180323
Trzeci dzień zamalowywałem obrazami i wrażeniami białą plamę wcześniejszych moich zaniedbań pod Złotoryją. Dzień był pogodny, jednak nie słoneczny, okolica ładna, chociaż powiedziałbym, że mało pogórzańska: blisko była tylko jedna góra, chociaż wiele widziałem ich na horyzoncie. Podejść wiele nie miałem, a żadnych bardziej stromych. Dobrze się szło; pobiłem zeszłoroczny rekord długości trasy, co prawda tylko o pół kilometra, ale jednak.
Rozległe, właściwie ogromne pola są tam lekko tylko pofalowane, czasami nawet płaskie, ale widziałem też strome uskoki, zarośnięte głębokie jary z ciemniejącymi na dnie strugami, a i trafiłem na parę miejsc dla mnie urokliwych. Załamywanie się łagodnych linii pól na zbiegu dwóch wzgórz, fantazyjna linia lasu z dębami wyciągającymi swoje konary daleko w pole, uskok zdobiony brzozami – jak tutaj.
Szedłem słuchając skowronków. Kilka razy udało mi się je wypatrzeć – drżące drobiny na bezmiarze nieba, zwiastuny wiosny, ptaszyny budzące wspomnienia z dzieciństwa u babci na wsi; starej drewnianej wsi, po której nie ma już śladu innego, jak w mojej pamięci. Nota bene, coraz częściej uświadamiam sobie przy okazji dziesiątek wspomnień z odległej przeszłości, że noszę w sobie obraz świata już nieistniejącego, bądź spotykanego tylko w drobiazgach; świata, który dla moich wnuków jest obcy i zapewne niepojęty. Drogiego mi świata dzieciństwa i młodości.
Już nie tylko wawrzynki i śnieżyce potwierdzają przyjście wiosny. Przy ziemi zieleni się wiele drobnych roślinek, a niektóre kwitną; z rozpoznawanych na przykład przetaczniki; na brzegu pola widziałem dużą ich kępę. Małe są, niepozorne, ale ich maleńkie niebieskie oczka patrzą w niebo aż do jesieni. Cóż one wypatrują?
Jeśli nie było pasującej mi drogi, szedłem brzegiem lasu i pól. W takim miejscu zobaczyłem powaloną wiatrem lub chorobą brzozę. Użaliłem się nad nią nie wiedząc, jaką hekatombę złożyły te drzewa bliżej Wałbrzycha, co oglądałem nazajutrz.
Szedłem też drogą wiodącą przy torach nieczynnej od lat linii kolejowej. Dziwnie wyglądają szyny porosłe mchem i spore już drzewa między nimi. Użalam się i nad tymi dziełem człowieka jakby żywą był istotą. Ta zarastająca i rdzewiejąca budowla jest rezultatem tysięcy godzin ludzkiej pracy, a tym samym czasu ich życia. Ludzie wstawali rano i jechali tutaj budować kolej, która miała przynieść awans i gospodarczy rozwój wsiom i miasteczkom wzdłuż niej, później tysiące ludzi jeździło tędy gdzieś za swoimi sprawami, patrząc przez okna na te łagodne pagórki którymi dzisiaj wędrowałem, aż przejechał ostatni pociąg i linia zamarła, niepotrzebna nikomu, zbędna. Nie: brzoza wyrosła między torami znalazła tutaj swoje miejsce. Drzewa na powrót biorą w posiadanie to, co kiedyś człowiek im odebrał razem z życiem.
Szedłem wzdłuż lasu do miejsca, gdzie według mapy najwygodniej mogłem przejść na jego drugą stronę, gdy nagle, na długości jednego kroku, otworzył się daleki i piękny widok. Wzrok pobiegł po zielonych polach hen, aż po granatowe grzbiety Gór Kaczawskich, i dalej, nad nimi, ku białej linii Karkonoszy zamykających widnokrąg. Zobaczyłem, i to dość wyraźnie, Śnieżne Kotły, a nawet budynek na ich szczycie. Sprawdzałem teraz na mapie, widziałem je z odległości około czterdziestu kilometrów. Trzy wyraźne piętra odległości: biel dalekich Karkonoszy na górze, niżej stonowany szarością granat bliższych kaczawskich górek, i zieleń pól podbiegających mi do stóp.
Miejsce zapisuje do elitarnej listy tych z najładniejszymi widokami.
Słabo widać? Tutaj jest powiększenie.
Kamienna Góra, pani tamtych okolic, widziana dzisiaj niemal cały czas, z daleka wygląda ładnie i okazale, z bliska niestety nie. Nie dość, że w starym wyrobisku urządzono wysypisko śmieci (trudno, gdzieś resztki naszej konsumpcji muszą trafić, chociaż czemu akurat na górę?), to jeszcze i poza wysypiskiem leżą kupy śmieci. Nie, nie, więcej tam nie pójdę.
Na terenie drugiego nieczynnego kamieniołomu tej góry jest dziwna budowla: długi na może sto metrów tunel, najwyraźniej dawno nieużywany; wszedłem w niego może 30 kroków. Gdy już nie wiedziałem gdzie stawiam stopy, a przed sobą widziałem jedynie dwa świecące punktu na środku czerni, poczułem strach. Tym strachem mówili do mnie odlegli przodkowie: nie wchodź do ciemnych i nieznanych jaskiń! Posłuchałem się ich i z ulgą zawróciłem.
Na polach trwają prace. Maszyna na pierwszym zdjęciu jest samobieżnym opryskiwaczem, chociaż, jak się dowiedziałem od właściciela, dzisiaj wspomagał rosnące tam zboże płynnym nawozem. Widziałem ciągniki orzące ziemię, ale też i pracę najważniejszą z ważnych: siew. Misterium początku pomnażania chleba.
Obrazki ze szlaku
Widziałem zielone drzewko, chyba śliwę mirabelkę. Pierwsze liście tej wiosny! Szkoda tylko, że na zdjęciu nie wyglądają tak ładnie, jak w naturze.Lipa z dziurką.
Nowe i stare w sudeckiej wsi.
Jak można mieszkać na śmieciowisku? Czy ktoś mieszkający w takim otoczeniu będzie miał opory przed wywiezieniem do lasu śmieci, skoro żyje wśród nich?Udało mi się wypatrzeć daleki Połom, ale kilku mniejszych gór nie rozpoznałem.
Ogłowiona wierzba. Czy wiecie, że obcinanie konarów przedłuża życie wierzbie? W pierwszym odbiorze brzmi to nieprawdopodobnie, ale w drugim już mniej. Odłamujący się duży konar uszkodzi pień, albo i go rozłupie, ale nie te cienkie wiechcie, a wierzba, mimo że taka krucha, jest bardzo żywiołowa w swoim rośnięciu.
Trasa: Ze wsi Pielgrzymka na Pogórzu Kaczawskim w stronę Jerzmanic, następnie wejście na Kamienną Górę. Polami przez wsie Jastrzębnik i Proboszczów do Twardocic, a z tej wioski powrót do Pielgrzymki.
Statystyka: na szlaku byłem blisko 11 godzin, a licznik zatrzymał się w połowie dwudziestego siódmego kilometra.