Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

czwartek, 14 lipca 2022

W Górach Kaczawskich

 020722 i 030722

Spędziliśmy pół dnia w okolicach Trzmielowej Doliny w moich górach, a następnego dnia zwiedziliśmy zamek w Bolkowie.

Pokazałem wnuczce ulubione miejsca w okolicach Trzmielowej Doliny, ale też jedno z miejsc związanych z moją książką o Jasiach: kępę drzew na zboczu Ogiera. Wnuczka odpoczywała na kamiennym siedzisku, na którym wiele już razy siedziałem patrząc na Dolinę, Rudawy i daleką ścianę Karkonoszy. Później Helena szła drogą spod lipy w dół, ku Wysoczce, jedną z najpiękniejszych dróg kaczawskich, a ja patrząc na nią zdawałem sobie sprawę z wyjątkowości tego dnia. Ilekroć pojadę tam w przyszłości, będę wspominał nasze wspólne wędrowanie.

 


 Wiele razy nocowałem w Bolkowie, ale nigdy nie byłem na zamku, bo zawsze wygrywały kaczawskie drogi. Sposobnością do poznania budowli była chęć urozmaicenia dnia wnuczce.

Piękne widoki ze szczytu wieży i mnóstwo jaskółek – tak najkrócej mogę opisać zwiedzanie zamku.

 



Te wdzięczne ptaki zapewne znalazły dla siebie dogodne miejsca na gniazda w zakamarkach starych murów, oczywiście też mnogość insektów, bo latały całym stadami. Ich zwariowany lot i ostry świergot w połączeniu z błękitem nieba i rozległymi widokami, tworzył obraz prawdziwie letniego dnia.

Po raz pierwszy byłem w centrum Bolkowa. Miasteczko może się podobać: stare kamieniczki, wąskie uliczki i jakby senność charakterystyczna dla takich wiekowych i dość biednych miasteczek. Oboje upodobaliśmy sobie długie cieniste arkady, a to z powodu sprzedawanych tam dobrych lodów.

 


W ostatnie popołudnie urlopu pojechałem pod Gorzanowice, wioskę w pobliżu Bolkowa; Helena uznała, że dość jej na dzisiaj włóczenia się po pagórkach.

Wybór podyktowany był bliskością wioski, odległej od miasta o ledwie parę kilometrów. Gór tam nie ma, to pogórze z łagodnymi wzniesieniami i wielkimi polami poprzetykanymi laskami, ale widoki są rozległe. W pobliżu wioski jest droga, z której widać Ślężę, Góry Wałbrzyskie i Kamienne oraz wschodnie szczyty kaczawskie – obraz daleki i szeroki na pół widnokręgu. Z drugiej strony wioski wzrok sięga Złotoryi i uciętej na pół góry Wilkołak oraz wzgórz Chełmy – wschodniego krańca rozległego Pogórza Kaczawskiego.

 



Tego popołudnia udało mi się zobaczyć, jedyny raz w tym roku, kwitnącą aleję lip. Mało jest obrazów, uzupełnionych buczeniem latających pszczół i miodowym zapachem kwiatów, tak jednoznacznie kojarzących mi się z latem. Oczywiście spróbowałem kwiatów, okazały się aromatyczne, słodkie, miodowe. Dobre.

Z poprzednich lat zapamiętałem drogę pod wioską z czereśniami, dzisiaj ją odwiedziłem; może pojechałem do Gorzanowic z powodu swojego łakomstwa? Możliwe, bo przy tej drodze miałem czereśniową ucztę, a właściwie obżarstwo, którego nic a nic się nie wstydzę.



Obrazki ze szlaku.

Helena pokazała mi motyla siedzącego na drodze, a ja powoli podchodząc do niego robiłem zdjęcia; parę z nich wyszło całkiem nieźle. Janku, jak się on nazywa? Pewnie mówiłeś, ale wiesz, moja pamięć jest dobra, tyle że ma parę dziurek.

 


Na kaczawskich łąkach gwiazdnica kwitnie całymi kobiercami. Na Roztoczu też jest jej dużo, ale nie tyle co tutaj. Co prawda jeden kwiat tej rośliny może czynić większe wrażenie niż ich tysiąc, ale mijane wielkie kobierce tych kwiatuszków zwracały uwagę swoją urodą. 

 


 Kamień i drzewo, tak nazwałem to zdjęcie. Ktoś niefrasobliwie oparł o pień drzewa kamienną płytę, a przecież drzewo nie może jej zrzucić z siebie. Tak wyglądają skutki. To zdjęcie może też być zobrazowaniem sposobu na życie, czy życiowej filozofii: dostosowanie się, nie walka.

 


Wielkie łany zboża w okolicach Gorzanowic wspomniałem oglądając w domu ten film o żniwach w Ukrainie. Zrobił na mnie wielkie wrażenie.

