Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

niedziela, 19 listopada 2023

Na Dudziarzu

 041123

Mam bogate plany sudeckie na późną jesień i zimę, ale przecież nie godziło się rozpoczynać tego sezonu poza Górami Kaczawskimi.

Dudziarz jest jedną z wyższych i rozleglejszych gór kaczawskich, a pod względem urozmaicenia i urody zboczy nie ma sobie równych. Na poznawaniu licznych zakątków, dolinek, grzbietów, wypiętrzeń i bocznych szczytów spędziłem już kilka dni, ale nadal nie znam ich wszystkich i bywa, że przechodząc przez jęzor lasu spływający po zboczu, nie wiem co zobaczę po drugiej stronie. Oczywiście pomaga mi w tej niewiedzy także pamięć, ściślej jej brak, ale przecież wcale nierzadko bywa dokładnie na odwrót. Otóż właśnie pamięć jakiegoś widoku, chwili, a nawet zupełnego drobiazgu utkwionego dziwnym przypadkiem w pamięci, budzi we mnie chęć powrotu, i dla tej jednej chwili, jednego wspomnienia, wracam.

Ta góra ma też cechę dzieloną z wieloma innymi, ale wykształconą w stopniu szczególnym, a jest nią zmienność widoków w zależności od pory roku. Jednym z powodów wyjazdu właśnie tutaj była też chęć poznania łąki wspinającej się ostro pod górę między ścianami lasów; tyle szwendałem się po okolicy, ale akurat tam nie byłem. W innych górach takie białe plamy są naturalne i liczne, ale przecież nie może ich być w MOICH górach, pojechałem więc, i zamalowałem ją swoimi obrazami.

Parę lat temu byłem na Dudziarzu z Jankiem. Dzień był śnieżny, mroźny i wietrzny. Kopaliśmy się w zaspach, zasłanialiśmy twarze piekące od mroźnego wiatru, więc chcąc zrobić przerwę weszliśmy w gęsty las świerkowy. Ilekroć przechodzę obok pierwszych drzew dających nam wtedy schronienie, wraca pamięć tamtej prawdziwie zimowej wędrówki. Dzisiaj też przechodziłem obok tych świerków, i wtedy zobaczyłem dwa duże prawdziwki. Widać je na zdjęciu.

 

Zbliżając się do nich zobaczyłem jeszcze jeden. Trzy grubaśne, zdrowe, mięsiste prawdziwe grzyby, i to w listopadzie, miesiącu po którym już tylko opieniek można się było kiedyś spodziewać. Tego dnia znalazłem trzy grupy prawdziwków i wszystkie w takich miejscach, to znaczy na łące, kilka metrów od pierwszych drzew lasu. Kulinarnym efektem wyjazdu są dwa litrowe słoiki mniejszych grzybów w zalewie octowej i dwa litry ususzonych. Jedne i drugie wyglądają bardzo apetycznie. Przy okazji powiem o zalewie nazywanej przeze mnie piątkową, a to z dwóch powodów: na pięć oceniam smak, oraz cyfra 5 dominuje w przepisie: na szklankę octu 10% dodaję 5 szklanek wody, 5 łyżeczek soli i 5 łyżek cukru. Można zmniejszyć nieco ilość cukru, ale mnie taka odpowiada. Przepis mam od koleżanki, której raz jeszcze dziękuję za dobrą poradę.



 

Widokowe górki ciągną się od Dudziarza parę kilometrów z stronę Kaczorowa, a jedną z nich jest Gaik. Oto co zobaczyłem na jego zboczu:

 

To tylko drobna część rosnących tam kań. Mimo wybierania mniejszych, sporą torbę napełniłem szybko i… cóż było robić, skoro torba ciążyła, a jeszcze ranek nie minął? Zszedłem do samochodu i wróciłem na zbocza Dudziarza z pustą torbą. Wieczorem pustą już nie była, w efekcie po przyjeździe do późnej nocy gotowałem i rozkładałem do suszenia prawdziwki, a kanie smażyłem umoczone w jajku. W rezultacie spałem parę godzin, ponieważ nazajutrz znowu wstałem ciemną nocą i wróciłem w Sudety. Weekend wykorzystałem więc tak, jak lubię – do ostatniej chwili.

