130424
Chciałbym częściej jeździć na Roztocze, więcej zobaczyć tak szybko przemijającego kwitnienia, ale nierzadko coś mi staje na drodze, a na dokładkę ostatnio aura nie jest sprzyjająca. Niskie temperatury nie przeszkadzają, ale chciałoby się patrzeć na wiosnę w słoneczny dzień. Na dzisiaj prognozowano pełne zachmurzenie, ale zdecydowałem się jechać gnany głodem drogi. Chmury były, owszem, ale już przed południem się przejaśniło i do wieczora z niewielkimi przerwami świeciło słońce. W ten sposób synoptycy mogliby się mylić zawsze.
W planie miałem zobaczenie czereśni. Nie jakiejś, a tej jednej, mojej czereśni rosnącej na zboczu uroczego obniżenia zwanego przez miejscowych Podleśnym Zdebrzem. Niżej zamieszczam kilka zdjęć tej dość często spotykanej formacji. Akurat ten zdebrz mam za jedno z najładniejszych miejsc Roztocza; zresztą, oceńcie sami, bo w przewodnikach nic o nim nie znajdziecie. W nich opisywane są najpopularniejsze miejsca, niekoniecznie najładniejsze.
Moja czereśnia już przekwita; krótkie są gody tych i wielu innych drzew. Po sąsiedzku rośnie druga, w pełni kwitnienia. Może wcale nie jest spóźnialską, a po prostu czekała na mnie? Wiem, że nie, ale miło tak pomyśleć.
Innych celów dzisiejszej wędrówki nie miałem, więc po prostu szwendałem się po okolicy długo i bez pośpiechu.
Kwitną grusze i jabłonie. Nie chciałbym ujmować innym drzewom owocowym ani odrobiny urody ich kwitnienia, jednak aby być w zgodzie z samym sobą muszę przyznać pierwszeństwo jabłoniom. Ich kwitnienie jest najpiękniejsze, ale niewykluczone, że któregoś dnia zauroczą mnie kwiaty innego gatunku.
Stojąc przy kwitnących drzewach słyszałem buczenie pszczół. Biedne one są – pomyślałem. Teraz, kiedy należałoby zwolnić by mieć czas na kontemplowanie kwietnej wiosny, one są najbardziej zapracowane, wszak u nich akurat trwają żniwa. A później przyjdzie taki wielki stwór i zabierze mi zapasy dając jakąś ledwie zjadliwą papkę. Te biedne owady spotyka więc podwójna niesprawiedliwość!
Byłem na Drodze Trzech Lip. Tak nazywam kilometrowy odcinek wąskiej asfaltowej dróżki prowadzącej na pola, a to z powodu trzech grup starych lip ocieniających krzyże i kapliczki; nieco dalej, przy innej drodze, stoi czwarta lipa, największa. Wszystkie dźwigają swoje krzyże – dosłownie i bez przesady. Po prostu drewniane krzyże spróchniały, i albo same oparły się o konary drzewa, albo ktoś im w tym pomógł chcąc uniknąć ich przewrócenia. Na pierwszym zdjęciu widać lipy z daleka.
Znalazłem ładne i nawet niezaśmiecone doły! Dodatkowo wyróżnia je brak krzaków, są więc jasne, a na zboczach rosną piękne buki.
Nie mam pewności, jak powstają takie ukształtowania terenu. Raczej nie są to wyrobiska, a efekt działań... deszczy? Spójrzcie na to zdjęcie. Widać na nim głęboką jamę o pionowych ścianach, niewątpliwie wypłukaną przez deszcze, których wody znalazły ujście gdzieś dołem. Z czasem jej ściany nabiorą pochyłości i utworzy się… dół. Może właśnie tak powstają roztoczańskie doły? Dość, że obok zdebrzy spotyka się je dość często na Roztoczu.
Skręciłem w boczną polną drogę bo… jest ładna, a ja zajęty byłem realizacją swojego planu włóczenia się cały dzień; doprowadziła mnie do wyjątkowego lasu. Kręciłem się tam chyba z godzinę, bo trudno mi było tak po prostu zawrócić, a powód wyjaśniają zdjęcia. Oto buczyna roztoczańska w słoneczny dzień wiosny.
Obrazki ze szlaku
W wiecznym uścisku: klon i graby oraz dwa graby.
Kilkanaście grabów obejmujących (a może więżących) czereśnię.
Zaczynają kwitnąć truskawki i rzepak, jeszcze kwitnie zawilec gajowy.
Oczywiście kwitnie polny drobiazg: tasznik, rzodkiewnik i pokazana na zdjęciu wiosnówka. Nie potrafiąc zmusić aparatu do właściwego ustawienia ostrości, roślinę wyrwałem (a nie lubię tego robić) i sfotografowałem na rękawie. Ma kwiaty nieco podobne do gwiazdnicy: mikroskopijnych rozmiarów białe płatki, głęboko wcięte i wygięte we wdzięczny łuk, jednak jest ich cztery, nie pięć.
A tutaj właśnie gwiazdnica wielkokwiatowa. Zaczyna kwitnąć, tydzień temu jeszcze nie widziałem jej kwiatów. Ta piękna roślina jest dla mnie litościwa: długo kwitnie.
Klasyczny wąwóz. Takie formacje, bardzo charakterystyczne dla Roztocza, są w znacznej mierze ukształtowane przez człowieka.
Znajoma brzoza. Jedna z „wypustek” na linii wyznaczającej trasę jest śladem moich odwiedzin.
Czy to jest plantacja malin, czy raczej stokrotek? :-)
Napis na tej kapliczce powinno się uzupełnić. Moja propozycja:
„Od powietrza, głodu, ognia, wojny i nas samych zachowaj nas, Panie”. Przy okazji poprawiłoby się błąd ortograficzny. Pisanie słowa „Pan” właśnie tak, czyli wielką literą, jest teraz jaskrawo nadużywane, ale w odniesieniu do Boga jak najbardziej poprawne.
Spójrzcie na to zdjęcie. Lipa ocienia kapliczkę, a w jej dziupli są śmieci. Nawet ja, ateista, uważam, że takie miejsca są pod szczególną ochroną, i nie wypada mi, na przykład, oddawać tam moczu, ale wierzący (najprawdopodobniej) właściciel sąsiedniego pola uznaje, że to miejsce można olać dla zaoszczędzenia paru złotych.
Stara, zapomniana i samotna jabłoń rosnąca na miedzy okazała się być wyjątkowym drzewem: ma okno. To nie iluzja perspektywy, a faktycznie rozdzielony i wyżej ponownie zrośnięty konar.
Trasa: zwykła włóczęga między Hutą Turobińską a Tokarami na zachodnim Roztoczu.
Statystyka: na szlaku długości 18,5 km byłem 12 godzin; w tym czasie mieszczą się przerwy trwające łącznie 4,5 godziny.