280624
Wstałem pół do piątej chcąc możliwie wcześnie być na szlaku, a miałem do przejechania kilkadziesiąt kilometrów sudeckimi drogami. Boczne to były szosy, kręte i bardzo malownicze. Kilka razy chciałem zatrzymać się by spokojnie przypatrzyć się widokom, ale na takich drogach nie jest to bezpieczne.
Będąc umówiony ze znajomymi mieszkającymi w Gierczynie, u stóp izerskiego Blizbora, nie planowałem długiej trasy. Właściwie słowo „planowanie” nie pasuje do mojego sposobu wyboru miejsc wędrówek, ponieważ przy powrotach najczęściej kieruję się pierwszymi skojarzeniami, obrazami czy wspomnieniami – i tam jadę. Wspomniałem pewne skaliste zbocze na Tłoczynie, rozległej, zalesionej górze izerskiej, i Mrożynkę, uroczy strumień u jej stóp, no i w ten sposób plan został ustalony.
Góry Izerskie są inne niż Kaczawskie: rozleglejsze i wyższe, bardziej zalesione i dziksze. O ile w moich górach trudno o dukty ciągnące się kilometrami, to tutaj, w Izerach, jest ich wiele. W Górach Kaczawskich stosunkowo łatwo przejść leśnymi bezdrożami po zboczach gór, tutaj taka wędrówka wymaga nie tylko znacznych umiejętności, ale i znajomości topografii. Lasy są bardzo rozległe i prawdziwie górskie: nawet jeśli nie ma dużych pochyłości, bywają trudne do przejścia z powodu skalnych rumowisk i zwalonych drzew. Między świerkami rzadko sterczą duże skały, ale jest mnóstwo mniejszych, omszałych, zarosłych krzewami jagód. To las, przez który nie tyle się przechodzi, co przeprawia w pocie czoła, uważnie patrząc pod nogi, czego miałem okazję doświadczyć.
Pod szczytem Tłoczyny wznoszą się Jelenie Skały, na które można wejść. Na mnie największe wrażenie robi nie tyle daleki widok ze szczytu, co rozległość masywu wznoszącego się vis a vis, to Dłużec i nieco dalej Kamienica. Z wysokości Jelenich Skał widać ogromną skalę izerskich zalesionych zboczy górskich, co chciałem uwidocznić na mapie poniżej. Skala jest zaznaczona przy dolnej krawędzi mapy.
Bez dobrej znajomości okolicy można na cały dzień utknąć wśród niekończących się świerków.
Wokół Skał rosną też buki. Piękne, duże, mocne i liczne buki.
Uwaga o polszczyźnie.
Wielkie litery są stosowane zupełnie przypadkowo i nadużywane, dlatego uznałem za zasadne dodanie wytłumaczenia. Wyżej napisałem słowo „Skał”, ponieważ nie chodziło mi o jakieś skały, a o Jelenie Skały. Słowo „Skał” napisałem jako część ich nazwy, dlatego wielką literą.
Parę lat temu spod Jelenich Skał poszedłem na szczyt góry i gołoborze. Nie ma tam szlaku, nieliczne ścieżki są mało widoczne i łatwo je zgubić, ale wtedy udało mi się bez kluczenia dojść i wrócić. Dzisiaj nie poszło mi tak łatwo, co i widać na linii szlaku; raz i drugi za bardzo skręciłem. Kiedy później zastanawiałem się nad przyczyną uznałem, że winne jest moje zbytnie poleganie na elektronicznej mapie z naniesioną pozycją. Powinienem ją wykorzystać tylko do ustalenia kierunku marszu względem słońca i tak iść, a nie zaglądać do mapy co parę minut. W rezultacie trafiłem na strome zbocze z rumowiskiem zarosłym mchem i jagodami. To zdradliwe połączenie, ponieważ rośliny zasłaniają szczeliny między skałami. W jedną z nich wpadłem do połowy uda. Nic mi się nie stało, ale na spodniach pojawił się dodatkowy otwór wentylacyjny.
Gołoborze jest formacją
rzadko widywaną, ponieważ muszą być spełnione wyjątkowe warunki
aby rumowisko nie zarastało. Na skalnym podłożu powinny leżeć
pokruszone złomy, ale bez ziemi, piasku; bez czegokolwiek, co
mogłyby pozwolić zakorzenić się drzewom. Oczywiście gołoborze
też zarasta, ale bardzo, bardzo powoli.
