260322
Ot, ta jasna plama pod szczytem Łysej Góry, na prawo od masztów antenowych. Drobny szczegół krajobrazu, prawda?
Był grudzień 2012 roku, pogodny dzień śnieżnej zimy. Początek
mojej przygody z Górami Kaczawskimi. We dwóch wyruszyliśmy z
Chrośnicy na szczyt Łysej Góry jeszcze przed świtem, a
najbardziej kolorową jutrzenkę widzieliśmy właśnie na tej
polanie pod szczytem. Później mój towarzysz przysłał mi kilka
zdjęć z wędrówki, na jednym z nich nie od razu rozpoznałem
siebie w małej sylwetce zostawiającej nierówny, jakby
niezdecydowany ślad swojej drogi na śniegu. Nie mogłem wtedy
wiedzieć, że to dopiero początek historii tego zdjęcia. Blisko
dziesięć lat później kolega stworzył projekt okładki mojej
nowej książki wykorzystując to zdjęcie.
Dzisiaj poczułem, że wrażenia budzone widokiem tej łąki pod szczytem Łysej Góry wzbogaciły się: do wspomnienia kolorowej Eos witającej nas tamtego zimowego ranka dołączył cały szereg wspomnień i przeżyć związanych z napisaniem i wydaniem moich „Wrażeń i chwil”.
Tak oto do setek nici łączących mnie z tymi górami, dodałem kolejną.
Stałem na rozdrożu nie mogąc się zdecydować gdzie mam iść, w końcu wspomnienie poszukiwań dogodnych dróg w pobliżu Zazdrośnika, górki przylepionej do Łysej Góry, przeważyło. Postanowiłem sprawdzić, czy pamiętam tamtejsze poplątane drogi.
Niedokładnie, jak się okazało. Co prawda nie zgubiłem się, ale parę razy drogi (częściej bezdroża) zaskakiwały mnie swoim biegiem. Skoro byłem już na drugiej stronie górskiego masywu, pozostała część trasy ustaliła się sama: brzegiem łąk i lasów dojść do Przełęczy Chrośnickiej i nią wrócić do wioski.
Łąki na górskich zboczach w pobliżu wiosek bywają ogrodzone z
powodu wypasania bydła, co utrudnia marsz tym bardziej, im wyższe
są ogrodzenia. Jednak do wyjątków należą te, które trudno
przekroczyć. Wchodzę na cudzą własność? Owszem, ale nie czynię
żadnych szkód swoim wejściem, a ogrodzenie jest stawiane dla
zwierząt. W pobliżu przełęczy, na zboczu pod lasem, mam swoje
miejsce z widokiem na Stromiec i Karkonosze. Łąki wybiegają spod
lasów, nabierają pędu na zboczach, przekraczają wioskę i biegną
aż pod szczyt Stromca.
Idąc w stronę Skaliska, zboczyłem w stronę dwóch brzóz
pod którymi kiedyś znalazłem dużo grzybów, a będąc tam
odruchowo myszkowałem wzrokiem pod nogami. Oczywiście grzybów nie
znalazłem, ale daleki widok na Ostrzycę i Grodziec, dwie największe
góry pogórza, był nadal. Mówicie, że plotę banialuki? Nie. Po
prostu żegnam się z miejscami znanymi i lubianymi.
Niżej, między drzewami, widziałem wierzbę oglądaną rano z drugiej strony doliny. Zatoczyłem krąg i wracałem.
Wracałem.
* * *
Trudno nie wspomnieć o drzewach, skoro patrzenie na nie zajmuje tak wiele czasu. Mam w tych górach „swoje” drzewa, znane i pamiętane; bywa nawet, że odczuwana potrzeba ich odwiedzenia wpływa na wybór takiej nie innej trasy. Dzisiejszą wędrówkę mógłbym nazwać drogą dwóch wierzb. Pierwsza jest drzewem Jasiów z mojej książki: przy niej rozmawiali przed zejściem do wioski. Rośnie pod lasem, na zboczu Kopy, jednej z gór Chrośnickich Kop, ledwie sto metrów od malowniczej grupy mało znanych skał Skaliska. Stojąc przy niej widzi się pokaźny masyw górski wznoszący się po drugiej stronie doliny: to Leśniak i Okole. Górne partie tych gór są zalesione, ale nieco niżej rozciągają się łąki poprzecinane zagajnikami. Rośnie tam druga znana mi wierzba – wyjątkowo kształtna iwa. Między nimi jest dwukilometrowa odległość, ale te drzewa widzą się wzajemnie ponad doliną.
