Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

poniedziałek, 10 stycznia 2022

Oblicza współczesności

 080122

Ryan T. Anderson jest filozofem, dziennikarzem i prezesem amerykańskiego Centrum Etyki i Polityki Publicznej, prywatnego stowarzyszenia zajmującego się propagowaniem tradycyjnej moralności. Jest też pisarzem. Jego książka „Kiedy Harry stał się Sally” była, jak gdzieś czytałem, sprzedawana przez Amazon, do czasu wycofania się korporacji z jej dystrybucji. Właśnie ta wiadomość zwróciła moją uwagę na książkę.

Kupiłem ją nie tyle dla poznania ideologii gender i transpłciowości, bo wystarczy mi tych strzępów informacji, które docierają do mnie mimo chęci i wbrew zasadzie dozowania niektórych informacji, co dla poznania mechanizmów jej funkcjonowania i sposobów osiągnięcia tak wielkich wpływów. Wiadomo, że w miliardowym mrowisku każda idea znajdzie zwolenników, ale też wiadomo, że aby uzyskała znaczną siłę polityczną, muszą być spełnione pewne warunki. Jakie one były w przypadku gender i transpłciowości? Od razu napiszę, że dowiadując się dużo, akurat takich informacji wiele nie znalazłem. Potrzebna byłaby porządna praca socjologa.

Autor zajmuje się ruchem transpłciowości w Stanach Zjednoczonych, opisując poglądy ideologów i ich przeciwników, do których sam się zalicza. Wyjaśnia, posiłkując się cytatami, status quo i jego skutki, wskazując na feminizm jako praprzyczynę ideologii gender i transpłciowości.

Wypada w takim razie napisać o dalekiej drodze, jaką przeszedł feminizm od walki o pełną równość kobiet, do obecnego kształtu ruchu transpłciowości. Książka daje wyobrażenie o tym, jak wiele na tej drodze zagubiono.

Warto jeszcze napisać o wzmiankowanej przez autora eskalacji stanowisk ideologów. Wymownym przykładem jest zmiana w nazywaniu osób transpłciowych: wcześniej pisano o mężczyznach uznających się za kobiety, ale później stwierdzono, że tacy ludzie po prostu są kobietami. Wśród ideologów wypracowany został związek między radykalnością twierdzeń i żądań, a uznawaniem ideologii za bardziej postępową i moralniejszą, co przypomina licytowanie na aukcji: im więcej kategoryczności, tym więcej nowoczesności.

Niewątpliwie swój udział mają media i wyjątkowo wyraźna obecnie u ludzi skłonność do przyjmowania poglądów wyłącznie z powodu ich popularności, zwłaszcza jeśli mają przypięte wielkie etykiety takie jak postęp, swoboda, brak ograniczeń, wolność czy samostanowienie. Teraz poglądy przyjmuje się nie po dogłębnym zapoznaniu się z nimi, nie na podstawie wiedzy i przemyśleń, a z powodu mody, konformizmu i pragnienia bycia trendy.

Co jednak wypchnęło tę ideologię na szczyty wpływów tak wielkich, że sięgających rządów stanowych i administracji federalnej w USA? Dlaczego rozlała się na pół świata? Dlaczego wielkie korporacje, jak Google czy Facebook, tak mocno są zaangażowane w jej popieranie? Przecież nie z powodu konformizmu, skoro same mogą kształtować opinie ludzi, co często robią. Czy jest im to na rękę? Służy zwiększeniu ich wpływów?

Przyznam się tutaj do nieco wstydliwej (w moim rozumieniu) myśli, która odpychana wraca niczym bumerang: korporacjom ta ideologia jest potrzebna, ponieważ odciąga uwagę ludzi od spraw naprawdę ważnych. Nie wiem, jakich. Czasami odnoszę wrażenie stania świata przed wielkimi i głębokimi przemianami.

Daje się zauważyć pewną prawidłowość w wielkich procesach społecznych. Cóż stało się ze szlachetnymi ideałami Jezusa z Nazaretu, co ze słusznymi przecież lewicowymi żądaniami równości społecznej oraz godziwych warunków pracy i życia ponad sto lat temu? Czy ideologie gender i transpłciowości nie wykazują pewnych podobieństw w swoich przemianach do tamtych idei?

Wracając do książki przyznam, że lektura pozwoliła mi znacznie pogłębić wiedzę o ruchach transpłciowości oraz uświadomić sobie skalę zagrożeń i wielkość niepokojących przemian kulturowych.

>>Ostatnie doniesienia medialne doskonale ilustrują kulturowy regres w ocenie realiów dotyczących różnic płci.<<

To jeden z wniosków, do których i ja doszedłem niezależnie od autora, co wcale nie świadczy o mojej wnikliwości. Trudno o inny pogląd po zapoznaniu się tą ideologią. Na poparcie tych słów wkleję tutaj swoją perełkę, wyjątkowy cytat doskonale potwierdzający wniosek.

>>(…) prokurator generalna Loretta Lynch zasugerowała, że uzależnienie dostępu do danej łazienki/toalety lub szatni od przynależności do konkretnej płci biologicznej jest tak samo odrażające, jak uzależnianie takiego dostępu od kolory skóry.<<

W związku z regresem kulturowym wspomnę jeszcze o prawach obowiązujących w niektórych stanach USA, w myśl których leczenie psychiatryczne dysforii płciowej może być uznane za nielegalne, w przeciwieństwie do chemii i skalpela używanych wobec młodych ludzi, nierzadko nieletnich. Warto zastanowić się chwilę nad wymową tych praw i ich skutków. Także o przemianie idei Hipokratesa.

Skoro zamieściłem pierwsze cytaty, powinienem wyjaśnić, że wszystkie są wyróżnione znakami >><<. Słowa poza nimi są moje. Nierzadko wewnątrz znaków cytatów są jeszcze cudzysłowy. Są one oryginalne, to znaczy użyte przez autora z powodu cytowania słów innych osób. W kilku miejscach zamieszczam w nawiasach wyjaśnienia, dodając KG – moje inicjały. Czasami pomijam część zdania, miejsce zaznaczając kropkami ujętymi w nawiasy.

W tekście książki wiele jest słów niedawno utworzonych bądź fachowych. Uznałem, że skoro ja miałem z niektórymi kłopot, to i inni mogą mieć, dlatego poniżej zamieszczam słownik. Wyjaśnienia są moje, o ile nie zaznaczyłem źródła.

Mężczyzna (chłopiec) transpłciowy, inaczej transmężczyzna. To osoba o kobiecym ciele ale umyśle męskim, lub kobieta uważająca się za mężczyznę.

Kobieta transpłciowa, transkobieta – osoba o męskim ciele a umyśle kobiety lub mężczyzna mający się za kobietę.

W Wikipedii podane są inne definicje:

„Mężczyzna transpłciowy to mężczyzna, któremu przypisano płeć żeńską przy urodzeniu, i który postanawia żyć w zgodzie z odczuwaną przez niego męską tożsamością płciową.” Warto zwrócić uwagę na wyrażenie „płeć przypisana przy urodzeniu”, powszechnie od niedawna używanym. Myślę, że autor definicji wie o ustaleniu naszej płci w procesie zapłodnienia, jednak tutaj pisze o chwili narodzin, ponieważ wtedy określa się płeć na podstawie zewnętrznych narządów płciowych (urodziłaś dziewczynkę!!), co – według ideologów transpłciowości – nie jest właściwe, ponieważ to sam człowiek ma zdecydować, czy jest chłopcem, czy dziewczynką. Zwraca uwagę wyjątkowa, nigdzie indziej niespotykana, moc wewnętrznego przekonania: uważam, że jestem kobietą (mężczyzną), to tym samym nią (nim) jestem. W tym wyrażeniu ukryte jest twierdzenie o wyższości przekonania nad biologią.

– Osoba transpłciowa to człowiek mający poczucie swojej płci niezgodne z płcią ciała.

Tranzycja w ogólnym znaczeniu jest procesem przejścia z jednego stanu do drugiego. Tutaj słowo jest używane na określenie zmiany płci we wszystkich aspektach, zarówno społecznych, jak i prawnych oraz medycznych.

Detranzycja to powrót do swojej płci pierwotnej, po jej wcześniejszej zmianie.

Transfobia – „pojęcie obejmujące szereg negatywnych postaw, uczuć i działań wobec osób transpłciowych lub transpłciowości jako takiej.” Cytat z Wikipedii.

Dysforia płciowa jest stanem, w którym odczuwa się dyskomfort lub cierpienie z powodu niezgodności między płcią biologiczną a tożsamością płciową.

– „Cispłciowość, lub cisseksualizm, często w skrócie: cis – spójność pomiędzy czyjąś płcią przypisaną przy narodzinach a jego tożsamością płciową; cis mężczyźni i cis kobiety to „osoby nietranspłciowe”. Cytat z Wikipedii.

Tożsamość płciowa jest wewnętrznym przekonaniem człowieka o posiadaniu określonej płci, czasami niezgodnej z płcią biologiczną.

– Mizoginia to silna niechęć do kobiet.

– Solipsyzm: istnieję tylko ja sam, a ludzie, rzeczy, wszystko co widzę i czego doświadczam, są wytworami mojego umysłu. Cały świat i cała rzeczywistość tworzone są we mnie.

Wspomnę jeszcze o staranności autora we wskazywaniu źródeł: przypisy i adresy zajmują 40 stron. Wymowny fakt w książce nie będącej dziełem ściśle naukowym.

Niemal zawsze przepisuję ciekawe, piękne czy bulwersujące fragmenty czytanych książek; nie inaczej było przy lekturze tej książki. Nie wiedziałem jednak, że nazbiera się ich tak wiele. Cytaty starałem się posegregować tematycznie dodając stosowne informacje.

* * *

Łazienkowe boje.

W książce opisywany jest przypadek stanu Północna Karolina, gdzie wydano zarządzenie o dostępie do łazienek i podobnych miejsc głównie według płci biologicznej. Stan został za to podany ostracyzmowi prawnemu ze strony rządu federalnego oraz ekonomicznemu ze strony korporacji.

