Etykiety

Moja książka

Wrażenia i chwile

 150422 Dzisiaj jest umowny dzień premiery mojej nowej książki.    „Książka jest o wrażeniach, o przeżywaniu zwykłych dni i zdarzeń, o chwi...

sobota, 10 maja 2025

Cztery dni na Roztoczu, część I

 01-040525


W moim odczuciu każda kolejna wiosna jest ładniejsza i szybciej mijająca. Rano widzę kwitnące czereśnie, w południe ledwie zauważam kilka białych kwiatów jabłoni, a wieczorem widzę pod drzewami opadłe płatki. Pojechałem na czterodniową wędrówkę po Roztoczu chcąc napatrzeć się i nacieszyć czasem kwitnienia. Trzy noce spędziłem w znanym mi już lokalu agroturystycznym urządzonym w budynku, w którym kiedyś była wiejska szkoła („pieniądze niech pan zostawi pod poduszką”). Żywiłem się suchym prowiantem, wcześnie wstawałem, późno wracałem, do domu przyjechałem bardzo niewyspany i syty drogi, ale z pamięcią wypełnioną obrazami panny Wiosny.

Swoim zwyczajem plany wędrówek miałem ledwie zarysowane, a szczegóły tworzyły się na rozdrożu, gdy pod wpływem chwili wybierałem akurat tę drogę, albo z nagłej chęci zobaczenia z bliska kępy głogów czy wysokich miedz obsiadłych brzozami. Przyczyną wyboru drogi bywały też wspomnienia.


 Od pierwszych kroków droga wydawała mi się inna, nawet przez chwilę miałem wątpliwości, czy we właściwą skręciłem. Może pomyliłem ją z inną? Nie pomyliłem się, tylko droga była zmieniona nie do poznania. Teraz jest równiejsza i szersza, a najwyraźniejszą różnicą jest brak wąwozu i brzóz. Nie ma już drogi, do której specjalnie szedłem ilekroć byłem w pobliżu. Jeśli planowałem wędrówkę okolicznymi wzgórzami, od przejścia tej drogi zaczynałem dzień. Miała urok letnich dni, szkolnych wakacji, dawnej wsi lubelskiej i minionego czasu, teraz jest zwykłą drogą gruntową wyrównaną, a właściwie zgwałconą spychaczem. Szukałem śladów tamtej drogi, ale znalazłem tylko parę pniaków wystających z ziemi, jedyne ślady uroczego miejsca istniejącego już tylko w mojej pamięci. Tak, wiem, ma być postęp, ma być szybciej i wygodniej, to ważniejsze niż drzewa i widoki, a ja, stary człowiek, czepiam się wszystkiego zapatrzony w przeszłość. Wiem o tym, ale mimo tej wiedzy za cenne mam chwile mojego załzawionego żalu nad pniakami drzew, które w mojej pamięci nadal są żywe i zielone.

 

 Istotą starości wcale nie są dolegliwości czy zmarszczki, a coraz częstsze tracenie. Przede wszystkim bliskich ludzi, szans i możliwości, ale w pewnej mierze także optymizmu, nadziei i – jak tutaj – drogich mi miejsc i widoków.

 



Tak wyglądała droga przed zmianami.

Poznałem dwie nowe drogi w dobrze znanej, tak mi się wydawało, okolicy. Są tymi, którymi wolno idę aby opóźnić dojście do końca. Nie wiem, jak to się stało, że nie poznałem ich w czasie kilku już wędrówek po tamtych pagórach.




 Zauważyłem, że wszystkie rośliny spieszą się wyjątkowo w tym roku. Jeszcze widuję ostatnie kwiaty magnolii, czereśnie i tarniny już zapomniały o swoich godach i zajęły się owocami, a jednocześnie kwitną głogi, na zielonych polach niebieszczą się pierwsze chabry, a babki pokazują swoje niepozorne kwitnienie.

 Tę drogę na wzgórze znałem z wcześniejszych wędrówek, a widząc ją dzisiaj wiedziałem, że pójdę tam. Podejście jest spore, można się zasapać, ale widok spod lasu rozległy; dobre miejsce na przerwę. Kiedy kończyłem pić herbatę, zadzwonił kolega, przerwa wydłużyła się do półtorej godziny, ale czy mnie się gdzieś śpieszy?




 


 Przed pójściem dalej zajrzałem między drzewa i zobaczyłem wyjątkowo strome i głębokie doły, a zaczynają się tuż przy pierwszych drzewach. Dwa ostatnie zdjęcia zrobiłem stojąc w jednym miejscu, a jedynie się odwracając. Czyż nie jest piękny ten kontrast?

Wieczorem któregoś dnia odczuwałem stan wyjątkowo miły i dlatego wyczekiwany: dobrze mi się szło, niezmęczone nogi nadal chętnie stawiały kroki, plecak był już lekki, temperatura idealna, lekki przyjemny zefirek, niskie słońce złociło pola wokół – ostatnia godzina włóczęgi i ostatni kilometr szlaku. Ilekroć przyjdzie do mnie taka chwila i pojawi się taki stan, zwalniam krok, zatrzymuję się, patrzę wokół i słucham. Chcę zapamiętać.

 Słońce po burzy. Było dużo chmur, jeszcze więcej grzmotów, deszczu jak na lekarstwo.

Obrazki ze szlaków

Geomorfologia

 Wysokość wzgórz uzasadnia miano „Małych Bieszczadów” nadawane tej części Roztocza.


 Wioskowa uliczka na zboczu wzgórza. Prawie jak w górach!



