030324
W Chełmy, część Pogórza Kaczawskiego, pojechałem z dwóch powodów: chciałem odwiedzić górę noszącą imię mojej znajomej, oraz, powód drugi, podejść w końcu do samotnego drzewa rosnącego na polu u stóp pokaźnego wzgórza Wysoka.
Dianę niewiele znałem, znajomość była głównie korespondencyjna, ale umierając wspomniała mnie, skoro przysłała smsa tej treści:
„Krzysztofie, ciesz się każdym dniem, każdą godziną.”
Myślę,
że świadomie umierający człowiek rozumie prawdę najważniejszą: co w życiu jest
ważne i cenne, a co bez znaczenia. Ona wiedziała.
Kilka już razy wracałem na tę całkiem przeciętną górę. Trudno mi wskazać racjonalny powód; chyba po prostu dla tej chwili, gdy stojąc pod szczytem szepnę:
– Staram się, Diano.
Zmieniło się najbliższe otoczenie Góry Diany. Kiedyś wszedłem na nią wąską, mokrą, nierówną drogą gruntową biegnącą skosem po zboczu. Teraz jest poszerzona, wyrównana i utwardzona szutrem; nie bez powodu, jak się okazało pod szczytem. Stoi tam domek letniskowy znany z poprzedniej bytności, ale nowe są ogrodzenia dwóch działek po sąsiedzku, strzeżone groźnymi tablicami zakazu wejścia. Zdaje się, że wkrótce przybędzie zabudowy, co już się stało po drugiej stronie – domy podchodzą tam pod szczyt, więcej jest też ogrodzeń i tablic informujących o prywatnym terenie.
Nie tylko na Górze Diany i nie tylko w moich górach są takie zmiany. Wszędzie w Sudetach widzę coraz więcej domów stawianych nie tylko w dolinach, w wioskach, ale i poza nimi, na zboczach, czasami dość wysoko. Nie dziwię się inwestorom ani nie krytykuję, wszak chcą mieć spokój i ładne widoki, ale… i ja, sudecki wędrowiec, też chciałbym mieć ładne widoki. Chciałbym widzieć dal i góry, a nie osiedla domów. Łatwiej byłoby mi zaakceptować ich widok, gdyby stylem nawiązywały do otoczenia, a one są dokładnie takie, jak w miastach, łącznie z wystrzyżonym pod linijkę trawnikiem obsadzonym tujami.
Rozmawiałem chwilę z mieszkańcem Myślinowa, wioski o stóp Góry Diany, powiedział mi, że ktoś nadał górze imię swojej wnuczki, ale nie zapytałem, kto to był; może jeszcze będę miał okazję?
Drzewo na polu pod Wysoką po prostu podobało mi się, ale nigdy nie podszedłem do niego. Dzisiaj chciałem to zrobić, ale… już się nie dowiem, jakiego było gatunku. Zostało wycięte. Poczułem się tak, jakby mnie ograbiono z może i drobnej własności, ale na swój sposób ważnej skoro pamiętanej.
Niżej zamieszczam dwa zdjęcia pola z samotnym drzewem, pierwsze jest z października 2017 roku, drugie o dwa lata i miesiąc późniejsze.
Na drugim zdjęciu widać w głębi Górę Diany.
Byłem dzisiaj na obu szczytach, co wcale nie jest u mnie normą. Te zalesione nierzadko omijam skoro nie są widokowe, a wejście na nie wyczynem żadnym nie jest, dzisiaj jednak wszedłem. Nie wiem, czemu. Chyba żeby tam być. Na jednym z nich obszczekały mnie wystraszone sarny i uciekły w popłochu, a między drzewami znalazłem ich legowiska. W takich sytuacjach myślę czasami, jak to dobrze byłoby umieć porozumieć się z tymi pięknymi zwierzętami. Gdyby się mnie nie bały i podchodziły, przynosiłbym im jabłka i marchew. Gdzieś tutaj, w przepastnych zakamarkach tego bloga, jest opis mojego spotkania ze znajomą sarną, ale… to fantazja, czy raczej marzenie.