Ten człowiek ratował zboże narażając się na śmierć. Wierzę, że nie tyle obawa przed stratą pieniędzy nim kierowała, co pragnienie ratowania ziarna, więc żywności. Ziarna, które dla rolnika bywa ważniejsze od pieniędzy, ponieważ jest czymś z pogranicza sacrum. Wszak to dziedzina pani Demeter.

Z dzieciństwa pamiętam starszych ludzi idących ścieżką przy polu z kijem, którym odsuwali wychylone kłosy zboża, a w Ukrainie Hunowie rzucają na uprawy bomby zapalające!

Ukraiński rząd mówi o spaleniu tysiąca hektarów (kilka dni temu tak czytałem) zboża. Jeśli byłaby to pszenica, można mówić o spaleniu około czterech tysięcy ton ziaren, a więc ilości wystarczającej do wyżywienia kilkunastu tysięcy ludzi przez rok.

Ta ruska dzicz pali zboża, a ja dostaję z UNICEF film o głodujących dzieciach z prośbą o wsparcie.

PS

Jeśli już piszę o wojnie, wspomnę o zbiórce na drony polskiej produkcji dla Ukrainy. To bojowe drony typu kamikadze, czyli małe aparaciki latające uderzające w cel całym sobą. Są na najwyższym światowym poziomie jakości i skuteczności, cenione przez wojsko. Pieniądze wydane na ich zakup zostają w Polsce, zasilą polską firmę płacącą u nas podatki i zatrudniającą Polaków. Oczywiście dołożyłem się do tej zbiórki, ale ileż może emeryt?…

 

Trasa pierwszego dnia:

Z Komarna na zbocza Maślaka, następnie Ogier, Kobyła i Źróbek. Szlakiem pod ruiny folwarku, wejście na Wysoczkę, powrót do samochodu pod Przełęczą Komarnicką.

Trasy drugiego dnia: zwiedzenie z wnuczką zamku w Bolkowie, samotny wyjazd pod Gorzanowice






























wtorek, 12 lipca 2022

Rudawy Janowickie

 300622 i 010722

Dwa kolejne dni sudeckiego urlopu spędziliśmy (ja i wnuczka) w Rudawach Janowickich, przy czym w pierwszy dzień towarzyszył nam Janek. Po raz pierwszy byłem na szlaku w towarzystwie dwóch osób i z Heleną. Widzieliśmy mnóstwo skał, jeszcze więcej kwiatów, prztyknęliśmy stos zdjęć i nagadaliśmy się co niemiara.

Po kolei.

Jedyne bezpieczne i bliskie szlaków miejsce parkowania, o ile wybieramy się w stronę zamku Bolczów, jest na terenie prywatnej posesji „Leśny Dwór”, już za Janowicami, w lesie. Na szczęście właściciele są na tyle wyrozumiali i uprzejmi, że za niewielką opłatą (zostawianą na ławce stojącej pod domem), pozwalają zaparkować samochód.

Stamtąd droga na zamek Bolczów jest wygodna i niedługa, a wiedzie pięknym lasem, chwilami wzdłuż klasycznie górskiego, bystrego i kamienistego, strumienia Janówka. Idąc tym szlakiem znajduje się potwierdzenie prawdziwości słów o ważności nie tylko – a nawet nie tyle – celu, co drogi.

Oglądając ruiny średniowiecznych zamków, zawsze przychodzą myśli o możliwym użytkowaniu tych budowli i teraz, gdyby nie wojny i ich ruinacja. Raczej nie cały zamek mógłby być schroniskiem, ale może restauracja, może ciekawie urządzony hotel, może w części budowli apartamenty dla zamożnych oryginałów, może jeszcze jakoś inaczej, ale budowla dalej służyłaby ludziom, gdyby nie jakiś ówczesny Putin, za przeproszeniem.


Byłem na tym zamku chyba po raz trzeci, i jak wcześniej, tak i teraz, zwróciłem uwagę na udane wykorzystanie skał jako części murów. Na paru zdjęciach widać, jak architekt omurowywał skały.

 


Na dziedzińcu jest studnia; kiedyś musiała być bardzo głęboka, teraz jest zasypana, a szkoda. Tuż obok rośnie okazały wiąz odmiany górskiej. Rzadko spotykany gatunek, przepięknie wyglądający wczesną wiosną. Dobrze objaśnia jego cechy charakterystyczne właściciel tej strony.

Idąc szlakiem mijaliśmy wiele skał, część z nich jest na tyle znana i okazała, że ma swoje nazwy, na przykład Skalny Most. To dwie grupy skał o pionowych ścianach wysokości około 30 metrów, a szczelinę między nimi wypełnia parę zaklinowanych skalnych odłamków; niżej je widać. Z drugiej strony, niewidocznej na zdjęciu, wysokość skał jest znacznie mniejsza, a ich rzeźba na tyle urozmaicona, że 12 lat temu wszedłem tamtędy na szczyt i z góry sfotografowałem sam most, czyli te zaklinowane skały. Oto dwa zdjęcia z tamtej wyprawy. 