>>(…) prokurator generalna Loretta Lynch zasugerowała, że uzależnienie dostępu do danej łazienki/toalety lub szatni od przynależności do konkretnej płci biologicznej jest tak samo odrażające, jak uzależnianie takiego dostępu od kolory skóry.<<

To fragment komentarza autora: >>Jest to kwestia uwarunkowana biologią, a nie wewnętrznym poczuciem tożsamości płciowej. Oddzielne obiekty są zaprojektowane po to, by zapewnić nam prywatność w zależności od naszej budowy fizycznej.<<

>>W przypadku wspomnianych wycieczek, które wiążą się z noclegami poza domem, „szkoła ma obowiązek uszanować prywatność (transpłciowego) ucznia i nie może ujawniać, ani też wymagać ujawnienia jego transpłciowości pozostałym uczniom lub ich rodzicom”. Oznacza to, że dziewczęta nie zostaną wcześniej powiadomione o tym, że chłopiec identyfikujący się jako dziewczyna, ale który ma wszystkie typowo męskie części ciała, będzie z nimi korzystał z szatni, prysznica i dzielił pokój w hotelu. Z drugiej strony kwestie dotyczące prawa do prywatności uczniów nietranspłciowych nie są w ogóle podejmowane i zostały zdegradowane do poziomu „niewygodnej” kwestii.<<

Słowa aktywisty transpłciowości:

>>”zmuszanie osoby transpłciowej do korzystania z wydzielonej łazienki/toalety to wyraźny komunikat, że ta osoba nie jest prawdziwym mężczyzną lub kobietą, lub jest osobą przynależącą do jakiejś nieokreślonej >innej< grupy osób”. (…) „ogranicza potencjał tej osoby do zintegrowania własnej tożsamości i kwestionuje sam proces tranzycji społecznej”.<<

Dalej łazienkowe zalecenia specjalistów od transpłciowości:

>>”Każdy uczeń, który nie czuje się komfortowo dzieląc toaletę z uczniem transpłciowym, powinien mieć możliwość korzystania z innej, bardziej ustronnej, takiej jak łazienka w gabinecie pielęgniarki, przy czym uczeń transpłciowy nigdy nie powinien być zmuszany do korzystania z innych toalet, tylko dlatego, by inni uczniowie poczuli się komfortowo”.<<

W tłumaczeniu na język polski oznacza to, że jeśli dziewczyna nie zechce korzystać z łazienki razem z chłopakiem uważającym się za dziewczynę, to ona, a nie ten chłopak, powinna iść do innej łazienki.

A rodzice? Mało są ważni: >>”personel szkoły nie może ujawniać żadnej informacji, które mogą niepotrzebnie wyjawić status transpłciowy danego ucznia innym osobom, w tym jego rodzicom lub opiekunom”, z zastrzeżeniem sytuacji, gdy byłoby to bezwzględnie wymagane przepisami prawa.<<

>> wytyczne zalecają m.in. że należy używać preferowanego przez ucznia imienia i zaimków w klasie, ale już w komunikacji z rodzicami posługiwać się oficjalnym imieniem i standardowymi zaimkami określającymi jego biologiczną płeć, aby nie ujawnić im społecznej tranzycji dziecka.<<

>>Aby uzyskać dostęp do toalet i szatni zgodny z deklarowaną płcią, wystarczy, że dany uczeń jedynie zadeklaruje sprzeczność „wewnętrznego poczucia płci” z jego płcią biologiczną. (…) Innymi słowy, wybrana płeć na podstawie ustnego oświadczenia staje się faktem.<<

Z listu rodziców niezgadzających się z ideologią transpłciowości:

>>Czy zgodzimy się na sterylizację naszych dzieci, czy będziemy cierpliwie prowadzić je drogą akceptacji własnego ciała? Czy będziemy leczyć problemy naszych dzieci za pomocą podwójnej mastektomii, czy będziemy żądać od lekarzy prawdziwego remedium?<<

>>Po pierwsze, szkoły będą uczyły dzieci akceptowania ideologii, która opiera się na kłamstwie, zgodnie z którym płeć biologiczna gra drugie skrzypce wobec samozwańczej, subiektywnej tożsamości płciowej i że płeć cielesna jest zmienna lub nawet nieistotna. (…) Nieuchronnie, takie podejście obejmie wszystkie obszary funkcjonowania szkoły i wywrze głęboki wpływ na rozwijające się umysły dzieci. Na przykład dziewczęta, zgodnie z regresywnymi nakazami polityki antyprzemocowej i polityki integracji płciowej, musiałyby nazywać chłopców w swojej szatni „dziewczynami”, co skutecznie pozbawiłoby je należnych praw do wolności słowa i zachowania intymności przed osobnikami płci przeciwnej. (…) Ideologia transpłciowości w programie nauczania jest zatem uświęconym kłamstwem, kreowanym na prawdę.<<

Słowa kobiety:

>>Od ponad roku nie wchodzę do żadnej damskiej szatni. Zanim uchwalono waszyngtońskie prawo, okoliczność, w której jakiś mężczyzna pojawiłby się w damskiej toalecie lub szatni, wywołałaby natychmiastową reakcję administracji obiektu, personelu, policji i obecnych tam ludzi, aby chronić moją prywatność i zapewnić bezpieczeństwo. Teraz to już przeszłość.<<

>>(…) jeśli istnieją kobiety lub dziewczyny, które przebywając w toaletach z biologicznymi mężczyznami czują się niekomfortowo, to nie da się takiej reakcji nazwać bigoterią.<<

>>Trudniej jest udowodnić lubieżne zamiary w sytuacji, gdy prawo dostępu do obiektów przeznaczonych dla danej płci wynika jedynie ze zgłaszanej przez siebie tożsamości płciowej (...)<<

Działania ideologów transpłciowości.

>>Stał się (jeden z lekarzy zajmujących się badaniami nad tożsamością płciową – wyjaśnienie KG) celem nagonki za przekonanie, że w przypadku dzieci występuje szczególny rodzaj dysforii płciowej oraz że bezrefleksyjne zachęcanie ich do tranzycji może w dłuższej perspektywie nie okazać się korzystne dla ich dobrostanu. Za ten grzech został pozwany przez szpital (...) i osądzony w pokazowym procesie.<<

>>Jeśli jeden z czołowych światowych ekspertów w dziedzinie dysforii płciowej może być w taki sposób odstawiony na boczny tor, oznacza to, że agenda ideologiczna poważnie zagraża praktykowaniu medycyny. Nie jest to bynajmniej stabilny i spójny zbiór przekonań, lecz ideologia, która zmienia się w zależności od potrzeb politycznych. Co więcej, wszelkie braki w logicznej spójności tej ideologii nadrabiane są bezkompromisową gorliwością zwolenników.<<

>>Co więcej, klinicyści zajmujący się transpłciowością są przekonani o swojej skuteczności w rozróżnianiu dzieci „naprawdę transpłciowych” od tych, przechodzących tylko fazę, z której kiedyś wyrosną. Na podstawie podobnych stwierdzeń ugruntowały się idee zachęcające do podejmowania tranzycji w możliwie najmłodszym wieku.<<

Myśli aktywistów transpłciowości:

>>Transpłciowy chłopiec jest chłopcem, a nie dziewczynką, która identyfikuje się jako chłopiec.<<

>>(…) ludzie są takiej płci, jakiej pragną.<<

>>Z medycznego punktu widzenia, właściwym wyznacznikiem płci jest tożsamość płciowa.<<

>>(…) każda terapia, która nie jest terapią wspierającą tranzycję, jest nieetyczna.<<

>>zawsze należy zachęcać dzieci, by te zachowywały się w sposób zgodny z ich samoidentyfikacją (niezależne od tego, jaka ona jest), natomiast wszelkie próby pomagania dziecku, by zaczęło się czuć komfortowo w swoim ciele, są nieetyczne i prawdopodobnie szkodliwe.<<

>>Blokery (tutaj: specjalne substancje chemiczne – wyjaśnienie KG) dojrzewania płciowego i hormony płciowe mogą być stosowane w „najlepszym interesie dziecka”, jak twierdzą aktywiści. Ich zdaniem „działają one jak przycisk pauzy i dają młodym ludziom możliwość zgłębienia swojej tożsamości płciowej, bez doświadczania stresu wynikającego z pojawiania się trwałych, nieodwracalnych zmian fizycznych płci przypisanej w chwili urodzenia”.<<

>>Z medycznego punktu widzenia, blokery dojrzewania (…) nie szkodzą. Normalny proces dojrzewania może zostać wznowiony w dowolnym okresie życia dziecka, po ich odstawieniu.<<

>>Zgodnie z tezami z raportu CNN na ten temat z 2016 roku, tożsamość i ekspresja płciowa „mogą się zmieniać każdego dnia, a nawet co kilka godzin” (...)<<

>>Zucker cytuje jednego z ekspertów, który twierdzi, że: „Próba zmiany tożsamości płciowej dziecka wydaje się tak samo odrażająca z etycznego punktu widzenia, jak wybielanie skóry czarnoskórym dzieciom, by poprawić ich relacje społeczne wśród białych dzieci.”<<

>>posiadanie „preferencji genitalnych” jest transfobiczne oraz że „preferowanie kobiet z waginami od kobiet z penisami może być częściowo uwarunkowane wpływem cispłciowo nastawionego społeczeństwa.<<

O nielogicznościach ideologii.

>>Jeśli kategorie „mężczyzny” i „kobiety” są na tyle obiektywne, że ludzie mogą identyfikować się jako mężczyźni lub kobiety – i być nimi, to w jaki sposób płeć może być określana jako spektrum, w którym ludzie deklarują przynależność do obu płci, żadnej z nich lub ulokować się gdzieś pośrodku? (…) skąd ktoś może wiedzieć, czy „czuje się” jak płeć przeciwna, czy jak żadna z nich, a także – jak czuje się osoba mająca obie? (…) <<

>>”Skąd mężczyzna może wiedzieć, jak to jest czuć się jak kobieta?”. (…) Niemożliwe jest przecież doświadczalne poznanie tego, jak to jest być kimś, kim się nie jest. Twierdzenie biologicznego mężczyzny, że jest „kobietą tkwiącą w męskim ciele” zakłada, że ktoś, kto ma męskie DNA, męskie ciało, męskie narządy płciowe, męski mózg, musi wiedzieć, jak to jest być kobietą.<<

>>Dlaczego samo poczucie, że się jest mężczyzną (cokolwiek to znaczy) miałoby zrobić z kogoś mężczyznę? Dlaczego nasze odczucia mają determinować rzeczywistość w kwestii płci, choć w wielu innych aspektach już nie? Nasze uczucia nie są wyznacznikiem naszego wieku, ani wzrostu. (…) A co z ludźmi, którzy identyfikują się jako zwierzęta? Co z osobami zdrowymi, które identyfikują się jako niepełnosprawne? Czy wszystkie te samozwańcze tożsamości determinują rzeczywistość? Jeśli nie, to dlaczego? I czy ci ludzie powinni być poddawani terapii przekształcającej ich ciała z sposób zgodny z ich odczuciami?

