271019
Rudawy
Janowickie: Kolorowe Jeziorka w masywie Wielkiej Kopy.
Przejazd
do Czarnowa, wejście na Ostrą Małą i na Skalnik.
Na
mapie Kolorowe Jeziorka są w górnym prawym rogu. Zieloną linią
zaznaczyłem drogę przejazdu do Czarnowa, a niebieską nasz szlak na
Skalnik.
Jak
zwykle, kiedy jesteśmy poza moimi górami, przewodnikiem jest Janek.
Zaproponowałem Rudawy, on wyznaczył trasę, a ja nazbyt ostrożnie
policzyłem czas przejazdu. W rezultacie na miejsce przyjechaliśmy
pół godziny przed brzaskiem, ale nic to, czasu wystarczyło akurat
na śniadanie i drugą kawę.
Na
terenie starych wyrobisk, gdzie utworzyły się malownicze jeziorka,
byliśmy pierwsi. Co prawda mój aparat uznał porę za zbyt wczesną
na robienie zdjęć, ale za to nikt nie wchodził w kadr.
Wiele
słyszałem o tych miejscach, ale dopiero dzisiaj je poznałem.
Ładnie tam jest. Rzadko spotykany las, bo z przewagą sosen, a
drzewa te mam za jaśniejsze, bardziej słoneczne, od „zimowych”
świerków tworzących większość lasów sudeckich. Dużo
fantazyjnych kształtów skał o zróżnicowanej i kolorowej
strukturze, parę wykutych przez ludzi jaskiń, wiele skalnych grzęd
i półek, przejść między skałami, zakamarków do odkrywania, no
i oczywiście same jeziorka. Ich sławionych kolorów nie widziałem,
może tylko niewyraźne ślady, poziom wód miały bardzo niski, ale
mimo tych braków wrażenie robiły dobre. Skały są mało spoiste,
miejscami rozsypują się, a że wiele w nich siarczków, były
kiedyś dobywane i używane do produkcji kwasów. Kopalnię zamknięto
dawno temu, tu i ówdzie pojawiły się drzewa, wody opadowe i
gruntowe rozpuszczając związki chemiczne zawarte w podłożu,
utworzyły kolorowe jeziorka, a na koniec pojawili się ludzie
zaciekawieni ich wyglądem.
Zwróciłem
uwagę na otoczenie. Otóż miejsce jest tak popularne wśród
niedzielnych turystów, że w jego pobliżu zbudowano kilka
prowizorycznych parkingów, najwyraźniej płatnych, postawiono
miejsca do odpoczynku z ławami, stołami i zadaszeniami, wiele jest
koszy na śmieci (a widzieliśmy, że są opróżniane), jest nawet
bar.
Główne
ścieżki wokół jeziorek mają szerokość kilku metrów i są
klepiskiem z wystającymi korzeniami. Te drogi też zrobiły na mnie
wrażenie, zarówno wyglądem, jak i przyczynami swojego powstania.
Otóż
w górach mało jest ziemi. Im wyżej i bardziej stromo, tym mniej.
Na ogół jest jej kilka, najwyżej kilkanaście centymetrów,
głębiej jest skała. Ta warstwa gleby umożliwia wzrost drzewom i
roślinkom leśnego poszycia, a tworzy się bardzo powoli, nawet
tysiące lat. Na miejscu utrzymywana jest korzeniami roślin leśnych,
zwłaszcza tych małych roślinek, po których chodzimy nie zwracając
na nie uwagi. Gdy ich zabraknie, naga ziemia podlega szybkim procesom
denudacyjnym, jak to fachowo mówią geolodzy. Czyli jest osadzana
niżej, głównie przez deszcz i wiatr. Jest po prostu rozwiewana i
spłukiwana, ale też i przenoszona niżej w bieżnikach butów.
Poziom takich wydeptanych dróg stopniowo się obniża, korzenie
drzew są odsłaniane, a w końcu gleba znika i zostaje sama skała.
