160824
Miałem tylko pół dnia wolnego przed kilkudniowym wyjazdem, więc jechać daleko nie mogłem. Pojechałem na pobliskie Polesie, godzinę drogi od domu, bo przecież trwa druga połowa lata i każdy kolejny dzień staje się cenniejszy.
Wybrałem Ścieżkę Przyrodniczą Bobrówka; tak się zwie, stąd wielkie litery. Zaznaczam ten fakt, ponieważ coraz powszechniejszy jest zwyczaj błędnego pisania przypadkowych wyrazów właśnie wielką literą. Bobrówka jest niewielką rzeczką leniwie płynącą podmokłymi lasami i łąkami Pojezierza Łęczyńsko-Włodawskiego, 40 kilometrów na północny wschód od Lublina. Oglądanie mapy tej krainy jest dla mnie powrotem do młodości, do lat, w których nasze dzieci były małe, i z nimi, wyposażeni w namiot, często tam jeździliśmy.
Ścieżka ma około 3 km długości i w połowie wiedzie drewnianą kładką. Starannie są urządzone dwa miejsca odpoczynku z parkingami, a na tablicy informacyjnej podany jest koszt całości: 675 tysięcy w 2012 roku. Teraz ścieżka kosztowałaby zapewne dwa miliony. Dużo, ale było warto wydać tyle publicznego grosza aby móc podziwiać uroki tamtych trudno dostępnych miejsc. Warto zwłaszcza w zestawieniu z wojskowymi wydatkami: za cenę jednego czołgu wybudowano by 10 albo 20 takich ścieżek, a setki za jeden samolot wojskowy.
Chmurzyło się gdy dojeżdżałem zapomnianą przez drogowców drogą, lunęło, gdy tylko wszedłem pod dach szałasu – jakby burza czekała na mnie. Patrzyłem na zsiwiały las poprzez ścianę deszczu, widziałem szybko rosnące kałuże gotującej się wody, słyszałem głośny szum, chlupot i odgłosy przypominające mlaskanie. W lecie wszystko jest piękne, nawet intensywny deszcz, zwłaszcza obserwowany z suchego miejsca :-)
Po kwadransie deszcz ustał, godzinę później zaświeciło słońce. Lato!
Widziałem najprawdziwsze mokradła; takie, jakie pamiętam z dawnych lat. Mokradła będące dla mnie jednym z symboli dzikiej przyrody nie zniszczonej przez człowieka i po prostu piękne miejsca.
Zauroczył mnie Staw Młyński, spory zbiornik otwartej wody z mokrymi, zarośniętymi brzegami, roślinnością wodną i malowniczymi wysepkami traw.
Mokradła sąsiadują tam z suchymi lasami sosnowymi rosnącymi na piachach. Po deszczu wprost lśniły w słońcu, a w powietrzu czułem wyjątkową kompozycję zapachów parującej wody i żywicy. Lasy tamtejsze to bory sosnowe z intensywnie zielonym niskim runem i nielicznym podszytem, a nad nimi wznoszą się proste i wysokie, ciepłymi barwami malowane pnie sosen. Gdzieś przeczytałem, nota bene, że sosen rośnie u nas więcej, niż wszystkich innych drzew razem wziętych. Urok tamtejszych lasów także w wygodnych równych i suchych dróżkach po których można iść z zadartą głową bez obawy o potknięcie.
Wrócę tam jesienią, a wezmę ze sobą nóż i kosz.
Proszę przeczytać tekst na tej tablicy informacyjnej:
W lewo i w prawo biegł gruntowy, ale twardy i dość równy gościniec. Kiedyś, gdy ta część Polesia była niemal w centrum kraju, droga była jedną z głównych arterii komunikacyjnych Polski. Stałem na trakcie królewskim łączącym Kraków z Wilnem! Na tym placyku służącym teraz do manewrowania ciężkimi maszynami leśników i strażaków kiedyś stał młyn, a w gospodzie można było posilić siebie i konie. Przez moment wydawało mi się, że widziałem gońca znikającego za zakrętem i słyszałem tętent pędzącego konia…
Obrazki ze szlaku
Porosty na drewnianych elementach kładek – świadectwo czystości powietrza.
Otoczaki na drodze. Polodowcowe?
Ślady bobrów.
Podmokłe miejsca.
Konar dębu z odrostami.
Życie po życiu.
Owady biegające po wodzie.
Malownicze kępy traw i drzewka na Stawie Młyńskim.
Piękny i wielki klon.
Trasa: Ścieżka Przyrodnicza Bobrówka, Polesie, Lubelszczyzna.
Aż w mojej wyobraźni zapachniały sosny w tych lasach jakie pokazałeś Krzysztofie. Tak mi brakuje u nas takiego lasu, bardzo lubię ten zapach, który kojarzy mi się z pasem ochronnym nad morzem. Nawiasem pisząc teraz już takich nie ma. Wprawdzie pojedyncze sosny gdzie nie gdzie rosną ale to nie to. w całości to miejsce, które Przeszedłeś i pokazałeś jest pełne uroku. Wyobrażam sobie jak fajnie wyglądają te kępki trawy na wodzie kiedy zimą są przyodziane w czapy śniegowe. Urokliwe miejsce. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWróciłam jeszcze do zdjęć zamieszczonych. I do tej tablicy z tekstem. Krótka mi myśl przychodzi - musimy coś zniszczyć lub doprowadzić do zniszczenia, by kolejne pokolenie dochodziło do wniosku, że miejsce czy obiekt jest wart pokazania i odtwarzają czy odbudowują na nowo.
UsuńKępki traw na wodzie i dla mnie są urocze. Zrobiłem im całą sesję zdjęciową. A las? Dzisiaj namawiałem żonę na wspólny wyjazd, przede wszystkim z myślą o pospacerowaniu po tamtym właśnie lesie. Takie jasne, niezakrzaczone, najbardziej mi się podobają.
UsuńAleksandro, trochę będę bronił ludzi w związku z niszczeniem starych budowli. Z nimi bywa tak, jak z samochodami: dwudziestoletni jest po prostu tanim pojazdem niewartym większych inwestycji, ale jeśli ma lat 50 i nie jest przerdzewiały, nabiera wartości i jest odnawiany. Pomyślałem też o sudeckich pałacach: kto miał o nie zadbać w biednych pierwszych latach po wojnie, w latach niepewnych co do przyszłości tamtych ziem? No i kwestia zamożności, wszak dbanie kosztuje.
Ale oczywiście często jest tak, jak piszesz: świadomie, może nawet czasami celowo, doprowadza się do ruiny z głupoty, złości, ignoranctwa lub chęci zrobienia jakiegoś interesu.
Dwa tygodnie nie byłam na Roztoczu, ech…