>>U podstaw tej ideologii leży radykalny pogląd, że uczucia determinują rzeczywistość. Z tej właśnie idei wywodzą się ekstremalne żądania, by społeczeństwo przystało na subiektywne twierdzenia o rzeczywistości.<<

>>Dopuszczanie do sytuacji, w której każdy, kto tylko zakomunikuje, że czuje się kobietą, zostaje automatycznie za nią uznany, sprawia, że w porządku prawnym prawdziwe znaczenie słowa kobiecość zaczyna właściwie zanikać.<<

W kilku stanach USA >>uchwalono ustawy, które zabraniają placówkom medycznym stosowania praktyk, mających na celu zmianę orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej nieletnich (…) Zatem lekarz, który pomaga młodemu chłopcu w społecznej i hormonalnej tranzycji w „dziewczynkę”, nie narusza prawa, ale lekarz, który pomaga chłopcu w identyfikacji i afirmacji własnego ciała, może działać niezgodnie z prawem.<<

>>(przepisy prawa – KG) obligują także innych do ich popierania i wspierania. Nie są zatem wykorzystywane jako tarcze ochronne przed dyskryminacją, ale jako środki do narzucania obywatelom nowej ortodoksji seksualnej. Penalizują ludzi za to, że decydują się nie ułatwiać takich procederów lub w nich nie uczestniczyć (jak operacje zmiany płci), uznając je całkiem zdroworozsądkowo, za szkodliwe lub niemoralne.<<

Wypowiedzi ludzi, którzy poddali się medycznym zabiegom zmiany płci:

>>W czasie jej przeprowadzania żaden lekarz ani psycholog nie próbował mnie od tego odwieść. Nikt nie przedstawił innych rozwiązań. Nie zrobiono nic, by mnie przed tym powstrzymać.<<

>>Cari stwierdza, że nasza kultura, a w szczególności terapeuci ruchu gender, stwarzają atmosferę dyskomfortu u osób niezadowolonych z własnego ciała, przedstawiając tranzycję jako jedyne remedium. (…) Cari pragnie również, by aktywiści przestali ignorować fakt, że coraz więcej osób decyduje się na detranzycję. (…) Jestem zwykłą 22-latką z blizną na klatce piersiowej, z męskim głosem i lekkim zarostem, a to dlatego, bo kiedyś nie mogłam dać sobie rady ze świadomością, że wyrosnę na prawdziwą kobietę. Taka jest moja rzeczywistość i takie są rezultaty tranzycji.<<

>>Max krytykuje aktywistów transpłciowych, którzy „uważają, że pomysły radzenia sobie z dysforią bez udziału leków bądź zabiegów chirurgicznych właściwie nie mają sensu”. Co więcej, ich zdaniem wszelkie inne formy terapii, które nią są nastawione na potwierdzanie i wzmacnianie tożsamości płciowej odczuwanej przez daną osobę, to właściwie odbieranie jej godności.<<

>> „Czego mogę oczekiwać, gdy im powiem (lekarzom prowadzącym zabiegi zmiany płci – wyjaśnienie KG), że zdecydowałam się na tranzycję, bo prześladowano mnie za bycie lesbijką, bo przeżyłam traumę spowodowaną samobójstwem mojej mamy?”<<

Kolejna osoba:

>>Moje ciało było mi obce. Jednak moment, w którym zauważyłam z jaką nonszalancją personel medyczny traktuje ciała osób doświadczających dysforii płciowej sprawił, że wkurzyłam się na dobre. (…) Teraz wiem, że ówczesne emocje, interpretowane jako objaw dysforii płciowej, były tak naprawdę efektem długotrwałej traumy, której nigdy nie przepracowałam. Fantazjowałam więc o życiu, w którym byłabym mężczyzną. (…) Jestem pewna, że osoby poniżej 18. roku życia nie powinny mieć prawa do podejmowania decyzji powodujących nieodwracalne skutki zdrowotne. Jeśli ja w wieku 30. lat mogłam nabrać przekonania, że wszystko zacznie się układać, gdy stanę się facetem trans, a niedługo potem uświadomiłam sobie, że to był jednak błąd, to jak dać wiarę nastolatkowi, że wie co robi?<<

Jedna z przyczyn kłopotów ludzi ze swoją płcią we wczesnej młodości.

>>Moja babcia nie chciała zaakceptować tego, że byłem chłopcem, więc przebierała mnie za dziewczynkę (…) Przebieranki zaszczepiły we mnie myśl, że być może urodziłem się w niewłaściwym ciele.

Doktor zdiagnozował u niego (a był wtedy po czterdziestce – dopisek KG) „ewidentną dysforię płciową” i stwierdził, że „jedynym wyjściem przynoszącym ulgę w cierpieniu byłaby chirurgiczna zmiana płci” (…) Postanowiłem skontaktować się z „normalnymi” specjalistami, którzy nie interpretowali wszystkich zaburzeń płci przez pryzmat transpłciowości.<<

Osoby po detranzycji:

>>Jednym z wielu powodów, dla których zdecydowałyśmy się na tranzycję była trauma. Mamy za sobą straszne wydarzenia, które zniszczyły poczucie własnego ja, dlatego stworzyliśmy nową osobowość, aby dać sobie radę z tym wszystkim i przetrwać. Tym ja była nasza tożsamość: trans, męska lub genderqueer. Poddałyśmy się tranzycji, bo byłyśmy ofiarami gwałtów, kazirodztwa, bo bycie lesbijką było wystarczającym powodem do przemocy, bo zamykano nas w oddziałach psychiatrycznych, bo jedno z naszych rodziców popełniło samobójstwo. (…) traumy i mizoginia sprawiły, że pogrzebałyśmy naszą kobiecość i zdecydowałyśmy się na tranzycję. (…) Tranzycja była aktem autodestrukcji napędzanym przez lekarzy, którzy podobno „pomagali” nam odnaleźć prawdziwe ja. (…) Wiele z nas zrozumiało, że „opieka”, której doświadczyłyśmy była czymś nieetycznym, a nawet pewną formą nadużycia medycznego. (…) Nauka o akceptacji ciała i osiągnięciu z nim pełnej zgodności to skuteczny sposób na leczenie dysforii u wielu osób.<<

Zmiany sposobów leczenia dysforii.

>>Hormony zaczął przyjmować po zaledwie dwóch sesjach z terapeutą, który zupełnie nie miał pojęcia, co stało za jego przekonaniem, że byłby szczęśliwszy jako kobieta.<<

>>Moim zdaniem, problemem jest łatwość z jaką terapeuci, kierują ludzi na zabiegi tranzycji.<<

Inna osoba po hormonalnych i operacyjnych zabiegach zmiany płci pisze:

>>”Wtedy za standard uchodziło przynajmniej dwanaście sesji terapeutycznych przed podjęciem decyzji o podaniu środków hormonalnych. Teraz ten wymóg nie obowiązuje. Wiele osób zaczyna terapię hormonalną po jednej, dwóch lub trzech sesjach. To, co w przeszłości uznawano za szkodliwe, obecnie stało się systemową praktyką wśród lekarzy.” (…) Co więcej, zauważam, że werbalizowane przez was wątpliwości zagłuszane są przez docierający z zewnątrz intensywny doping, zachęcający do tranzycji, a to jest już naprawdę niebezpieczne.”<<

Medycyna i filozofia o płci.

>>Podstawą męskości i kobiecości jest rozróżnienie ról reprodukcyjnych płci. (…) Nie istnieje żadna inna powszechnie akceptowana biologiczna klasyfikacja płci.<<

>>Tak naprawdę od bardzo niedawna – i tylko w odniesieniu do gatunku ludzkiego – samo pojęcie płci stało się zawiłe i pełne kontrowersji.<<

>>Myśliciele postmodernistyczni dążą do podważenia samego pojęcia normatywności i ukrycia faktu, że istnieje pewien naturalny porządek rzeczy. Zamiast prawidłowego i zaburzonego rozwoju człowieka, mielibyśmy po prostu wielość kierunków, którymi może podążać rozwój człowieka. (…) Rozróżnienie pomiędzy prawidłowym i zaburzonym rozwojem opiera się na zrozumieniu celu i funkcji w układach tworzących organizm. (…) Nie mówi o „różnicach” w rozwoju serca. Serce, które nie pompuje dobrze krwi, nie jest „inne”, jest po prostu chore.<<

>>We wszystkich przypadkach punktem wyjścia jest akceptacja faktu, że myśli i uczucia nie są tożsame z rzeczywistością. „Psychiatrzy muszą wreszcie rzucić wyzwanie solipsystycznej koncepcji, że to, co jest w umyśle, nie może być kwestionowane” – powiada McHugh. „Zaburzenia świadomości stanowią przecież domenę psychiatrii. Ich odrzucenie oznaczałoby właściwie jej koniec.” I ma rację. Specjaliści od zdrowia psychicznego nie mogą tak po prostu wspierać pacjentów w utrzymywaniu przekonań, które akurat w danym momencie prezentują. Zamiast tego powinny wspomagać ich w akceptacji prawdy, pracując jednocześnie nas głębszymi problemami, maskowanymi fałszywymi przekonaniami.<<

>>”Zmiana płci jest metafizyczną niemożliwością, ponieważ jest biologiczną niemożliwością.” Chirurdzy nabierają coraz większej zręczności w tworzeniu i „doszywaniu” nowych narządów płciowych, ale tego rodzaju „dodatki” nie zmieniają przecież biologicznej płci pacjenta.<<

>>Krótko mówiąc, badania nad mózgiem, o których głośno w popularnych mediach, w rzeczywistości nie potwierdzają tego, co głoszą aktywiści transpłciowi. Nie ma żadnych naukowych poglądów na potwierdzenie tezy, że tożsamość transpłciowa jest uwarunkowana biologicznie. (…) Zamiast tego „dowody naukowe w przytłaczającym stopniu popierają tezę, że fizycznie i rozwojowo normalny chłopiec lub dziewczynka jest tym, kim wydaje się być w momencie urodzenia. Dostępne dowody z obrazowania mózgu i genetyki nie wskazują, by rozwój tożsamości płciowej jako różnej od płci biologicznej był wrodzony.”<<

O celach medycyny:

