050622
Przed przeniesieniem się do centralnej i wschodniej części Roztocza, chciałem jeszcze poznać na zachodnich granicach kilka wzgórz mających swoje nazwy. Wypiętrzenia, na wyrost czasami nazywane górami, rzadko bywają wyraźnie zaznaczone, szczególnie w tej części krainy. Trudno określić, gdzie się zaczynają i kończą ich zbocza, oraz gdzie jest szczyt, skoro równie dobrze może być w wybranym miejscu, jak i sto kroków dalej, jednak magia nazwy działa. Zarys trasy ustaliłem dość ambitnie, zwłaszcza wobec widocznego na mapie braku polnych dróg wiodących w pobliża szczytów wzgórz. Wiedziałem więc, że potrzebna będzie improwizacja, szukanie niezaznaczonych na mapie dróg, w ostateczności korzystanie z miedz. O tej porze roku, gdy zboża są wysokie (rzepak sięga głowy), polami ani nie ma możliwości, ani nie wypada chodzić. Wyjątek stanowią pola z kukurydzą, ponieważ rośliny te rosną rzędami w sporej odległości i są teraz małe, sięgają połowy łydek, można więc iść taką plantacją nie czyniąc szkód.
Ranek był mglisty i chmurny, a że prognozy mówiły o słonecznym popołudniu, po godzinie, znalazłszy ładne miejsce na miedzy pod brzozami, zarządziłem dłuższą przerwę. Teraz posiedzę tutaj, w zamian wrócę do samochodu później niż zwykle – postanowiłem.
Zadzwoniłem do kolegi, a rozmowa z nim nie trwa krócej niż godzinę. Przejaśniało się jednak wolno, dopiero około godziny szesnastej niebo na dobre wybłękitniało.
Pierwsze wzgórze, Podgórzakową Górę, znalazłem tylko dzięki
wskazaniom GPS, ponieważ jej po prostu nie widać. Punkt szczytowy
jest zaznaczony w pobliżu słupa energetycznego widocznego na
zdjęciu. Na mapie jest, w terenie nie ma.
Drugie wzgórze, Samolejowa, była wyraźnie widocznym wypiętrzeniem.
Widziałem je z różnych miejsc trasy, także z odległości kilku kilometrów, a będąc pod szczytem, na odległej linii horyzontu zobaczyłem samotne drzewo.
Oczywiście od razu zachciałem widzieć je z bliska – i zobaczyłem, bo jak się okazało, rośnie pod szczytem Kopca, następnego wzgórza na mojej liście. W linii prostej dzieli je odległość sześciu kilometrów (zmierzyłem na mapie), ale doszedłem tam szerokim zakolem. Droga schodząca ze wzgórza wiodła mnie dokładnie ku drugiemu wzgórzu, ale się skończyła i dalej mogłem iść w lewo lub w prawo. Poszedłem w prawo szukając poprzecznej drogi, czyli wiodącej w „moją” stronę. Szedłem zapomnianą, zarośniętą drogą, szedłem, aż w końcu doszedłem do wioski ponad kilometr w bok, co widać na mapie. Był i plus, a jakże!: w wioskowym sklepiku kupiłem loda, smakował wyjątkowo w ten bardzo ciepły dzień. Wypatrzona za wioską droga w stronę Kopca okazała się zarastającą ścieżką między dwoma polami wysokiego rzepaku. Szedłem nią rozgarniając wychylone gałązki mokre po wczorajszym deszczu, mocząc spodnie. Później wygodnym do marszu polem z kukurydzą doszedłem na szczyt, pod gruszę widzianą parę godzin wcześniej. Teraz na horyzoncie ciemniała kępka drzew na szczycie Samolejowej. Byłem tam – powiedziałem sobie patrząc na malutkie z tej odległości wybrzuszenie na styku ziemi i nieba.
Niewiele dalej na północ jest jeszcze jedno nazwane wzgórze, widać je na mapie, ale zrezygnowałem z pójścia tam. Była już szesnasta, uznałem więc, że pora wracać, zwłaszcza że chciałem zobaczyć źródło Bystrzycy.
To największa rzeka przepływająca przez Lublin, moje rodzinne
miasto, rzeka znana z dzieciństwa: w letnie dni chodziłem z
kolegami kąpać się w niej. Rzeka nie ma jednego wyraźnego źródła,
a wysącza się powoli w rowie zarośniętym pokrzywami i czarnymi
bzami.