Widziałem takie ścieżki w Tatrach i Bieszczadach. Na terenach
chronionych, pracownicy parków zagradzają dzikie ścieżki i
stosując odpowiednie zabiegi, wspomagani wiedzą naukowców,
mozolnie odtwarzają pierwotny wygląd miejsc. Nie o idee tutaj
chodzi, a o wygląd całych gór – żeby nie były nagą kupą
kamieni. Chodzi o równowagę bardzo wrażliwego w górach
ekosystemu, utrzymującego przy życiu mnóstwo gatunków zwierząt i
roślin, nierzadko endemicznych.
Nie
piszę o tym chcąc zakazać ludziom wstępu w góry. Piszę, aby
uświadomić negatywny wpływ masowej turystyki na naturę i
przekonać do konieczności jej chronienia. Na początek wiele nie
trzeba: wystarczy nie śmiecić i nie wydeptywać nowych ścieżek.
Skoro
mianujemy się panami Ziemi, jej ochrona, z całym bogactwem
ziemskiego życia, powinna być naszym kategorycznym obowiązkiem.
Drugim
naszym celem były dwa bliskie sobie szczyty: Ostra Mała i Skalnik,
najwyższy szczyt całych Rudaw. Miałbym nie lada kłopoty z
dojechaniem, gdyby nie google, no i oczywiście smartfon potrafiący
pełnić funkcję GPS. Kręta droga przez parę kilometrów wiodła
ostro pod górę. Na grzbiecie silnik omalże zagotował wodę.
Zatrzymałem się tam dla wspaniałych widoków. Były swojskie w
stronę moich gór, a nieznane i prawdziwie górskie na południe, w
stronę Gór Kamiennych i kresu Karkonoszy.
Tutaj widać drogę i widoki na południe. Jeśli przejedzie się nieco na
północ (do góry mapy), odsłoni się widok w stronę Gór
Kaczawskich.
Obok
długiej linii lasów, biegły łąki po wzgórzach i górach hen, aż
po horyzont. Od razu pojawiła się myśl o ich przejściu. Już
przeglądałem mapę ustalając przejście od Gór Ołowianych po
południowy kres Rudaw, a może i dalej, aż po Bramę Lubawską i
granicę Polski. W krótszej wersji trasa miałaby w linii prostej 10
km, czyli praktycznie 15 do 20, więc nie do przejścia (zwłaszcza
wobec spodziewanych obejść) w obie strony w jeden jesienny czy
zimowy dzień, ale kiedyś ją przejdę. Dla widoków niemal na całej
długości, dla uroku wędrówki bezdrożem w ciszy i samotności.
Wracam
na naszą dzisiejszą trasę.
Gadające
pudełeczko kazało mi skręcać w lewo z bocznej i krętej drogi, a
ja do ostatniej chwili, nie widząc wąskiej i opadającej asfaltowej
ścieżki udającej szosę, byłem pewny pomyłki googli. Jednak nie.
Droga miała szerokość dwóch metrów, i stała przy niej tablica
nakazująca jazdę z łańcuchami na kołach. Nie dziwię się, i na
pewno nie pojadę tam w zimie.
Parking
okazał się nieco szerszym końcem tej drogi, a miejsca nie było.
Kręciłem się trochę, nim przytuliłem swoją niemałą landarę
do krzaków. Stała tak mocno pochylona, że pasy się zablokowały,
jak się okazało przy wyjeżdżaniu, ale możliwość przejazdu dla
innych samochodów zachowałem.
Naszą
drogę w obie strony, Janek ustalił innymi szlakami, obydwa wiodły
lasami. Godzinę w spacerowym tempie.
Pod
pierwszym szczytem stoi grupa ładnych skał o dziwnej i budzącej
ciekawość nazwie: Konie Apokalipsy. Poza pierwszą, najniżej
stojącą, trudno dopatrzeć się podobieństwa do koni, Może autor
nazwy chciał po prostu zaintrygować turystów. Mnie sprowadziła w
to miejsce głównie nazwa, więc pomysł był udany.