>>(…) czy posiadanie uczuć i przekonań, które są całkowicie oderwane od rzeczywistości, jest dobre, złe, czy neutralne? Czy powinniśmy traktować odczucia jako autentyczne i ostateczne, czy też warto postarać się zrozumieć ich przyczyny i naprawić, albo przynajmniej złagodzić ich negatywne skutki? (…) Dr. Cretella podkreśla, iż opieka nad zdrowiem psychicznym powinna kierować się normami ugruntowanymi w rzeczywistości, łącznie z rzeczywistością cielesnego ja. (…) Niestety wielu specjalistów postrzega opiekę zdrowotną, a w szczególności opiekę nad zdrowiem psychicznym, przede wszystkim jako narzędzie do spełniania żądań pacjenta.<<

>>(…) „dowód solidarności” oznaczający dawanie pacjentowi wszystkiego, czego sobie zażyczy, niezależnie od tego, czy leży to w jego najlepszym interesie, czy też nie, jest standardem postępowania dalekim od tradycji Hipokratesa.<<

>>Przekonanie człowieka, że jest kimś (lub czymś), kim nie jest, jest w najlepszym przypadku oznaką błędu myślowego, a w najgorszym – urojeniem. To, że ktoś coś myśli lub czuje, nie sprawia, że to staje się rzeczywistością.<<

>>Nie podano zasadniczej informacji, że zdecydowana większość dzieci z dysforią płciową – od 80 do 95 procent – wyrasta z niej w sposób naturalny o ile nie będzie zachęcana do zabiegów zmiany płci.<<

Dziewczyna cierpiąca na anoreksję wyznaje uporczywe, błędne przekonanie, że jest otyła. Osoba z cielesnym zaburzeniem dysmorficznym (BDD) jest głęboko przeświadczona o swojej brzydocie. Osoba z zaburzeniem tożsamości w integralności cielesnej (BIID) identyfikuje się jako osoba niepełnosprawna i czuje się uwięziona w pełni sprawnym ciele. Osoby z BIID są często tak przygnębione swoim sprawnym ciałem, że dążą do chirurgicznej amputacji zdrowych kończyn lub przerwania przez chirurga zdrowego rdzenia kręgowego. Dr Anne Lawrence, która sama jest transpłciowa, twierdzi, że BIID wykazuje wiele podobieństw do dysforii płciowej.<<

>>Jednak dostosowanie wyglądu ciała do fałszywego wyobrażenia za pomocą hormonów i operacji nie uwalnia z więzów dysforii, tak jak liposukcja (odsysanie tłuszczu – wyjaśnienie KG) nie leczy anoreksji.<<

>>Centralnym punktem debaty nad leczeniem osób z dysforią płciową jest kwestia, czy terapia powinna koncentrować się na umyśle, czy też na ciele.<<


O chemicznym opóźnianiu dojrzewania:

>>Jednocześnie aktywiści twierdzą, że efekty blokowania dojrzewania płciowego za pomocą leków są w pełni odwracalne. Takie podejście do sprawy wywraca wszystko do góry nogami, ponieważ w okresie dojrzewania właściwie każda część ciała rozwija się zgodnie ze specyfiką danej płci, a przechodzenie przez ten proces w wieku 18. lat nie może odwrócić skutków dziesięciu lat jego blokowania.<<

>>Istnieje naturalna kolejność rzeczy, w której wiele procesów zachodzi wraz z dojrzewaniem ciała, a gdy pewne zjawiska dzieją się poza nią, rozwój nie przebiega prawidłowo. Jeśli z powodu interwencji medycznej dziecko nie rozwinie pewnych cech w wieku 12 lat, to ich wywołanie w wieku 18 lat nie będzie „odtworzeniem procesu”, ponieważ sekwencja została już zakłócona. (…) „Tożsamość płciowa kształtuje się w okresie dorastania, gdy ciała młodych ludzi różnicują się płciowo i osiągają dojrzałość.” (…) Lekarze stosujący blokery dojrzewania płciowego w leczeniu dysforii płciowej bez właściwej rozwagi, przeprowadzają gigantyczny eksperyment, który nie spełnia nawet minimalnych standardów etycznych wymaganych w innych dziedzinach medycyny.<<

>>Zablokowanie dojrzewania wiąże się z ryzykiem zmniejszenia szans na zaakceptowanie swojej biologicznej płci, a tym samym zwiększa prawdopodobieństwo, że osoba poddana zabiegowi zdecyduje się na przeprowadzenie tranzycji.<<

O dzieciach.

>>Dziecko ma powierzchowne pojęcie o różnicach między płciami: chłopcy lubią się bawić w chowanego, a dziewczynki w dom. Zatem łatwo jest mu wydedukować, że: „nie lubię energicznej rozrywki, a większość moich towarzyszy zabaw to dziewczynki, mające podobne upodobania, a więc skoro lubię się bawić w dom, tak jak moje koleżanki, to ja też muszę być dziewczynką.” (…) Przebieranie go za dziewczynkę, nadawanie żeńskiego imienia, a w końcu podawanie środków blokujących dojrzewanie, a potem – hormonów płciowych nie jest rozważnym postępowaniem. Skuteczna psychoterapia powinna pomóc mu dostrzec prawdę, że wrażliwy chłopiec to zupełnie normalny chłopiec.<<

>> To prawdziwe historie dzieci, które zostały przyprowadzone do kliniki z powodu nasilonej dysforii płciowej. Gdyby zostały skierowane do innej kliniki – stosującej obecne standardy leczenia zaburzeń płci – ich rodzicom prawdopodobnie zalecono by rozpoczęcie tranzycji społecznej, a następnie podawanie blokerów dojrzewania.<<

>>Dla dzieci, wykształcenie zdrowego rozumienia własnego ciała i seksualności jest trudnym i delikatnym przedsięwzięciem (…) Ideologia transpłciowości znacznie utrudnia ten proces poprzez destabilizację tego, co David Cloutier nazywa „seksualną ekologią”. Podważa ona bowiem powszechną zgodności między płcią biologiczną a społeczną tylko dlatego, że niewielka liczba osób ma problemy z pogodzeniem się ze swoją cielesnością. „Destabilizacja normalnej zgodności ciała i duszy”, pisze Cloutier, „to pozwolenie, by wyjątki stanowiły regułę”.<<

O źródłach ideologii:

>>Feminizm pierwszej fali był ruchem mającym na celu wyzwolenie kobiet z przesadnie restrykcyjnej koncepcji płci, aby mogły swobodnie realizować się w swojej kobiecości i człowieczeństwie. Jednak z czasem feminizm przekształcił się w ruch dążący do osiągnięcia całkowitego zrównania, graniczącego z identycznością obu płci. Od przekłamanych sztywnych stereotypów, nasza kultura wyewoluowała w kierunku kolejnego błędu, choć o przeciwnym wektorze, jakim było zaprzeczenie wszelkim istotnym różnicom pomiędzy kobietami a mężczyznami.<<

>>Dekonstrukcja pojęcia płci rozpoczęła się od zanegowania biologicznych podstaw różnic płciowych. W tym kontekście niektóre pozornie sprzeczne idee okazały się mieć wspólne korzenie, a samo zaprzeczenie jest zaszłym ogniwem łączącym ruch transpłciowy z radykalnym feminizmem.<<

>>Według McCarthy’ego ideologia gender opiera się na „postrzeganiu ciała jako problematycznej granicy wolności – wolności pojmowanej jako czyste i pojawiające się z wewnątrz samostanowienie.”<<

>>Jeśli nauka nie popiera takiego sposobu leczenia dzieci, to dlaczego te „drastyczne i eksperymentalne środki” są obecnie lansowane jako norma? (…) Tam, gdzie wiedza jest szczątkowa, wkracza ideologia. Głównym napędem dla szerokiej akceptacji leczenia tranzycyjnego u dzieci jest dziś polityka. Singal stwierdza:

Najzwyczajniej w niektórych kręgach zdecydowano, że kategoryczne deklaracje dziecięcej dysforii płciowej to przejaw ich prawdziwej tożsamości i jako taki musi być respektowany. W pewnym sensie jest to zrozumiałe: przez dziesięciolecia dorosłe osoby transpłciowe musiały stawiać czoła dehumanizacyjnym przeszkodom w postaci społecznej negacji, posądzania o choroby psychiczne czy dewiacje seksualne etc. Rzecz w tym, że istnieją solidne dowody naukowe – może nie bezwyjątkowe, ale solidne – wskazujące, że dzieci nie powinny być traktowane tak jak osoby dorosłe.<<

>>Trudno oprzeć się wrażeniu, że nadrzędnym motywem promowania tranzycji społecznej, a następnie stosowania blokerów dojrzewania, jest „utrwalenie” tożsamości transpłciowej.<<

Różności.

>>(…) wysoko rozwinięte kraje wykazują największe różnice między płciami z uwzględnieniem różnych typów osobowości. Mało prawdopodobna jest zatem teza, by wyjaśnieniem tego stanu był patriarchat i władza mężczyzn. Wydaje się raczej, że „dobrobyt i równość przynoszą większe możliwości samorealizacji” (…) „Bogactwo, wolność i wykształcenie dają mężczyznom i kobietom możliwość bycia tym, kim są”.<<

Gdzieś czytałem o nadal istniejącym w Norwegii podziale na zawody tradycyjnie uznawane za kobiece i męskie, a przecież w tym kraju od wielu lat bardzo się dba o równe szanse kobiet. Wyjaśnienie wydaje się proste.

>>„Droga prowadząca dziewczynkę do kobiecości jest mniej wyboista, niż chłopca stającego się mężczyzną, ponieważ potencjał macierzyństwa wyrażony jest w sposób oczywisty w formie jej ciała”, podczas gdy chłopiec „musi stać się mężczyzną”. Rozwój fizyczny, psychiczny i intelektualny chłopca trwa dłużej, niż rozwój dziewczynki.<<

Słowa te przypomniały mi rozmowę z koleżanką w pracy. Odbyła się ponad 40 lat temu, a jej tematem było dorastanie. Moja rozmówczyni nie była osobą wykształconą, a mimo tego różnice w dorastaniu chłopców i dziewczyn widziała wyraźnie i tak jak autor. Dobrze pamiętam jej słowa, ponieważ zrobiły na mnie wrażenie. Widziała lepiej niż obecni doktorzy, którym zaślepienie, obawa o swoją karierę zawodową lub zwykły konformizm utrudnia widzenie.