Widziałem stamtąd Góry Kaczawskie, Ostrzycę i Grodziec. Na mapie zmierzyłem odległość, są oddalone o 30 km.
Poniżej Jelenich Skał zbocze jest strome i zasypane skałami odpadłymi od masywu. Oczywiście drzewa próbują tam żyć i nawet się im to udaje, chociaż płacą wysoką cenę. Idzie się tamtędy powoli, wybierając przejścia i uważnie stawiając kroki, a nierzadko trzeba omijać miejsca zbyt strome lub zawalone martwymi drzewami. Zauroczyło mnie to zbocze od pierwszego spojrzenia, a dzisiaj czułem, że urok nadal działa. Oto powody przejścia tak niedługiej trasy w ciągu ośmiu godzin.
Oczywiście odwiedziłem Mrożynkę. Poznałem ten prawdziwie górski strumień już kilka lat temu i od tamtej pory pamiętam o nim. Dzisiaj zobaczyłem suche kamienie, tylko w niewielu zagłębieniach widziałem wodę nie mającą siły płynąć. Co się stało z najadą tego strumienia, kiedyś tak wartkiego, tak wesołego i śpiewnego!? Ukryła się gdzieś pod mokrym jeszcze kamieniem, wodna boginka, i czeka na lepsze czasy?
Byłem na tajemniczej ścieżce trawersującej zbocze poniżej Jelenich Skał. Kto ułożył taką masę kamieni? Skąd i dokąd wiodła ta ścieżka? Mówi się, że Niemcy, gdy jeszcze tutaj gospodarzyli, ale będąc na tym dzikim odludziu pojawia się wątpliwość. A może elfy, może krasnoludy w czasach przedludzkich?
Parę godzin u gospodarzy Domku pod Orzechem minęło jak zwykle zbyt szybko. Ania i Darek tak ciepło witają swoich gości, że później czynię sobie wyrzuty o zbyt rzadkie ich odwiedzanie. Za trzy miesiące planuję powrót w Sudety, wrócę wtedy pod Blizbor, górę Anny.
O Domku można dowiedzieć się
tutaj, tutaj i tutaj.
Obrazki ze szlaku
Korzenie i kamienie. Przewracający się świerk nie zapomniał o swoich kamieniach.
Kuźnia dzięcioła? Owszem, wygląda jak miejsce rozłupywania szyszek przez dzięcioła. Nasiona są bardzo energetyczne, o czym wiedzą nie tylko ludzie.
Śliczne jak zawsze naparstnice.Nie robię zdjęć sobie, ale niech to jedno będzie. Czemu nie? Są dwa wyjaśnienia, jedno mniej, drugie bardziej prawdopodobne: na zdjęciach widzę się starym (czyli nie lubię z próżności) albo uznaję, że skoro już jestem w górach, to zdjęcia należy robić właśnie górom, nie sobie. Proszę wybrać ważniejszy powód.
PS
W opisie drugiego dnia spędzonego w Sudetach napisałem o zakupie miodu w Pasiece Miody z Natury.
Dzisiaj odebrałem przesyłkę od właściciela pasieki, a w niej niewielkie słoiczki z miodem. Ich ilością byłem zaskoczony. Po rozpakowaniu pierwszego i zobaczeniu szczegółów, zaskoczenie zmieniło się w zdumienie i radość autora znajdującego swoje słowa wbrew spodziewaniu.
>>Rzecz jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwilach, które przychodzą, trwają moment i odchodzą, jakże często niezauważone przez nas i niedocenione, a przecież nierzadko niosące tak bardzo nam potrzebne w życiu piękno.<<
Ich zamieszczenie na naklejkach słoików z miodem otrzymanymi jako prezent było dla mnie tak dużym zaskoczeniem, że czytając, nie od razu je rozpoznałem, a to przecież moje słowa z książki Wrażenia i chwile. Mało tego! Na nakrętkach słoików jest grafika stworzona na bazie zdjęcia z okładki tej książki.
Zobaczcie sami:
Panie Sebastianie, nie pamiętam, abym kiedyś otrzymał prezent bardziej mnie radujący i zaskakujący. Dziękuję!
