200322
Trzydzieści kilometrów na północ od Wrocławia, w okolicy Trzebnicy i Obornik, wznosi się pasmo Trzebnickich Wzgórz. Przypominają obrzeża Pogórza Kaczawskiego: łagodne wzgórza o wysokościach nieco ponad dwieście metrów, rozległe pola, niewielkie lasy i oczywiście polne drogi. Przy dobrej przejrzystości powietrza widać ze szczytów niektórych wzgórz Ślężę i Śnieżkę, także Góry Sowie odległe o około 80 kilometrów.
Tam właśnie ma swój dom mój przyjaciel. W niedzielę przyjechałem do niego z Jankiem, towarzyszem wielu moich sudeckich wędrówek. Są jedynymi osobami, które potrafiły przywiązać mnie do siebie na leszczyńskim wygnaniu.
Chcieliśmy przede wszystkim porozmawiać, zwłaszcza, że Janek i nasz dzisiejszy gospodarz widzieli się po raz pierwszy, ale i parogodzinny spacer po wzgórzach też był w planach.
O rozmowach nie napiszę, chcąc chronić prywatność gospodarza i jednocześnie nie chcąc plotkować, ale o wzgórzach owszem.
Mają one to wszystko, co cenię w pogórzach: łagodnie falujące pola, laski z pokaźnymi drzewami, polne dróżki, zmienność krajobrazów i miedze, którymi można iść ku szczytowi pagóra ukrywającego daleki horyzont.
Po łagodnym garbie szliśmy drogą celując na samotną brzozę, byliśmy na wzgórzu z usypanym kopcem ziemnym – śladem starań właściciela okolicznych ziem chcącego mieć u siebie najwyższe wzgórze w okolicy i słuchaliśmy opowieści gospodarza o okolicy i planach wędrówek. Dzień był słoneczny, miałem ich obu obok siebie, a droga była przed nami.
Na dużej, ładnie urządzonej działce, pod brzozami, na stoku pokaźnego wzgórza, stoi drewniany domek przyjaciela, a obok niego rośnie duża kępa krokusów. Jeśli kiedyś miałabym się zastanawiać nad barwą szafranu, powinienem pamiętać o tych zdjęciach.
Z domku wyszliśmy o dziewiętnastej; właśnie kończył się zmierzch ustępując miejsca nocy. Po zejściu z pagóra odwróciłem się i zobaczyłem widok, który chciałbym zapamiętać: nocne już, rozgwieżdżone niebo, bielejące brzozy i przy nich domek z dwoma niewielkimi jasnymi oknami. Czysta ciemność wokół, żadnych ludzkich świateł poza tymi dwoma okienkami i bezmiarem nieba. Wspomniałem widywane kiedyś lampy stawiane przez Szwedów w oknach jako drogowskaz dla wędrowca i poczułem ciepło w sercu, ale i nieokreśloną tęsknotę.
Za parę dni wracam do siebie, do domu. Mam nadzieję na urlopowy przyjazd za około trzy miesiące i zobaczenie ich obu.
Rzeczywiście tereny podobne do terenów Kaczawskich. Jak zawsze zachwycam się samotnymi brzozami, one tak szlachetnie i delikatnie wyglądają rosnąc przy drogach. Fajnie jest tak móc wędrować z przyjaciółmi i móc dzielić się wrażeniami na temat tego co nam natura daje. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńWięc mamy podobne upodobania, Aleksandro. Dowodem ta seria zdjęć coraz bliższej brzozy. W niedzielę, będąc w moich górach, z odległości dwóch kilometrów, czyli dość daleko, zobaczyłem samotną brzozę na trawiastym stoku wzgórza. Wydała mi się tak ładna, że poszedłem do niej. Jeszcze nie sprawdzałem zdjęć, ale może chociaż jedno będzie udane i wtedy ją pokażę.
UsuńTo spotkanie było wyjątkowe, ponieważ znam obu moich kumpli już długo, ale zawsze spotykałem się z jednym lub drugim, dopiero tej niedzieli udało się zorganizować spotkanie.
Dziękuję za pozdrowienia i za zajrzenie tutaj.
Ach, Krzysiu! Coś mi dzisja świat podsyła wspomnienia moich rowerowych eskapad. Najpierw pod wspomnieniem z fb moi znajomi z maratonów pytali czy nie tęsknię za maratonami, a teraz Ty wywołałes wspomnienie Wzgórz Trzebnickich, Kocich Gór po których jeździłam onegdaj na rozpoczęcie sezonu maratonów rowerowych.