>>Odpowiednie kształtowanie chłopców jest szczególnie istotne w momencie, kiedy nasza kultura – jak zauważa Esolen – zdaje się przeżywać kryzys męskości.<<

>>”Żyjemy otoczeni wygodami, o których jeszcze do niedawna najbogatsi arystokraci nie mogli nawet pomarzyć, a jednak twierdzimy, że jesteśmy zbyt biedni, by mieć więcej niż jedno lub dwoje dzieci. Prawda jest zupełnie inna: jesteśmy zbyt bogaci, aby mieć więcej niż jedno lub dwoje dzieci, zbyt pochłonięci pracą zawodową i zdobywaniem prestiżu”.<<

>>”Gdy tożsamość płciowa wygrywa, zawsze przegrywają kobiety”.<<

>>Mojego przyjaciela uznano za transfoba i cisseksistę tylko dlatego, że umawia się wyłącznie z biologicznymi kobietami.<<

* * *

Parę uwag o przekładzie na język polski.

>>(…) a niektóre badania dowodzą o niekorzystnych następstwach tych operacji.<<

>>My, integrujemy te praktyki z przepracowaniem traumy, która spowodowała oderwanie się od naszych ciał.<<

Tłumacz się nie popisał. Może miał zbyt mało czasu, a może tekst, rezultat jego pracy, jest zobrazowaniem przemian w naszym języku.

Dziwnie stawiane są przecinki, czasami i cudzysłowy, a konstrukcji z użyciem słów „że” i „które, który, których” jest tak dużo, że szybko zaczynają nużyć, a pod koniec książki nawet irytują. Wiele przykładów znaleźć można w cytatach, tutaj dodam dwa.

>>Mimo tego, że pojawiają się wstępne dowody na to, że nasilenie dysforii płciowej (...)<<

Czyż nie lepiej brzmi taka wersja?: „Mimo pojawiania się wstępnych dowodów na nasilenie dysforii płciowej (...).”

>>Byłem niezwykle szczęśliwy, że miałem okazję poprowadzić forum dyskusyjne (...)<<

„Byłem niezwykle szczęśliwy mając okazję poprowadzić forum dyskusyjne (…).”

„Że” staje się słownym wytrychem, uniwersalnym sposobem na ominięcie kłopotów z budową zdania, ale o tym może innym razem.

Dotarliście do końca tekstu? Więc gratuluję!


poniedziałek, 3 stycznia 2022

Nie tylko o pracy

 030122

Po siedemnastu dniach spędzonych samotnie w pokoju, po wigilii nad konserwą rybną, chciałem już tylko wrócić do pracy. Chciałem, żeby coś się działo, żeby mieć wypełniony dzień. Krzątaniną codzienną nadać czasowi jeśli nie sensu, to chociaż poczucia normalności. Może dlatego nie protestowałem zbytnio, gdy usłyszałem, że mam na dwa tygodnie jechać do Krakowa

Jechałem niechętnie, ponieważ wyjazd oznaczał zapełnianie torb swoimi rzeczami, przenoszenie do samochodu całego majdanu, o wielkości którego zwykle nie zdajemy sobie sprawy mając rzeczy pochowane w szafach, a na miejscu wnoszeniu do kolejnego pokoju w kontenerze czy barakowozie. Czy ktoś wie, jaka jest aura pokoi w tanich hotelach? Ja wiem, spędziłem w nich dwa lata swojego życia. Czuć w nim nie tylko efekty byle jakiego sprzątania, ale i wyziewy setek osób mieszkających wcześniej. W lunaparkowych „pokojach” jest jeszcze gorzej. Praca tutaj w zimie jest dla mnie ciężka psychicznie. Brodzi się w mokrej i zimnej ciemności wysysającej optymizm, ale wszystko lepsze od choroby i siedzenia w pokoju, o którym trudno powiedzieć, by był mój.

Więc zapełniłem rzeczami rozliczne kieszenie torby, opróżniłem lodówkę i kosz na śmieci, zgasiłem światło i pojechałem.

Krakowski pokój okazał się ładniejszy niż się spodziewałem: jest w niestarym kontenerze i ma swoją łazienkę, ale mimo czystych i jasnych ścian już czuć w nim aurę taniego hotelu. Na dokładkę stoi blisko ruchliwej ulicy, a że ściany są blaszane, cały czas słyszę głośny szum przejeżdżających samochodów.

Rzadko się zdarza na takich wyjazdach bym rozpakowywał torby. Zwykle stoją na podłodze w kącie, a ja nachylam się nad nimi szukając potrzebnego mi drobiazgu. Kiedyś doszedłem do wniosku, że w ten sposób podświadomie chcę podkreślić tymczasowość mieszkania tutaj – jakby rozpakowanie toreb miało wpływ na przedłużenie tego kolejnego wygnania. Możliwe też, że zwyczajnie mi się nie chce rozpakowywać.

Powiedzieć o moich torbach, że wiernymi towarzyszkami moich włóczęg, byłoby okazaniem im swojej przychylności, pozytywnego związku emocjonalnego, więc tak nie powiem, ponieważ już dawno stały się one symbolem negatywnym. Kojarzą się z niekończącym się pakowaniem swoich rzeczy i ich ponownym upychaniem po szufladach, z wyjazdami, mieszkaniem w ciasnych barakowozach czy rozlatujących się kampingach, pracą w coraz to nowych miejscach. Te torby materialnym zobrazowaniem powiedzenia o życiu na walizkach.

Nie lubię ich, mimo że służą mi wiernie wiele lat.

O pracy.

W noc sylwestrową oczywiście mieliśmy czynne. Wiele osób przyszło przed północą, chcąc na kole widokowym przywitać nowy rok. Kiedy trzy minuty przed północą zgodnie z wymogami wyłączyliśmy komputer (by włączyć go zaraz po północy), przyszła spóźniona para. Nie pomagało tłumaczenie o niemożności sprzedaży biletu w tej chwili. W końcu usłyszałem słowa, które zrobiły na mnie silnie negatywne wrażenie:

Moja dziewczyna ma takie marzenie.

Odebrałem je jako szantaż emocjonalny. Z klientami zwykle się nie dyskutuje, a wypadało powiedzieć temu chłopakowi, że w takim razie zlekceważył marzenia swojej wybranki, przychodząc do kasy tuż przed północą, ale nie powiedziałem i nie o tym chciałem napisać. W powiedzeniu o marzeniu, słyszanym w podobnych okolicznościach już parę razy, jest jedna z wielu zmian możliwych do zaobserwowania w ostatnich latach. Jest w tych słowach oczekiwanie wyjątkowości traktowania. W dawnych czasach można było usłyszeć w podobnych okolicznościach słowa „wiesz pan kto ja jestem?”, teraz o marzeniu. Wtedy wyjątkowe przywileje należały się z racji stanowiska, teraz z powodu marzeń. Wtedy było straszenie, teraz emocjonalne terroryzowanie. Doprawdy, nie wiem, co gorsze.

Jak się skończyło? W typowy sposób: ich odejściem po niewybrednym wyrażeniu swoich emocji przez chłopaka. Pod tym względem nie nastąpiły żadne zmiany w minionych dziesięcioleciach.

Jeśli już piszę o zmianach, wspomnę krótką wymianę zdań z ojcem kilkuletniego chłopca.

Proszę zabrać stamtąd dziecko. Nie można tam chodzić.

Ale moje dziecko chce tam chodzić.

Proszę zabrać dziecko i je pilnować!

Opiszę w internecie pana zachowanie.

Czy potrzebny jest tutaj komentarz?…


Koło ma nowy system sterowania.

Mimo tak wielu lat pracy przy urządzeniach, robi na mnie wrażenie możliwość uruchomienia stutonowego koła dotykiem palca. Można zażądać zatrzymania się koła wcześniej wskazując, które gondole mają być zatrzymane na peronie. Pojawia się wtedy napis, jedno słowo: „przestaję”. W innym miejscu jest licznik pokazujący, ile razy koło zostało uruchomione po zatrzymaniu. Opisem też jest jedno słowo: „napędowy”. Tak oto odchodzimy od języka mogącego precyzyjnie i jasno opisać rzeczywistość, zastępując go kulfonami słownymi, których znaczenia trzeba się domyśleć.


W minione dni każdy z nas wysłał lub otrzymał życzenie noworoczne, na przykład takie: „Dobrego Nowego Roku!”. Może warto byłoby uświadomić sobie znaczenie tak napisanego zdania. Nowy Rok jest nazwą świątecznego dnia, pierwszego dnia nowego roku. Natomiast słowa „nowy rok” dotyczą po prostu nowego roku. Całego roku. Tak więc życząc komuś dobrego Nowego Roku, życzymy dobrego pierwszego stycznia.


niedziela, 26 grudnia 2021

O gender

301121

Mając ostatnio więcej czasu, wróciłem do tematu gender. Ciekawi mnie, jak doszło do przemiany jednej z kategorii różnic między płciami, jaką jest zespół zachowań wyuczonych w procesie wychowania, czyli z angielskiego gender, w naczelną cechę odpowiadającą za kształt kobiecości i męskości, a zdaje się, że właśnie tak pojmowane jest teraz pojęcie gender. Temat interesuje mnie o tyle, o ile jest składnikiem współczesnych zmian w sposobach zdobywania informacji i ich wpływu na ludzi. Bardziej interesuje mnie strona psychologiczna i socjologiczna, niż same definicje płci i jej podziały. Zwracałem uwagę na interpretację danych i sposoby wnioskowania, oczywiście mając swoje definicje, swoją wiedzę i sposoby wnioskowania.

Przeczytałem kilka tekstów, a żeby nie obciążać czytelników nadmiarem odnośników, podam tylko dwa przykładowe; każdy chętny znajdzie ich w internecie mnóstwo.

Autor tego artykułu tak oto definiuje pojęcie gender, cytuję: „ (…) zespół zachowań, norm i wartości przypisanych przez kulturę do każdej z płci.”

Owszem, odmienny zespół zachowań, norm i wartości przypisywany jest przez kulturę do kobiet, inny do mężczyzn, a że kultury są różne, to i ten zespół wykazuje znaczne różnice. Przypisuje się ludziom określone zachowania i role, nie zawsze logiczne i sprawiedliwe. Do tego miejsca jest pełna moja zgoda.

Dalej czytam takie zaskakujące słowa:

„Wpływ hormonów na mózg i ciało człowieka jest skomplikowany i nie do końca poznany, dlatego próby wyjaśniania różnic pomiędzy płciami za pomocą podobnej argumentacji są dalece hipotetyczne.”

Dziwne stwierdzenie. Odmienność działania hormonów męskich i kobiecych jest znanym faktem, jak więc można pisać o hipotetyczności? Autor podobnie wspomina o badaniach nad mózgami. Są „dalece hipotetyczne i neuroseksistowskie”. Poręczne słowo sobie wymyślili: ”seksistowskie”. Jest łatwe do przypięcia jako etykieta.

