130724
Prognozowano upały na kilka najbliższych dni, a przecież trzeba było mi jechać. Wpadłem na nie najlepszy, jak się okazało, pomysł wędrowania w cieniu drzew dla ochrony przed piekącym słońcem. Jeśli lasy, to może w końcu pójść kamiennym wąwozem, do którego wybieram się od roku? Byłem w nim trzy lata temu, ale zapomniałem gdzie jest. Dzięki zachowywaniu oryginalnych dat zdjęć przy ich kopiowaniu, komputer znalazł te właściwe, a wtedy otworzyłem odpowiednią trasę i (ponownie) znalazłem kamienny wąwóz.
Plecak wypchałem pięcioma litrami wody i oczywiście herbaty z sokiem malinowym. Z powodu temperatury kanapek nie brałem, a jedynie chleb i suchą wędlinę. Założyłem biały podkoszulek i też białą czapkę z daszkiem, ale nie zdecydowałem się iść w krótkich spodniach. Kiedy o szóstej rano wyjeżdżałem, już było ciepło.
Oczywiście większość dnia szedłem polami. Jedna, później druga droga prowadziły mnie według swoich zamysłów, a ja nie chciałem się im przeciwstawiać, ani – wyjątkowo – porzucać. W rezultacie doszedłem tam, gdzie nie planowałem, i odwiedziłem Drogę Trzech Lip oraz jedną z moich czereśni. Zajrzałem też w głąb Podleśnego Zdebrza, jednego z najładniejszych na Roztoczu.
Wody w butelkach szybko ubywało, plecak przestał ciążyć. Nie wiedzieć czemu pot zalewał mi lewe oko, więc w częstym użyciu były chusteczki, których tym razem nie zapomniałem zabrać. Niesione w kieszeniach telefony (jeden jako zwykły telefon i rejestrator trasy, drugi jako aparat) zawilgotniały, a że i dłonie suche nie były, miewałem kłopoty ze zrobieniem zdjęć. Aby ta głupia maszyna wiedziała co od niej chcę, musiałem wycierać palec, bo poleceń wilgotnego nie rozumiała. Wycierałem o spodnie, podkoszulek suchy nie był.
Po wejściu między drzewa zaatakowała mnie wielka chmara wściekłych komarów i much, tych siwych, mocno gryzących. W jednej ręce trzymałem kije, drugą nieustannie się broniłem. Później zobaczyłem na podkoszulku krwawe plamy i poczułem… satysfakcję. Zrobienie zdjęcia wymagało chwili bezruchu przy zajętych obu rękach, co natychmiast było wykorzystywane przez insekty. Najgorsze były te, które siadały na szkłach okularów od strony oczu; nie dość, że nie mogłem je odgonić, to jeszcze kręciły się szukając czegoś do ugryzienia tuż przy oczach. Zdjęcia w wąwozie robiłem płacąc (niewiele przesadzam) daninę krwi. Pomyślałem o zwierzętach i współczułem im. Przypomniała mi się opowieść znajomego Ukraińca pracującego kiedyś na Syberii; mówił o udręce zwierząt w lecie, o ich wchodzeniu do wody i zanurzaniu głów by chociaż na chwilę uwolnić się od komarów. Dzisiaj w pełni rozumiałem, co przeżywają.
Na dno wąwozu schodziłem stromym zboczem między bukami. Długie to było zejście (jak na Roztocze), różnicę poziomów oceniłem na przynajmniej 50, raczej 80 metrów. Obiecałem sobie wrócić tam jesienią, by spokojnie, bez insektów latających wokół głowy, kontemplować urodę bukowego lasu.