Takie są zbocza Dudziarza:



















Obrazki ze szlaku

 



Polana Czterech Świerków; kiedyś pisałem o niej, ale było to dawno temu, więc przypomnę, że to moja nazwa, nie ma jej na mapach. Wiele lat temu zobaczyłem na zboczu odległego Dudziarza polanę, a na niej cztery świerki. Widok tak mi się spodobał, że innego dnia wybrałem się na poszukiwanie drogi do polany w mało wtedy znanych górach. Zdjęcie zamieszczone wyżej zrobiłem właśnie wtedy. Kopulasta zalesiona góra po prawej to Dudziarz, a na lewym jego zboczu widać Polanę i świerki.

 Powalona a nadal żywa wierzba iwa. Drzewa tego gatunku fascynują mnie swoją witalnością. To sfotografowane jest przewrócone i ma wyłamane wszystkie korzenie – poza jednym, żywiącym młodą odrośl.

 Rozwleczony, stary drut kolczasty. Człowiek wie, co to jest, a zwierzę? Co się stanie z sarną zaplątaną w takie coś? Jak można czymś tak niebezpiecznym zaśmiecać naszą Ziemię?!

 Co to jest? Metalowa ramka pokryta płytami pleksi, a w środku – i obok, na zewnątrz – coś białego i okrągłego. Zapewne to przyrząd pomiarowy, ale cóż on mierzy?

 Napis „WŁASNOŚĆ UP WSTĘP WZBRONIONY”. Czy ktoś wie, co znaczy ten skrót? A może nie jest nim, może wymyślono nowe słowo, skoro nie ma tam kropek?

Znowu wzbronienie… Użycie tego słowa nie jest błędem, ale pewnego rodzaju archaizmem, jako że kiedyś mówiono „wzbraniam” w znaczeniu „zabraniam”. Teraz używany jest jako zakaz właściwie tylko na takich i podobnych tablicach urzędowych, a wyraz „wzbraniam” ma inne znaczenie: wzbraniam się, albo ktoś się wzbrania przed zrobieniem czegoś.

Jeden z wielu artykułów wyjaśniających pochodzenie i używanie słowa „wzbraniać” jest tutaj.





Tradycyjnie parę zdjęć pod zbiorczą nazwą „Kolory jesieni”. Detronizuję klona zwyczajnego uznając właśnie buka za drzewo najpiękniej przebarwiające się jesienią. Kolor jego liści jest bardziej bursztynowy, albo miodowy, niż pospolicie brązowy. Liście są wyjątkowo intensywnie nasycone ciepłymi barwami niemal całą zimę. Czasami takie liście wydają mi się… apetyczne.

 Wyjątkowo ładna brzoza na zboczu Dudziarza. Nasycenie kolorem, jego czystość, przywodzi na myśl miłorząb.

Trasa: zbocza Dudziarza i Gaika

Statystyka: 14 km przedreptałem w 6 godzin, a w drodze byłem łącznie 8 godzin.

 










poniedziałek, 13 listopada 2023

Kaczawskie przełomy

 081123

Najkrócej mówiąc przełom jest miejscem, w którym rzeka przecina wzniesienia lub góry płynąc wąskim korytem o stromych zboczach, przy czym owe koryto sama rzeka utworzyła wypłukując i unosząc materiał skalny. Jakim cudem, skoro do góry płynąć nie potrafi? Procesów jest kilka, najprostszy do wyjaśnienia jest równoczesnym (i bardzo powolnym) nadążaniem pogłębiania koryta za wypiętrzaniem gór. Tutaj, na stronie Wikipedii, są pokrótce opisane mechanizmy powstawania przełomów. Po obejrzeniu kilku pierwszych przełomów sudeckich stałem się ich miłośnikiem. Każdy jest ładny i zaskakujący zmiennością widoków, a i fascynować potrafi jeśli mamy pojęcie o mechanizmach ich powstawania.

Najbardziej znanym na świecie jest przełom rzeki Kolorado w USA czyli Wielki Kanion; Anglicy przełom nazywają kanionem ponieważ naszego słowa nie byliby w stanie wypowiedzieć :-) Najbardziej znaną polską formacją tego rodzaju jest oczywiście przełom Dunajca w Pieninach, a w Sudetach przełom Nysy Kłodzkiej lub inaczej, od nazwy gór i miasta, Przełom Bardzki.