Mimo zaznaczenia w paru miejscach istnienia odmiennych poglądów, wymowa całości się nie zmienia: cała różnica sprowadza się do cech biologicznych i gender. Więc gender, a poza nią sex, czyli płeć fizyczna, kojarzona, zdaje się, z narządami służącymi prokreacji. Wprost zaprzecza się jakimkolwiek innym różnicom.

Dziwi mnie i razi takie przedstawienie tematu. Brakuje mi niechby napomknięcia o związkach między ciałem i mózgiem, czy o wpływie ciała na umysł. Rozliczne oddziaływania genetyczne, a zatem i hormonalne, sprowadzono do hipotezy. Pisze się tak, jakby nie istniały uwarunkowania ewolucyjne.


Inną wymowę, bez tej wielkiej luki, ma artykuł w Wikipedii poświęcony płci.

Treść tego artykułu jest zgodna z moją skromną wiedzą o ludziach i ich genach, o ewolucji, etologii i psychologii.

Wspomina się w nim o wielu rodzajach czy przejawach płci, na przykład płeć genotypowa (chromosomy X i Y), zewnętrzna (srom i prącie), hormonalna (wiadomo), mózgowa (płeć mózgu) oraz psychiczna, czyli poczucie bycia kobietą lub mężczyzną. Kwestie kulturowe są pominięte.

Uświadomiłem sobie, jak trudno w artykułach promujących ideologię gender znaleźć coś o płci mózgu; albo nic się nie mówi, albo jej istnieniu się zaprzecza. Przy czym pisząc o płci mózgu, wcale nie chodzi o parametry fizykalne, jak waga czy kształt spoidła wielkiego – jak to pisano w pierwszym artykule. Faktycznie, mierząc lub ważąc nasze mózgi, płci się nie dostrzeże. To trochę tak, jakby mierząc wymiary mikroprocesora, szukać różnic między dwoma programami.

Ten artykuł zapewne napisał lekarz bądź naukowiec ograniczając się do ciała, z pominięciem różnic wynikłych z wychowania, co oczywiście nie znaczy, że ich nie ma. Po prostu autor pisał o podstawie wszelkich różnic, czyli o ludzkich ciałach, a gender jest nadbudową, możliwą do zmian i nie decydującą o byciu osobą określonej płci. Wspomniał o niej tylko raz, w ostatnim zdaniu artykułu:

Niektóre publikacje używają pojęcia płeć mózgu na określenie czynnika determinującego gender.”

Wiele mówiące słowa! Zgodnie z ich wymową gender zależy od płci mózgu, czyli od poczucia bycia osobą określonej płci. Przyjmujemy wzorce zachowań kulturowo dopasowane do odczuwanej płci, a nie odczuwamy płeć po przyjęciu jednego z dwóch pakietów społecznych norm. Jest tutaj znaczące przestawienie przyczyn i skutków. Autor twierdzi, że poczucie bycia osobą określonej płci wynika z płci mózgu, natomiast zwolennicy wszechsprawczej gender upatrują źródła różnic w oddziaływaniu wzorców kulturowych. Nie bardzo rozumiem ich logikę. Czy miałoby to znaczyć, że owszem, zewnętrzne oznaki płci są wykształcone, ale psychicznie mały człowieczek jest czystą tablicą, gotową do przyjęcia zarówno znaku żeńskiego, jak i męskiego?

Czy ci ludzie chociaż słyszeli o psychologii ewolucyjnej?

Jeśli wspomnieć ich łatwość akceptacji zmian płci, wyraźny tutaj relatywizm, trzeba uznać, że nie słyszeli i dla nich mały człowieczek faktycznie jest tabula rasa. Na poparcie tego przypuszczenia powiem o istniejącym wśród nich przekonaniu, zgodnie z którym nie można zwracać się do dzieci w sposób właściwy dla dziewczynek i chłopców, bo to sugeruje im wybór ich płci, a wybrać powinny one same.

Oto wolność wyboru w dwudziestym pierwszym wieku! Nic, tylko się zachłysnąć, wszak nikt nigdy nie miał wolności wyboru swojej płci, dopiero my i dopiero teraz umożliwiamy ludziom taki wybór!

Mimo znacznych różnic w widzeniu płciowości między autorem pierwszego artykułu a mną, jego treść może być początkiem dyskusji i argumentowania, jeśli jednak zajrzy się do blogów czy videoblogów, ręce opadają.

Na pewnej stronie, której adres litościwie pominę, czytam, że cechy kobiece są kulturowego pochodzenia, ponieważ kiedyś paniom podobał się kolor niebieski, mężczyznom różowy, a teraz na odwrót. Na innej zobaczyłem kalejdoskop ubiorów kobiecych z wielu stron świata, oczywiście bardzo odmiennych, co autor tego filmiku uznał za dowód na kulturowe korzenie różnic między kobietami i mężczyznami. Dość tych dwóch przykładów. Łączy ich niezrozumienie tematu: autorzy obiecywali mówić o cechach kobiet, a mówili o zmianach w modzie. Upodobanie różu i normy dotyczące sposobów ubierania się uznali za główne wyróżniki płci.

Jeśli zrobili to świadomie, to doprawdy nie wiem, jak bardziej mogliby ubliżyć paniom; prawdopodobnie bez zastanowienia powtarzają za innymi to, co modne i znajdujące słuchaczy...

Dla mnie równie ważne jak łamanie elementarnych praw nauki i logiki są odczuwane emocje. Zawsze kobieta była dla mnie istotą na poły nie z tego świata (moja książka o Jasiach!), dlatego sprowadzenie kobiecości do podpatrzonych w dzieciństwie sposobów zachowywania się, ubierania i wyrażania, jest dla mnie nie tylko niezrozumieniem, ale wprost degradacją kobiecości. Jeśli można się jej nauczyć jak makijażu, za co my, mężczyźni, mamy podziwiać kobiety? Za kształt pupy czy sposób podkreślenia oczu? Czym mają nas fascynować, skoro właściwie równie dobrze mogłyby być mężczyznami? Gdzie ma tkwić ich zagadka, ta wiecznie nas pociągająca tajemnica, skoro cała różnica między nimi a nami sprowadzona zostaje do… właściwie do czego, poza przyjętymi wzorcami zachowań? Do vaginy i penisa?

Taki ma być obraz kobiety dwudziestego pierwszego wieku??

Otworzyłem przypadkowy filmik na You tube, młoda kobieta obiecała w kilka minut wyjaśnić, o co chodzi „z tym gender”. Usłyszałem o nakazywaniu dziewczynkom zachowywania się w określony sposób, bo inaczej im nie wypada, a chłopcom owszem, ale im nie wypada tego, co mogą dziewczynki – czyli nic nowego. Może warto jeszcze wspomnieć o przesadnej artykulacji, o podniesionym ostrym głosie, z jakim kobieta udawała rodzica strofującego dziecko.

Owszem, tak jest. Część tych zwyczajów i norm dobra nie jest, ponieważ były wykształcone w nieistniejącym już świecie, chociaż inne mają poważne umocowania, o których pisałem już na blogu. Mamy jednak umysł i wolę, możemy zmieniać to, co nie pasuje do obecnego świata, ale wypadałoby uświadomić sobie, że to wszystko w niewielkim stopniu dotyka cech płci.

Gender to ledwie warstewka cywilizacyjnego lakieru na kobiecości i męskości, nic więcej.

Uderza mnie w czasie czytania czy słuchania tego rodzaju informacji aprioryczne, bez słowa uzasadnienia, uznawanie gender za istotę płci, za kreatora męskości i kobiecości. Niewątpliwe istnienie zespołu kulturowych cech i zachowań nazywanego płcią gender nie przeczy istnieniu pozostałych determinantów płci, a nawet więcej: część z nich świadczy o ich istnieniu, tylko trzeba sięgnąć głębiej, do praprzyczyn ukształtowania tych cech. Nie wszystkie wynikają z zacofania lub niewiedzy, jak uważają genderyści; jednak tej wiedzy nie nabędzie się z kilkuminutowych artykulików w internecie. Nie poznamy tam też mechanizmów działania ewolucji, które mają tutaj zastosowanie.

Nota bene, moja znajoma zauważyła, że skoro tak przeciwni są odmiennym normom i wzorcom, powinni być nazywani antygenderystami. Słuszna uwaga, ale tylko w tej ich niezgodzie. Są jednak genderystami w znaczeniu uznawania płci gender za jedyny, a przynajmniej najważniejszy, determinant płci.

Zajrzałem też na stronę katolicką. Zaproszono ludzi nauki i rozmawiano o płci, oczywiście totalnie odrzucając ideologię gender. Zniesmaczony, zamknąłem stronę przed końcem wykładów, bo były tak samo sztuczne, rażące stronniczością, jak filmiki ideologów gender, tyle że z przeciwnym znakiem. Był i drugi powód zniesmaczenia: oto członkowie organizacji przez wieki potępiającej naukę i naukowców, nagle zapraszają ludzi wykształconych i ich słuchają, bo akurat tak się składa, że ich opinie są przydatne. Fałszywe to i podszyte niechęcią do kobiet.

My sami, mężczyźni, jesteśmy winni. Przez wieki przekonywaliśmy siebie i kobiety o ich gorszości, wmawialiśmy im podległość jako ich naturalny stan, a kiedy wreszcie mogły mówić, co myślą o takich poglądach i robić, co zechcą, okazało się, że w swoim pędzie zaprzeczania dawnym męskim teoriom zaczęły zaprzeczać istnieniu jakichkolwiek różnic między nami, poza wyuczonymi w dzieciństwie normami zachowań.

Wyznawcom tej ideologii wypadałoby zapoznać się z obecnym stanem związków młodych kobiet i mężczyzn, z kłopotami w sprawach miłości dziewczyn i chłopaków wkraczających w dorosłość. Może dostrzegą związek ze swoimi poglądami, chociaż wątpię, skoro nie tylko nie dostrzegają w nich nic niewłaściwego, tym bardziej nagannego, to jeszcze mają je za wyznacznik nowoczesności.

Chciałbym widzieć w tego rodzaju poglądach przemijającą modę, odpowiednik za małych marynarek, i wierzyć, że przyjdzie odmiana, ale to nie moda. Tak wielu ludzi bezrefleksyjnie przytakuje poglądom ignorującym naukę, że wypada mi napisać o niepokojących zmianach kulturowych.

Obecnie wahadło jest przechylone; wyrównanie nastąpi wtedy, kiedy kobiety zrozumieją, że ich wyjątkowość na tyle głęboko sięga w jestestwo, że jest nie do nauczenia, nie do podrobienia. Póki co mamy ideologię (anty) gender.