Ostatnim wzgórzem była Kamienna Góra. Szedłem granicą pól i lasu, dopiero za szczytem, niemal niewidocznym, trafiłem na wygodną polną drogę, którą doszedłem do wioski i do samochodu. Kamieni na górze nie znalazłem, ale ładne widoki owszem.
Obrazki ze szlaku.
Kwitną róże. Pierwsze widziałem rano, mokre po wczorajszym deszczu, jakby nim wymęczone, biedne, ale pachnące prawdziwie różanie, czyli delikatnie i ładnie, ładniej od zapachów zamkniętych w buteleczkach i sprzedawanych w sklepach. Później widywałem pszczoły na tych kwiatach. Jak smakuje różany miód? Czy ktoś zna smak takiego rarytasu?
Obok polnej drogi, między drzewami, zobaczyłem dom, a że droga prowadząca ku niemu była zarośnięta, zaciekawiony poszedłem zobaczyć dom z bliska. To było całe opuszczone gospodarstwo: drewniany dom i kilka budynków gospodarczych. Tuż przy oknach wyrosły drzewa, próg jest spróchniały, dach omszały, na podwórzu rosną zarośla, ale jeszcze widać ślady dawnych zdobień domu. Drzwi były otwarte, więc wszedłem: rozlatujący się piec kuchenny, odpadające tynki, „święty” obrazek na ścianie, pajęczyny, zapach staroci, a w kącie lampowy telewizor.
Cisza, smutek i opuszczenie.
W mijanym zagajniku widziałem ślady wyrębu drzew liściastych, zapewne na opał. Zostało parę pokaźnych konarów grubości uda i przedramienia, więc dość grube, dobre na opał. To nie chrust, nie cienkie i na pół spróchniałe gałązki spalające się błyskawicznie i niewiele dające ciepła. Często widuję takie pozostałości po wyrębach, a mam je za marnotrawstwo. Skoro już pozbawiono drzewo życia, należy drewno starannie wykorzystać. Na miejscu niech zostaną tylko cienkie gałązki, będą domem i pokarmem dla wielu zwierząt, a później użyźnią ziemię.
Widziałem kilka kęp niezapominajek polnych, wyjątkowo dużych jak na swoją zwykłą mikroskopijną miarę, ale fotografie mi się nie udały. Te kwiaty są ujmująco ładne, niebo w nich jest, pole i uśmiech lata.
Próbowałem zrobić zdjęcie śpiewającemu skowronkowi, ale aparat go nie widział; zobaczył jednak jaskółkę. Patrzyła na mnie, byłem blisko, ale nie uciekała, przyzwyczajona do ludzi. Jaskółki są najweselszymi najwdzięczniejszymi i najpiękniej latającymi ptakami. Są jednym z symboli lata.
Przy drodze, na brzegu pola, widziałem kupę śmieci. Jak się
okazuje, do pozbycia się ich wcale nie jest potrzebny las.
Droga nagle skręca wchodząc na pole by ominąć kałużę. Kiedyś był to zwykły widok, zwłaszcza na lessowych ziemiach Lubelszczyzny, teraz przywołuje wspomnienia dzieciństwa, czasów, gdy mało było wsi do których wiodły asfaltowe drogi. Pamiętam takie grząskie miejsca, po deszczach praktycznie nie do przejechania. Kałuże, czasami z zieloną wodą, były na nich niemal zawsze. Bywało, że właściciel sąsiedniego pola kopał poprzeczne rowy na polu żeby inni nie mogli przez nie przejeżdżać. Utwardzano takie miejsca rzucając w kałuże gałęzie, popiół lub gruz. Takich dróg i miejsc już się niemal nie spotyka, chyba że na mało używanej polnej drodze gdzieś w zapadłym zakątku Roztocza.
Nowy to dom, czy stary po remoncie?
Trasa: Wyruszyłem z wioski Cieślanki na zachodnim Roztoczu. Idąc przez Podgórzakową Górę i wzgórze Samolejowa doszedłem wisi Majdan Grabina. Następnie przez wzgórze Kopiec zawędrowałem do wsi Zakrzówek Wieś. W wiosce Sulów odnalazłem źródło rzeki Bystrzyca. Minąłem wieś Blinów Drugi, wszedłem na Kamienną Górę i z niej wróciłem do wsi Cieślanki.
Statystyka: w osiem godzin przeszedłem 25 km, a przerwy trwały cztery godziny.