Trasa: z Przecznicy w Górach Izerskich do Jelenich Skał. Wejście na Tłoczynę, dojście do gołoborza. Odwiedzenie strumienia Mrożynka i kamiennej ścieżki poniżej Jelenich Skał.
Statystyka: 8,5 godziny na szlaku długości 9 km. Jeden program do rejestracji trasy podał 3000 metrów jako sumę podejść, drugiemu wyszło, że pod górę szedłem 1800 m. Podejść było sporo, ale według moich szacunków mogło ich być w sumie 800, może 1000 metrów, na pewno nie więcej.
Rzeczywiście bardzo oryginalne opakowania,no i takie to sympatyczne,miły gest...Gdy mój syn miał 7 lat w sklepach brakowało wszystkiego i były problemy z dostaniem olejku migdałowego do ciasta.Musiałam w czasie domowej rozmowy wspomnieć,że przydałby mi się taki olejek.Pewnego dnia, a był to Dzień Kobiet dostaję od syna prezencik-sklejona z kratkowanego papieru torebeczka z zakładką,otwieram ,a tam jeden olejek migdałowy.Od razu upiekłam sernik....Do dziś na wspomnienie tego prezenciku wzruszam się ogromnie.
OdpowiedzUsuńTorebeczkę mam do dziś na pamiątkę.Nigdy już potem żaden prezent tak mnie nie ucieszył i nie zaskoczył.Najsympatyczniejsze są podarki -takie od serca.Nie ważna cena,nie ważna wartość ..Na pewno nie wyrzucisz tych ślicznych słoiczków...
Ależ przeszedłeś kilometrów,a jakie urozmaicone trasy,ile się na nich dzieje.I prawie wszędzie te ogromnie przestrzenie.
Z przyjemnością znowu ogląda się zdjęcia i czyta opisy.Zazdroszczę Ci tak wielu doznań.Sam na sam z ogromem przyrody.Piękna,bardzo piękna sprawa.Piszesz w książce o klasykach muzyki poważnej,między innymi o Brahmsie .Uwielbiam jego Tańce Węgierskie,a najbardziej Taniec nr 1.Pewnie znasz.
https://www.youtube.com/watch?v=6tqOMxaGgBU
Janis Joplin to idolka naszego pokolenia.Do dziś,gdy słucham jej utworów dostaję dreszczyków tak jak kiedyś .Ten głos,ta chrypa...
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=caiBo_wTxrY
Coraz więcej rozdziałów przeczytanych,duży zachwyt.Miałam też pod oknami piękną,rozłożystą mirabelkę,która w porze kwitnienia wygladała jak przysypana śniegiem.Rosła sobie tyle lat,aż któregoś dnia przyszedł człowiek i ją ściął..
Ja też mam dla Ciebie prezent / w podziękowaniu za wspaniałą książkę/To mój ulubiony blues REVELATION
https://www.youtube.com/watch?v=9AntBtMW1qY
W moim odbiorze Twoja reakcja na prezent od syna była bardzo kobieca. Tak ją postrzegam ponieważ w moim obrazie kobiet najważniejsze są barwy serca.
UsuńKiedyś, przed wiekami, słuchałem bluesa, więc z przyjemnością wysłuchałem Revelation. Twórczość Janis Joplin oczywiście bardzo mi się podobała. Wczoraj wieczorem wysłuchałem Cry baby, Me and Bobby McGee, Maybe, Piece of my heart i coś jeszcze. Wróciły wspomnienia z początku lat siedemdziesiątych.
„Płaczę za całą muzykę, której nigdy nie stworzyła” – napisał ktoś pod jednym z filmów na YT.
O jej nieustającej popularności świadczą tego rodzaju liczne komentarze i ogromna ilość wyświetleń.
Jednak pewnego dnia wiele się zmieniło w moich zainteresowaniach. Było to w 75 albo 76 roku, w Warszawie, dostałem przepustkę (byłem tam w wojsku) i pojechałem do Łazienek na koncert muzyki Chopina. Od tamtej pory tylko czasami wracam do dawnych fascynacji i włączam sobie J.J. czy Pink Floyd.
Tak, znam ten bardzo taneczny, rozkołysany utwór Brahmsa. Dobrze, że napisałaś o nim, wysłuchałem go po raz pierwszy od paru lat.