Tak wygląda most widziany z góry:


Dzisiejsza fotka Skalnego Mostu:

 


Dzisiaj nawet nie pomyślałem o powtórzeniu tamtej wspinaczki nie tyle z powodu bycia opiekunem wnuczki, co po prostu z powodu lat. Swoich lat.

Natomiast wejście na skałę Piec trudne nie jest, więc zdrapaliśmy się tam i na ławce wbetonowanej w skałę urządziliśmy rozgadaną przerwę.

Obok ławki rośnie drzewo, oto jego korzenie szukające ziemi.

 


Widzieliśmy mnóstwo naparstnicy w szczytowej fazie kwitnienia, także piękne, umięśnione buki wśród skał i daglezje, dość licznie tam rosnące. Janek rozgrzewał aparat do czerwoności, a kwiatami i motylami zainteresował Helenę.



Starościńskie Skały, czyli skały na szczycie Lwiej Góry, po stokroć warte są zobaczenia. Na mnie największe wrażenie zrobił ciekawy zakątek na szczycie: wydaje się dobrym miejscem na biwak z ogniskiem wśród grupy niewysokich skał, a jest płaskim fragmentem szczytu na skraju przepaści. Uwodzi kontrast dali podkreślonej wykręconymi bliskimi drzewkami.

 



Grupę skał Krowiarki pamiętam z powodu tych dwóch skał z równą, jak piłą wyciętą, szczeliną między nimi. Na zdjęciach próbowałem je pokazać z dołu i z góry. Dodam tutaj, że zarówno na szczyt Lwiej Góry, jak i na Krowiarki, Helena weszła sama, bez mojej pomocy. Chwalenie się wnuczętami jest zwyczajem i niezbywalnym prawem dziadków.


W drugim dniu poprowadziłem wnuczkę pod Jastrzębią Turnię.

 



Za tą skałą planowałem wspiąć się wyżej, ku szczytowi Krzyżnej, ale dopiero tam, gapa, uświadomiłem sobie skalę trudności tego przejścia bez szlaku. Wydał mi się za trudny dla Heleny niewprawionej w chodzeniu po skalnym rumowisku. Wynajdując dogodne przejścia, sprowadziłem wnuczkę do przełęczy między bliźniaczymi górami i dalej, już szlakiem, weszliśmy na Sokolika. 

 


Obok ławki przed najwyższymi skałami góry jest miejsce na ognisko. Było, bo teraz jest tam śmietnisko. Ludzie wyrzucają śmieci już nie ukradkiem, w krzaki, jak kiedyś, a po prostu tam, gdzie siedzą, niechby to było miejsce na posiłek przy ruchliwym szlaku.

 


Krętymi schodami na szczyt Sokolika Dużego oczywiście weszliśmy, bo jak ominąć widok tak rozległy. 

 


Na tym zdjęciu zrobionym ze szczytu widać Krzyżną Górę, a na jej prawym zboczu Jastrzębią Turnię. Dwie godziny wcześniej byliśmy u jej stóp. Wysokości tej skały ani jej charakterystycznej urody nie widać, gdy stoi się pod nią i zadziera głowę. Jest rumowiskiem dużych i ciężkich skał, ale oglądana z daleka, wydaje się wznosić do lotu.

Może i namówiłbym wnuczkę na Krzyżną, gdyby nie coraz bardziej zachmurzone niebo. Kiedy byliśmy na Husyckich Skałach, zaczął padać deszcz. Już w płaszczach zeszliśmy do schroniska i tam przeczekaliśmy ulewę.

Obrazki ze szlaku.

Ten świerk wygląda tak, jak człowiek trzymający nogę na nodze. Najwyraźniej korzeń nie był zdecydowany, gdzie się kierować.


Podobnie było z tą gałęzią sosny rosnącej na Husyckich Skałach, w rezultacie utworzyła obrączkę wokół pnia. 

Tutaj widać ciekawą formę ukształtowania skały stojącej w pobliżu Jastrzębiej Turni.


Trasa pierwszego dnia:

Start z Leśnego Dworu pod Janowicami Wielkimi. Żółtym i zielonym szlakiem do zamku Bolczów.

Dalej czarnym szlakiem do niebieskiego. Grupy skał: Skalny Most i Piec, za nimi niebieskim szlakiem na Lwią Górę. Następnie niebieskim i żółtym szlakiem do Krowiarek, i dalej żółtym do Leśnego Dworu.

Przeszliśmy około 10 kilometrów, ku niebu wdrapaliśmy się na łączną wysokość 450 metrów.

Drugi dzień: z Przełęczy Karpnickiej na Jastrzębią Turnię via schronisko Szwajcarka. Następnie Sokolik, Husyckie Skały, schronisko i powrót do samochodu.