 Lessowe skarpy, formacje bardzo charakterystyczne dla południowej Lubelszczyzny.


 Roztoczańskie miedze, wysokie i niesymetryczne.


 Denudacja i sedymentacja, czyli powolna likwidacja roztoczańskich wzgórz. Procesy wyrównywania nierówności terenu geologowie zwą właśnie denudacją. W jej efekcie ziemia i skały są przenoszone (tutaj przez deszcze) w doliny i tam osadzane, co zwą sedymentacją. Oni wszystko dziwnie nazywają. W niektórych miejscach
jest tak dużo naniesionej ziemi, że zasłoniła niskie jeszcze źdźbła zboża.

 Charakterystyczna na tej krainy nurkująca droga. Pamiętam z dzieciństwa technikę hamowania wozu konnego na takich pochyłościach: na szczycie należało się zatrzymać i mocnym sznurem związać drewnianą szprychę koła z kłonicą aby nie mogło się obracać. Informacja dla młodzieży: furmanki nie miały pedału hamulca ani ABS.




 Dal i droga. Część z nich poznałem w te dni.

Ciąg dalszy za kilka dni, muszę uporządkować wszystkie zdjęcia.

4 komentarze:

  1. Pięknie teraz wyglądają pola pocięte miedzami, a kolory żółci są przecinkiem wśród zieleni, w sumie i zieleń różni się. A żal za tym co nas zauroczyło często znika. Raz to żeby poprawić drogi rolnikom. Gorzej jak wycinają drzewa z alejki, która była na obrzeżach osiedla w małym mieście, a właściwie wsi. W innym miejscu rosło przy drodze świerk piękny rozłożysty aż do ziemi. Nowy właściciel "ogolił" go do połowy, bo mu nie pasował do narożnika ogrodzenia. A poprzednio rosło wolne. U nas na osiedlu na jest pasmo zieleni obok sklepu Agata, posadzono kilka drzewek, które fajnie przyjęły się tylko... nie zabezpieczyli żeby nie połamały się, jak wieje to gną się do ziemi niemal. Dzwoniłam do miejskiej zieleni, obiecali zobaczyć. I co? jednym kołkiem podparli, jedno drzewko. Ech mam dosyć takich spraw. Lepiej już nie widzieć podobnych spraw. Mam swoich wystarczająco. A piękno przyrody raz posadzone drzewka mają sobie same dawać radę. Dosyć biadolenia. Czekam na kolejny dzień Twoich wędrówek. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aleksandro, to co piszesz nie jest biadoleniem a raczej boleścią. Niezgodą na takie traktowanie przyrody, jakie widzisz wokół siebie. W tym jesteś mi siostrą :-)
      Droga nad którą ja biadoliłem nie była w złym stanie. Wąwóz był płytki, może dwumetrowy, i krótki, jakieś 50 metrów, a droga na dnie nie była garbata i niewiele była używana. Podejrzewam, że ktoś miał dużo ziemi i nie mając co z nią zrobić, zasypał wąwóz, a „przy okazji” wyciął drzewa. Ludzie tam mieszkający są otwarci, raczej przyjaźni, chętni do rozmowy, ale zupełnie nieczuli na piękno przyrody i krajobrazów. Drzewa są dla nich źródłem opału albo przeszkodą – i niczym więcej. Z Twoich opisów wynika, że nie tylko mieszkańcy Roztocza tacy są. W tej całej hecy z obroną klimatu bardzo mi brakuje pracy u podstaw. Na przykład brakuje tłumaczenia ludziom, jak bardzo drzewa są nam potrzebne.
      Albo że śmieci nie wysypuje się w przydrożne krzaki.

      Usuń
  2. Czy mnie się gdzieś śpieszy? ... no, zazdroszczę tej wolności, ale tak bardzo pozytywnie:-) Jak agroturystyka w szkole, to może być tylko Chłopków:-) bardzo miło wspominam tamte okolice, choć było to tylko jednorazowe spotkanie roztoczańskie i na przedwiośniu. Teraz, w tej zieleni krajobrazy wyjątkowe, pewnie jak i wszędzie. Będąc stałym mieszkańcem, od urodzenia chyba jest się przyzwyczajonym do widoków, bo one towarzyszą na codzień; to przyjezdni zachwycają się do utraty tchu czymś, co dla nich jest najzwyczajniejsze w świecie. Rozmawiałam przed kilu laty z mieszkańcem naszej wioseczki, buduje sobie dom w widokowym miejscu, z balkonem, bo jak mówi: - wyjdę sobie na papierosa i będę patrzeć, jak zza gór nap... dala burza ... swoiste pojmowanie urody natury:-) ale powiedział też, że nie przeniósł by się nigdzie, bo tu jest jego miejsce. A tak, bez ładu i składu trochę ten komentarz, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, właśnie, Mario! W Sudetach mam kilka czy kilkanaście wybranych miejsc na postawienie domu, teraz czekam tylko na tę totalizatorską szóstkę, i biorę się za budowę. Miejsca wyznaczałem biorąc pod uwagę głównie widoki przez wielkie okno, takie od sufitu do podłogi, przy którym mógłbym siedzieć w fotelu i patrzeć na deszcz, na wschód czy zachód, a przemiany pór roku. Jest jednak poważny problem, i nie jest nim trafienie szóstki, a nasza psychika. Ileż czasu minęłoby nim poczułbym chęć zobaczenia innego widoku? Albo, co gorsza, spowszednienie tego za oknem?…
      Mario, może więc dobrze robię nie grając w totka?

      Usuń