W związku z doznaniami na szlaku powiem, że planuję pojechać w sobotę na Roztocze. Na Lubelszczyźnie są upały po trzydzieści kilka stopni, tak też ma być w sobotę, i rozsądniej byłoby zaczekać kilka dni, ale zapowiada się, że przez następne dwa tygodnie nie będę mógł pojechać, więc albo teraz, w upał, albo dopiero w końcu miesiąca. No i myślę o doznaniach… :-) Łatwo nie będzie, ale jechać mi trzeba, bo przecież czas ucieka, lata ubywa każdego dnia.
Wędrowniczko, dziękuję za tak miłe słowa o mojej książce.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńSwoją firmę miałem dawno temu, na przełomie tysiącleci, nazywała się tak jak ja.
UsuńPrzyślij mi, proszę, zdjęcia na moją skrzynkę: k-gdula@o2.pl
Bardzo się cieszę,że będę mogła podzielić się swoimi zdjęciami.Mam wszystkie pory roku,mam wieś ,stare domy , wiejskie kapliczki,drogo,dróżki,pola itp . Czytam od wielu już dni Twoje ksiażki ,Twoje obserwacje i podziwiam jak pięknie się nimi dzielisz z czytelnikami /wtedy jednocześnie mam w pamięci swoje obrazy.Zobaczymy czy ten mariaż się uda.Słowo i obraz.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Wędrowniczko. Niedawno zrobione zdjęcia pomagają mi opisać wędrówkę, bo przypominają szczegóły i wrażenia, a później, po latach, po prostu przywołują wspomnienia. Zdjęć ze swoich wędrówek mam ponad 40 tysięcy. Za około rok zapełnię pamięć laptopa, trzeba mi będzie część przenieść na pendrive.
UsuńCzekam na Twoje zdjęcia.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńNie odebrałem. Wyślij jeszcze raz.
UsuńJa od dawna śledzę blog Ani z "Domku pod Orzechem". Dziewczyna pełna energii i pomysłów. Trochę zazdroszczę Ci tych wędrówek w Górach Izerskich. Wiem zazdrość zła cecha. Chociaż lata świetlne temu sporo chodziłam w te tereny. Nc to, coś się kończy ale można i należy coś innego zacząć. Bardzo sympatyczny prezent dotarł do Ciebie. "Widać dobrze Ci z oczu patrzy". Fajnie, że są tacy ludzie dużo pracujących dbając o swoje pasje i mają życzliwe usposobienie jak Ania, właściciel pasieki i jeszcze trochę innych znalazłoby się. Ciekawie pokazałeś na zdjęciach te zielone miejsca słońcem podświetlone. Widzisz jak Sudety są zróżnicowanym pasmem gór. Ja najmniej lubiłam Góry Wałbrzyskie. Niby niskie ale duże przewyższenia i do tego strome. Ja od czasu do czasu zaglądam do Twoich książek, ale niestety, żeby sobie coś przypomnieć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aleksandro.
UsuńNie uważam zazdrości za złą cechę, dopiero zawiść taką jest, więc się nie przejmuj :-)
Ania jest wyjątkową kobietą, tak, tak. Trudno mi uwierzyć w to, że jest babcią. A! Tego dnia poznałem Matyldę czyli Małą M, jej wnuczkę. Urocza dziewuszka i wcale już nie taka mała. Do osiągnięcia wzrostu babci brakuje jej może dwóch lat. W Górach Wałbrzyskich faktycznie są duże i męczące podejścia, na przykład na Chełmiec, ale jak już wiesz z moich relacji, są też ładne wzgórza na które wchodzi się kwadrans. Lubię takie. Zresztą, widok z wysokości dziesiątego piętra (trzydzieści parę metrów), może być i często jest ładniejszy niż z wysokości stu pięter.
Prezent mnie zaskoczył i to bardzo. Wizytę u Pana Sebastiana po prostu opisałem tak, jak ją widziałem i odebrałem. Nie upiększałem. Czy mi z oczu dobrze patrzy? Nie wiem, szczerze mówiąc powątpiewam. Na pewno nie jestem zbyt towarzyski, ale czasami lubię porozmawiać z przychylnie nastawionymi ludźmi.