środa, 22 grudnia 2021

Zmiany w obyczajach i w języku

 

191221

Drugi tydzień nie pracuję chorując na covid. Siedzę w pokoju w bazie, który coraz częściej postrzegam jak salę szpitalną. Tutaj, w tym pokoju, spędzę samotne święta. Trochę czytam, więcej oglądam filmów przyrodniczych, napisałem kilka listów i ten tekst. Wiem, że zainteresuje parę osób, może tylko jedną, ale to nic nowego, wszak tak mam na blogu od lat. Piszę o tym, co ważne jest dla mnie, a nie co modne i chętnie czytane. Takich tekstów tutaj nigdy nie było i nie będzie.

* * *

Padł mi laptop. Nie reanimowałem go, ponieważ od początku nie lubiliśmy się, więc rozstałem się z nim bez żalu. Nowy ma najnowszy system operacyjny, mianowicie Windows 11, i o nim napiszę parę słów. Dla mnie, zwykłego użytkownika, różnice są niewielkie: coś było z lewej, teraz jest z prawej strony i doprawdy niewiele więcej, chociaż możliwe, że zmiany są, ale niewidoczne.

Włączał mi się dziwny program o nazwie Cleaner, więc odkurzacz czy czyściciel. Któregoś dnia umyślił sobie, ten program, wgranie mi do laptopa nowej przeglądarki internetowej. Był tak namolny, że nie dał się zamknąć, mrugając przy próbach i żądając zgody na pobranie. W moim własnym laptopie! Udało się go przekonać do mojej decyzji, a to poprzez jego całkowite usunięcie z komputera. Niech sobie czyści komputery swoich twórców. 

To nie jest drobiazg, a coraz powszechniejsza cecha programów i korporacji je piszących. Oni uzurpują sobie prawo decydowania za nas, co jest nam potrzebne, przy czym działają na siłę, podstępnie, z ukrycia, w nosie mając prawo decydowania o moim własnym komputerze czy telefonie. Ma być jak my chcemy, bo my wiemy lepiej!

Typowe funkcje używane nie tylko w edytorze tekstów, jak wytnij, wklej, zmień nazwę, kopiuj, nie mają teraz opisów, a ikonki. Opisy jeszcze są, pojawiają się jako dymki, czyli coś uzupełniającego, dodatkowego, coś w zaniku. Dobrze, że są, bo miałbym kłopoty. Niektóre ikonki są oczywiste, jak nożyczki, ale zgadnijcie, co oznacza ikonka z… właściwie nie wiem, z czym. Widzę biały prostokąt z dwoma niebieskimi kreskami. Programistom skojarzył się z funkcją zmiany nazwy pliku. Możliwe, że nie skojarzył się wcale, ale po prostu mając ustalić jakiś symbol, wybrali taki, bo w końcu czemu nie.

Piszę o tym dostrzegając tutaj wyraźny trend do rezygnacji z pisma, i zastępowania słów symbolami graficznymi. Teraz jeszcze „dymek” podpowiadający znaczenie, ale idę o zakład, że wkrótce zniknie i wtedy jeśli nie będziesz wiedział, człowieku, co oznaczają dwie niebieskie kreski na prostokącie, to znajomość pisma nic ci nie pomoże. Wkraczamy w ikonkowy świat. Pismo? Póki nie zostanie całkowicie wyrugowane jako przejaw zacofania, jeszcze będzie używane, coraz mniej i mniej, aż w końcu znajdzie dla siebie ostoję w fachowych artykułach, chociaż wcale nie jestem tego pewny. Wszak i tam można wymyślić krzaczki.

Program do pisania wyświetla mi inną poradę każdorazowo po włączeniu, a ma ich setki. Są różne, najczęściej w ogóle nie wiem, o co chodzi, i to w programie nieco mi znanym, używanym od lat. Oto przykładowa „porada”:

Włącz masywne obliczenia równoległe komórek formuły.

Kiedyś chciałem tak sformatować długi tekst, by program dzielił go na rozdziały, ich początki ustalał na początku strony i automatycznie aktualizował spis treści. Udało mi się to, ale kosztem kilku godzin myszkowania po internecie i szukania porad, bo wiadomo, że nikt nigdy nie znalazł rozwiązania swojego problemu w dziale pomocy samego programu. Jeśli ktoś uważa, że to przesada, niech sprawdzi, na przykład tak formatując tekst, jak to opisałem. Uważam, że sam fakt istnienie stron na których ludzie opisują, w jaki sposób udało się im uruchomić określoną funkcję zwykłego użytkowego programu, jest przejawem klęski programisty i bylejakości jego produktu. Każdą funkcję da się opisać jasno, prosto i logicznie, tylko potrzebne są dwa warunki: oprócz chęci trzeba mieć umiejętności jasnego wyrażania swoich myśli, a jednego i drugiego tym ludziom brakuje. Nikt od nich nie wymaga przejrzystości programu, a od działu pomocy wymaga się jedynie, by był.

Doszło do sytuacji paranoicznej, w której za rzecz normalną ma się nieprzejrzystość obsługi programu, a za nienormalną wytykanie błędów. Tak jakby program uświęcał się samym faktem istnienia.


Kolega przysłał mi dwa wyrazy dosłownie nafaszerowane błędami: fzhut i óżont. Mogłyby zająć pierwsze miejsca na liście „twórczego” podejścia do polskiego, gdyby były autentyczne, a co do tego mam wątpliwości. Moje przykłady z pracy: pszót, pszewut, bęzyna, będzyna, także parę dni temu dodane łazięka i lobuwka, są autentyczne. Dla ludzi tak piszących niewątpliwym ułatwieniem będzie ikonka przedstawiająca przechylony kanister, z którego kapie bęzyna, a nawet będzyna.

Tak piszą prości, niewykształceni ludzie? Nieprawda. Jeszcze niedawno faktycznie po takich błędach można było poznać ludzi nieobytych w pismem, teraz wszyscy pospołu tak piszą.

Otrzymałem list z firmy ubezpieczeniowej:

Dziękujemy, że kontynuujesz ubezpieczenie”. Gdzie błąd, może ktoś zapyta? W naszym języku dziękuje się za coś, nie za że. Poprawniej było napisać „dziękujemy za to, że…”, ale taka forma też brzmi kulfoniasto. W pełni poprawna forma to „dziękujemy za kontynuację ubezpieczenia”. Firmie wysłałem uwagę, ale jestem pewny jej wykasowania, czemu mógł towarzyszyć charakterystyczny gest ramion. Bo teraz niemal nikt nie szuka odpowiedzi na niejasności, które przecież pojawiają się często w czasie używania naszego niełatwego języka. Teraz jego użytkownicy patrzą, jak piszą inni i… sami tak piszą. Poprawność lub jej brak, dobre lub złe brzmienie, istnienie lub zagubienie sensu i smaku, nie mają najmniejszego znaczenia i nikogo nie interesują. W książce z pogranicza psychologii i socjologii, a więc dotykającej trudnych i subtelnych relacji międzyludzkich, co raz spotykałem się ze słowem generowanie, czyli pojęciem bardzo technicznym. Autor (a może tylko tłumacz) nie widział nic niestosownego w jednakowym nazywaniu wytwarzania prądu czy osiągania mocy, a budzeniu się niepokoju w człowieku.

Na stacji paliw kupowałem kawę. Rzadko to robię, bo cena osiem lub więcej złotych jest zdzierstwem, zwłaszcza, że dostaję papierowy kubek a nie zgrabną filiżankę, ale czasami się decyduję. Z listy wybrałem „Kawę Z Mlekiem”. Dokładnie tak było napisane, przy czym napis pojawił się na ekranie, więc jego pisownia ustalona została w toku programowania.

Otworzyłem You tube:

Od Teraz Drogi I Samochody Nie Są Potrzebne”

Budowanie Niesamowitego Basenu”

Jak Powstają Roboty Przemysłowe”

Trzecia część tytułów jest tak pisana, a jeśli zajrzy się na strony angielskojęzyczne, widać, skąd przychodzi ten dziwaczny zwyczaj. Stamtąd przychodzi też do nas nowe modne słowo: „epicki”. Dobrze, film nakręcony z wielkim rozmachem, albo duże i dobrze napisane dzieło literackie, niech mają ten szczytny przydomek, ale nazywanie tak byle jak napisanego tekstu lub filmiku na You tube tylko dlatego, że jest nieco dłuższy od innych, jest przejawem mody wyradzającej się w manieryzm i niezrozumieniem używanego słowa.

Próby wskazania błędu kończą się bardzo charakterystycznym silnym oporem, ignorowaniem argumentów, wzruszaniem ramionami, a nawet gniewem. Teraz tak się pisze! – oto koronny argument ucinający dyskusję. Ta odporność na argumenty i podążanie za modą jest cechą pojawiającą się obecnie w wielu dziedzinach, bo czyż inaczej jest z niektórymi poglądami uznawanymi za nowoczesne? Tracimy zdolność krytycznego, analitycznego, a nade wszystko własnego myślenia. Poglądów nie wypracowujemy, a je przejmujemy; wiedzę, o ile w ogóle, to zdobywamy na minutowych stronach lub popularnych vlogach, uznając ilość „polubień” za miernik ich jakości i prawdziwości.

Nasz język, ale w pewnej mierze i nasze poglądy, ubożeją (to powiązanie jest bardzo charakterystyczne), bo my sami umysłowo dziadziejemy, sprawniejszymi stając się jedynie w klikaniu.

czwartek, 9 grudnia 2021

Brzozy we mgle

 051221

Po przyjeździe w góry często siedzę w samochodzie czekając na początek dnia, dzisiaj dzień zaczął się beze mnie. Z powodu zaśnieżonych dróg jechałem w tempie starego żółwia, w rezultacie wyruszyłem na szlak z lekkim opóźnieniem. To pierwsza od ponad półrocza prawdziwie zimowa wędrówka, więc mam jak tłumaczyć swoje niepomyślenie o skutkach padającego śniegu.

Tak, dzień był zimowy. Co prawda mrozu nie było, termometr wskazywał około zera, ale z szarego, ciężkiego nieba niemal cały dzień padał mokry śnieg, a były i mgły. W dolinach widziałem na kilometr, może dwa, bliżej szczytów widoczność spadła do dwustu metrów, a kolorów tyle wypatrzyłem, ile liści na bukach. Widziałem przytłoczone brzydkimi chmurami monochromatyczne zimowe krajobrazy, ale też klasycznie zimowy las z ośnieżonymi świerkami. 