Niżej dwa zdjęcia z 2021 roku:
Przeszedłem cały wąwóz, ale kamienistym on już nie jest. Po obejrzeniu starych zdjęć i przypatrzeniu się wąwozowi dzisiaj uznałem, że widziałem go krótko po obfitych deszczach, które zapewne utworzyły rzekę na dnie i wypłukały ziemię. Może ten fakt potwierdzać drugie zdjęcie, z polną drogą, zrobione tego samego dnia. Widziałem, jak niewiele jest ziemi na skalistym podłożu wąwozu. Ponieważ droga biegnąca dnem jest używana, naprawiono ją wyrównując ziemią. Gdybym wtedy wiedział o tym, przeszedłbym cały wąwóz. Z czeskiej mapy wyciąłem odpowiedni fragment. Podana jest nazwa tego miejsca, Wielki Dół, widać też różnice poziomów.
Dla ścisłości zaznaczę, że słowa „wąwozy” używam jako potocznej, niefachowej nazwy różnych formacji geologicznych. Najczęściej miały przekrój parowów, jak ten na zdjęciu.
Są miejsca ze znacznie bardziej stromymi i wyższymi zboczami, są wypłukane doły przypominające jaskinie, widziałem fragmenty typowych wąwozów, są też boczne jary. Wąskie, strome, kamieniste, klasycznie górskie, zwłaszcza jeden z nich, i piękne swoją dzikością oraz niedostępnością. Na zdjęciach niewiele widać ich dzikości, więc wierzcie mi na słowo. Chciałem wejść w ten najwęższy by wyraźniej poczuć jego pierwotność, może wyobrazić sobie bycie gdzieś daleko w głuszy, ale obawiałem się wykończenia mnie przez te fruwające paskudztwa. Wiem, że pisząc tak o tych owadach, wyrażam pogląd z gruntu antropocentryczny, więc dla zrównoważenia, może i dla wytłumaczenia się, dodam myśl, która w wąwozie się pojawiła: to miejsce należy o tej porze roku do tych owadów, nie do ludzi. Teraz one mają prawo do niego, nasze wróci jesienią.
Właśnie wtedy wrócę.
Obrazki ze szlaku
Widziałem kilka upraw lnu, jedna z nich zajmowała duże jak Roztocze pole. Zieleń tych roślin nadal jest ładna i ciepła, ale szybko ewoluuje w stronę żółci. Później len będzie szary.
Pierwszy, samotny jeszcze, słonecznik. Te rośliny bardzo lubią być fotografowane. A może mój aparat je lubi, skoro zdjęcia są z reguły udane?
Ściernisko, więc pełnia lata, a obok gryka, ostatnie polne kwitnienie.
Kwiaty na miedzach.
Kwitnący mak.
Rzepakowe ściernisko wygląda jak pobojowisko.
Kuszące samotne drzewo w oddali.
Rzepak tuż przed zebraniem.
Niekoszona łąka, pachnące i urocze miejsce współistnienia bardzo wielu gatunków roślin i owadów.
Powój i gryka, dwa kwitnienia.
Pół domku. Ktoś kiedyś bardzo się cieszył z jego postawienia… Z prawej strony widać tradycyjną piwnicę.
Przed i po żniwach.
Śliczne kwiaty powoju.
Zadziwiająco grube są łodygi rzepaku.
Liczne plantacje malin. Połasuchowałem, przyznaję bez wstydu.
Przymiotno kanadyjskie. Czy to jest plantacja tej rośliny?
Sałata kompasowa. Wyjaśnienie nazwy z mądrej strony: „Liście są w charakterystyczny sposób ustawione parami w jednej płaszczyźnie, w kierunku północ-południe, w zarysie szeroko odwrotnie jajowate.”
Czy to jest zaskroniec? Tak szybko uciekł, że ledwie jedno niewyraźne zdjęcie zrobiłem.
Widziałem nowy kamieniołom. Rok temu na pewno go nie było. Ciekawi mnie, do czego używana jest dobywana w nim opoka.
Droga Trzech Lip. Widać cztery, ale drzewa drugie od lewej to rosnące obok siebie czereśnia i orzech.
Trasa: między Hutą Turobińską a Otroczem na zachodnim Roztoczu.
Statystyka: na szlaku długości 20,5 km byłem 12 godzin.