020722 i 030722
Spędziliśmy pół dnia w okolicach Trzmielowej Doliny w moich górach, a następnego dnia zwiedziliśmy zamek w Bolkowie.
Pokazałem wnuczce ulubione miejsca w okolicach Trzmielowej Doliny, ale też jedno z miejsc związanych z moją książką o Jasiach: kępę drzew na zboczu Ogiera. Wnuczka odpoczywała na kamiennym siedzisku, na którym wiele już razy siedziałem patrząc na Dolinę, Rudawy i daleką ścianę Karkonoszy. Później Helena szła drogą spod lipy w dół, ku Wysoczce, jedną z najpiękniejszych dróg kaczawskich, a ja patrząc na nią zdawałem sobie sprawę z wyjątkowości tego dnia. Ilekroć pojadę tam w przyszłości, będę wspominał nasze wspólne wędrowanie.
Wiele razy nocowałem w Bolkowie, ale nigdy nie byłem na zamku, bo zawsze wygrywały kaczawskie drogi. Sposobnością do poznania budowli była chęć urozmaicenia dnia wnuczce.
Piękne widoki ze szczytu wieży i mnóstwo jaskółek – tak najkrócej mogę opisać zwiedzanie zamku.
Te wdzięczne ptaki zapewne znalazły dla siebie dogodne miejsca na gniazda w zakamarkach starych murów, oczywiście też mnogość insektów, bo latały całym stadami. Ich zwariowany lot i ostry świergot w połączeniu z błękitem nieba i rozległymi widokami, tworzył obraz prawdziwie letniego dnia.
Po raz pierwszy byłem w centrum Bolkowa. Miasteczko może się podobać: stare kamieniczki, wąskie uliczki i jakby senność charakterystyczna dla takich wiekowych i dość biednych miasteczek. Oboje upodobaliśmy sobie długie cieniste arkady, a to z powodu sprzedawanych tam dobrych lodów.
W ostatnie popołudnie urlopu pojechałem pod Gorzanowice, wioskę w pobliżu Bolkowa; Helena uznała, że dość jej na dzisiaj włóczenia się po pagórkach.
Wybór podyktowany był bliskością wioski, odległej od miasta o ledwie parę kilometrów. Gór tam nie ma, to pogórze z łagodnymi wzniesieniami i wielkimi polami poprzetykanymi laskami, ale widoki są rozległe. W pobliżu wioski jest droga, z której widać Ślężę, Góry Wałbrzyskie i Kamienne oraz wschodnie szczyty kaczawskie – obraz daleki i szeroki na pół widnokręgu. Z drugiej strony wioski wzrok sięga Złotoryi i uciętej na pół góry Wilkołak oraz wzgórz Chełmy – wschodniego krańca rozległego Pogórza Kaczawskiego.
Tego popołudnia udało mi się zobaczyć, jedyny raz w tym roku, kwitnącą aleję lip. Mało jest obrazów, uzupełnionych buczeniem latających pszczół i miodowym zapachem kwiatów, tak jednoznacznie kojarzących mi się z latem. Oczywiście spróbowałem kwiatów, okazały się aromatyczne, słodkie, miodowe. Dobre.
Z poprzednich lat zapamiętałem drogę pod wioską z czereśniami, dzisiaj ją odwiedziłem; może pojechałem do Gorzanowic z powodu swojego łakomstwa? Możliwe, bo przy tej drodze miałem czereśniową ucztę, a właściwie obżarstwo, którego nic a nic się nie wstydzę.
Obrazki ze szlaku.
Helena pokazała mi motyla siedzącego na drodze, a ja powoli podchodząc do niego robiłem zdjęcia; parę z nich wyszło całkiem nieźle. Janku, jak się on nazywa? Pewnie mówiłeś, ale wiesz, moja pamięć jest dobra, tyle że ma parę dziurek.
Na kaczawskich łąkach gwiazdnica kwitnie całymi kobiercami. Na Roztoczu też jest jej dużo, ale nie tyle co tutaj. Co prawda jeden kwiat tej rośliny może czynić większe wrażenie niż ich tysiąc, ale mijane wielkie kobierce tych kwiatuszków zwracały uwagę swoją urodą.
Kamień i drzewo, tak nazwałem to zdjęcie. Ktoś niefrasobliwie oparł o pień drzewa kamienną płytę, a przecież drzewo nie może jej zrzucić z siebie. Tak wyglądają skutki. To zdjęcie może też być zobrazowaniem sposobu na życie, czy życiowej filozofii: dostosowanie się, nie walka.
Wielkie łany zboża w okolicach Gorzanowic wspomniałem oglądając w domu ten film o żniwach w Ukrainie. Zrobił na mnie wielkie wrażenie.
Ten człowiek ratował zboże narażając się na śmierć. Wierzę, że nie tyle obawa przed stratą pieniędzy nim kierowała, co pragnienie ratowania ziarna, więc żywności. Ziarna, które dla rolnika bywa ważniejsze od pieniędzy, ponieważ jest czymś z pogranicza sacrum. Wszak to dziedzina pani Demeter.
Z dzieciństwa pamiętam starszych ludzi idących ścieżką przy polu z kijem, którym odsuwali wychylone kłosy zboża, a w Ukrainie Hunowie rzucają na uprawy bomby zapalające!
Ukraiński rząd mówi o spaleniu tysiąca hektarów (kilka dni temu tak czytałem) zboża. Jeśli byłaby to pszenica, można mówić o spaleniu około czterech tysięcy ton ziaren, a więc ilości wystarczającej do wyżywienia kilkunastu tysięcy ludzi przez rok.
Ta ruska dzicz pali zboża, a ja dostaję z UNICEF film o głodujących dzieciach z prośbą o wsparcie.
PS
Jeśli już piszę o wojnie, wspomnę o zbiórce na drony polskiej produkcji dla Ukrainy. To bojowe drony typu kamikadze, czyli małe aparaciki latające uderzające w cel całym sobą. Są na najwyższym światowym poziomie jakości i skuteczności, cenione przez wojsko. Pieniądze wydane na ich zakup zostają w Polsce, zasilą polską firmę płacącą u nas podatki i zatrudniającą Polaków. Oczywiście dołożyłem się do tej zbiórki, ale ileż może emeryt?…
Trasa pierwszego dnia:
Z Komarna na zbocza Maślaka, następnie Ogier, Kobyła i Źróbek. Szlakiem pod ruiny folwarku, wejście na Wysoczkę, powrót do samochodu pod Przełęczą Komarnicką.
Trasy drugiego dnia: zwiedzenie z wnuczką zamku w Bolkowie, samotny wyjazd pod Gorzanowice