myślą, że to ich władza, swojska, bo chrześcijańska. Nie, cechą dominującą ugrupowania nie jest chrześcijańskość, a barbarzyńskie zaślepienie władzą.
Dość o tym bagnie.
Piękne są tamte okolice. Przechodząc przez wioskę wypatrzyłem miejsce do parkowania, jest w pobliżu remizy strażackiej. Wrócę tam.
Opodal wioski pola wspinają się na malownicze wzgórze bez nazwy. Oczywiście wszedłem na nie, bo przecież nie można ominąć miejsca tak ładnego.
Przyznam się do błędu: była godzina 14, powinienem wracać, zwłaszcza że miałem lepiej poznać Góry Halińskie, ale źle oceniając odległość, poszedłem ku Górze Hałdzie. Niewielki lasek widoczny na papierowej mapie okazał się lasem mającym kilka kilometrów długości. Dobrze, że widny to las, słoneczny, sosnowy i grzybny.Szedłem drogą patrząc na słońcem oświetloną drogę i sosny, ale też szukając grzybów. Spotkanemu grzybiarzowi powiedziałem o planie dojścia do Hałdy, a w odpowiedzi usłyszałem, że powinienem skręcić w dalszą poprzeczną drogę, bo ta wyprowadzi mnie na wyższy i widokowy szczyt. Zapytałem o szczegóły i poszedłem. Szczyt nie był wyższy a niższy od sąsiedniej zalesionej Góry Hołdy, widać to wyraźnie, ale widoki z niego faktycznie były rozległe. Są jednak tak dalekie, że mogą jedynie zaciekawić, ale ciekawości nie zaspokoją. Mogą podpowiedzieć miejsca przyszłych wędrówek, jak mnie podpowiedziały, jeśli dobrze zidentyfikowałem zbocza wzgórz widziane na dalekim horyzoncie. Mam wstępnie ustalone kolejne miejsca do poznania.
Pod
przydrożny krzyż wróciłem późno, o godzinie 17, mając jeszcze
około sześciu kilometrów do samochodu. Napisałem o krzyżu,
ponieważ nie zauważyłem cech kapliczki, ale może jakaś wnęka na
figurkę tam jest, tylko zasłonięta. Tak czy inaczej budowla jest
ładna i stoi w ładnym, widokowym miejscu. Warto ją poznać.
Po krótkiej przerwie ruszyłem drogą ku wsi Majdan Nepryski, a droga wiodła przez Góry Halińskie. Nie mogę pochwalić się dobrymi zdjęciami, bo widoki były pod słońce. Tam jest tak ładnie, że wrócę i to już niebawem. W tej wsi też mam ustalone miejsce na parkowanie samochodu.
Wspomnę jeszcze o spotkaniu padalca. Pełzał środkiem drogi, a widząc mnie znieruchomiał. Ładne stworzenie, mimo że tak podobne do węża, a wiadomo, że te gady budzą u ludzi złe emocje. Widziałem też wiele krzewów tarniny wprost obsypanych owocami. Chciałbym wrócić tam późną jesienią i nazbierać tych śliweczek na sok o barwie rubinu. Widziałem dziwną roślinę nieco przypominającą przekwitły koper na sterydach. Pytałem Googli, ale precyzyjnej odpowiedzi nie dostałem. Może to barszcz, a dowiedziałem się, że jedna z odmian, barszcz Sosnowskiego, jest niebezpieczny dla ludzi. Roślina wyglądała na niegroźną…
Proszę jeszcze przeczytać inskrypcję wykutą na starym krzyżu stojącym w Józefowie. Przez sto lat nasz język jednak sporo się zmienił.
Po równo dwunastu godzinach wróciłem do samochodu. Czułem silne zmęczenie, ale skoro na drugi dzień nie miałem zakwasów, granic swoich możliwości nie przekroczyłem. W najbliższych dniach ma być pogorszenie pogody, ale kiedy tylko deszcze i chmury odejdą, wrócę na roztoczańskie pola.Trasa:
Józefów, wieś Borowina, częściowo czarnym szlakiem na Górę Młynarka, polami i lasami do Gór Halińskich, wieś Nowe Górniki, zbocze Góry Hałda, Góry Halińskie, wieś Majdan Nepryski, Józefów.