A czy Góry Kaczawskie mają swoje przełomy czyli kaniony? Mają, i to całkiem sporo, chociaż nie są tak wielkie jak te wspomniane.

Jednym z najczęściej odwiedzanych i znanych przełomów jest ten na Bobrze pod Jelenią Górą. Tuż przy rzece biegnie ścieżka po skałach i wśród drzew ładnego lasu liściastego, a po obu stronach wznoszą się dość strome zbocza, co dobrze widać na mapie; ulice widoczne w prawym dolnym rogu mapy to fragment Jeleniej Góry. Po raz pierwszy byłem tam w słoneczny dzień kolorowej jesieni; uroda całego przełomu, bardziej znanego jako Borowy Jar, czyni duże wrażenie i zostaje na długo w pamięci. Tam jest po prostu pięknie. Ścieżka wzdłuż rzeki mierzy 2-3 kilometry i jest z tych, którymi idzie się coraz wolniej nie chcąc, by się skończyła zbyt szybko, a kończy spektakularnie: widokiem skał wznoszących się nad wodą pionowym wzlotem i budynkiem Perły Zachodu kojarzącego się z powieścią fantasy i siedzibą czarnoksiężnika.










 

Janowicki Przełom  jest na granicy Gór Ołowianych (to część Gór Kaczawskich) i Rudaw Janowickich. Liczy około trzech kilometrów, jego sprawcą jest Bóbr, a wygląd ma… niesymetryczny. Od południa, czyli od strony Rudaw, nie jest głęboki ani stromy, ale z drugiej strony zbocza Gór Ołowianych tworzą długą, masywną i dość stromą ścianę, która wydaje się napierać rzekę. Spod szczytów masywu schodzą żleby, dwa największe to Świerkowy Dół i Księży Dół. Właśnie idąc Dołami na dno przełomu najlepiej można zobaczyć jego wielkość i urodę. Dzikie to miejsca, mało znane i bez szlaków, ale tym piękniejsze.

Jednym z popularniejszych jest przełom między Sędziszową a Nowym Kościołem na Pogórzu Kaczawskim, uczyniony przez główną rzekę tych gór, czyli Kaczawę. Wiele razy przejeżdżałem jego dnem (przy rzece biegnie droga powiatowa), i jeśli jechałem za dnia to owszem, widziałem dość pokaźne zbocza po obu stronach, ale obraz był fragmentaryczny i widziany tak, jak widzi kierowca w czasie jazdy, czyli migawkowy. Zupełnie inny jest przełom oglądany z góry. Kiedyś przypadkowo znalazłem ładne miejsce widokowe: idąc lasami Wygorzela minąłem ostatnie drzewa, stanąłem na odsłoniętej krawędzi zbocza i na wprost zobaczyłem pokaźne zbocze Dłużycy; wydawało się niemal pionowe i niebosiężne. Na tym przełomie, nota bene, największe różnice poziomów przekraczają sto metrów, czyli są duże jak na Góry Kaczawskie. Później wracałem w tamto miejsce parokrotnie chcąc ponownie zaznać magii nagłego pojawienia się dali i otwarcia przepaści z rzeką na dnie.


 

Na Kaczawie jest kilka miejsc o cechach przełomu, dobrze pokazuje je plastyczna mapa skopiowana z niżej wymienionej strony.

 


Przyznam, że nie wszystkie są mi znane. Przełomy są i w wielu innych miejscach: wspomnę tutaj Młynówkę w Wąwozie Siedmickim, ale i wąwozy Myśliborski oraz Nowowiejski mają przełomowe fragmenty. Te miejsca poznawałem w chmurne dni zimowe, ale właśnie tak widziane, czyli niemal bez kolorów, w słabym oświetleniu pogłębionym ciasnymi ścianami ze sterczącymi czarnymi postrzępionymi skałami, zawalone martwymi drzewami, czynią niemałe wrażenie. Są tam miejsca tak dzikie, tak odosobnione i bez śladów cywilizacji, że pojawienie się rycerza albo rozbójnika nie byłoby zaskoczeniem, a nawet – przy odpowiednim nastroju – spełnieniem oczekiwań.