Widziałem wierzbę iwę rosnącą w objęciach brzozy, widziałem też iwę rosnącą w sposób charakterystyczny dla tego gatunku. Drzewa te są kruche, często się łamią, ale jednocześnie mają niesamowicie silną wolę życia i zdolność odnawiania się. Bywa, że pień drzewa leży, ale jeśli tylko z korzeniami łączy go kilka niezerwanych włókien, żyje nadal. Zakwita, owocuje, a nawet staje się żywicielem kilku nowych konarów, nierzadko pokaźnych. Stary pień bywa omszały, a jeśli ukryty jest wśród zarośli, na pierwszy rzut oka widzi się kilka młodych iw rosnących obok siebie. Dopiero dokładniejsze przyjrzenie się pozwala zobaczyć stary, próchniejący pień nadal karmiący swoich następców – jak na tym zdjęciu.Często widuję splątany gąszcz żywych i martwych drzew tego gatunku. Ich mała wytrzymałość na wiatry w połączeniu z przemożnym pragnieniem zaowocowania jeszcze raz, tworzą przejmujące obrazy żywiołowości i śmierci. W tym chaosie przypominającym czasami armagedon zauważam podobieństwo do Guerniki Picassa. Patrząc na takie miejsca można odnieść wrażenie istnienia sprzeczności w zachowaniu wierzb iw: z jednej strony bardzo chcą żyć na przekór wszelkim przeszkodom i trudnościom, z drugiej strony nie dbają o to życie, rosnąc byle jak, byle szybciej. Iwy potrafią fascynować, ale i odpychają od siebie, natomiast wierzby płaczące zjednują mnie swoim nienasyceniem słońca, wszak jako pierwsze zielenią się wczesną wiosną i jako jedne z ostatnich gubią liście w listopadzie. Właśnie teraz zaczynają je rozwijać, gdy na przykład dęby jeszcze śpią snem zimowym.
Wspomnę jeszcze o sporym wiatrołomie na Przełęczy Chrośnickiej. Widok pokotem położonych świerków budzi smutek i protest. Tak, protest, ponieważ my jesteśmy winni śmierci tych drzew. Sadziliśmy świerki ponieważ szybko rosną; nie bacząc na uwarunkowania tworzyliśmy jednorodne lasy, obce sudeckim górom. Później też bywało nie najlepiej: bodajże na Sądreckich Wzgórzach widziałem sporą porębę, a za nią… wiatrołom. Odsłonięte drzewa, przystosowane do życia w zwartym lesie, nie wytrzymały uderzeń wiatru.
Spójrzcie na te mokre brzozowe pniaki. Przejmująca jest niewiedza korzeni o ścięciu drzewa.
Nadal nie wiem, jak opisać kolory dalekich gór widzianych w słoneczny dzień przez cienki woal mgiełki. W tej barwie, stopniowo jednoczącej się z kolorem nieba, jest dal i ciągle od nowa budzona potrzeba pójścia za horyzont.
Ten strumyk przekonywał mnie swoim szeptem o ugaszeniu największego pragnienia.
Trasa:
Wyszedłem jak zwykle miejsca koło kościoła w Chrośnicy w stronę masywu Leśniaka i Okola. Zakolem, po przejściu zboczami tych góry, zszedłem do wioski i podnóżem Łysej Góry doszedłem do wzgórza Widok. Z niego na Zazdrośnika i na przełęcz między Leśnicą i Polną. Zboczami Leśnicy i Grapy doszedłem do Przełęczy Chrośnickiej. Po jej drugiej stronie odwiedziłem okolice Kopy i Lastka oraz zespół skał Skalisko. Stamtąd wróciłem do wioski.
Statystyka: wędrówka trwała 11,5 godziny, w tym niecałe trzy godziny przerw, a przeszedłem trochę ponad 21 km.
Z przyjemnością przeszłam wirtualnie Twoimi śladami. Zawsze zachwycam się wszelkimi zagajnikami brzozowymi. Wiele mówiące jest to drugie zdjęcie. Każdy może dopisać swoją interpretację. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aleksandro. Przy fotografowaniu brzóz na Kopie zabrakło dobrego światła, ale trudno, ślad jest.
UsuńWłaśnie z powodu wymowy zdjęcia ze mną na Łysej Górze, możliwych tłumaczeń symbolizmu, wybrałem je na okładkę mojej książki. Wkrótce napiszę o niej osobny tekst.
Krzysiek, w Twoim tekscie przewija się tęsknota za tymi miejscami.Ty tego nie piszesz, ale ja znam Twój głos na tyle, że gdy cytam tekst, to odbieram go tak, jakbym słyszał Ciebie. I to jest niesamowite.
OdpowiedzUsuńJan Na Wygnaniu.
Znowu siedzisz u córki?
UsuńTrudno mówić o smutku pożegnania, skoro za trzy miesiące mam przyjechać, a jednak ten smutek odczuwałem. Wydaje mi się, że obok myśli o przyjeździe na letni urlop, tai się uprzykrzona myśl o pojawieniu się przeszkody uniemożliwiającej przyjazd. Upycham ją gdzieś na dno albo ignoruję, ale ona nie chce całkiem odejść.
A teraz wróciłem do siebie...
Usuń