Szybko
okazało się, że nad słoneczne jesienne widoki większą wartość miał dla mnie powrót w moje góry i zobaczenie je takimi, jakimi najczęściej widywałem przez wszystkie minione lata. Czułem ulgę i zadowolenie, a nade wszystko rozczulenie; byłem u siebie.

Dobrze zrobiłem jadąc w moje góry, nie w Góry Wałbrzyskie, a takie myśli miałem, bo tutaj pomagała mi pamięć. Tam, gdzie wzrok grzązł w mgle, wspomnienie przypominało mi widok w jasnym świetle dnia, a w nowym miejscu szedłbym po prostu we mgle, niewiele widząc.

Pierwsze dzisiejsze spotkanie potwierdziło wrażenie bycia u siebie. Otóż w okolicy Chrośnicy widziałem już kilka razy kobietę prowadzącą psa na smyczy, w drugiej ręce trzymającą otwartą książkę.

Ilekroć widzę panią z książką, zazdroszczę autorowi – przywitałem ją dzisiaj.

A pan znowu chodzi!?

Chwilę rozmawialiśmy. Przyznała, że akurat dzisiaj nie dało się czytać. Faktycznie, było ślisko. Oprócz luźnych kamieni, pod śniegiem trafiały się zamarznięte kałuże, więc trudno było iść patrząc w niebo lub w książkę.

Szedłem na Kopy. Początkowo szlakiem wiodącym kamienistą drogą, właśnie tam spotkałem Czytelniczkę, później swoimi ścieżkami, a im byłem wyżej, tym mniej widziałem. Początkowo czułem zawód, wszak wiele jest tam widokowych miejsc, ale na wspomnienie brzozowych zagajników myśli rozjaśniły się, a zawód poszedł precz, zastąpiony chęcią zobaczenie brzóz we mgle. Chciałem wejść między nie i stojąc nieruchomo, w ciszy zupełnej, posłuchać, co mi powiedzą. Tylko gdzie są te brzozy, pod którymi parę lat temu znalazłem tak dużo kań, że mogłem sobie pozwolić na ich wybieranie? Na tym zboczu Kopy są łąki, ale poprzedzielane szpalerami drzew i zagajnikami, wśród których łatwo stracić orientację, zwłaszcza we mgle, jak dzisiaj. Znalazłem je, a kółeczko widoczne na linii szlaku jest śladem poszukiwań.







 Brzozy we mgle… Ciche i nieruchome, jakby zamarłe, ale przecież żywe. Ilekroć uświadomię sobie posiadanie przez nich genów „napisanych” dokładnie takim samym językiem jak nasze, z których część jest nawet takich samych, doznaję zdumienia. Dalecy, ale jednak nasi krewni. Mówi się o emanacji… czegoś, jakieś formy energii z drzew. Możliwe, bo rzadko, ale bywa, że coś czuję albo tak mi się wydaje, jednak z brzozami jest inaczej. Te drzewa faktycznie czuję. One działają na mnie, coś mówią. Nie rozumiem ich mowy, ale czuję spokój. One mnie wyciszają tak, jakby chciały mi powiedzieć, że życie to nie szarpanie się ze sobą, z ludźmi i problemami, nie zdobywanie (szczytów, rzeczy, znaczenia), a po prostu zwykłe życie, w którym odnajdzie się pogodę ducha i gotowość na przyjęcie losu.

Nie korzystałem w map, pomagały mi drzewa; kiedy zobaczyłem jedno ze znanych i pamiętanych, wiedziałem dokładnie, gdzie jestem. Wybrałem kierunek i poszedłem w stronę Jaśkowego miejsca, ale na otwartej przestrzeni, gdy drzew już nie widziałem, poczułem się mniej pewnie. Tylko nachylenie stoku mogło mi podpowiadać drogę. Najpierw z mgły wyłoniła się ściana lasu, a po dwóch minutach zobaczyłem przed sobą brzozę. Ich brzozę. Poczułem dumę: trafiłem w punkt, bez odchylenia.




Akcja książki zaczyna się powrotem Jasia do wsi, a szedł od samotnej skały ukrytej w lesie. Poszedłem tam – nie z powodu moje bohatera, dzisiaj tak naprawdę nie szedłem jego śladami, a swoimi; chciałem po prostu zobaczyć tę skałę i rumowisko u jej stóp we mgle. Wiedziałem, że należy minąć ogrodzenie szkółki leśnej, i zaraz za nią wejść między młode świerki gęsto tam rosnące; wyżej znajdę mało widoczną ścieżkę wydeptaną przez zwierzęta. Doprawdy, nie wiem, po co tam skręciłem po raz pierwszy. Ogrodzenia ani grupki świerków nie było. Tam, gdzie uznałem, że powinna być ścieżka, zobaczyłem wyjeżdżoną drogę pełną połamanych gałęzi – typowe ślady ścinki drzew. 
Na szczęście ta „droga” skończyła się pod szczytem grzbietu. Skręciłem w lewo, ale pewności nie miałem, czy jestem we właściwym miejscu, jednak po chwili zobaczyłem wierzchołek skały i drugi raz dzisiaj poczułem zadowolenie. Trafiłem.


 

Po stromym tam skalnym rumowisku trudno było dzisiaj zejść. Nieproszony, pojawił się obraz mnie leżącego po upadku, z uszkodzoną nogą i telefonem, w odpowiedzi schodziłem jeszcze wolniej. Ilekroć przyglądam się tej skale, mam trudne do odparcia wrażenie patrzenia na kamienny mur postawiony przez ludzi. Spójrzcie, proszę, na te kamienie, czyż nie widać między nimi zaprawy?

Równie mgliste jak ten dzień miałem plany wędrówki, ale drogę wychodzącą z lasu przy brzozach miałem w planie. To miejsce ma urok dla mnie szczególny, mianowicie dali otwierającej się między brzozami, a niewiele dalej jest droga pod lasem – najładniejszej, skoro biegnącej granicą dwóch światów i z dalekimi widokami. Dzisiaj dal nie była odległa, zasłonięta sinoszarymi chmurami, ale przecież pamiętałem to miejsce, więc wspomnienia, tak dzisiaj ważne, przywoływały dawne obrazy.

 



Pod bukami rosnącymi na szczycie Babińca siedziałem kiedyś patrząc w dal, gdy podjechał do mnie właściciel okolicznych ziem i długo rozmawialiśmy. Po sąsiedzku rośnie grusza na miedzy – ta sama, której kolor owoców kiedyś podziwiałem; jak nazwać barwę nabieraną przez owoce dzikiej gruszy pod wpływem słońca? Bursztynową? Złotozieloną? Dzisiaj patrzyłem na nagie, czarne drzewo, ale i tamto, z pięknych dni jesieni, też widziałem.

Od szosy przecinającej przełęcz odchodzi polna droga, na jej brzegu parę razy zostawiałem samochód; przechodząc tamtędy spojrzałem na pobocze tak, jakbym spodziewał się zobaczyć ślady sprzed lat. Na zboczu Rogatki podziwiałem kiedyś małe, niepozorne, ale ujmująco ładne kwiatki; dzisiaj idąc tamtędy patrzyłem pod nogi, odruchowo je szukając. Przy cyplu lasu opuściłem polną drogę wchodząc na łąkę, ale wiedziałem, że gdybym zszedł nią niżej, zobaczyłbym jesion opasany drutem kolczastym; nie chciałem widzieć go dzisiaj, ale i tak widziałem drzewo próbujące wchłonąć w siebie obce ciało. Bo drzewa nie walczą tak jak my, one się przystosowują.

Wokół widziałem górki pozbawione kolorów i zamarłe drzewa, a wiele z nich rozpoznaję i pamiętam; patrzyłem na zapomniane drogi, uśpione pola i łąki, rudziejące modrzewie i brzozy trzymające ostatnie swoje liście… Wszystko takie opuszczone, pogrążone w nostalgii i tak bardzo moje. Jak nazwać tysięczne nici łączące mnie z górami, wśród których przeżyłem półrocze wypełnione wędrówkami od świtu do zmierzchu?

Oczywiście większość dzisiejszej trasy znałem, ale i poznałem parę nowych miejsc. Na przykład po raz pierwszy wszedłem na szczyt Skały, niewielkiej zalesionej górki, a znalazłem tam grupę małych skałek. Zwróciły moją uwagę ładną, warstwową strukturą, zupełnie odmienną od skały na Kopach. Na tych rosną grube, gęste i intensywnie zielone mchy. Skałki pod zielonymi czapami na szczycie Skały.

 



Kiedyś mieszkaniec jednej w kaczawskich wiosek powiedział, że na pewno chodzę po tych górach za karę, a kilku innych pytało, po co właściwie przyszedłem, skoro nic tutaj nie ma. Parę osób uznało, że szukam czegoś w ziemi, a nikomu nie przyszło do głowy wytłumaczenie najoczywistsze: że chodzę dla wrażeń. Dzisiaj po raz pierwszy spotkałem dwoje młodych mieszkańców tych gór chodzących kaczawskimi ścieżkami dla ich urody i dla zdrowia. Chwilę rozmawiałem z nimi, byli ciekawi moich wędrówek. Życzę im, by nigdy nie nasycili się widokami swoich gór i zawsze wracali pod Okole.

Spotkałem ich na przełęczy pod Leśniakiem. Jest tam łąka podchodząca wyżej po zboczu góry, a z dwóch jej stron biegnie szlak wiodący z Okola. Kiedyś ta droga i widoki z niej tak mi się spodobały, że dzisiaj, przechodząc opodal, nie mogłem ominąć tych miejsc. Właśnie tych.

 

Zdjęcia robiłem pod koniec dnia, gdy światło, i tak nijakie cały dzień, zszarzało jeszcze bardziej zapowiadając zmierzch. Kończył się chmurny dzień, o którym można było powiedzieć, że jest ponury. Można, gdybym spędził go pod dachem lub w mieście, ale byłem w swoich górach.

Zmierzchało się, kiedy schodziłem do wioski.

Trasa:

Samochód zostawiłem w Chrośnicy, na stałym miejscu w pobliżu kościoła i poszedłem na Chrośnickie Kopy. Byłem na szczytach, bądź blisko nich, Kop (pamiętacie?: jedna z gór pasma Chrośnickich Kop nazywa się Kopy) i Lastka; odwiedziłem skały ukryte w lesie gdzieś między Lastkiem a Ptasią. Po zboczu Ptasiej zszedłem do wsi Janówek, a z niej poszedłem na szczyty Babińca, Skały i Rogatki. Minąłem przysiółek Orzechowice, wszedłem na zbocze Leśniaka, a stamtąd wróciłem do Chrośnicy.

Przeszedłem 17 km.