Może pora odwiedzić Wąwóz Myśliborski? – pomyślałem patrząc spod Wysokiej na wzgórza nad Myśliborzem. Nota bene, ładny to widok, pamiętany. Poniżej zdjęcie dzisiejsze i z dnia kolorowej jesieni sprzed kilku lat.
Poszedłem. Wąwóz jest ciemny, zalesiony, dnem płynie wartki Jawornik, a w wielu miejscach ze zboczy sterczą stare, kostropate, czarne lub zielonkawe skały, nierzadko obrosłe mchem i oczywiście drzewami. Dość szeroki wąwóz miejscami zawęża się, ściskany z obu stron pionowymi ścianami skalnymi. Właśnie w takim miejscu na kilku skałach rośnie języcznik zwyczajny, nadzwyczaj rzadka paproć wcale nie wyglądająca na paproć.
Właśnie dla ochrony tej rośliny ustanowiono w wąwozie rezerwat. Podobają mi się takie działania człowieka. Może w żaden sposób nie odczulibyśmy jej wymarcia, ale ta paproć istniała jeszcze przed pojawieniem się człowieka na Ziemi i ma takie samo prawo żyć dalej jak wszystkie inne żywe organizmy. Po zastanowieniu... odejmuję z tej wielkiej listy komary i muchy.
Chociaż nie, cofam napisane, bo pomyślałem o jaskółkach, najpiękniejszych, najwdzięczniejszych ptaszynach. Czym pożywiałyby się te prawdziwe księżniczki naszego letniego nieba? Niech więc i muchy żyją, mimo że takie przebrzydłe i uprzykrzone. Jest to, nawiasem mówiąc, jedna z ogromnej ilości zależności między żywymi organizmami fauny i flory, a skoro już skręciłem w tę stronę, napiszę o innej. Badając powody usychania lasów iglastych stwierdzono, że chorują (także) z powodu wybicia przez myśliwych zbyt dużej ilości… dzików. Otóż pewne gatunki szkodników żywiących się igliwiem na drzewach chowają się w ziemi przy pniu „swojego” drzewa na czas zimy. Wiedzą o tym dziki. Potrafią zjeść 80 czy nawet więcej procent populacji tych robali, a pozostałe nie są już w stanie uśmiercić drzewa.
Wracam do wąwozu.
Więc języcznik, poszarpane skały, górski strumień, ale też drzewa przyciągały mój wzrok. Ciężko się im tam żyje, jeśli miałbym sądzić po wielkiej ilości obumarłych lub powalonych osobników. Liczne są tam piętrowe zwaliska, gdzie na przewrócone drzewo padało następne, a na nie kolejne, tworząc zapory dosłownie nie do przejścia, a jednocześnie bardzo dzikie i malownicze.
Trudno robić tam zdjęcia. Dno jest ciemne, skały też, a skierowanie aparatu wyżej powoduje jego ślepnięcie nawet przy zachmurzonym – jak dzisiaj – niebie. Wybrałem ledwie garść zdjęć nieco tylko lepszych od całkiem nieudanych.
Na parkingu przed wejściem do wąwozu widziałem kilkadziesiąt samochodów, a w wiosce parę innych płatnych parkingów na prywatnych posesjach. Zwiedzających było dużo, stanowczo za dużo jak na moje przyzwyczajenia, a zachowywali się… dziwnie. Nie widziałem ludzi zatrzymujących się i patrzących na coś, po prostu szli nader niewiele się rozglądając. Nie krytykuję ich, wszak oderwali się od telewizora i przyjechali tutaj, po prostu trochę się im dziwię. Może inaczej niż ja przeżywają bytność w takim miejscu? Nie wiem.
