070924
Mam umowę z żoną: wyjeżdżając na włóczęgę nie wstaję wcześniej jak o 5.30, ponieważ budzę ją swoją krzątaniną. Dzisiaj jednak mogłem wstać sporo przed czwartą nie narażając się małżonce, ponieważ o tak wczesnej godzinie wstawał nasz syn idący do pracy na godzinę piątą.
W rezultacie rozwidniało się gdy ruszyłem w drogę, a kiedy wróciłem do samochodu, lampy we wsi były już zapalone. Po raz pierwszy tego lata na szlaku byłem calutki dzień i jeszcze kawałek nocy. Niemal wyrównałem letni rekord, będąc 14 godzin i kwadrans na szlaku. Ściślej: na bezdrożach, jako że korzystając z opustoszenia pól, niemal cały dzień właśnie po nich chodziłem.
Na początku lata byłem w tej okolicy, ale był wtedy chmurny dzień; wróciłem chcąc zobaczyć pagórki w słońcu. Włócząc się po polach wiele razy drapałem się na wysokie miedze albo zsuwałem się z nich, i jak niemal zawsze kilka razy przecinałem laski i zarośla. Na Roztoczu dość często spotyka się zalesione pola, czyli wąskie a długie pasy lasu, z reguły gęstego młodniaka, ale widuję też pola jakby opuszczone, zarastające w sposób naturalny. Bywa, że takie miejsca przecina dróżka albo ścieżka: jedne są zarośnięte zielskiem, niewygodne do marszu, cieniste a nawet mroczne, drugie odwrotnie – jasne, słoneczne, zapraszające. Niżej zamieszczam kilka zdjęć dzisiaj poznanych dróżek.
Widoków z nich raczej nie ma, ale bywają miłe niespodzianki jak ta:
Wiele też jest starych, zapomnianych plantacji aronii. Tworzą one najgęstsze zarośla, czasami praktycznie nie do przejścia.
W to pasmo dziko rozrośniętych aronii wszedłem bez problemów, gorzej było z wyjściem po drugiej stronie. Mogłem to zrobić jedynie idąc ścieżką wydeptaną przez zwierzęta, czyli na czworaka, ponieważ takie przejścia są niskie. Tak zrobiłem, ale już po chwili zaczepiłem plecakiem o gałęzie. Nie mogłem iść (o ile można powiedzieć o chodzeniu w takiej pozycji) ani do przodu, ani od tyłu. Miałem kłopot ze zdjęciem plecaka, udało mi się dopiero po wyłamaniu paru gałęzi. W końcu stanąłem na brzegu pola z poczuciem oswobodzenia. Czy to znaczy, że nigdy już nie wejdę w takie zarośla? Nie :-)
Tutaj dla odmiany bardzo malowniczy i jasny widok spod brzozy. Jego urok w przenikaniu się linii kilku pagórów właśnie tam się zbiegających. Ten widok, to miejsce pod brzozą – i wiele już innych, równie odosobnionych i dla mnie wyjątkowych – są kwintesencją urody mojego Roztocza; tego, którego tak mało jest w przewodnikach po tej krainie.
Na polach jeszcze jest trochę gryki, oczywiście sporo kukurydzy, ale niewiele widziałem prac polowych. Natura wyraźnie zwolniła i czeka – takie miałem wrażenie – na ostatnie przed zimową szarością dni eksplozji kolorów i piękna.
Obrazki ze szlaku
Droga i brzoza.
Uschnięte słoneczniki. Smutny widok i trochę szokujący, jeśli pamięta się zwykły wygląd tych jasnych, słonecznych roślin. Ot, chociażby tutaj.
Jedna karpa z całego stosu wykarczowanych krzewów aronii. Sporo widuję likwidowanych plantacji tych roślin. Zapewne ich opłacalność spadła od zera. Podobnie się dzieje z plantacjami malin.
Nawłoć i wrotycz. Chyba po raz pierwszy widziałem obie te rośliny rosnące i kwitnące tak blisko siebie, właściwie w objęciach.
Maliny. Na większości dzisiaj widzianych plantacji nie zbierano owoców. Tak intensywnie starałem się ograniczyć straty owoców, że będąc nimi najedzony przywiozłem do domu część kanapek.