OdpowiedzUsuńTęsknię czasem do tej adrenaliny, tamtych wrażeń.
Aniu, miło mi widzieć ślad Twojej obecności!
UsuńPo przeczytaniu Twoich słów, w pierwszej chwili, odruchowo, pomyślałem, że teraz dla Ciebie drogi trzebnickie są za łatwe. Tam ja mógłbym zaczynać swoją przygodę z rowerem, oczywiście na tych równiejszych drogach, bo przecież rower ma tylko dwa kółka :-)
Miałem zostawić ten obrzydliwy komentarz jako przykład tego, czym bywają gorliwi zwolennicy ideologii,
OdpowiedzUsuńale usunąłem, bo ta osoba przekroczyła wszelkie granice.
Zadziwia mnie sposób ich rozumowania. Mój sprzeciw wobec dziwacznych i ewidentnie szkodliwych ideologii tej grupy, traktują jako wrogość względem osób LGBT, a przecież nic o nich nie pisałem. Dobrze, skoro zacząłem, pokrótce napiszę tutaj.
Geje i lesbijki ani mnie ziębią, ani grzeją, tak jak kolor skóry czy włosów. Ich preferencje nie zmieniają też mojego do nich stosunku. Po prostu uznaję, że jest prywatną sprawą człowieka, jak i kogo kocha, jak chce żyć, a mnie i całemu społeczeństwu, także prawu, trzeba to uszanować i umożliwić. Łatwo mi przychodzi takie stanowisko także z powodu posiadanej wiedzy (amatorskiej, oczywiście) o rozwoju osobniczym i działaniu genów.
Daleko mniej liczną grupą są osoby bi- i transseksualne. Wiem, że także ich cechy mają charakter wrodzony, podłoże genetyczne, i podobnie jak homoseksualizm ani nie da się zmienić leczeniem, ani nie jest zboczeniem, jak niektórzy uważają. Po prostu coś nie zaskoczy jak powinno w toku rozwoju płodowego, w rezultacie nie ma pełnej zgodności między płcią ciała a umysłu. W klasycznym przypadku kobieta będzie się czuła mężczyzną i myślała jak mężczyzna, albo odwrotnie: kobieta będzie w ciele męskim.
Należy takich ludzi traktować naturalnie. W moich oczach są osobami poszkodowanymi w procesie rozwoju, i na tyle, na ile to możliwe, należy im pomóc. Także i do nich powinno być dostosowane prawo. Należy jednak wiedzieć, że takie niezgodności zdarzają się bardzo rzadko. W zależności od płci fizycznej, jedna osoba na kilkadziesiąt do bodajże stu tysięcy urodzeń, więc w Polsce może być takich osób pięćset czy tysiąc.
Tak ja, jak i Anderson, autor książki o ruchu transpłciowości w USA, nie jesteśmy przeciwnikami tych ludzi, a krzykliwych i ordynarnych aktywistów stosujących szykany wobec wszystkich, którzy się im sprzeciwiają. Co mówią i co robią ci ludzie, można przeczytać w książce, albo pokrótce w moim tekście ze sporą ilością cytatów. Nie ma tam słowa potępienia czy krytyki ani gejów, ani transseksualistów, ale jest sporo krytyki szkodliwych dla ludzi pomysłów aktywistów.
Komentarze anonima będą usuwane. Tutaj obowiązują standardy, które są ci obce.
Krzysiek, czytałem ten obrzydliwy komentarz i pamiętam go. Teraz stwierdzam; dobrze zrobiłeś usuwając go. To nie było przedstawienie przez anonima jakichś poglądów. To był jego chory bełkot.
UsuńDziękuję, Janku. Mam nadzieję na niezabieranie głosu tutaj przez tego człowieka.
UsuńZbieram się napisać o ostatnich moich kaczawskich wędrówkach, i jak na razie coś mi przeszkadza, mimo że od paru dni jestem w domu. W niedzielę, a może już jutro, powinno mi się udać opublikować nowy opis.
Krzysiek, gdzieś wpadła mi taka sentencja:
UsuńMądry człowiek wie co mówi,
a głupi mówi to, co wie...
Janku, trwa pierwszy mój wolny dzień w domu. Nareszcie.
UsuńA o tamtych komentarzach zapomnijmy.