Znanych przełomów nie trzeba reklamować, są odwiedzane, a piszę o tych formacjach chcąc się ująć za tymi nieznanymi. Kto wie o przełomie Lipki, na przykład? Ja też nie wiedziałem aż do dnia, w którym wędrując po niewielkich pagórkach kaczawskich zupełnie przypadkowo znalazłem stromy i głęboki jar z niewielką rzeczką na dnie. Tak poznałem Lipkę zwaną też Chrośnickim Potokiem i przełom uczyniony w górach przez jej wody. Jest około trzy kilometry na południe od Wlenia, w pobliżu granicznego Bobru, do którego Lipka wpada w Nielestnie; wyruszając właśnie z tej wioski najłatwiej dojść do wylotu przełomu. Do malowniczych skał piaskowych pokazanych na zdjęciach dojdzie się już po kwadransie.





 

Wracałem tam parokrotnie, przyciągany magnetyczną urodą tego dzikiego miejsca. Którejś zimy przeszedłem parę kilometrów mozolnie trawersując strome zbocza przełomu (żadnej drogi ani ścieżki przy dnie nie ma) i chyba tylko cudem nie zjechałem do wody; innego zimowego dnia szedłem pod górę skalistym korytem bocznego strumienia, wspinając się, a raczej wpełzając, na ośnieżone skały zagradzające mi drogę. Parokrotnie zaglądałem na dno przełomu stojąc na szczycie Grodowej Góry; są tam ciekawie wyglądające skały, do złudzenia przypominają… pójdźcie tam i zobaczcie sami. Te dwa zdjęcia zrobiłem pod szczytem góry. Są podobne ale jednocześnie różnią się znacznie: nagie drzewa urodą nie grzeszą, ale pozwalają więcej zobaczyć.


 

Ten przełom, ale i wspomniany przełom Kaczawy, mają cechę bardzo cenioną przeze mnie: nagłej i radykalnej zmiany otoczenia. 

 


Na zdjęciu wyżej widać typowo pogórzański krajobraz z niewielkimi wzniesieniami; las w głębi rośnie na Wygorzelu, szerokiej i łagodnej górze, ale jeśli ktoś wie gdzie iść, szybko doświadczy ucieczki ziemi spod nóg – stanie na szczycie stromego zbocza stumetrowej wysokości, a w dole zobaczy wąską wstążkę rzeki, twórczynię tej wielkiej wyrwy. Dokładnie tak samo jest z Lipką: jeśli opuści się drogę czarnego szlaku biegnącą po łagodnie falujących polach i wejdzie między drzewa, na dystansie niewielu kroków otoczenie zmieni się diametralnie. Za nami zostanie słoneczna, szeroko otwarta rolnicza kraina, horyzont podejdzie bardzo blisko i zobaczymy las żyjący i umierający na skalnych rumowiskach.

 

W Górach Kaczawskich ludzie idą na Skopca, bo jest na liście korony, albo na Okole, na Pogórzu na Czartowską Skałę lub Ostrzycę, i w zasadzie mało gdzie indziej. Znam te góry dość dobrze, widziałem różne ich mapy i wiem, że nader często znak ładnego widoku nie stoi tam, gdzie jest najładniej. Jeśli będziemy się kierować li tylko propozycjami podsuniętymi przez innych na jakimś forum albo pomysłami Google, możemy doznać rozczarowania, ponieważ odruchowo porównywać będziemy przeżycia innych ludzi do swoich, oczekując achów i ochów podobnych do opisanych, a przecież miarą obowiązującą i celem naszych wędrówek mają być nasze przeżycia.

Jeśli wybierając się w góry wybierzemy miejsce powszechnie chwalone z zamiarem dodania swoich pochwał, możemy niewiele zobaczyć. Idźmy tam, gdzie oczy poniosą, gdzie NAM się podoba, a prędzej czy później zobaczymy coś, co odciśnie się trwałym śladem w naszej pamięci i o czym nie mówią żadne przewodniki. Poznamy swoje Sudety.

Kilka linków na zakończenie:

Przełom Bobru pod Jelenią Górą. Borowy Jar – tutaj,  tutaj,  i tutaj.


Bardzo szczegółowy, naukowy (ale zrozumiały dla laika) opis Gór Kaczawskich i Pogórza. Ciekawe mapy ukazujące ukształtowanie opisywanych rejonów, na przykład ta z przełomami Kaczawy opublikowana wyżej. O przełomach tej rzeki autor pisze na stronie 20 i następnych.