Nie
mam serca do tych wszystkich proroctw, chyba że są pięknie
napisane, ale Janowe raczej takie nie są, wspomnę więc tylko, że
nazwy koni nie są podawane (tylko ich maści), ale miana jeźdźców
owszem. To Wojna, Zaraz, Głód i Śmierć. Doborowe towarzystwo,
cholera. Nie ma ich w tych metalicznie szarych skałach granitowych,
ale to i dobrze. Zostajemy sami z ładnym dziełem natury, w znacznej
mierze uwolnieni od lęków ludzi dawniej żyjących.
Skały mają kilka metrów wysokości, a że rosną w świerkowym
borze, widoków z nich nie ma. Natomiast niewiele dalej, na szczycie
Ostrej Małej, są dwie grupy okazalszych skał stojących na
krawędzi szczytowego wypłaszczenia, widoki z nich są bardzo
rozległe, i niewiele im brakuje do pełnej panoramy. Widać Kotlinę
Jeleniogórską, Góry Kaczawskie i Sokole, liczne miasteczka i
wioski. Zdaje się, że Izery majaczą na granicy widzialności, no i
oczywiście Karkonosze. Nieodległa Śnieżka wygląda stamtąd
naprawdę majestatycznie. Wyraźnie widać jej górowanie nad całym
pasmem karkonoskim i stromiznę jej zboczy.
Stojąc tam i próbując utrzymać równowagę w porywach silnego
wiatru, po raz kolejny doceniłem zalety miejsc zapewniających
widoki na mniejsze odległości i z nieco mniejszej wysokości,
ponieważ szczegóły widać wtedy wyraźnie. Rozległość widoków
z Ostrej Małej jest tak duża, że w pobliżu horyzontu góry
roztapiają się w niebieskościach i widać tylko ich niewyraźne
zarysy. Widoki z takiego miejsca oszałamiają, owszem, ale potrzebna
jest dobra przejrzystość powietrza, a taka wcale nie jest częsta.
Nie od razu wszystkie, a powoli, krok po kroku, identyfikowałem
szczyty kaczawskie. Każdy kolejny, któremu udało się przypiąć
miano, cieszył. Znak, że trzeba mi wracać w moje góry.
PS 1
Nieodkrywcza
myśl o zdjęciach.
Zauważyłem,
że zdjęcia, na których jest dużo drobnych i pomieszanych
szczegółów bez wyraźnego pierwszego planu, na przykład gęsty
las, chaszcze, rozległe rumowiska skalne w lesie czy łąki, albo
odległe i mało wyraźne widoki, wychodzą często niedane.
Zastanawiając się nad powodami, zauważyłem pewne cechy
postrzegania świata naszym wzrokiem. Otóż my rozdzielamy takie
poplątane, zagmatwane obrazy na części i oglądamy je kolejno.
Patrząc na fragment, wyróżniamy go ostrością widzenia i
postrzegania, a następnie przenosimy wzrok na inną część, i
dopiero po przyjrzeniu się wszystkim fragmentom, które nas
interesującą, tworzymy obraz całości. Aparat chwyta wszystko
naraz i w rezultacie beznadziejnie miesza szczegóły, tworząc mało
wyraźny bałagan widoczny na zdjęciach.
Bywa
też, że przyglądamy się tylko jednemu wybranemu fragmentowi, a
jego obraz i nasze wrażenia przenosimy na całość. Podobnie
postępuje pisarz, który w opisie paru scenek zawiera wyraźne
wyobrażenie rozległego obrazu. Homer był pierwszym w naszym kręgu
kulturowym, który to potrafił.
PS2
Warto
przypomnieć zasadę, do której niedawno doszedłem:
Klasą
jest posiadanie niewielu rzeczy.
PS3
O
słowach słów parę.
Znowu
widziałem tablicę z idiotycznym, nielogicznym, źle napisanym
zdaniem:
„Dziękujemy,
że byliście z nami”.
Dziękuje
się za coś, a nie za „że”.
Ostatecznie
można napisać tak: „Dziękujemy za to, że byliście z nami”,
ale moim zdaniem struktura „za to, że” zgrabną nie jest. To
wygodny wytrych. Za najpoprawniejszą mam formę „Dziękujemy za
bycie z nami”.