Okoliczne wzgórza są ostatnimi w Chełmach, w Górach Kaczawskich i w Sudetach. Szedłem wschodnim zboczem Garbca, z niewielkiej wysokości jego zbocza widząc rozległą równinę. Kres Sudetów.
Obrazki ze szlaku
Kamienie na polach. Trudna jest tutaj uprawa, ale czy dlatego należy z niej rezygnować i kupować ziarno za granicą? Czy tylko rachunek ekonomiczny ma się liczyć w kraju, który nazwę swą wziął od pól? Zboże to życie – tak uważali nasi przodkowie. Nie bez powodu jest podobieństwo między słowem życie a nazwą żyta, podstawowego kiedyś zboża – łączy je wspólny źródłosłów. Może zabraknąć smartfonów, samochodów albo telewizorów, ale póki mamy ziarno (i coś do niego), tragedii nie będzie. Oczywiście nawiązuję tutaj do strajków rolników, których popieram. W tym oszalałym świecie, w którym trzeba szczerzyć kły by być bezpiecznym, jedzenie powinniśmy mieć swoje, nawet jeśli miałoby być droższe od importowanego.
Liście czarnego bzu. Temu to zawsze się spieszy!
Dziuplaste drzewo. Mówi się, że martwe drzewo ma w sobie więcej życia niż żywe.
A co się stało tej czereśni?
Kasztanowa aleja w Myśliborzu. Kora skręca się w sposób typowy dla kasztanowców, a te wyróżnia wyjątkowo duża ilość odrostów i głębokie bruzdy na pniach.
Spojrzałem na pień tego drzewa i od razu wiedziałem, że patrzę na daglezję. Trudno mi rozpoznawać gatunki po wyglądzie samych pni, ale akurat z daglezją nie mam kłopotów. Poczułem satysfakcję. Daglezja nie jest „nasza”, to drzewo z Ameryki Północnej, gdzie jest tak pospolita, jak u nas sosna. U siebie dorasta do stu metrów, u nas znacznie mniej, ale i tak zwykle góruje w lasach nad innymi drzewami. Może tylko jodła jest w stanie z nią konkurować.
Stare karpy dębów. Czy nie przypominają rogów dinozaura? Na przykład trójrogowca, czyli triceratopsa?
Przylaszczka potwierdza porę wiosny.
Czerwone nie wiadomo co.
Widok z ostatniego wzgórza Sudetów.
A tutaj ten sam widok, ale przy innym oświetleniu; zdjęcie zrobiłem w październiku 2017 roku.
Kolejny przykład wypiękniania świata (i fotografii) przez słońce: w kadrze domy Myślinowa i Góra Diany. Zdjęcie wykonane dzisiaj w krótkiej chwili pokazania się słońca.
Świetlica w Myślinowie. Mam nadzieję na jej właściwe użytkowanie, bo zgodnie z danymi zamieszczonymi na tablicy informacyjnej kosztowała 1,26 mln złotych. Ściślej: 1 263 376 zł i 91 groszy. Te grosze na końcu liczby czynią różnicę, nieprawdaż? Tak napisać potrafi tylko buchalter.
Trasa w Chełmach na Pogórzu Kaczawskim: z Myślinowa na Górę Diany. Następnie Wysoka, Wąwóz Myśliborski, wokół wzgórza Garbiec pod wieś Chełmiec, polami na Młynik, zakolem powrót do wioski.
Statystyka: byłem 10,5 godziny na szlaku długości 20,5 km, a szedłem godzin 7.
Czerwone, nie wiadomo co, to czarka szkarłatna.
OdpowiedzUsuńWięc nie mogę tej rośliny nazwać "czerwone nie wiadomo co" bo już ma swoją nazwę? Szkoda. :-)
UsuńFaktycznie, może kojarzyć się z czarką. Oczywiście w naturze wygląda ładniej niż na moim zdjęciu.
Chyba noc zamieniasz w dzień, Janku.