Wyschnięty strumień, właściwie rzeczka mająca kiedyś ze dwa metry szerokości, sądząc po korycie.
Wschód i zachód słońca. Nie były dalekie, z czerwonym słońcem dotykającym widnokręgu, ale jednak początek i koniec dnia widziałem.
Ładne zdjęcie, nieprawdaż? Mnie się podoba. Łączy w sobie symbole śmierci i życia, a jeśli się wie, co przedstawia, także spokoju natury zabliźniającej ślady skrajnego obłędu. Przechodziłem w pobliżu i specjalnie podszedłem dla zrobienia tego zdjęcia. Parę tygodni temu byłem tam, opisałem to miejsce niemieckiej zbrodni. Obok stała stodoła. Niemcy (nie jacyś bezosobowi naziści, jak teraz mówią na Zachodzie, a właśnie NIEMCY) zamknęli w niej kobietę z trójką jej małoletnich wnuków i kilkumiesięczne dziecko którym się opiekowała, a stodołę podpalili. Za co? Bo popełniła straszną zbrodnię: chciała uratować od śmierci to niemowlę żydowskiej narodowości. Dlaczego wracam do tej starej historii? Bo teraz na Zachodzie łatwiej usłyszeć o zbrodniach Polaków niż o ludobójstwie Niemców; bo coraz bardziej zniekształcana jest historia.
Trasa: z Majdana Obleszcze w stronę Pasieki i Starych Moczydeł. To wioski w zachodniej części Roztocza.
Statystyka: na polach byłem nieco ponad 14 godzin, a przeszedłem 20,5 km.
PS
Szukając dobrych cienkich skarpet trekingowych, zajrzałem na stronę polskiego producenta. Mam jego skarpety, są dobre, ale na moje potrzeby nieco za grube. Więc przeglądam ofertę i cóż tam znajduję? Powtarzający się w wielu miejscach ten sam opis:
„Typ: Skarpety Trekingowe
Opis: Skarpety Trekingowe”
Nie dość, że ulegli manii pisania każdego wyrazu wielką literą, co jest po prostu błędne, to jeszcze nie udzielają informacji poza jedną: że ich skarpety trekingowe są skarpetami trekingowymi, czyli że masło jest maślane. Bardzo to sensowne a nawet odkrywcze.
Nawet nie przypuszczałam, że takie pofalowane są pola na Roztoczu, jakoś mi to się kojarzyło z równymi połaciami. Praca na takich polach nie jest chyba wygodna. A z drugiej strony gdy patrzy się oczyma szukającymi pięknych kadrów, to właśnie takie powierzchnie pofalowane, poprzecinanymi miedzami, rosnącymi drzewami stanowią urokliwe kadry. Na tyle godzin to nie dałabym rady. Powodzenia na kolejnych wędrówkach.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aleksandro.
UsuńZdecydowana większość Roztocza ma niewiele urozmaiconą rzeźbę pionową. Wzgórza są bardzo szerokie, zbocza ciągną się kilometr, a przy tym wznoszą tak niewiele, że ma się wrażenie chodzenia po niemal płaskim terenie. Jeżdżę głównie na zachodnie krańce Roztocza właśnie dlatego, że tam różnice poziomów są wyraźniej widoczne, zbocza potrafią być strome jak na pogórzu. Jednak tam też nie wszędzie jest tak malowniczo. Mam swoje ulubione miejsca, czyli z krótszymi ale bardziej stromymi zboczami wzgórz i z wyraźniej zarysowanymi dolinami, a wszystkie są w zachodniej części.
Niedawno rozmawiałem na polu z traktorzystą, uświadomił mi skalę trudności orania stromych pól. Otóż w zależności czy jedzie pod górę czy w dół, albo czy jest pochyłość na bok traktora, musi często zmieniać wysokość lemieszy pługa. Powiedział mi, że często jedzie trzymając jedną rękę na kierownicy, drugą na dźwigni zaworu hydraulicznego zmieniającego wysokość pługa. Bywają pola tak strome, że idąc nimi pod górę, zasapany, dziwię się, jakim cudem jedzie po nim ciągnik z maszyną rolniczą.