Na mapie śledzę trasę Twojej wędrówki i widzę, że od Sowiej Skały w Wąwozie Myśliborskim wróciłeś tą samą drogą. W miejscu, gdzie żółty szlak skręca pod kątem prostym, można Wąwóz Myśliborski opuścić ścieżką wiodącą przez las (zielone kropki). Po wyjściu z lasu, otwiera się wyśmienity widok na Myślibórz, wzgórze Skałki i odnowiony pałac w stylu angielskim. Później z górki schodzi się do miejsca parkingowego.
OdpowiedzUsuńTak, wróciłem po śladach. Chciałem zobaczyć wąwóz jeszcze raz idąc w przeciwną stronę, a poza tym na końcu swojej drogi zdecydowałem się na przyjazd do Jakuszowej i przejście między innymi ścieżką na południe od wąwozu, a Ty proponujesz jeszcze drugą ścieżkę, północną. Mam więc gdzie chodzić, zwłaszcza, że myślałem też o Rataju.
UsuńMoże w następną niedzielę się tam wybiorę. Janku, dzięki za podpowiedź.
Wąwóz Myśliborski zauroczył mnie od pierwszego jego ujrzenia i odwiedzałem go wielokrotnie, o różnych porach roku. Również kilka razy wpadłem do Małych Organów Myśliborskich.
UsuńW Myśliborzu raczyłem się wyśmienitymi potrawami w Barze Kaskada. Ten bar miał wielkie wzięcie i dzisiaj rozwinął się do wielkości restauracji. To miejsce posiada salę wewnętrzną i miejsce zewnętrzne, które składa się z trzech poziomów ułożonych kaskadowo.
Kaskada jest tutaj
Mnie też się podoba ten wąwóz, dlatego chciałem jeszcze raz zobaczyć go z „drugiej” strony. Janku, chciałbym przypomnieć sobie pozostałe wąwozy kaczawskie, bo też są ładne i – przyznam się bez bicia – ich obrazy wymieszały mi się i nie pamiętam gdzie co widziałem.
UsuńMałe Organy też mam w planie, a restauracje… Janku… zabieram ze sobą kanapki i herbatę z sokiem malinowym.
Lubię takie wąwozy, zazwyczaj dnem płyną jakieś wody; niestety u nas mamy tylko taką jedną konkretną ścianę skalną z fliszu karpackiego nad Wiarem, i może jeszcze Mur Krzeczkowski, ale tam wydobywano łupek na cele budowlane. Mam karpę dębu, przywiózł mi ją przed 20 laty Janek, gospodarz, od którego kupiliśmy ziemię, ma się doskonale do tej pory jako ozdoba pod chatką:-) Języcznik występuje i u nas, właśnie na tych nielicznych skalnych ścianach od strony północnej, widać nie lubi słońca:-) czasami odwiedzam te miejsca, kojarzą się z dinozaurami. Mąż jako budowlaniec sprawdza też kosztorysy na różne prace z funduszy europejskich i muszę Ci powiedzieć, że wszystko musi grać co do przysłowiowego grosza, choć to czasami bywa śmieszne, przy takich kwotach. Czarka jest jadalna, ale jeszcze nie próbowałam:-)
OdpowiedzUsuńMario, dziękuję za Twoje wyjątkowe komentarze.
UsuńW sąsiedztwie są jeszcze trzy znane i nazwane wąwozy, jest gdzie chodzić.
Ładnym, oryginalnym wyglądem tamtych karp byłem zaskoczony.
Więc i was rośnie języcznik! Jest wokół jakaś strefa ochronna?
Ja się chyba nie odważę zjadać takie coś jak czarka, ale popatrzeć owszem, bo roślina jest ładna.
Rozumiem, że w księgach finansowych pieniądze muszą się zgadzać, ale po co te grosze wymieniać na tablicy informacyjnej stojącej przed budowlą? W moim odbiorze brzmi to właśnie śmiesznie.